Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak spędzacie kwarantannę

Jason Voorhees

Chillera i utopia.

 Razem z Jasonem siedzieliście razem w środku lasu, z dala od cywilizacji. Praktycznie nic nie zmieniło się w Waszym życiu oprócz tego, że monitorowałaś w telewizji sytuację na świecie i dzwoniłaś po rodzinie pytając się, czy wszystko w porządku. Jason również miał spokój; w ciągu ostatnich trzech tygodni nie było tu żywej duszy. 

-Prawie czternaście tysięcy osób zarażonych - Powiedziałaś do swojego partnera, po przeczytaniu najnowszych danych. Odłożyłaś komórkę na stolik i patrzyłaś, jak Jason ostrzy Ci noże kuchenne (zaczęłaś ostatnio sporo gotować, nic dziwnego, że się stępiły) - Może jak kogoś tu zobaczysz to... Nie podchodź za blisko?

Uniósł głowę i spojrzał się na Ciebie z powątpiewaniem. 

-Chodzi mi o to, że o wiele bezpieczniejsze, i dla mnie i dla ciebie, będzie po prostu zadzwonienie na policję. Będziemy trzymać się z daleka, a uwierz mi - przyłożyłaś rękę do jego policzka, chcąc dodać sobie wiarygodności - Dla takich nastolatków o wiele gorsze są dwa tygodnie wyciągnięte z życia wśród znajomych, niż śmierć. 

Jason, choć z ciężkim sercem, musiał przyznać Ci rację. Obiecał sobie przecież, że będziesz przy nim bezpieczna. Nie chciałby dopuścić do sytuacji, gdzie przez całe dwa tygodnie musiałby Cię omijać.

Freddy Krueger

Nudziłaś się niemożebnie. Ostatnie dni chodziłaś bardziej nerwowa niż zwykle i snułaś się z kąta w kąt, nie mając żadnego, sensownego zajęcia. Próbowałaś nawet przekonać szefa, że chcesz pracować w domu! Łaskawie przydzielił Ci kilka zadań, które skończyłaś w mniej niż cztery godziny i ponownie wpatrywałaś się w ścianę.

W przeciwieństwie do Ciebie, pewien zielonooki demon bardzo dobrze się bawił. Miał kolejną inspirację jak psychicznie torturować swoje przyszłe ofiary. 

Nie mając nic lepszego do roboty, poszłaś spać. Sen przyszedł szybko, a wraz z nim, Twój mężczyzna. 

-Coś ty taka smutna? - Spytał od razu, kiedy Cię zobaczył. Twoje usta wygięły się w podkówkę i wyciągnęłaś przed siebie ręce - Ooo, księżniczka nie ma humoru.

-A nie ma - Mruknęłaś, wtulając twarz w jego zielono-czerwony sweter. Jednym ruchem palca zmienił scenerię na ogród pełen wielobarwnych kwiatów. Usiedliście razem na dmuchanej, białej ławce. Ani myślałaś odsunąć się od niego, więc pozwalał Ci się tak w siebie wtulać.

-Ciężki dzień, co? - Nie odpowiedziałaś, a jedynie przymknęłaś oczy, rozkoszując się ciepłem jego ciała. Frederick westchnął. Absolutnie nienawidził, kiedy byłaś taka apatyczna i nieskora do rozmowy. Gdyby mógł, chętnie skończyłby tę kwarantannę, ale nawet on nie miał takich możliwości. Pozostało mu jedynie składanie Twojego pokruszonego, zmielonego i zgniecionego, dobrego humoru. Przynajmniej na to miał całą noc.

Michael Myers

Od wniesienia pierwszych ograniczeń poruszania się w przestrzeni publicznej wiedziałaś, że będziesz miała problem z Michael'em. W zwyczaju miał znikanie na cały dzień i śledzenie poszczególnych osób. Swoich zwyczajów nie zmienił, pomimo wprowadzenia sporych kar (cóż za zaskoczenie). Twoje prośby również nic nie dały. 

Skontaktowałaś się z doktorem Loomisem, ale on także nie wiedział, jak Ci pomóc. Nad Myers'em po prostu nie dało się zapanować. Można było go tylko spowalniać, co też zamierzałaś uczynić. Zmęczenie go na tyle, aby nie chciało mu się wychodzić z łóżka było piekielnie trudnym wyzwaniem, ale możliwym. Musiałaś tylko uzbroić się w dobre chęci, spory kubek kawy i kajdanki. 

Mężczyzna zdjął swoją maskę i rzucił ją na stolik w salonie. Był trochę zmęczony, dlatego ruszył w kierunku sypialni, mając ochotę wtulić się w Twoje plecy i odpocząć. Na miejscu spotkało go coś innego, a dokładniej, leżałaś na łóżku, ubrana jedynie w jego ulubioną bieliznę. Widząc jego zdziwioną twarz, uśmiechnęłaś się lekko i wyciągnęłaś dłoń w jego kierunku. 

-Chodź. 

Dwa razy powtarzać mu nie musiałaś. 

John Kramer

Dla Ciebie i Johna był to trudny czas. Nie tylko ze względu na ogólnoświatową panikę, która dobrze nie wpływała na Wasze samopoczucie psychiczne, ale również dlatego, że John potrzebował opieki medycznej. Leków mieliście dostatek, jednak co się stanie, jeśli nagle poczuje się gorzej? Szpitale będą przygotowane na takie sytuacje? Zdołasz w ogóle dodzwonić się na pogotowie?

-(Imię), nie stresuj się na zapas - Powiedział pewnego dnia widząc, jak chodzisz z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Właściwie, martwiłaś się nawet trochę bardziej niż on. Był świadomy swojej niepewnej sytuacji, ale starał się o tym bardzo nie myśleć.

-Wiem, wiem! Nie powinnam, ale nie mogę przestać o tym myśleć - Opadłaś na kanapę tuż obok niego i schowałaś twarz w dłoniach.

-Czuję się dobrze. Nawet lepiej niż zazwyczaj - Poczułaś jego rękę na swoich plecach. Zaczął delikatnie Cię po nich gładzić - Nie ma sensu panikować. Lepiej skupić się na tym, że mamy sporo wolnego czasu. 

-Ech, masz rację - Wyprostowałaś się ociężale. No już, ogarnij się! Musiałaś być dla niego silna. Było to jednak trudniejsze, niż się spodziewałaś, dlatego zdecydowałaś się wyciągnąć znieczulacz - Idę po Merlota. 

Hannibal Lecter

Wasze reakcje były zgoła odmienne od społeczeństwa, które z każdym dniem coraz bardziej panikowało. Z pieniędzmi problemu nie mieliście (poświęcanie się pracy przez ostatnie miesiące się opłacało), nie wychodziliście z domu i w końcu mieliście sporo czasu dla siebie. Ponownie się do siebie zbliżyliście (pod względem i psychicznym i fizycznym) i wykorzystywaliście ten czas, jak tylko mogliście.

Obudził Cię smakowity zapach. W brzuszku Ci burczało, a telefon wskazywał na godzinę trzynastą. Nic dziwnego, że po wczorajszej nocy tyle spałaś. Organizm musiał się zregenerować po wysiłku. 

Wstałaś z łóżka i, nie przebierając się z piżamy, powędrowałaś do kuchni. Zastałaś tam uroczy widok; Han ubrany w fartuszek i rękawice kuchenne wyjmował właśnie ciasteczka z piekarnika. Oparłaś się o framugę drzwi i skrzyżowałaś ręce na piersi.

-Do twarzy ci w fioletowym - Powiedziałaś, zwracając na siebie jego uwagę. Uśmiechnął się pod nosem i zdjął rękawiczki. 

-Do twarzy ci z malinkami - Odbił piłeczkę, a Ty podeszłaś bliżej. Słodkości pachniały wyśmienicie. 

-Mogę spróbować?

-Są jeszcze gorące - Chwycił jeden przysmak w dwa palce i podmuchał go, przed przysunięciem go do Twojej twarzy. Posłusznie otworzyłaś buzię i ugryzłaś kawałek poskręcanej muszelki. Wydałaś z siebie dźwięk aprobaty i przełknęłaś kulinarne cudo. 

-Pyszne. Słodkie, prawie tak bardzo jak Ty - Puściłaś mu oczko, a on uśmiechnął się na dźwięk tej prostej gry słów i sam skosztował ciastka. 

Pennywise

Penny dostał od Ciebie absolutny zakaz zbliżania się do jakichkolwiek ludzi, oprócz Ciebie. Z początku się upierał, ale zagroziłaś, że sama zrobisz mu dwutygodniową kwarantannę, ale od siebie. Był to argument, który zdołał go przekonać. 

Nie martwiłaś się o to, że będzie głodował. Potrafił przetrzymać bez jedzenia przez czas o wiele dłuższy, niż miesiąc. Nie miałaś zamiaru ryzykować zdrowiem swoim i jego (choć poddawałaś pod wątpliwość jego możliwość zachorowania), więc nie dawałaś się złamać.

-(Imię), wyjdźmy gdzieś! Zgnijesz tu - Powiedział, składając ręce na piersi i spoglądając się na Ciebie wyczekująco. Wykopałaś swoją głowę zza sterty kołder i koców, po czym rozejrzałaś się po pomieszczeniu.

-Jaki jest dzień?

-Dwunasty.

-Dwunasty? Myślałam, że ósmy - Powiedziałaś, drapiąc się po głowie. Będziesz musiała przebrać bluzę, ta jest już trochę po terminie. W sumie, piżamę też. Ostatnie dni spędzałaś raczej na spaniu i rzadko kiedy wychodziłaś z łóżka. 

-(Imię), wstań w końcu.

-Daj mi jeszcze trochę - Mruknęłaś, po czym odwróciłaś się na drugi bok, naciągając na głowę kaptur. Pennywise nie miał zamiaru się jednak poddać. Wolałaś nie przebywać wśród ludzi? Dobra, jasne. Ale nie myśl sobie, że pozwoli Ci być tą nieodpowiedzialną. To jego rola.

Kilka minut później teleportował Was w sam środek lasu i wrzucił Cię do jeziora. 

Slenderman 

Odwołali Ci zajęcia, a do pracy nie musiałaś przychodzić. Dobrze, że Twój szef był równym gościem i starał się robić wszystko, aby tylko nie musieć zwalniać pracowników. Sama także zaoszczędziłaś, dlatego ostatnie tygodnie nie były dla Ciebie tak stresujące, jak dla niektórych.

Miałaś ograniczoną możliwość poruszania się po mieście, dlatego przez zdecydowaną większość czasu siedziałaś w domu, leniąc się i czasem dzwoniąc do rodziny i przyjaciół. Był jednak jeden, niesłychany plus. Roger pojechał do swoich dziadków, aby trochę im pomóc i miałaś cały dom dla siebie. Skończyło się to tym, że Twój partner mógł bezpardonowo spędzać z Tobą czas sam na sam, dwadzieścia cztery na siedem.

-Mogłoby być tak codziennie - Mruknęłaś, chowając swoją twarz w jego szyi. Przytaknął, będąc kompletnie zrelaksowany. Poczułaś, jak jego smukłe palce wplątują się w Twoje włosy i mruknęłaś z zadowoleniem. W odpowiedzi pocałowałaś go w szyję i z powrotem przymknęłaś oczy. 

Nie musieliście wstawać. Cały dzień w łóżku był możliwą, bardzo kuszącą opcją, którą ostatnio często wybieraliście spośród wielu innych. Nie marnowaliście ani chwili, aby odpowiednio napawać się swoim towarzystwem i celebrować każdy dzień, podczas którego nie musieliście się martwić, że ktoś Was nakryje. Pomijając to, że przez większość ostatnich tygodni nie zrobiłaś praktycznie nic pożytecznego, to nie czułaś się,  jakbyś straciła ten czas. 

Pinhead

Dla Ciebie i Pinhead'a był to stosunkowo trudy okres. Nie tylko dlatego, że izolacja od świata od zewnętrznego rzucała poważny cień na Twoje samopoczucie, ale również z powodu Twojej rodziny. Również nie wychodzili i miałaś ich na głowie od rana do wieczora. Możliwości spotykania się z Cenobitem mocno się ograniczyły i nie mogłaś temu zaradzić. Samo wyjście do piekła było ryzykowne - kto wie, czy ktoś czegoś by od Ciebie nie potrzebował i, mimo zakluczonego pokoju, jakoś dostał się do środka zmartwiony, że nie odpowiadasz? Nie wchodziło to w grę.

Na szczęście, Pinhead nie zostawił Cię całkowicie samej. Pomimo swojego ważne miejsca w piekle zrozumiał, jak kiepsko się czujesz i nie uśmiechało mu się patrzeć, jak uchodzi z Ciebie energia. 

Trwała niedziela, późny wieczór. Dzisiejszy dzień był dla Ciebie okropny, miałaś doła na całego. Twoje serce zabiło szybciej widząc, jak w ścianie pojawia się znajome przejście. Swojego partnera przywitałaś rzuceniem się w jego ramiona. Nie powiedziałaś nic, nie musiałaś. Nachylił się nad Tobą, chwycił pod udami i łopatkami, a następnie podniósł. Usiadł na łóżku, nadal trzymając Cię na swoich kolanach.

-Jeśli spotkam tego, kto rozpoczął tę pandemię, to obiecuję, że jego krzyki będą legendarne nawet w piekle - Mruknął, zaciskając dłoń na Twojej talii. 

Stay safe, darlings! o/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro