Rozdział 12
Znowu się spóźniałam. Nie mogłam spać po tym, co wczoraj zobaczyłam. Na początku sądziłam, że mam zwidy, ale po obejrzeniu końcówki kilka razy, upewniłam się, że oprócz Liama i jego przyjaciół, w którymś momencie pojawiła się czwarta osoba. Albo była tam z nimi od samego początku. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
I dlaczego dostałam filmik po tym, jak nagle zniknął z sieci?
Wjeżdżając na parking, minęłam się z Rhavenem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, lecz szybko odwróciłam wzrok. Zaparkowałam i popędziłam do szkoły. Od wczorajszego popołudnia Brivel pozostawało bez śniegu, lecz los chciał, żebym zamiast poślizgnąć się, zahaczyła chorą nogą o ostatni stopień schodów. Nie przewróciłabym się, ale i tak zostałam uratowana. Moje łokcie objęły silne dłonie i przywróciły ciało do pionu.
Uniosłam głowę, żeby zobaczyć swojego wybawiciela i ze zdziwieniem stwierdziłam, że po raz kolejny zostałam uratowana przez Conalla.
– Czekałem na ciebie. – Odsunął się nieznacznie.
Minęło kilka sekund, zanim zrozumiałam, co mówił.
– Co?
– Pojechałaś wczoraj z Rhavenem. Max nie miał do ciebie numeru telefonu, ja również. Nie wiedziałem, czy coś ci się stało i nie potrafiłem tego sprawdzić. Max twierdził, że przesadzam, ale gdy nie widziałem twojego auta, a dzwonek już zadzwonił, zmartwiłem się. Dlatego czekałem, aż się zjawisz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Ja...
– Chodź. – Złapał mnie za rękę. – Jesteśmy mocno spóźnieni.
Pociągnął mnie w stronę gmachu i zniknęliśmy w środku.
***
Razem z Maksem odliczaliśmy minuty do końca lekcji, a kiedy zadzwonił dzwonek, nie potrafiliśmy ukryć ulgi i radości. Wyszliśmy z sali, przed którą stał Conall opierając się o szafki. Gdy tylko nas zobaczył, odepchnął się i podszedł.
– Znowu na mnie czekałeś? – zażartowałam, dobrze wiedząc, że przyszedł do Maksa.
– Tak.
Prawie zakrztusiłam się powietrzem.
– Obiecałem, że pomogę Amber z matmą – odezwał się Max. – Do zobaczenia – rzucił i odszedł.
– Gdzie masz następną lekcję? – spytał Conall.
– Na dole – odparłam, a mój głos nie zabrzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała. – W ósemce.
Skinął głową i razem ruszyliśmy w stronę schodów.
– Patric zostawił cię w spokoju? – zapytał.
Musiałam powstrzymać wzdrygnięcie na wspomnienie tamtego wydarzenia i wykrzywionej drwiną twarzy z przylizanymi włosami na czubku głowy.
– Tak – odparłam. – Nawet nie widziałam go od tamtego czasu.
– To dobrze. – Pokiwał głową. – Słuchaj, nie musisz się już nim martwić. Zadbałem o...
– Grace! – Głos Loli wzbił się nad zgiełkiem korytarza.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że biegła w naszą stronę. Pomachałam jej i na powrót zwróciłam się do chłopaka:
– Co mówiłeś?
Wzrok utkwił w punkcie za mną.
– Conall? – zapytałam, próbując zwrócić jego uwagę.
Skupił spojrzenie brązowych oczu z powrotem na mnie. Biła z nich troska i zmartwienie.
– Uważaj na siebie – rzucił i zanim zdążyłam odpowiedzieć, odszedł w przeciwną stronę.
Martwił się, że znowu się potknę? Świetnie, wychodziłam na ostatnią ofiarę losu. I tak radziłam sobie lepiej, niż po wypadku, lecz, jak widać, niewystarczająco dobrze. Westchnęłam, wpatrując się w szerokie plecy, aż zniknął za zakrętem.
Lola zjawiła się obok.
– Czy to był Conall?
Potwierdziłam skinieniem głowy, a ona dała mi kuksańca.
– Wyrwałaś sobie niezłe ciacho.
– Lola! – syknęłam. – Rozmawiałam z nim jakieś dwa razy. Nawet go nie znam.
– Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poznać go lepiej. – Puściła mi oczko.
Pokręciłam głową, a na korytarzu rozbrzmiał dzwonek.
Zastanawiałam się, czy naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, bo wydawało mi się, że emocjonalne zepsucie, które ostatnio odczuwałam, zaliczało się do przeszkód. Dużych przeszkód.
***
– Bal zimowy nadchodzi! – pisnęła Amber, kiedy tylko przysiadłam się z Maksem do stolika, przy którym znajdowali się już Damien i Ben.
– Bal? – Zsunęłam torbę z ramienia i odłożyłam na siedzenie.
– W górach od trzech dni nie stopniał śnieg, więc oficjalna zima powinna zacząć się lada dzień – odezwał się Damien. – Mieszkańcy Brivel hucznie obchodzą to wydarzenie, dlatego szkoła wyprawia ognisko... – popatrzył znacząco na Amber – ...po ogłoszeniu pierwszego dnia zimy. Mile widziane są przebrania, nie są jednak obowiązkowe.
– Dziękujecie za śnieg?
– Można tak powiedzieć – mruknął Max.
– Pójdziesz ze mną na zakupy? – Amber przycisnęła dłonie do piersi, a jej oczy wypełniły się nadzieją. – Błagam. Zawsze chodziłam sama, bo żaden z nich nie chciał mi towarzyszyć.
– Hej! – obruszył się Max. – Mówiłem ci, że mogę pójść.
– Ty jesteś wyjątkiem, który nie zna się na modzie – prychnęła.
– Przynajmniej wiem, że pomarańczowy ci nie pasuje. Ostatnio wyglądałaś jak dynia, a nie jak śnieżna księżniczka, jak tak bardzo chciałaś.
Na pokrytą piegami twarz wypłynął rumieniec.
– To... – uniosła palec – ...był wypadek przy pracy.
– Moim zdaniem wyglądałaś pięknie – odezwał się cicho Gus, nerwowo poprawiając okulary na nosie.
Policzki Maksa wybuchły, rozchlapując na boki sok, który pił. Strzepnęłam krople z bluzy i spiorunowałam go wzrokiem. Krztusił się, więc podałam mu chusteczkę, którą przyjął z wdzięcznością.
– Nie wiedziałam, że Gusowi podoba się Amber – szepnęłam do niego.
Wytarł twarz i mruknął:
– Ja też nie.
Do naszego stolika właśnie podchodziła Lola. Gdy tylko Amber ją zauważyła, zerwała się z miejsca i zaczęła bombardować pytaniami o bal. Gus skupił się na swoim talerzu, mieszając w jedzeniu widelcem. Amber, mimo rozmowy z Lolą, co chwila na niego zerkała, a czerwień nie schodziła jej z policzków. Jeśli stworzą razem parę, będą po prostu uroczy.
– Max?
– Co tam? – mruknął wpatrzony w zadanie z matematyki.
– Z Liamem na pewno były tylko dwie osoby?
Uniósł wzrok znad podręcznika.
– Twoje pytania ostatnio zaczynają mnie niepokoić, Grace.
Milczałam.
– Tak – odpowiedział. – On i jego dwóch kumpli. Nie oglądałem filmiku, ale każdy o tym mówi. Nie wiadomo, który go wepchnął, ale było dwóch na jednego. Liam nie miał szans.
Nikt nie dopatrzył się czwartej pary butów? A może naprawdę mi się to wydawało? Nie, przecież...
– Grace – odezwał się Max. – Czego mi nie mówisz?
Przysunęłam się bliżej do niego i wyciągnęłam telefon.
– Wczoraj dostałam wiadomość. Był w niej filmik.
Przyjaciel wytrzeszczył oczy.
– Ten filmik?
Skinęłam głową.
– Zauważyłam na nim...
– Obejrzałaś to? – wykrztusił. – Nie bałaś się?
– Popatrz... – Weszłam w wiadomości, żeby pokazać mu, co zauważyłam, lecz filmik zniknął.
– Chyba zwariowałaś. Nie mam zamiaru tego oglądać...
Zignorowałam Maksa i po raz kolejny przejrzałam listę wiadomości, weszłam też w spam, lecz nic z tego.
– Zniknął. – Popatrzyłam na przyjaciela. – Nie ma go. Przysięgam, jeszcze rano go miałam.
– Jeśli stroisz sobie ze mnie żarty, to przysięgam, Grace...
Nagle moją uwagę przykuł Damien. Dostał wiadomość, a im dłużej patrzył w wyświetlacz, tym bledszy się robił.
– Damien? Wszystko w porządku?
Otworzył usta, ale nie usłyszałam go, ponieważ na stołówce rozbrzmiała kakofonia dźwięków wiadomości i wibracji. Mój telefon również zawibrował.
– Nie otwierajcie tego! – wykrzyczał Damien, zanim zdążyłam wejść w wiadomość.
Każdy przy stole spojrzał na niego, czekając na wyjaśnienie. Damien z trudem przełknął ślinę i oznajmił drżącym głosem:
– Patric nie żyje. Wepchnięto go do Pustki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro