Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kiedy zakładasz coś jego/Pocałunek

Jason Voorhees

Mimo, że drzemało się naprawdę przyjemnie, postanowiłaś wstać. Jason zdecydował sobie jeszcze poleżeć, a Ty przeszłaś się po mieszkaniu. Nie zauważyłaś jednak nic godnego uwagi. Szukając czegoś do roboty zawędrowałaś do miejsca, gdzie Jason zostawił kurtkę. Zrealizowałaś pierwszą myśl, jaka przyszła Ci do głowy. 

Mężczyzna leżał na kanapie. Wyszłaś gdzieś chwilę temu i, choć obiecałaś nie zostawiać go w domku, nadal trochę się denerwował. Wstał więc z zamiarem poszukania Cię, a kiedy przeszedł przez drzwi, znieruchomiał. Stałaś przed nim ubrana w jego kurtkę, która zwisała na Tobie jak... Po prostu zwisała. 

-Hehe, chyba jest mi za duża - zachichotałaś nerwowo, że przyłapał Cię na przymierzaniu jego kurtki. Nie wiedziałaś jednak, że pod hokejową maską ukryta jest twarz cała pokryta rumieńcem. Mogliby dać mu wszystkie słodycze świata, ale widok tuż przed nim przebiłby konkurencje z łatwością. 

Zdjęłaś ją jednak i podałaś mężczyźnie. Przyjął ją i skinął głową. 

-Wiesz, będziemy musieli się powoli zbierać. Niedługo wszyscy się obudzą. 

Mimo, że był to naprawdę wspaniale spędzony czas, wzięliście zabrane rzeczy, zakluczyliście domek i odnieśliście klucz. Zdecydowałaś się jednak odprowadzić Jasona do Waszego miejsca. Szliście ramię w ramię, wdychając świeże powietrze i nie wiedząc, jak się zachować. Obydwoje nie chcieliście się rozstawać, ale mieliście codzienne czynności, które musieliście zrobić. Kiedy dotarliście na miejsce, stanęłaś i poczekałaś, aż Cię wyprzedzi. Szybko zauważył, że nie idziesz dalej i również się zatrzymał. Dzielił Was niecały metr. 

-Wiesz Jason, było naprawdę fajnie. Jakby kiedyś padał deszcz, a akurat byłbyś obok to... Zapraszam - uśmiechnęłaś się lekko, a mężczyzna pokiwał głową twierdząco. Nie miałaś pojęcia, co dalej powiedzieć. 

-To do zobaczenia - podeszłaś do niego i objęłaś w pasie. 

Bardzo chciał pokazać Ci, że również spędził z Tobą wspaniały czas, ale jak? Nie mógł mówić, a długopisu tu nie widział. Co prawda, pamiętał z dzieciństwa jeden sposób wyrażania uczuć, ale, jak tłumaczyła mu mama: ,,Bliskie osoby się całuje, a teraz daj mamie buzi w policzek".  Czy był dla Ciebie tak samo ważny, jak Ty dla niego? 

Puściłaś go z zamiarem odejścia, ale przytrzymał Cię za nadgarstek. Odwróciłaś się, chcąc zapytać się, o co chodzi, ale nie mogłaś nic powiedzieć. Na wpół uchylona maska odsłaniała usta Jasona, które aktualnie przyciskały się do Twoich odpowiedniczek. 

Nie wiedział co robił. Miał zamiar pocałować Cię w policzek, ale źle wymierzył odległość swojej twarzy od Twojej i trafił w usta. Widział, jak robili to nastolatkowie, którzy czasami przyjeżdżali na swój ostatni wypad nad jezioro. Do tej pory obrzydzało go to... Do tej pory. Czuł ciepło, rozprzestrzeniające się po całym ciele. 

Nim zdążyłaś się obejrzeć, odsunął się, a maska ponownie zakrywała całą jego twarz. Chciałaś coś powiedzieć, ale Voorhees zniknął szybciej niż zazwyczaj. Stałaś osłupiała parę minut, aż w końcu przyswoiłaś sobie to, co się stało. 

Teoretycznie nieżyjący morderca pocałował Cię w usta, po tym jak wspólnie dzieliliście kanapę i dobrze się razem bawiliście. Czułaś ciepło, które wtargnęło na Twoje policzki. 

Ten pocałunek uświadomił Ci jedno. 

Jason zdecydowanie nie był Ci obojętny. 

Freddy Krueger

Freddy poszedł do toalety i zostawił swoją fedorę. Wyczułaś w tym idealną zemstę... Co prawda zapomniałaś już, czemu chciałaś się zemścić, ale pewnie znalazłoby się parę powodów. Zabrałaś również jego sweter z salonu i chwyciłaś za nożyczki. Perfekcyjnie, powiedziałaś, patrząc w lusterko. 

Schowałaś się za drzwiami i poczekałaś, aż Freddy wyjdzie. Usłyszałaś, jak gwizdał sobie pod nosem. Zgodnie z planem, przeszedł tuż obok Ciebie. 

-(Imię)? - zawołał, a kiedy zauważył, że Cię nie ma. Wyczekałaś, aż zacznie się odwracać, a wtedy wyskoczyłaś na niego z nożyczkami w rękach. Niestety, jego jedyną reakcją było mrugnięcie parę razy. Zachichotałaś nerwowo. 

-Spodziewałam się lepszej reakcji - wymamrotałaś. Zmierzył Cię wzrokiem od góry do dołu i oblizał usta. 

-Zawsze lubiłem ten sweter, ale... Na tobie wygląda lepiej, laleczko - wymruczał. 

-Chyba pójdę się już przebrać - powiedziałaś, po czym sama czmychnęłaś do łazienki. 

-Mogę ci go pożyczyć, jak chcesz! I tak mam ich nieskończoność!

-Może innym razem!

Nie wiedzieć czemu, gest z oblizywaniem ust sprawił, że zrobiło Ci się gorąco. Przemyłaś twarz zimną wodą i przebrałaś się w normalne ubrania. No, może oprócz fedory. Czułaś się w niej jak jakiś detektyw.

Po chwili wyszłaś z łazienki. Mężczyzna zaparzał wodę na kawę i zaproponował Ci, że z też zrobi Ci jedną. Zgodziłaś się i zdziwiłaś, kiedy spienił mleko, a z pianki zrobił fajny wzorek.

-Skąd ty umiesz takie rzeczy - powiedziałaś, będąc pod wrażeniem serduszka, które dla Ciebie stworzył.

-Było się tu i tam, to się nauczyło tego i owego - uśmiechnął się z satysfakcją. Nie wiedział, że tworzenie ze śmietanki wzorów na kawie będzie wstanie Ci zaimponować, dlatego jeszcze nigdy nie zaparzył Ci kawy, jednak, z racji tego, że Twoja reakcja połechtała mu ego, chyba uzależni Cię od kofeiny. Miał zbyt dużo wzorów do pokazania!

-Dobra - mruknęłaś - Chociaż trochę żal mi to niszczyć.

-Pij, pij. Najwyżej zrobię ci drugą. Chociaż to pewnie innym razem - odparł, wsadzając swój kubek do zlewu. Kiedy on ją wypił? - Będę się zbierał.

-Już?

-Miałem to zrobić jakieś dziesięć godzin temu - wzruszył ramionami.

-No cóż, wpadnij jeszcze. Dobrze jest Cię mieć przy sobie.

-Wiem - puścił Ci oczko, po czym poprawił swoją rękawice.

-A właśnie, jeszcze jedno!

Wstałaś i zdjęłaś ze swojej głowy jego kapelusz. Wyciągnął rękę i powoli go chwycił.

-Możesz go zatrzymać - mruknął.

Zbliżył się i założył Ci na głowę. Nie zabrał jednak ręki z Twojej głowy.

-W takim razie ty możesz zatrzymać bluzę - poklepałaś go po ramieniu. Nic jednak nie powiedział - Freddy?

-A pieprzyć to - powiedział, po czym, bardzo delikatnie, wpił się w Twoje usta. Nie zamknęłaś oczu, cały czas obserwując jego zielone tęczówki. Było to tak niespodziewane, że nie wiedziałaś, co zrobić

Freddy napawał się miękkością Twoich warg. Było jeszcze lepiej, niż to sobie wyobrażał. Trzymał Cię mocno, nie chcąc, byś wpadła na jakiś głupi pomysł tj. Odsunięcie się od niego w takiej chwili.

Nie chcąc jednak, byś czuła zbytnie nasycenie jego obecnością, puścił Cię i odsunął się kawałek.

-Słodkich snów - mówiąc to, wbił sobie rękawice w serce i zniknął tak niespodziewanie, jak się pojawił.

Stałaś w kuchni, trzymając dłoń na ustach. Na Twoje policzki wpłynął rumieniec, który nie zniknął jeszcze długo.

Nie mogłaś doczekać się wieczora.

Michael Myers 
(w tym rozdziale nie ma zakładania jego ciuchów, ale będzie w następnym. Będzie innym razem,a Michael nie ma, oprócz maski, raczej nic, co mogłabyś założyć )

Siedziałaś przy stole w towarzystwie Michaela. Skończyłaś śniadanie i czekałaś, aż mleko zagrzeje się, by zrobić kakao mężczyźnie, który cały czas uważnie Cię obserwował. Podobno ostatni raz pił je przed pójściem do zakładu! Nie wie co traci. 

Kiedy tylko je zalałaś, telefon zadzwonił ponownie. 

-Zaraz wrócę - poinformowałaś Michaela. Wyszłaś do salonu i podniosłaś słuchawkę - Halo?

-Wiem, że jest u ciebie - powiedział od razu dr. Loomis. Twój puls przyśpieszył, a kolana zaczęły trząść. 

-Nie wiem, o czym pan mówi - zaczęłaś. 

-(Imię), nie kłam. Jestem już w drodze. Nawet nie próbuj go ostrzegać. 

-P-policja wie?

-Nie - zaskoczyła Cię ta odpowiedź. 

-Niech pan im nie mówi. Załatwmy to po cichu. 

-Tak właśnie chciałem zrobić. Wpadłem na pewien pomysł. Daj mi dziesięć minut. 

-Okej, to do zobaczenia. 

-Bez odbioru. 

Odłożyłaś słuchawkę. Sam miał plan. Musiałaś liczyć na to, że zadziała i uda Wam się to załatwić po cichu. Był tylko jeden problem... Jak Michael zareaguje, kiedy zobaczy doktora? Będziesz musiała go powstrzymać, tylko jak?

Poczułaś, jak ktoś puka Cię w ramię. Odwróciłaś się, widząc brązowowłosego, we własnej osobie. Wskazywał na telefon. Postanowiłaś go nie okłamywać i, choć bałaś się jego reakcji, szczerość to podstawa w dobrej relacji. 

-Michael, dzwonił doktor Loomis - jego ręce zacisnęły się w pięści, a głowa szybko odwróciła się w stronę drzwi, jakby chciał uciec. 

-Spokojnie, będzie sam. Postarajmy załatwić to bez interwencji policji, dobrze? - podeszłaś do niego bliżej i chwyciłaś za rękę - Też mam pewien pomysł. Zaufaj mi i zaczekajmy razem na doktora. Michael, ja zaufałam tobie, teraz twoja kolej. 

Mężczyzna nie wiedział, co robić. Z jednej strony mógł ponownie uciec i zabrać Cię ze sobą, ale wtedy wszystko by się pokomplikowało, a z drugiej mógł zdać się na łaskę Loomis'a i zaufać Twojej pomysłowości. Po dłuższej chwili, wybrał opcję z zaufaniem. 

Pokiwał twierdząco głową, a następnie usiedliście razem na kanapie. Siedziałaś jak na szpilkach i podskoczyłaś, kiedy zadzwonił dzwonek. Wstałaś, ale za daleko nie zaszłaś, bo Samuel sam wszedł do środka. 

-Tu jesteśmy - zawołałaś. 

Przyszedł szybko. Wszyscy nie byliście przygotowani na tę konfrontację. Doktor położył dłoń na rewolwerze, Michael wstał, a Ty byłaś murem, który ich oddzielał. 

-Uspokójmy się - powiedziałaś. Obydwaj mierzyli się wzrokiem. Chwyciłaś Myersa za rękę i zbliżyłaś się, zasłaniając jego klatkę piersiową, jakby Wasz gość chciał strzelić - Usiądźmy. 

Niepewnie usiedli. Doktor na fotelu po prawej stronie od kanapy, a Michael na jej drugim końcu. Musiałaś wziąć się w garść. 

-Mówił pan, że ma plan. Jaki? - spytałaś. Cały czas patrzyli sobie w oczy. 

-Domyślam się, że zabranie go daleko stąd nie wypali. Po jakimś czasie znowu ucieknie - warknął, a brązowooki obruszył się niespokojnie - Dlatego myślałem nad tym, abyś ponownie zamieszkał w swoim starym mieszkaniu, ale nie sam. Tutaj prośba do ciebie, (Imię). Jesteś jedyną osobą, która może się do niego zbliżyć. Czy mogłabyś mieszkać z nim i pilnować go, by zachowywał się w miarę cywilizowanie? Cała akcja byłaby przeprowadzona w najcichszy, możliwy sposób. Jest tylko jeden warunek. Bylibyście pod stałą agentów rządowych. Zgadza się pani?

Siedziałaś, nie wiedząc, co powiedzieć. Mogłabyś mieszkać sama, usamodzielnić się, ale zostawić matkę i nic jej nie mówić. O mieszkanie z Michaelem się nie martwiłaś - czas spędzony z nim był naprawdę przyjemny - ale co z sąsiadami? Tak dużo pytań, tak mało pewnych odpowiedzi.

-Ja... Przemyślę to. 

-Nie ma czasu na myślenie. Musi się pani zdecydować. Dostałem dwadzieścia minut na rozmowę z wami. Za jakieś trzy, wkroczy tu oddział antyterrorystyczny. 

-To... Ten, tak? Chyba, raczej - powiedziałaś pod wpływem emocji - A ty Michael?

Pokiwał twierdząco głową. Mógł znowu mieszkać w swoim domu, a to, że policja będzie go prześladować, nie było problemem. Nie raz im się wymknął. Z resztą, posiadanie Cię przy sobie wszystko mu wynagradzało. 

***

Stałaś w korytarzu nowego domu. W Twojej ręce spoczywała walizka, a w kieszeni klucz do domu. Nie miałaś czasu porządnie się spakować. Twoje życie nagle wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i nic nie mogłaś na to poradzić. To znaczy, mogłaś zostawić Michaela na pożarcie policji, ale nie chciałaś, by ponownie się z nim męczyli. 

-To... Od dzisiaj mieszkamy razem - mruknęłaś. Michael stojący obok Ciebie pokiwał twierdząco głową. Nie wiedzieć czemu poszli z nim na układ, ale cieszył się z tego. Czuł ciepło w jego, teoretycznie martwym, sercu, a Twój widok w jego salonie koił złość. 

Michael chciał spróbować jednej rzeczy. Nienawidził, kiedy nastolatkowie chodzili po jego domu i... Rozbierali się... Ech. Czuł wtedy nieopisaną chęć mordu, ale teraz delikatnie zmienił swoje nastawienie do całowania. 

Bez skrupułów podszedł do Twojej osoby, uchylił maskę, chwycił Cię za podbródek i złączył Wasze usta razem. Nie spodziewał się takiego... Podniecenia? Było to coś nowego, fascynującego. Nie chciał przerywać, ale jednocześnie nie widział Twojej twarzy. Odsunął się zsunął maskę z powrotem i spojrzał się na Ciebie. 

Miałaś czerwone policzki, a oddech szybszy niż zazwyczaj. Do tego Twoje oczy... Były szeroko otwarte i błyszczały bardziej niż zwykle. Nie wiedzieć czemu, poczuł chęć ucieczki. Czy to były dobre sygnały, czy jednak nie?

Nim zdążyłaś jakkolwiek zareagować, poszedł na górę. Sprzeczne emocje kotłowały się w Twojej głowie. Najpierw przeprowadzka z godziny na godzinę, a potem pocałunek ze strony Myersa. 

Musiałaś odpocząć, zdecydowanie. 

John Kramer

Stałaś w nowym domku. Podpisałaś umowę i mieszkanie było oficjalnie Twoje. Zaprosiłaś do siebie Johna, chcąc spędzić razem trochę czasu. Oczywiście w międzyczasie zamierzałaś dowiedzieć się, o co chodziło z mężczyzną, który go szukał. Czuł się już lepiej i przebywał u siebie.

Kupiłaś niezdrowe jedzenie, powypożyczałaś filmy i czekałaś, aż mężczyzna zapuka. Stało się to dosyć szybko. Nadal kuśtykał, ale było o wiele lepiej. 

-Hej - przywitałaś się z nim. Odpowiedział Ci tym samy, a następnie wpuściłaś go do domu. 

-Ładnie - stwierdził, patrząc na wszystko uważnie. Powiesił kurtkę na wieszaku i skierowaliście się do salonu. Było szaro na dworze, dzięki czemu horrory padły na Wasz wybór w kwestii oglądania filmów. Zaczęliście oglądać "Halloween", a w trakcie zrobiło Ci się zimno. 

-Pójdę po kocyk - stwierdziłaś, ale John przytrzymał Cię za ramiona, bowiem jego ręka, dziwnym trafem, zsunęła się z kanapy na Twoje plecy i lekko przyciskała do siebie. 

Bez słowa zdjął bluzę i zarzucił ją na Twoje ramiona. Uśmiechnęłaś się, dziękując niemo i położyłaś swoją głowę na jego ramieniu. Bluza przyjemnie pachniała. Mimowolnie wciągnęłaś powietrze. John powstrzymał śmiech. 

-Hugo Energise - powiedział nagle, a Ty spojrzałaś się na niego zdziwiona. 

-Co?

-Nazwa perfum - czuł się usatysfakcjonowany widząc, że na Twoją twarz wpełza ognisty rumieniec. Starałaś się znaleźć słowa, które mogłyby wyprowadzić Cię z tej sytuacji, ale nic nie przychodziło Ci do głowy. 

-Masz dobry gust - wymamrotałaś tylko. 

Po filmie John stwierdził, że pójdzie do toalety, więc zostałaś sama. Włączyłaś kanał z wiadomościami. ,,Piła ponownie zaatakował" brzmiał główny temat. Włożyłaś ręce do kieszeni i zaczęłaś nasłuchiwać, zainteresowana tematem. Poczułaś coś jednak prawej ręce. Papierek. Nie, żebyś była wścibska, ale... Jedno spojrzenie nie zaszkodzi. Upewniając się, że John nie nadchodzi, wyjęłaś go z kieszeni i zaczęłaś czytać. 

Dennis Webb

Nie znałaś go. Powróciłaś jednak do oglądania telewizji. Była właśnie rozmowa z jednym z policjantów. Ofiarą był niejaki Dennis Webb - mężczyzna, który miesiąc temu opuścił więzienie. Brzmiało to... Co najmniej dziwnie. Czyżbyś się pomyliła?

Ponownie wyciągnęłaś kartkę i przeczytałaś ją trzy razy. To samo. Twój puls przyśpieszył, a umysł zaczął łączyć fakty. Kupował dużo części elektrycznych z Waszego sklepu, jego poglądy na temat szanowania życia były bardzo niespotykane i to postrzelenie. Słuchałaś jednak dalej. Wmawiałaś sobie, że to wszystko nieprawda, ale niedługo później na ekranie pojawił się kolejny policjant. Ten, który był w Twoim sklepie, w dniu, w którym postrzelono Johna. 

Mężczyzna wytarł ręce w ręcznik i wyszedł z łazienki. Wszedł ponownie do salonu i szybko ogarnął, że coś jest nie tak. Nie uśmiechałaś się, a Twój wzrok spoczywał na podłodze. 

-(Imię), czemu posmutniałaś? - spytał. 

-Może ty mi powiesz? - Twój głos był chłodny. Wyciągnęłaś z kieszeni kartkę. Cholera, zapomniał o tym. 

Następnie wskazałaś na telewizor. Szybko chwycił za pilota i zgasił go jednym przyciskiem. 

-Nie rozumiem... Najpierw próbujesz mnie zabić, a teraz traktujesz... Jakbym cokolwiek znaczyła?! - krzyknęłaś, zaciskając pięści. Twoje serce rozpadło się na milion kawałków. Człowiek, którego szanowałaś i darzyłaś niezwykłym uczuciem, sprawił, że wylądowałaś w szpitalu i był odpowiedzialny za niesamowitą ilość śmierci. 

-Znaczysz dla mnie dużo. Musiałem to zrobić - odparł, starając się brzmieć spokojnie. Nie warto było dalej brnąć w kłamstwach. Jak mógł zapomnieć o tak oczywistej rzeczy, jaką była zwykła kartka?

-Wyjdź, albo zadzwonię na policję - zagroziłaś i wstałaś. Zrobił to samo, ale zamiast skierować się do wyjścia, podszedł do Ciebie - Mówię poważnie. 

-(Imię), daj mi szansę na wytłumaczenie się. 

-Nie! Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Nigdy?! Żyłabym z myślą, że jesteś zupełnie normalny, a prawda jest taka, że...!

Nim skończyłaś dokończyć, chwycił Cię za ramiona i pocałował, nie pozwalając na powiedzenie czegokolwiek. Szarpałaś się, ale nie chciał Cię puścić. Po Twoich policzkach popłynęły łzy. Ufałaś mu, jak nikomu wcześniej... 

John nie spodziewał się, że to zrobi. Co prawda, myślał o tym od dłuższego czasu, ale nie miał w planach żadnego pocałunku. Nigdy nie robił nic pochopnie, ale teraz... Był to pierwszy sposób uciszenia Cię.

Mimo, że Twoje wargi były tym, czego pragnął, przytrzymał Cię jeszcze chwilę, z kieszeni wyjmując strzykawkę przygotowaną na wyjątkowe okazje. Wbił Ci ją w nadgarstek i wstrzyknął prawie całą zawartość. Środek nasenny zaczął działać szybko. Zaczęło kręcić Ci się w głowie. 

-Nie wybaczę ci - wyszeptałaś. 

Ciche "przepraszam" było ostatnim słowem, jakie usłyszałaś, nim straciłaś przytomność. Jego kojące ramiona złapały Cię i położyły na kanapie. Teraz musiał znaleźć sposób, jak to wszystko odkręcić. 

Hannibal Lecter

Noc mijała nieubłaganie. Nie spaliście od paru godzin, wyczekując rana i rozmawiając na różnorakie tematy. Wiedziałaś jednak, że godzina siódma w końcu nadejdzie. Tak też stało się piętnaście minut później. 

-Na mnie już czas - powiedział, wstając od stołu i rozprostowując kości. 

-Rozumiem - mruknęłaś, również podnosząc, obolałe od siedzenia, pośladki - Właściwie, musiałabym pójść odebrać wypłatę. 

-Mam nadzieję, że pozwolisz się odprowadzić - powiedział, a Ty uśmiechnęłaś się lekko. 

-Czemu nie? 

Wzięliście swoje rzeczy i, korzystając z tego, że było jeszcze ciemno, szliście ramię w ramię. Niestety, po drodze zaczęło padać, a Twoja cienka kurtka przemokła. Hannibal nie mógł pozwolić, by jakiekolwiek zarazki z tego skorzystały i oddał Ci swoją marynarkę. Podziękowałaś mu krótko. Pachniała wodą kolońską, co przyjemnie drażniło Twój nos. Była ciepła, nagrzana. Podał Ci ramię i w taki sposób doszliście do biblioteki. Zdecydował się zaczekać przed wejściem. 

Cała akcja zajęła Ci krótko. Szefowa podała Ci plik pieniędzy, który schowałaś do torebki. Wychodząc, zaczepiła Cię Przełożona. Z jej, prawie zawsze idealnego, koka wypadały niesforne kosmyki włosów, a pod oczami widniały sińce. 

-(Imię)! Trzymaj się z daleko od tego mężczyzny, który tu przychodzi! Słyszałaś już? - mówiła. 

-Tak, słyszałam - odparłaś krótko powoli ją wyminęłaś - Do widzenia. 

Na zewnątrz wiernie czekał na Ciebie Hannibal. Ponownie podał Ci ramię, które przyjęłaś. 

-Wracaj do domu, (Imię). To nieodpowiedzialne, chodzić tak po deszczu - powiedział. 

-Ciebie też się to tyczy - odparłaś. Staliście na przystanku autobusowym, którym miał zamiar jechać mężczyzna - Wiesz, jeśli kiedykolwiek w przyszłości byłbyś w pobliżu to... Moje drzwi są dla ciebie otwarte. 

Autobus nadjechał, a ludzie zaczęli wysiadać. Chciałaś oddać mu marynarkę, ale chwycił Cię za ręce. Nim zdążyłaś cokolwiek zrobić, złożył na Twoich ustach krótki, wręcz symboliczny pocałunek. Jego usta były szorstkie, choć nadal przyjemne. 

Odsunął się i pogłaskał Cię po policzku. Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, czy jakkolwiek zareagować, wsiadł do autobusu, który szybko odjechał. 

Patrzyłaś za nim, dopóki nie zniknął za zakrętem. Mimo otaczającego Cię zimna i wilgoci, czułaś niezwykłe ciepło. 

Dopóki nie ochlapał Cię samochód przejeżdżający obok. 

Pennywise 

-(Imię), (Imię)! - krzyknął Pennywise, wbiegając do Twojego pokoju. 

-Ciszej - mruknęłaś. Od kiedy pozwoliłaś mu nachodzić Cię w mieszkaniu i dowiedziałaś o jego paranormalnych zdolnościach, odwiedzał Cię przynajmniej trzy razy dziennie w porach, które były najmniej odpowiednie. Nadal nie przetrawiłaś do końca tego, kim jest, ale ciężko byłoby się od niego odciąć - Jest dopiero... Siódma. 

Wyjąkałaś, po czym przewróciłaś się na drugi bok. Nie wiedziałaś, czego chciał, ale absolutnie mało Cię to obchodziło. Sen - tylko to miało znaczenie w tej chwili. 

-Ale patrz co dla ciebie zdobyłem, niewdzięczna. 

Cudem otworzyłaś oczy i podniosłaś się do siadu. Trzymał przed sobą sukienkę na wzór swojego stroju. Otworzyłaś usta, by powiedzieć jedno słowo. 

-Nie - po czym wróciłaś do spania. 

-No dalej, załóż to! Będziemy jak te... Nastolatki, co są najlepszymi przyjaciółmi. 

-O tak, świetny pomysł. Od kiedy się przyjaźnimy? - spytałaś odruchowo. Niestety Twoja złośliwość delikatnie rozzłościła klauna, który zdecydował, że balon wypełniony wodą przez przypadek pęknie CI nad głową. Pisnęłaś, czując, jak zalewa Ci całą koszulę nocną. 

-Coś mówiłaś? - satysfakcjonujący uśmieszek na jego twarzy sprawił, że chciałaś mu oddać w jakiś sposób, jednak miałaś nieco większy problem. Nie miałaś pod spodem stanika, a skoro biała koszula przemokła...

-Nie patrz się! - krzyknęłaś, ekspresowo zasłaniając się kołdrą. Pennywise nie wiedział, o co chodzi. 

-Nie masz się czego wstydzić, mokra koszula szybko wyschnie - odpowiedział bez skrępowania. 

-Penny, ja wiem, że może nie za bardzo znasz się na ludziach i ich wstydliwości, ale kobiece piersi są zarezerwowane tylko dla... Partnerów seksualnych albo chirurgów plastycznych! 

-Partnerów seksualnych?

-Tak, a teraz podaj mi proszę koszulkę - spojrzałaś się w dół, chcąc ocenić szkody. Faktycznie, było sporo widać. 

-Proszę.

Chwyciłaś za... Ech. Uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło. 

-Czy ja cię poprosiłam o twoją koszulkę? - spytałaś zrezygnowana, patrząc na górę stroju klauna. 

-Poprosiłaś o koszulkę. 

-Mniejsza. 

Założyłaś ją na chwilę, podeszłaś do szafy i wyjęłaś z niej świeżą koszulę. Odrzuciłaś mu jego kostium i odwróciłaś się tyłem, po czym zdjęłaś koszulę. Ekspresowo założyłaś wybraną wcześniej górę. Czy to był już ten poziom lenistwa, gdzie nie chciało Ci się wejść do łazienki i przebrać bez obecności morderczych klaunów? No cóż, zważając na niego, i tak pewnie nie wiedział, czemu się odwróciłaś. 

-Następnym razem razem to ja cię obleję - mruknęłaś, wracając na łóżko - Dziękuję za sukienkę Penny, ale na razie chciałabym pospać. 

-Pośpisz później, wyjdźmy teraz na spacer - mówił, nie dając za wygraną. 

-Pennywise, nie dzisiaj. Jutro pójdziemy, dobrze? Kiedy tylko będziesz chciał. 

Podeszłaś do niego i przytuliłaś, zamykając oczy. Chciałaś tylko jeszcze trochę pospać. Czy wymagasz aż tak dużo?

-Niech będzie, ale chcę czegoś spróbować - poinformował Cię. Odsunęłaś się lekko, z niemym pytaniem w oczach. 

-Czego?

Chwycił Cię za ramiona, delikatnie położył na łóżku i sam nachylił się, po czym posmakował Twoich ust. Leżałaś jak kłoda, nie wiedząc, jak zareagować. Jego usta były miękkie i przyjemne. Wciągnęłaś powietrze nosem, kiedy przygryzł Twoją wargę. 

Pennywise nie raz widział, jak nastolatki robią takie rzeczy. Myślał, że to gest, na okazanie niezwykłej sympatii, więc czemu nie wypróbować go na Tobie? W końcu, byłaś jego niezwykłą przyjaciółką? W dodatku, kiedy to zrobił, ciepło w okolicy klatki piersiowej rozprzestrzeniło się na całe ciało. Było mu bardzo dobrze. 

Po chwili odsunął się, z niewinnym uśmiechem na ustach, po czym zniknął w jedną sekundę. 

Przyłożyłaś dłonie do policzków. Ciężko oddychałaś, a Twój oddech znacznie przyśpieszył. 

No, teraz na pewno już nie zaśniesz. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pamiętacie ankietę, którą umieściłam w komentarzu pod poprzednim rozdziałem?

To teraz tylko powiedzcie mi, która okładka lepsza:

Make your choice. 

Myślałam również nad One-shotem z Jasonem, ale byłby on raczej oznaczony 18+ i trochę... bardziej brutalny. No cóż, wpadłam na dosyć ciekawy pomysł, który moja chora wyobraźnia bardzo chce zrealizować. Cóż poradzić?

I Michael nie pożyczył nam żadnego ciuszku, bo oprócz maski i tego kombinezonu niebieskiego, to on raczej nic nie nosi xd Nadrobię to najwyżej w następnych rozdziałach...

... Które pewnie pojawią się trochę później niż ostatnio, bo Pennywise czeka z niecierpliwością. 

P.S. Wszystkie gagatki, które zawsze tylko gwiazdkują, proszę o napisanie komentarza! Muszę poznać też Waszą opinię! Żeby potem nie było, że dostaje je, bo jest Wam szkoda mojego smutnego, pełnego kiepskich ff życia XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro