Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Uświadamiasz sobie, że go lubisz

Jason Voorhees 

Upewniwszy się, iż domownicy śpią, zarzuciłaś kurtkę na ramiona, po czym wymknęłaś się z domku. Pełnia świeciła światłem odbitym sprawiając, że noc była jaśniejsza niż zwykle. W oddali zauważyłaś muskularną sylwetkę. Zapaliłaś czołówkę i ruszyłaś w stronę Jasona. 

-Cześć, przyniosłam nowe bandaże, więc jakbyś mógł to trochę się schyl albo usiądź. Niestety nie mam dwóch metrów - powiedziałaś. Zrobił to, o co poprosiłaś, więc pomogłaś zdjąć mu kurtkę. Nie był tak spięty, jak ostatnio. Może zaczął przyzwyczajać się do Twojego towarzystwa? Jeśli tak, to byłaś w podobnej sytuacji - Nie wygląda to najlepiej. Nie wystarczy zajmować się tym tylko wieczorem. Byłoby lepiej, gdybyśmy spotykali się o wyznaczonej godzinie w wyznaczonym miejscu. Wtedy mogłabym pomagać Ci dwa razy na dobę. Co o tym sądzisz?

Jason kiwnął głową, zgadzając się. Kiedy zmieniałaś mu opatrunek, kątem oka przyuważyłaś, że nie spogląda już w przestrzeń, a na Ciebie. Miał jasnoniebieskie oczy. Przełknęłaś ślinę, przyłapując się na myśleniu o tym, że są... Ładne? To głupie myśleć tak o psychopacie, ale cholerka! Od kiedy przestał mieć w stosunku do Ciebie mordercze intencje, był niesamowicie łagodny. Można by powiedzieć nawet, że w środku Twego serca, zaczęła rodzić się sympatia do Jasona. 

-Gotowe, staraj się nie nadwyrężać tego ramienia. Jutro przyjdź trochę wcześniej to pójdę głębiej w las i wtedy ustalimy miejsce spotkań, dobra? - Ponownie kiwnięcie głową - Świetnie. To do jutra!

Wyciągnęłaś powoli przed siebie rękę i chwyciłaś jego. Potrząsnęłaś ją i szybko uciekłaś do domku. Czemu to zrobiłaś? Kto wie? Jedno jest pewne, ochrona dzieciaków nie była jedynym powodem, dla którego jedno spotkanie przerodziło się w dwa. 

Freddy Krueger

Sen był jedynym, co było Ci potrzebne. Rzuciłaś swoją torbę w kąt sypialni i runęłaś na łóżko jak długa. Trzy minuty, dwie, jedna i bum! Byłaś w nicości, która szybko zaczęła się formować w stary dom. 

-Proszę, proszę, kto znowu zasnął? - usłyszałaś chichot. Obróciłaś się na pięcie i odczułaś niebywałą ulgę. Ludzie się zmieniają, a Freddy zawsze pozostawał taki sam. Widok jego twarzy, po ciężkim dniu, nigdy nie był tak satysfakcjonujący, jednak nie chciałaś pokazać mu, że poczułaś do niego pewnego rodzaju sympatię. Nie ten etap znajomości!

-Proszę cię Krueger, daj mi się wyspać chociaż raz. Miałam naprawdę ciężki dzień - mruknęłaś zgodnie z prawdą - Dziewczyna, która miała mnie zmienić, znowu się spóźniła i to ja przez nią oberwałam! Do tego nie chciała nawet ze mną rozmawiać! 

-Zabij szmatę - powstrzymałaś się od śmiechu, przygryzając wargę. Jego poczucie humoru było tym nasionkiem nici porozumienia, jaką odczułaś po ostatnim spotkaniu. 

-Już lecę - odburknęłaś. Skoro miałaś spędzić z nim najbliższe godziny, to wypadałoby zagaić temat - A tak w ogóle, co tam nowego?

Mimo absurdalności tej sytuacji, czułaś się dobrze w towarzystwie Freddy'ego. Był szczery i mówił rzeczy wprost, czego brakowało Ci, na przykład, w pracy. Kurczę, polubiłaś tego drania. 

John Kramer

Skończyłaś jeść szybki posiłek w przerwie w pracy i wstałaś z krzesła. Upiłaś łyk wody i ponownie usiadłaś na krzesełku, za ladą. Nie miałaś nic do roboty, więc zaczęłaś rysować długopisem na pierwszej lepszej kartce, którą znalazłaś. To fascynujące zajęcie przerwał Ci jednak dźwięk otwieranych drzwi. 

-Dzień dobry - powitałaś klienta. Na widok Johna, uśmiechnęłaś się. Nie widziałaś go od paru dni, ale zdawało Ci się, jakby minęła wieczność. 

-Dzień dobry, macie na stanie druty lutownicze? - spytał tym swoim spokojnym głosem. Lubiłaś jego brzmienie... Chyba wszystko w nim lubiłaś. 

-Zaraz przyniosę - i pofrunęłaś na zaplecze. Wiedziałaś, gdzie były, ale odkopanie pudła z ów drutami zajęło parę chwil. Śpieszyłaś się, aby zdążyć z nim porozmawiać. Trochę Ci go brakowało. Był chyba jedną osobą, z którą mogłaś rozmawiać na każdy temat, a on wysłuchiwał Cię i nie osądzał. Co prawda, miał parę poglądów, które sprzeczały się z Twoimi, ale to czyniło go jeszcze bardziej wyjątkowym.

Znalazłaś je w końcu i wyszłaś z zaplecza. Czekał oparty na blat. 

-Proszę - zapłacił i schował drut do kieszeni - To... Do zobaczenia?

-Jak najbardziej - puścił Ci oczko i skierował się do wyjścia. Nie wiedzieć czemu, Twoje policzki zaczęły płonąć. 

Jedno było pewne. Coraz bardziej pałałaś do niego sympatią. 

Hannibal Lecter

-Proszę pani, jak wypożycza się książki? - zagadnęła Cię mała, złotowłosa dziewczynka. Uklęknęłaś przy niej i zaczęłaś po kolei tłumaczyć, co powinna zrobić. Na szczęście przełożona miała nadmiar klientów, więc to Ty mogłaś się nią zająć. W międzyczasie zauważyłaś, że Hannibal siedzi przy stole i patrzy się prosto w Twoją stronę. Posłałaś mu uśmiech, co szybko odwzajemnił.

Pomogłaś dziewczynce, która podziękowała Ci i opuściła bibliotekę, wesoło podskakując. Patrzyłaś za nią chwilę, jednak z amoku wyrwało Cię pukanie w ramię. Odwróciłaś się szybko. 

-Chciałbym ją wypożyczyć - niebieskooki wskazał na książkę. Poczułaś zapach, przyjemnych dla nosa, perfum. Był ubrany w niebieską koszulę, co zdążyłaś wcześniej przyuważyć. 

-W takim razie, proszę za mną - posłusznie za Tobą podreptał. Wyłapałaś również wzrok Przełożonej, która patrzyła na Ciebie z przymrużonymi oczyma. Ups. 

Szybko obsłużyłaś Lectera i podałaś mu książkę. Kiedy mu ją podałaś, jego palce dotknęły Twoich. Przyjemny dreszcz przeszedł Ci po plecach, a bluzka, którą na sobie miałaś, wydawała się być za ciepła. Tylko... Czemu? Żadna obecność mężczyzny nigdy nie wywołała u Ciebie takiej reakcji. Ostrożnie zabrałaś rękę. 

-Jeśli nie ma pani nic przeciwko, proponuję mówić sobie po imieniu. 

-W takim razie, miło mi cię poznać, Hannibalu. 

-Mi również, (Imię). 

Po tym, opuścił bibliotekę. Cały wieczór myślałaś o tym mężczyźnie. Z dnia na dzień coraz bardziej go lubiłaś. 

Pennywise 

Stałaś oparta o barierkę mostu, wpatrując się w średnio ciekawy widok. Las i rzeczka, do której najpewniej wpływały kanały. Urlop mijał Ci bez żadnych złych zdarzeń, a jednak była jedna rzecz, która Cię zaniepokoiła. Ginące dzieci. Co parę dni wywieszano coraz to nowsze kartki o zaginięciach. Nikt nie wiedział, co się z nimi działo i nie zapowiadało się, aby policja znalazła jakikolwiek nowy trop. 

-Hej (Imię)! Dawno się nie widzieliśmy! - usłyszałaś za sobą. Odwróciłaś głowę. Pennywise stał tuż obok, poprawiając Ci humor samą swoją obecnością. Uśmiechnęłaś się na jego widok. 

-Cześć Penny. Jeśli trzy dni są dla ciebie długie, to co będzie, jak stąd wyjadę?- zapytałaś, podchodząc bliżej i patrząc się prosto w jego oczy. Był o wiele wyższy, więc musiałaś zacierać głowę w górę. 

-Wtedy raczej za hibernuję - mruknął. Oparł się o balustradę, więc zrobiłaś to samo. Staliście tak, czując ciepło bijące od słońca. 

-Przyjemny dzionek - powiedziałaś. Przytaknął cicho - Co byś powiedział na lody?

-Lody? Pennywise zawsze chętny i gotowy! - Od razu się rozentuzjazmował. 

-Okej, wskakuj na ramę od roweru, maleńka - zachichotałaś i, o dziwo, zrobił to. Co prawda, daleko tak nie ujechaliście, ale było zabawnie. Skończyło się na tym, że Ty jechałaś bardzo wolno, a on kroczył obok. 

Czas spędzony z Penny'm zawsze jest świetny. Wybrał loda truskawkowego i zjadł go w mniej niż minutę. Zauważyłaś przy okazji, jak długi miał język. Gdybyś nie lubiła go tak bardzo, zaczęłabyś zauważać, że jest z nim coś nie halo, ale dla przyjaciół wszystko. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Fiu fiu, lubię pisać te scenariusze. Myślę, że jeszcze parę rozdziałów i dodam Michaela Myersa. Do tego planuję obejrzeć Krzyk, więc spodziewajcie się napadu weny. 

Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro