Prolog
Już od samego wejścia do bloku słyszała swoje psy, które rozszczekały się wniebogłosy. Nie była więc zaskoczona, gdy zobaczyła dwóch mężczyzn stojących pod jej mieszkaniem. Otaksowała obu wzrokiem, gdyż właśnie jeden walił pięścią w drzwi, z wyraźną niecierpliwością czekając, aż otworzą.
- Mogę w czymś pomóc? - uśmiechnęła się uprzejmie.
Oboje odwrócili się jak na zawołanie.
- Pani Margarita MacCrain? - zapytał ten starszy, do tej pory stojący za drugim, który najwyraźniej za cel obrał sobie wyważenie jej drzwi.
- Tak, mogę w czymś pomóc?
Mężczyzna skinął głową, po czym sięgnął do tylnej kieszeni spodni, drugi jakby naśladując jego ruchy zrobił dokładnie to samo. Oboje w wyciągniętych rękach pokazywali swoje odznaki. Mimowolnie poczuła jak uśmiech zszedł jej z twarzy.
- Agent Coms, agent DeVitto - wzrok Rity wędrował w tym czasie od jednej odznaki do drugiej, a jej serce prawdopodobnie zgubiło uderzenie. - Jesteśmy z DEA i przyszliśmy zadać Pani kilka pytań.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro