Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Okrążyłam fontannę i dodając gazu, dojechałam do bramy. Otworzyła się, a ja nawet nie przejmowałam się strachem zawsze towarzyszącym mi podczas jazdy w dół. Nie zastosowałam się do rad Rhavena, jechałam szybciej niż powinnam, a łzy zamazywały mi drogę.

Nie obchodziło mnie, że zachowywałam się nieodpowiedzialnie. Nie obchodziło mnie, że nie zdjęłam łańcuchów z opon. Chciałam po prostu jak najszybciej dotrzeć do domu. Do miejsca, w którym, jak właśnie zdałam sobie sprawę, czułam się dobrze ze sobą. Bezpiecznie.

Chciałam wrócić do Herosa i przytulić się do niego. Na samą myśl o tym, że Rhaven go uratował, chciało mi się śmiać. Jak mógł okazywać troskę, będąc tak okrutnym? Po co mnie wczoraj odwoził i udawał, że się martwił, skoro byłam tylko dziwolągiem? Upierdliwą smarkulą?

Moja skóra stała się zbyt ciasna, zęby wydawały się zbyt duże w ustach, oczy zbyt rozszerzone, a palce zbyt długie. Nie lubiłam tego, jak źle czułam się we własnym ciele. Jak każda najdrobniejsza rzecz w moim wyglądzie mi przeszkadzała.

Nie rozumiałam, dlaczego ludzie byli tacy niemili. Co im to dawało? Satysfakcję, że komuś zrobili przykrość? Nie rozumiałam, dlaczego zostałam tak potraktowana. Nie zrobiłam mu nic złego. Po co były te straszne słowa?

Szloch wydobył się z mojego gardła.

Dziwoląg.

Obiecałam sobie, że już nigdy nie poczuję się tak, jakbym nienawidziła swojego wyglądu. Obiecałam to mamie, a jednak po słowach Rhavena znowu powróciły złe emocje.

Szare chmury pokryły niebo, a wielkie płatki śniegu oblepiały mój samochód. Droga była pusta, jakby nikt nią nie jeździł. Czułam się, jakbym została sama na świecie. Jakbym została sama ze swoim okropnym wyglądem.

Odetchnęłam drżąco i ze złością wytarłam łzy wierzchem dłoni. Słowa Rhavena ugodziły prosto w serce i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Mój wygląd nie miał znaczenia. Byłam normalna i nikt nie powinien wmówić mi, że jest inaczej.

Łzy lały się z moich oczu, zamazując widok jezdni.

Zareagowałam automatycznie. Gwałtownie odbiłam kierownicą w lewo, jednocześnie dając z całej siły po hamulcach. Krzyk utknął mi w gardle, gdy auto zachwiało się, a wilk ruszył prosto na mnie. Zobaczyłam błysk w czerwonych ślepiach, a potem uderzyłam w drzewo.

***

– Grace!

Zacisnęłam powieki, gdy donośny głos uderzył mnie jak młot w głowę. Zajęczałam, próbując poprawić pozycję.

– Nie ruszaj się – powiedział głos.

Chciałam wziąć głębszy oddech, żeby się uspokoić, lecz nie dałam rady, ponieważ coś naciskało na moją klatkę piersiową. I nie był to kłujący ból, który czułam za każdym razem, gdy się ruszałam.

– Grace? – Smukłe dłonie mocno złapały mnie za ramiona. – Grace, nie odpływaj. Otwórz oczy.

Z trudem posłuchałam i uniosłam powieki. Świat stał się zamazany i widziałam tylko zarys czyjeś sylwetki. Zamrugałam kilka razy i w końcu zobaczyłam zmartwioną twarz Loli.

– Co tu robisz? – wychrypiałam.

Usłyszałam niski warkot. Jakby wilka.

– Próbuję cię wyciągnąć – odparła i nachyliła się.

– Co?

Czułam zawroty głowy i nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie się znalazłam. Odwróciłam wzrok od Loli i rozejrzałam się dookoła, ignorując ból w czasze. Bolało samo ruszanie oczami.

Najpierw zobaczyłam rozbitą przednią szybę i zbyt blisko znajdujące się przed nią drzewo. Kierownica dotykała mojej klatki piersiowej. Oddech mimowolnie mi przyspieszył, gdy zostałam zalana przez wspomnienia.

Wykorzystując resztki siły, poruszyłam rękami. Starałam się wymacać pasy, ale ledwo mogłam się ruszać. Panika podeszła mi do gardła, gdy zdałam sobie sprawę, co się właśnie działo.

Nie mogłam się ruszyć. Utknęłam w samochodzie. Utknęłam w metalowej puszcze, w pozginanym metalu.

W metalowej trumnie.

– Grace. – Lola próbowała mnie powstrzymać. – Grace, co ty robisz?

– Wyciągnij mnie – powiedziałam na granicy płaczu, nadal próbując odnaleźć dłońmi pas. – Wyciągnij mnie, wyciągnij mnie, wyciągnij... – W końcu wymacałam pas, lecz on nie chciał się ruszyć. Zaklinował się. – Wyciągnij mnie!

Zaczęłam krzyczeć. Lola przytrzymała siłą moje ramiona, ale ja nie zamierzałam przestać szarpać za pas. Musiałam się stąd wydostać. Nie mogłam tu umrzeć. Nie w cholernym samochodzie. Nie po raz drugi.

Znowu nie mogłam poruszyć nogami. Miałam wrażenie, jakby po raz kolejny zostały zmiażdżone.

– Grace! – Usłyszałam Lolę i spojrzałam na nią rozszalałym wzrokiem. – Zaraz wszystko będzie dobrze. Nie musisz się martwić...

Czemu ona tyle mówiła? Czemu mnie jeszcze nie wyciągnęła?

– Wyciągnij mnie! – wyszlochałam, nadal ciągnąc desperacko za pas bezpieczeństwa.

Lola przeklęła pod nosem i krzyknęła:

– Rhaven!

– Rhaven? – szepnęłam.

Nie miałam pojęcia, co się działo, ale nie obchodziło mnie, co razem tutaj robili. Najważniejsze, żebym wydostała się z samochodu. Później będę przejmować się resztą.

Głośne dźwięki zaczęły przebijać się przez szum w uszach. Niski warkot zamienił się w pełen cierpienia skowyt. Wilk, to musiał być wilk.

Coś uderzyło o drzewo. Poczułam wibracje pod stopami. Krew rozbryzgnęła się na tym, co pozostało po przedniej szybie samochodu.

Ze strachu zaczęła mi drżeć dolna warga, oczy wypełniły się łzami.

Ktoś znalazł się przy samochodzie.

– Rhaven – powiedziała spanikowanym głosem Lola. – Denerwuję się, nie mogę jej wyciągnąć. Musisz wyrwać drzwi.

Chwila... Czy ja na pewno dobrze ją zrozumiałam?

Usłyszałam głośny szczęk metalu, a później dwa głosy. Rhaven i Lola rozmawiali, ale nie rozróżniałam poszczególnych słów. Krew huczała mi w uszach, a w głowie wirowało jakbym była na karuzeli.

Zobaczyłam jak Rhaven sięga do środka i łapie za kierownicę. Jednym ruchem wepchnął ją w deskę rozdzielczą, a na moją pierś w końcu nic nie napierało.

– Wyciągnij... mnie... – wyszeptałam z trudem, czując coraz większe nudności i zawroty głowy.

Rhaven nie odpowiedział, tylko wsunął jedną rękę pod moje kolana, a drugą złapał w talii. Zakwiliłam z bólu, kiedy spróbował mnie podnieść i od razu znieruchomiał.

– Przepraszam, Śnieżynko – powiedział. – Obiecuję, że zrobię to szybko, dobrze?

Spojrzał mi w oczy, a ja nie mogąc skupić na nim wzroku, opuściłam powieki i skinęłam głową. Rhaven poprawił uchwyt i szybkim ruchem wyciągnął mnie z auta. Krzyknęłam, wyginając się w jego ramionach.

– Cii... – szepnął, trzymając mnie pewnie. – Mam cię. Już nic ci się nie stanie.

Zaszlochałam, czując przejmujący ból w klatce piersiowej. Musiałam coś złamać. To za bardzo bolało. Rhaven zaczął iść, a każdy jego krok, był jak wbicie noży w zranione ciało. Zacisnęłam zęby, modląc się w duchu, żeby ta tortura zaraz się skończyła.

– Lola, drzwi – rozkazał.

– Heros... – wychrypiałam.

– Zajmę się nim – zapewnił.

Poczułam ulgę i zaraz usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

– Boże... Rhaven... – dobiegł mnie głos Loli. – Tyle krwi...

Krwawiłam? To nie mogło oznaczać nic dobrego.

– Wejdź od drugiej strony i ustabilizuj jej głowę, gdy ci ją podam.

Dźwięk pospiesznych kroków Loli wdarł się do mojej głowy, a sekundę później usłyszałam Rhavena.

– Położę cię jak najostrożniej mogę, ale przygotuj się na ból, Śnieżynko. Słyszysz mnie?

Skinęłam głową i chociaż nie czułam żadnej siły w kończynach, spróbowałam złapać go za koszulkę. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam.

– Radzę zacisnąć zęby – rzucił Rhaven i zapłonęłam bólem.

Krzyknęłam i straciłam przytomność.

***

Na chwilę wróciłam do rzeczywistości. Chyba.

Przez mgłę w myślach przebił się cichy głos.

– Musimy zabrać ją do szpitala.

– Zaatakował ją jeden z nich – ktoś warknął ze złością. – Nie zawiozę jej do szpitala. Nie zaryzykuję. Mam wszystko, czego potrzebuje. Wyjdzie z tego.

– Rhaven... – Chwila ciszy. – Została ugryziona.

Nie usłyszałam nic więcej.

***

Przebudziłam się z głową w chmurach. Widziałam niebo.

Umarłam?

Spróbowałam się poruszyć, świat przekrzywił się. Ból wypełnił moje ciało. Zamknęłam oczy. Czyli jednak nie umarłam.

– Grace?

Znałam ten głos, ale nie byłam w stanie go rozpoznać. Czułam silne ręce. Ktoś mnie niósł. Poruszał się szybko. Oddychałam z trudem. Zbyt wielkim.

Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi.

– Obudziła się?

Ten głos również znałam. Nie mogłam jednak się na nim skupić. Wszystkie zmysły zamazywał ból. Coś kapało po skroni.

– Nie wiem. – Pierwszy głos.

Próbowałam przypomnieć sobie, co się stało, ale nie potrafiłam. Wszystko było zamazane, jakby myśli przysłaniała mi gęsta mgła. Jęknęłam, próbując zmienić pozycję.

Ktoś się zatrzymał.

– Grace? – Znowu pierwszy głos. – Grace, otwórz oczy.

Zmusiłam powieki do ruszenia się. Zobaczyłam oślepiającą jasność, lecz zaraz przebiły się przez nią czarne oczy Rhavena. Wpatrywał się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. Na jego twarzy zauważyłam kilka czerwonych plamek, które wyglądały...

Wyglądały jak krew.

– Skup się na mnie – powiedział i znowu ruszył.

Posłuchałam i nie spuszczałam z niego wzroku. Starałam się zapomnieć o bólu, ale miałam wrażenie, że moje żyły trawi ogień. Skóra rwała na brzuchu, jakby została poszarpana. Zarejestrowałam, że weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Ponownie stanęliśmy.

– Położę cię teraz, dobrze?

Skinęłam głową.

Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Dotknęłam plecami czegoś twardego, chyba stołu. Rhaven ułożył mnie delikatnie, uważając, żeby nie wyrządzić mi krzywdy. Zmiana wysokości wywołała niebezpiecznie szybkie zawroty w głowie. Próbowałam skupić wzrok w jednym punkcie, lecz wszystko wirowało.

Za szybko. Zdecydowanie za szybko.

– Lola – odezwał się Rhaven. – Przynieś ręczniki i torbę. Jest w bagażniku.

Odetchnęłam drżąco, próbując uspokoić trzęsące się ciało. Rhaven delikatnie odgarnął mi włosy ze spoconego czoła, po czym otarł coś mokrego, co nadal skapywało mi ze skroni. Nie wiedziałam, co widziałam w jego spojrzeniu, ale wyglądało jak udręka. Coś, co sama czułam.

Bolesny skurcz przepłynął przez moje ciało. Jęknęłam. Bolało. Wszystko mnie bolało. Nawet oddychanie. Moja klatka piersiowa i brzuch płonęły. Głowa pulsowała. Prawe ramię promieniowało bólem. Kaszlnęłam. Coś popłynęło mi z ust.

– Zaraz wszystko minie – powiedział spokojnie Rhaven. – Obiecuję.

Przed oczami mignęły mi blond włosy. Lola. Podała coś bratu. Wyglądało jak strzykawka. Poruszyłam się. Ból zamazał mi wzrok, po policzkach poleciały łzy. Czemu oddychanie tak bardzo bolało?

– Wiesz, co robisz, prawda? – spytała go drżącym głosem Lola.

– Tak.

Nadal miałam na sobie kurtkę. Rhaven rozpiął ją i bluzę, którą miałam pod spodem. Złapał za poły mojej koszulki i spojrzał mi w oczy.

– Wybacz – powiedział i zanim zdążyłam zorientować się w sytuacji, jednym ruchem rozerwał koszulkę. Sapnęłam z bólu i zaskoczenia.

– Czy to zadziała na człowieka? – spytała nerwowo Lola.

Czarne oczy odnalazły moje.

– Powinno – odpowiedział i wbił strzykawkę prosto w moje serce.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro