Rozdział 13
Zastanawiałam się, kto będzie następny. Bo biorąc pod uwagę wcześniejszy filmik, ktoś musiał być następny. Policja od razu zjawiła się w szkole, lecz nikt nie wiedział, kto stał za tym okropieństwem. Rozpoczęto śledztwo i kazano zachować ostrożność, ale nic poza tym.
Może i nie przepadałam za Patrickiem, ale nie życzyłam mu źle. Jego śmierć mną wstrząsnęła. I wiedziałam, że nie tylko mną. Lola siedziała naprzeciwko, grzebiąc widelcem w jedzeniu, a gulasz, który zamówiłam, już dawno zrobił się zimny.
Zwolniono nas z reszty lekcji i tak jak się wczoraj umawiałyśmy z Lolą, pojechałyśmy na obiad. Znowu wylądowałyśmy w Rener, ponieważ przyjaciółka stwierdziła, że jedyna knajpa w Brivel nie jest warta uwagi.
Chciałam ją podpytać o brata i sektę, ale widząc, jak bardzo przybita była – chociaż kosztowało mnie to cholernie dużo samokontroli – odpuściłam.
Lola odłożyła widelec i spojrzała na mnie.
– Myślisz, że zrobił to ktoś ze szkoły?
– Nie wiem – przyznałam cicho. – Nie mam pojęcia, kto mógł posunąć się do takiego czynu.
Nie odważyłam się jeszcze zobaczyć filmiku. Na poprzednim nie było widać szczegółów, lecz po minie Damiena wnioskowałam, że teraz wyglądało to inaczej. Gorzej. Poza tym, czułam, że im dłużej myślałam o tym wszystkim, tym bardziej wydawało mi się, że oszalałam. Dostałam filmik, który magicznie zniknął. I w dodatku, jako jedyna sądziłam, że widziałam tam kogoś jeszcze.
– To się powtórzy, prawda? – szepnęła Lola. – Na poprzednim filmiku napisano, że Pustka potrzebuje ofiar.
Nie wiedziałam, co mogłam powiedzieć, aby ją uspokoić. Sama nie miałam pozytywnych myśli. Liczba ofiar się zwiększała, a ilość poszlak, które mogłyby wskazać osobę odpowiedzialną za morderstwa, nadal wynosiła tyle samo – zero. Nie wspominając już o tajemnicach krążących wokół całej tej sprawy. O co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło?
– Zastanawiałam się... – odezwała się nieśmiało Lola. – Wiem, że to niespodziewane i niedawno wydarzyło się coś strasznego, ale... – Uciekła wzrokiem w bok i odetchnęła. – Pomyślałam, że może być fajnie...
– Lola – przerwałam jej, a ona spojrzała na mnie z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. – Wyduś to z siebie.
– Rhaven prowadzi resort w Bergvubie. Jeden domek przeznaczył do własnego użytku, ale prawie nigdy z niego nie korzysta, więc pomyślałam, że mogłybyśmy tam pojechać. Nie byłam jeszcze na wyjeździe z przyjaciółką... – Zerknęła na mnie nieśmiało. – Nie chciałabyś się ze mną wybrać?
Totalnie zaskoczona jej propozycją, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Rozumiem, jeśli nie chcesz jechać. Znamy się bardzo krótko i wiesz, kim jest mój brat. Nie jestem najlepszym materiałem na przyjaciółkę ani na towarzyszkę podróży.
Natychmiast pokręciłam głową. To prawda, znałyśmy się krótko, ale Lola szybko stawała się moją przyjaciółką. Podobnie jak Max. Nie sądziłam, że z kimkolwiek zdołam nawiązać więź w nowym miejscu. Byłam wręcz przekonana, że nie znajdę sobie przyjaciół, a tu proszę. Czułam, jakbym odnalazła osoby, którym mogę powierzyć serce.
– Lola, błagam, nie mów takich rzeczy. Twój brat nie jest tobą i nie jesteś odpowiedzialna za jego zachowanie. – Popatrzyłam jej w oczy i uśmiechnęłam się. – Stałaś się moją przyjaciółką i jestem wdzięczna, że chcesz gdzieś ze mną pojechać.
Ciemne oczy zalśniły, a twarz rozświetlił promienny uśmiech.
– Poza tym, musisz mi zdradzić, o jakim filmie piszesz kolejny post na bloga.
– O, nie – powiedziała stanowczo. – Żadnych spojlerów.
– Prowadzisz bloga o spojlerach, a nie chcesz mi dać jednego? – zaśmiałam się.
– To niespodzianka. Następnym razem ci powiem.
– I tak to z ciebie wyciągnę.
Z jej ust wypłynął śmiech. Z Lolą od początku rozmawiało i żartowało się łatwo. Jej towarzystwo mi pomagało, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy. Wydawało mi się, że działało to w obie strony.
– Dobra – odezwała się. – Powinnyśmy skupić się na projekcie.
Zgodziłam się z nią i zabrałyśmy się za wybranie tematu.
***
Wychodziłyśmy z restauracji, gdy rozdzwonił się telefon Loli. Grzebałam w torebce, żeby znaleźć kluczyki od samochodu i kiedy w końcu je wyjęłam, usłyszałam zmianę w głosie przyjaciółki.
– Co? O czym ty mówisz?
Uniosłam głowę.
– Zaraz tam będę – rzuciła i rozłączyła się.
– Coś się stało?
– Pożyczysz mi swój samochód?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Lola skradła kluczyki z mojej dłoni i popędziła w stronę parkingu. Odwróciła się jeszcze i krzyknęła:
– Mój brat po ciebie przyjedzie!
Patrzyłam jak wsiada do mojego auta i z piskiem opon wyjeżdża z parkingu. Zniknęła na głównej drodze, a ja stałam przed restauracją nieruchoma jak rzeźba i zadawałam sobie tylko jedno pytanie:
Co się właśnie stało?
Nie miałam pojęcia, gdzie był Rhaven i za ile przyjedzie, więc weszłam z powrotem do restauracji i zamówiłam herbatę. Czekałam na zamówienie i zdałam sobie sprawę, że znowu zostałam wplątana w przejażdżkę z Rhavenem. Jakim cudem po raz kolejny wylądowałam w takiej sytuacji?
Pierwsze, co zobaczyłam, to skórzane trapery. Uniosłam wzrok znad parującego kubka i ujrzałam przystojną twarz. Rozczochrane włosy opadały mu na czoło, a czarny golf ciasno opinał szeroką pierś.
– Myślałem, że sobie poszłaś. – Zajął miejsce naprzeciwko. – Miałem odjeżdżać, ale na szczęście zobaczyłem cię za szybą.
– Moja wyjątkowość przyciągnęła twoją uwagę? – spytałam z przekąsem.
– Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś wyjątkowa. Nie w tym sensie.
Próbowałam nie pokazać po sobie, jak bardzo ubodły mnie jego słowa, ale wiedziałam, że zadrżała mi warga. Powinnam się cieszyć. Przecież często irytowałam się swoim wyglądem. Zajęłam się herbatą, gdy Rhaven odezwał się ponownie:
– Widzisz, Śnieżynko, wyjątkowość rozumiem jako obelgę. Wyjątkowość oznacza inność. A bycie innym w naszym świecie jest groźne.
Przestałam mieszać napój i popatrzyłam na niego, totalnie zaskoczona.
– Społeczeństwo próbuje zapakować wszystkich do jednego pudełka, a gdy nie pasujesz, chcą cię wyrzucić. Boją się odmienności i tego, co możesz skrywać. Chcą cię stłamsić, zanim zdołasz pokazać swoją siłę. Traktują cię jak zagrożenie i poniżają cię, bo wiedzą, że nigdy nie uda im się osiągnąć twojego poziomu. – Pochylił się nad stołem. – Dlatego nigdy nie nazwałbym cię wyjątkową. Prędzej piękną.
Oddech utknął mi w gardle, a Rhaven z powrotem opadł plecami na siedzenie, zarzucając rękę na oparcie.
– Skończyłaś? – Ruchem brody wskazał kubek. – Możemy jechać?
Pokiwałam głową i poprosiłam kelnera o rachunek. Rhaven wyszedł na zewnątrz, a ja zapłaciłam i dołączyłam do niego przy aucie. Szybko zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o jednym ważnym szczególe. Samochód Rhavena był dla mnie za wielki.
Ustawiłam nogę na stópce, złapałam za drzwi i podciągnęłam się, zaciskając zęby. Syknęłam, kiedy kłujący ból przeszył moje udo i z powrotem opadłam na ziemię. Cholerna kupa metalu. Spróbowałam ponownie wdrapać się do środka, gdy poczułam silne ręce w talii. Rhaven uniósł mnie z zaskakującą lekkością i zanim się zorientowałam, już siedziałam na miejscu pasażera. Z szaleńczo bijącym sercem patrzyłam, jak obchodzi maskę i wskakuje za kierownicę. Dlaczego zawsze wywoływał we mnie tak sprzeczne i niezrozumiałe emocje?
Wyjechał z parkingu i zerknął w moją stronę.
– Lubisz czerwony? – spytał niespodziewanie.
Nie dziwiłam się, czemu doszedł do takich wniosków. Miałam czerwoną bluzę i kurtkę, czarne spodnie i karminowe kozaki.
– Tak – odpowiedziałam niepewnie. – To mój ulubiony kolor.
– Dlaczego?
Kolejne pytanie, którego się nie spodziewałam.
– Czerwony to wyrazisty kolor. Zawsze sądziłam, że im więcej go na mnie, tym bardziej odwróci uwagę od białych włosów.
Jego oczy zabłyszczały jak diamenty.
– Nie odwraca – stwierdził. – Ale pasuje do ciebie.
Rhaven zaskakiwał każdym słowem.
– A ty? Jaki lubisz kolor?
– Zgadnij.
– Cóż, idąc za twoim tokiem myślenia, zgaduję, że czarny.
Rhaven uniósł kącik ust.
– To mój drugi ulubiony kolor.
– Jaki jest pierwszy?
– Czerwony.
Cieszyłam się, że nic nie jadłam lub nie piłam, bo na pewno bym się zakrztusiła.
– Zaskoczyłem cię? – Uniósł brew.
– Trochę – przyznałam.
Zapadał zmrok. Słońce chyliło się ku zachodowi, muskając korony drzew. Za nami zbierały się ciemniejsze chmury, zwiastujące opady śniegu. Jechaliśmy krętymi drogami w ciszy, kiedy przypomniałam sobie coś.
– Znalazłeś to? – spytałam. – Znalazłeś to, co widzi we mnie Lola?
– Znalazłem.
– Co to?
Rhaven posłał mi zagadkowe spojrzenie.
– Nie powiesz mi?
– Dlaczego się mnie nie boisz? – Zmarszczył brwi.
Dobre pytanie.
– Nie jesteś osobą, z którą na co dzień chciałabym spędzać czas, ale nie boję się ciebie.
– Sama powiedziałaś, że należę do sekty. Nie wiesz, że sekty są niebezpieczne? Lola nie ostrzegała cię przede mną?
Przełknęłam z trudem ślinę. Owszem, ostrzegała. Sama na początku uważałam, że jest niebezpieczny. Nie sądziłam jednak, że zrobiłby mi krzywdę.
– Czym zajmujesz się w sekcie?
Rhaven zaśmiał się gorzko.
– Nie chcesz wiedzieć, Śnieżynko. Ten temat nie spodobałby ci się.
– Skąd wiesz?
– Jeśli już tak bardzo chcesz rozmawiać, to lepiej powiedz, dlaczego przeprowadziłaś się do Brivel.
Powietrze utknęło mi w płucach. Cholera. Unikałam tego tematu z każdym. Lola nie pytała. Max rozumiał bez słów. Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić rozszalałe serce. Nie zamierzałam płakać.
– Miałam tylko mamę – wykrztusiłam, unosząc powieki. – Ona... – Przełknęłam ślinę, ponieważ nagle poczułam suchość w ustach. – Ona odeszła. Oprócz niej... – Odetchnęłam drżąco. – Musiałam przeprowadzić się do wujka. To moja jedyna rodzina.
Odwróciłam wzrok od Rhavena, gdy uderzyła mnie realność ostatnich słów. Pozostał mi tylko wujek. Już nigdy nie będę mogła zwierzyć się mamie, już nigdy nie będę mogła wpaść w jej ramiona, kiedy przeżyję okropny dzień. Nie będziemy razem gotować obiadów, nie będziemy wspólnie oglądać filmów, nie będziemy... Nie będziemy mogły nic zrobić razem.
Nigdy.
Ból, który mnie przeszył, prawie rozsadził mi serce. Przycisnęłam dłoń do piersi, lecz nie zelżał. Nie chciał odpuścić. Nasilał się z każdą mijającą sekundą, a ja nie potrafiłam sobie z nim poradzić.
– Zatrzymaj się – wysapałam, nie mogąc złapać tchu. – Zatrzymaj się!
Rhaven dał po hamulcach, ale nie czekałam nawet, żeby auto się zatrzymało. Odpięłam pasy i sięgnęłam do klamki. Wypadłam ze środka, a uderzenie z ziemią wbiło igły bólu w chorą nogę. Przewróciłam się, ale natychmiast podniosłam z powrotem. Musiałam odejść. Musiałam odejść jak najdalej od tego bólu. Musiał zniknąć. Jeśli pójdę wystarczająco daleko, ból w końcu zniknie.
A może ja zniknę razem z nim.
W uszach szumiał mi puls, a i tak słyszałam idącego za mną Rhavena. Nadal trzymałam dłoń przyciśniętą do serca. Gdybym tylko mogła, wydrapałabym je. Gdyby tylko to mogło mi pomóc, nie wahałabym się ani sekundy.
– Grace!
– Zostaw mnie – wydyszałam. – Zostaw mnie, Rhaven.
Pojawił się przede mną, zagradzając drogę.
– Oszalałaś? Nie zostawię cię samej w lesie.
– Nie ma jej. – Jego twarz zamazały mi łzy. – Nie ma jej i nigdy nie wróci.
– Kiedy umarła?
Świat zaczął wirować. Umarła. To słowo bolało bardziej niż powinno.
– Piątek – wydusiłam przez ściśnięte gardło.
Rhaven przeklął pod nosem. Łzy, jedna za drugą spływały po moich policzkach, formując bruzdy bólu. Były jak pociski, które raniły moje wnętrze. Poczułam ich słony smak, gdy wydobył się ze mnie szloch. Dlaczego nie potrafiłam poradzić sobie z tym bólem? Dlaczego rana w sercu nie chciała się zagoić? Dlaczego czułam, jakby robiła się coraz większa?
Nogi ugięły się pode mną. Zawsze miałyśmy siebie nawzajem. A teraz ja nie miałam nikogo. Ona też nie, gdziekolwiek się znalazła. To było niesprawiedliwe. Dlaczego los musiał potraktować nas tak okropnie? Za szybko, to stało się za szybko.
Rhaven uklęknął przede mną, a ja wbiłam paznokcie w ziemię, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Czułam, że jeszcze chwila, a odejdę do krainy bólu i już nigdy nie zdołam z niej wyjść. Potrzebowałam czegoś, czegokolwiek, co zatrzymałoby mnie na miejscu.
– Nie mogę... – wykrztusiłam, czując, ze zaraz się rozlecę.
Płacz nie pozwalał mi oddychać. W gardle uformowała się gula wielkości jabłka, nie przepuszczając przez nią powietrza. Wypłakiwałam wnętrzności, a ciało spięło się od spazmów. Przechodziłam katusze. Nie dam rady dłużej płakać. Nie dam rady dłużej znosić tego bólu. Jeszcze chwila, a mnie zmiażdży.
– Grace. – Głęboki głos wdarł się do mojej głowy. – Grace, popatrz na mnie.
Widziałam tylko łzy. Czułam tylko cierpienie. Znalazłam się w morzu tortur, które mogły wywołać tylko śmierć bliskiej osoby.
– To boli – wydusiłam, a łzy dławiły mnie bez ustanku. – To tak bardzo boli...
I nagle poczułam coś innego.
Przez ból przebiły się dłonie Rhavena. Złapał mnie za ramiona i ścisnął lekko. Moje oczy w końcu go zobaczyły i mogłabym przysiąc, że w chłodnym spojrzeniu ujrzałam troskę.
Skupiłam się na czarnych oczach, a on mówił. Mówił najbardziej raniące słowa na świecie, a ja słuchałam.
– Ludzie odchodzą, Grace. Nie mamy na to wpływu. Zawsze odchodzą niespodziewanie i nigdy nie można przygotować się na ten moment. – Zbliżył twarz do mojej. – Ale kiedy oni odchodzą, ty zostajesz. I żyjesz, Grace. Umarła część ciebie, której nigdy nie zdołasz odzyskać, ale to nie oznacza, że nie zaznasz już szczęścia. Ból w części minie, a ty będziesz żyła swoim życiem, bo nie twoje się skończyło, lecz twojej mamy. Będziesz tęsknić, ale tęsknota zmaleje z każdym dniem.
Pokręciłam głową.
– Nie dam rady. – Uniosłam się na kolanach i w geście desperacji złapałam w garść jego golf. – Jest gorzej, jest...
Ludzie nie przywiązują się do innych – przerwał, obejmując dłońmi moje zaciśnięte pięści. – Ludzie nie przywiązują się do rzeczy. Przechodzą żałobę i żyją dalej. – Jego spojrzenie stało się stanowcze. – Żyj, Grace. Żyj, póki możesz. Żyj, póki jesteś wolna. Nigdy nie wiesz, co jeszcze świat może ci odebrać.
– A ty? – wyszeptałam przez łzy. – Co z tobą?
Puścił moje dłonie i odsunął się. Zachwiałam się i opadłam na pięty. Rhaven wstał i spojrzał na mnie z góry.
– Ze mną? – zaśmiał się szorstko. – Ja przestałem żyć lata temu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro