Rozdział 5
Zamrugał, zaskoczony, a chłopak, który chciał mi pomóc, stanął jak wryty. Ale to jeszcze nie był koniec. Takie typy jak Patric nie poddawały się łatwo. Złość wykrzywiła mu twarz i zamachnął się.
Przygotowana na jego ruch, zasłoniłam się ręką, a jego pięść odbiła się od mojego przedramienia. Właśnie zarobiłam nowego siniaka do kolekcji, ale nie przejmowałam się tym. Musiałam wykorzystać szansę, zanim minie kolejne zaskoczenie.
Uderzyłam go z całej siły stopą w kostkę, przez co uniósł lewą nogę, a prawą nieznacznie ugiął. Wyprostowałam kończynę i trafiłam go prosto w krocze. Przez uderzenie zgubił oddech, oczy zrobiły mu się jak spodki, a nogi ugięły. Odgarnęłam włosy z twarzy i powstrzymałam chęć ponownego splunięcia mu w twarz.
– Nigdy więcej nie dotykaj moich włosów – warknęłam. – Nigdy, rozumiesz?
Patric podniósł się szybciej niż się spodziewałam, lecz nie dotknął mnie. Wybawiciel pojawił się między nami, a jego ręka wystrzeliła do przodu. Nie zdążyłam mrugnąć, a już przyciskał Patrica do szafki.
– To zostanie między nami – oznajmił mu miłym tonem. – Nie zgłosisz tego dyrektorowi, a nikt oprócz nas nie dowie się, że dostałeś w jaja od dziewczyny. – Przycisnął go mocniej do szafki. – I nie dotkniesz więcej włosów... – Odwrócił głowę. – Jak masz na imię?
– Grace – odpowiedziałam, a on na powrót zwrócił się do Patrica.
– I nigdy więcej nie dotkniesz Grace. Rozumiemy się?
Chłopak skinął głową. Nieznajomy puścił go i nie spuszczał z oczu, dopóki nie odszedł. Dopiero kiedy zniknął z pola widzenia, poczułam jak uderza we mnie nerwowość. Złączyłam ręce, żeby nie było widać jak bardzo drżą.
Nie lubiłam używać chwytów z samoobrony, ale czasami nie miałam wyboru. Mama zapisała mnie na lekcje, żebym umiała się bronić przed podobnymi sytuacjami, jednak nie lubiłam przemocy. Ograniczałam ją do minimum i kiedy widziałam inne wyjście z sytuacji, wykorzystywałam je.
– Jestem Conall – przedstawił się chłopak, wyciągając rękę. Spojrzałam na nią, później na niego, a on szybko zacisnął dłoń w pięść i schował ją za plecami. – Nieźle sobie z nim poradziłaś.
Nadal czułam niepokój i nie mogłam przestać się trząść. Wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując się uspokoić.
– Przepraszam... – Odetchnęłam drżąco. – Po prostu naprawdę nie lubię takich sytuacji...
– Hej, nie masz za co przepraszać – zapewnił, podchodząc bliżej. – Zachował się jak totalny dupek. Dobrze mu tak.
– Ja... – Spojrzałam na zaciśnięte dłonie. Dlaczego nie mogli po prostu zostawić mnie w spokoju? Czy to coś złego, że miałam jasne włosy i bladą cerę? Czy to był powód, żeby sprawiać mi przykrość?
– Nie zrobił ci krzywdy? Wszystko w porządku?
– Co? – Uniosłam głowę i zaraz zrozumiałam, co mówił. – Nie, nic mi nie jest.
Conall uśmiechnął się i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaki był przystojny. Włosy w kolorze mahoniu lśniły w słabych lampach korytarza. W ciepłych, brązowych oczach widziałam troskę, a na pełnych ustach tańczył przyjacielski uśmiech.
– W takim razie cieszę się – powiedział miękko. – Do zobaczenia, Grace.
Odwrócił się i odszedł korytarzem, a ja stałam jak oniemiała. Albo mi się wydawało, albo serce naprawdę zabiło mi mocniej, gdy wypowiedział moje imię.
***
Kiedy nadeszła ostatnia lekcja, sądziłam, że dotrwam do końca dnia bez żadnych większych niespodzianek, lecz gdy zobaczyłam jedyne wolne miejsce przy dziewczynie z parkingu, zdałam sobie sprawę, że jak zawsze musiałam się mylić.
Usiadłam koło niej i przywitałam się:
– Cześć.
Popatrzyła na mnie, po czym odwróciła głowę w drugą stronę, kompletnie mnie ignorując. Świetnie. Poszło mi po prostu świetnie. To zdecydowanie nie był mój dzień.
Starałam się skupić na słowach nauczycielki, lecz wydarzenia z dzisiejszego dnia nie dawały mi spokoju. Potajemnie wyjęłam z torby notes i zaczęłam szkicować świerki, starając się odzwierciedlić ich wygląd przy domu wujka.
Zdążyłam zapełnić bazgrołami trzy kartki, gdy usłyszałam:
– Wybierzcie jeden z tematów na projekt ze swoim partnerem z ławki. Pamiętajcie, żadnych zmian i żadnych kłótni. Wasza ocena końcowa w połowie zależy od prezentacji, więc postarajcie się.
Żołądek opadł mi na podłogę. Jak miałam dogadać się z Lolaną, jeśli mnie ignorowała? Zadzwonił dzwonek, więc sięgnęłam po torbę i już zaczęłam odwracać się do partnerki, gdy zobaczyłam, jak jej blond czupryna znika za drzwiami.
Super, nie zdążyłam nawet z nią porozmawiać. Wypadłam z sali, chcąc dogonić Lolanę, lecz nigdzie nie mogłam jej zauważyć. Zrezygnowana, ruszyłam w stronę parkingu, gdy zdałam sobie sprawę, że na ławce zostawiłam zeszyt i ołówek.
Cofnęłam się do sali. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi w idealnym momencie, żeby usłyszeć:
– Nie mogę robić z nią projektu!
Drzwi zaskrzypiały, zdradzając wejście, a nauczycielka i Lolana spojrzały na mnie zaskoczone. Przez chwilę stałam nieruchomo, lecz szybko się otrząsnęłam i podeszłam do ławki. Zabrałam zostawione rzeczy, ignorując palące ukłucie wstydu i wyszłam z sali.
Miałam ochotę się przekląć. Czemu musiałam zapomnieć o zeszycie i wrócić do sali? Czemu musiałam być świadkiem niechęci Lolany? Tak bardzo mnie nie lubiła? Przecież nawet mnie nie znała. Ale, czy chciałam to przyznać, czy nie, desperacja w jej głosie raniła.
Chodziło o mój wygląd? Zaraz jak ta myśl uformowała mi się w głowie, poczułam się jak wyrzutek. Odludek. Dziwak. Sądziłam, że mogę zapomnieć o dawnych przezwiskach, ale może jednak nie? Może powrócą, choć nie słyszałam ich od dwóch lat?
Podeszłam do szafki, lecz ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie mogłam wpisać kodu. Oparłam czoło o chłodny metal i odetchnęłam głęboko.
– Wiem, że słyszałaś.
Oderwałam głowę od szafki i spojrzałam na Lolanę. Jasne włosy, proste jak słomki spływały do bioder. Ciemne oczy, prawie takie same jak u jej brata, lecz u niej potrafiłam odróżnić źrenicę od tęczówki, wyrażały skruchę.
– Tak, słyszałam.
– Nie chodziło o ciebie, przysięgam. – Zrobiła krok do przodu.
– Jasne. – Uśmiechnęłam się i ignorując ją, w końcu otworzyłam szafkę.
– Naprawdę. – Kątem oka zobaczyłam, że wyłamuje palce.
– Okej, świetnie. – Wrzuciłam książki i zamknęłam drzwiczki. Co innego niby miałam powiedzieć? Spoko, nie przejmuj się. Przyzwyczaiłam się?
Zaczęłam odchodzić, ale coś mnie powstrzymało. Odwróciłam się do niej.
– Wiesz, mogłaś przynajmniej powiedzieć, a nie w tajemnicy próbować zmienić partnerkę do projektu. Nie robiłabym problemów. To nie tak, że cię ugryzę i przeniosę na ciebie chorobę.
Lolana zaśmiała się.
Serio? Zamierzała się jeszcze ze mnie śmiać? Miałam już serdecznie dość na dzisiaj. Okręciłam się na pięcie i odmaszerowałam w stronę parkingu.
– Czekaj! Poczekaj!
Nagle znalazła się tuż przede mną. Stanęłam, prawie na nią wpadając. Górowała nade mną, więc musiałam się cofnąć, żeby nie podnosić głowy, aby na nią patrzeć.
– Przepraszam – powiedziała. – Masz całkowitą rację. To, co zrobiłam było okropne.
Tego się nie spodziewałam.
– Wiem, że to brzmi jak marna wymówka, ale jestem bardzo nieśmiała – kontynuowała. – Jeszcze nigdy z nikim nie robiłam projektu i strasznie się tym zestresowałam. Zawsze siedziałam sama, więc nie miałam jeszcze partnerki. Przeraziłam się i spanikowałam. Przepraszam.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy zdałam sobie sprawę, że brzmiała szczerze. Wyglądała, jakby naprawdę się stresowała, więc nie miałam innego wyboru, jak powiedzieć:
– Przyjmuję twoje przeprosiny.
– Naprawdę?
Skinęłam, a jej twarz rozświetlił piękny uśmiech.
– Dziękuję! To świetnie! – Zaczęła się wycofywać, jednak odwróciła się i zapytała: – Chcesz nadal ze mną robić projekt?
Nadzieja, którą widziałam w ciemnobrązowych oczach, ściskała serce.
– Jasne. Jeśli ty chcesz, to nie mam nic przeciwko temu.
– Okej, świetnie. – Pokiwała energicznie głową, nadal szeroko się uśmiechając. – Znajdę cię jutro na przerwie obiadowej i obgadamy szczegóły.
– Dobrze – zgodziłam się, a ona pomachała mi i odeszła w stronę parkingu.
Może wcale nie będzie tak źle, jak sądziłam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro