Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Znowu się spóźniałam. Nie mogłam spać po tym, co wczoraj zobaczyłam. Na początku sądziłam, że mam zwidy, ale po obejrzeniu końcówki kilka razy, upewniłam się, że oprócz Liama i jego przyjaciół, w którymś momencie pojawiła się czwarta osoba. Albo była tam z nimi od samego początku. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

I dlaczego dostałam filmik po tym, jak nagle zniknął z sieci?

Wjeżdżając na parking, minęłam się z Rhavenem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, lecz szybko odwróciłam wzrok. Zaparkowałam i popędziłam do szkoły. Od wczorajszego popołudnia Brivel pozostawało bez śniegu, lecz los chciał, żebym zamiast poślizgnąć się, zahaczyła chorą nogą o ostatni stopień schodów. Nie przewróciłabym się, ale i tak zostałam uratowana. Moje łokcie objęły silne dłonie i przywróciły ciało do pionu.

Uniosłam głowę, żeby zobaczyć swojego wybawiciela i ze zdziwieniem stwierdziłam, że po raz kolejny zostałam uratowana przez Conalla.

– Czekałem na ciebie. – Odsunął się nieznacznie.

Minęło kilka sekund, zanim zrozumiałam, co mówił.

– Co?

– Pojechałaś wczoraj z Rhavenem. Max nie miał do ciebie numeru telefonu, ja również. Nie wiedziałem, czy coś ci się stało i nie potrafiłem tego sprawdzić. Max twierdził, że przesadzam, ale gdy nie widziałem twojego auta, a dzwonek już zadzwonił, zmartwiłem się. Dlatego czekałem, aż się zjawisz.

Nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Ja...

– Chodź. – Złapał mnie za rękę. – Jesteśmy mocno spóźnieni.

Pociągnął mnie w stronę gmachu i zniknęliśmy w środku.

***

Razem z Maksem odliczaliśmy minuty do końca lekcji, a kiedy zadzwonił dzwonek, nie potrafiliśmy ukryć ulgi i radości. Wyszliśmy z sali, przed którą stał Conall opierając się o szafki. Gdy tylko nas zobaczył, odepchnął się i podszedł.

– Znowu na mnie czekałeś? – zażartowałam, dobrze wiedząc, że przyszedł do Maksa.

– Tak.

Prawie zakrztusiłam się powietrzem.

– Obiecałem, że pomogę Amber z matmą – odezwał się Max. – Do zobaczenia – rzucił i odszedł.

– Gdzie masz następną lekcję? – spytał Conall.

– Na dole – odparłam, a mój głos nie zabrzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała. – W ósemce.

Skinął głową i razem ruszyliśmy w stronę schodów.

– Patric zostawił cię w spokoju? – zapytał.

Musiałam powstrzymać wzdrygnięcie na wspomnienie tamtego wydarzenia i wykrzywionej drwiną twarzy z przylizanymi włosami na czubku głowy.

– Tak – odparłam. – Nawet nie widziałam go od tamtego czasu.

– To dobrze. – Pokiwał głową. – Słuchaj, nie musisz się już nim martwić. Zadbałem o...

– Grace! – Głos Loli wzbił się nad zgiełkiem korytarza.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że biegła w naszą stronę. Pomachałam jej i na powrót zwróciłam się do chłopaka:

– Co mówiłeś?

Wzrok utkwił w punkcie za mną.

– Conall? – zapytałam, próbując zwrócić jego uwagę.

Skupił spojrzenie brązowych oczu z powrotem na mnie. Biła z nich troska i zmartwienie.

– Uważaj na siebie – rzucił i zanim zdążyłam odpowiedzieć, odszedł w przeciwną stronę.

Martwił się, że znowu się potknę? Świetnie, wychodziłam na ostatnią ofiarę losu. I tak radziłam sobie lepiej, niż po wypadku, lecz, jak widać, niewystarczająco dobrze. Westchnęłam, wpatrując się w szerokie plecy, aż zniknął za zakrętem.

Lola zjawiła się obok.

– Czy to był Conall?

Potwierdziłam skinieniem głowy, a ona dała mi kuksańca.

– Wyrwałaś sobie niezłe ciacho.

– Lola! – syknęłam. – Rozmawiałam z nim jakieś dwa razy. Nawet go nie znam.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poznać go lepiej. – Puściła mi oczko.

Pokręciłam głową, a na korytarzu rozbrzmiał dzwonek.

Zastanawiałam się, czy naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, bo wydawało mi się, że emocjonalne zepsucie, które ostatnio odczuwałam, zaliczało się do przeszkód. Dużych przeszkód.

***

– Bal zimowy nadchodzi! – pisnęła Amber, kiedy tylko przysiadłam się z Maksem do stolika, przy którym znajdowali się już Damien i Ben.

– Bal? – Zsunęłam torbę z ramienia i odłożyłam na siedzenie.

– W górach od trzech dni nie stopniał śnieg, więc oficjalna zima powinna zacząć się lada dzień – odezwał się Damien. – Mieszkańcy Brivel hucznie obchodzą to wydarzenie, dlatego szkoła wyprawia ognisko... – popatrzył znacząco na Amber – ...po ogłoszeniu pierwszego dnia zimy. Mile widziane są przebrania, nie są jednak obowiązkowe.

– Dziękujecie za śnieg?

– Można tak powiedzieć – mruknął Max.

– Pójdziesz ze mną na zakupy? – Amber przycisnęła dłonie do piersi, a jej oczy wypełniły się nadzieją. – Błagam. Zawsze chodziłam sama, bo żaden z nich nie chciał mi towarzyszyć.

– Hej! – obruszył się Max. – Mówiłem ci, że mogę pójść.

– Ty jesteś wyjątkiem, który nie zna się na modzie – prychnęła.

– Przynajmniej wiem, że pomarańczowy ci nie pasuje. Ostatnio wyglądałaś jak dynia, a nie jak śnieżna księżniczka, jak tak bardzo chciałaś.

Na pokrytą piegami twarz wypłynął rumieniec.

– To... – uniosła palec – ...był wypadek przy pracy.

– Moim zdaniem wyglądałaś pięknie – odezwał się cicho Gus, nerwowo poprawiając okulary na nosie.

Policzki Maksa wybuchły, rozchlapując na boki sok, który pił. Strzepnęłam krople z bluzy i spiorunowałam go wzrokiem. Krztusił się, więc podałam mu chusteczkę, którą przyjął z wdzięcznością.

– Nie wiedziałam, że Gusowi podoba się Amber – szepnęłam do niego.

Wytarł twarz i mruknął:

– Ja też nie.

Do naszego stolika właśnie podchodziła Lola. Gdy tylko Amber ją zauważyła, zerwała się z miejsca i zaczęła bombardować pytaniami o bal. Gus skupił się na swoim talerzu, mieszając w jedzeniu widelcem. Amber, mimo rozmowy z Lolą, co chwila na niego zerkała, a czerwień nie schodziła jej z policzków. Jeśli stworzą razem parę, będą po prostu uroczy.

– Max?

– Co tam? – mruknął wpatrzony w zadanie z matematyki.

– Z Liamem na pewno były tylko dwie osoby?

Uniósł wzrok znad podręcznika.

– Twoje pytania ostatnio zaczynają mnie niepokoić, Grace.

Milczałam.

– Tak – odpowiedział. – On i jego dwóch kumpli. Nie oglądałem filmiku, ale każdy o tym mówi. Nie wiadomo, który go wepchnął, ale było dwóch na jednego. Liam nie miał szans.

Nikt nie dopatrzył się czwartej pary butów? A może naprawdę mi się to wydawało? Nie, przecież...

– Grace – odezwał się Max. – Czego mi nie mówisz?

Przysunęłam się bliżej do niego i wyciągnęłam telefon.

– Wczoraj dostałam wiadomość. Był w niej filmik.

Przyjaciel wytrzeszczył oczy.

Ten filmik?

Skinęłam głową.

– Zauważyłam na nim...

– Obejrzałaś to? – wykrztusił. – Nie bałaś się?

– Popatrz... – Weszłam w wiadomości, żeby pokazać mu, co zauważyłam, lecz filmik zniknął.

– Chyba zwariowałaś. Nie mam zamiaru tego oglądać...

Zignorowałam Maksa i po raz kolejny przejrzałam listę wiadomości, weszłam też w spam, lecz nic z tego.

– Zniknął. – Popatrzyłam na przyjaciela. – Nie ma go. Przysięgam, jeszcze rano go miałam.

– Jeśli stroisz sobie ze mnie żarty, to przysięgam, Grace...

Nagle moją uwagę przykuł Damien. Dostał wiadomość, a im dłużej patrzył w wyświetlacz, tym bledszy się robił.

– Damien? Wszystko w porządku?

Otworzył usta, ale nie usłyszałam go, ponieważ na stołówce rozbrzmiała kakofonia dźwięków wiadomości i wibracji. Mój telefon również zawibrował.

– Nie otwierajcie tego! – wykrzyczał Damien, zanim zdążyłam wejść w wiadomość.

Każdy przy stole spojrzał na niego, czekając na wyjaśnienie. Damien z trudem przełknął ślinę i oznajmił drżącym głosem:

– Patric nie żyje. Wepchnięto go do Pustki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro