Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II- 9

Tak jak obiecano mały Travis wyszedł ze szpitala w niedzielę, czyli trzy dni temu. Jego ojciec liczył na rozmowę z Flor, jednak okazało się, że nie miała dyżuru. Był lekko rozczarowany, a na prośbę o podanie jej adresu, usłyszał, że dane są chronione. Nie pomogło nawet to, że powiedział iż jest jej bratem. Nawet cholernego numeru telefonu nie uzyskał. Był bardzo ciekaw, czy rodzice wiedzieli, że Flor tutaj pracowała? W sumie mogli wiedzieć, bo kiedy się z nimi widywał, ten temat był zakazany. Po porostu nie rozmawiali o niej. A teraz siedział ze swoim czterolatkiem i oglądał bajkę na dobranoc. Gorączka nie była już tak wysoka, więc liczył na dobrze przespaną noc.

Każdego cholernie dnia żałował, że przespał się z tamtą dziewczyną. Po ucieczce Flor dowiedział się, że to nie była kuzynka Ethana, tylko jakaś przypadkowa laska. Jednak to nie zmieniało faktu, że przespał się z inną. Zresztą traktował kobiety jak narzędzie. Nie wiązał się z nimi. Tylko raz myślał, że coś z tego wyjdzie.  Cóż, pomylił się, bo okazało się, że ona była mężatką, a później oświadczyła, że jest w ciąży. I tym sposobem został tatusiem na pół etatu, który co któryś weekend zabiera syna do siebie. Akurat teraz była jego kolej.

- Tato, telefon dzwoni - Travis zwrócił ojcu uwagę.

- O, tak, dziękuję - zmierzwił włosy synowi i wstał po telefon.

- Cześć Gill.

- Cześć. Jak ma się Travis? - Jej głos był jakiś dziwny.

- Ma grypę, ale już mu lepiej.- Wolał nie mówić jej teraz o szpitalu.

- W przedszkolu prawie wszystkich rozłożyło - zachichotała. -  Tak myślałam, że może być.

- To po jaką cholerę mi go dałaś. Czyś ty na głowę upadła? I gdzie ty jesteś.

- Oj, na imprezie firmowej.

- Jesteś pijana - warknął.

- No i? Jestem dorosła.

- Kurwa, bardzo - warknął i rozłączył się. Nie miał zamiaru rozmawiać z tą kobietą. Romans z nią był największym błędem jego życia. Ale miał syna , którego bardzo kochał. Zastanawiał się, jakby to było, gdyby miał dziecko z Flor. Może wtedy nie zostawiłaby go? Westchnął, bo gdybanie nie miało sensu, więc dołączył do syna.

Flor właśnie przenosiła ostatnie kartony do mieszkania Arona. Postanowiła przeprowadzić się do niego. Kiedy wróciła z nocki i nie mogła się z nim zobaczyć, stwierdziła, że najwyższa pora zacząć żyć. Była młoda, a życie przeciekało jej przez palce. To, że spotkała Ridera, nie miało znaczenia. No może trochę i miało. Ale już nie czuła do niego tego co dawniej. To spotkanie uzmysłowiło jej, że Rider był już przeszłością, do której ona nie miała zamiaru wracać. A Aron? Aron był jej przyszłością. Widziała, jak Carmela go ubóstwiała Arona, a on ją. 

- Mamo? - Carmela wpadła do kuchni.

- Tak? 

- Czy tatuś ucieszy się, że będziemy razem z nim mieszkać?

- Na pewno. Cieszysz się?

- Tak! Kocham tatusia - pięciolatka wykrzyczała i pobiegał po swoje zabawki.

Flor popatrzyła na swoją córkę i była zadowolona, że podjęła taką decyzję. Nie dla Carmeli, ale dla samej siebie. Z każdym dniem coraz bardziej przywiązywała się do bruneta i czuła motylki w brzuchu za każdym razem, kiedy go widziała. Czuła się jak zakochana nastolatka.

Ostatnie kartony wylądowały w sypialni, od dzisiaj ich wspólnej sypialni. Rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła się na widok wielkiej szafy.  Ściany w kolorze wanilii idealnie pasowały do ciemnych mebli, a wielkie łóżko królowało w sypialni. Ruszyła do pokoju Carmeli i uśmiechnęła się, gdyż córka usnęła ze swoim wielkim miśkiem. Przymknęła drzwi i ruszyła do kuchni, zrobić kolacje dla Arona i siebie. Była bardzo ciekawa jego reakcji. Dawał jej tyle szczęście, więc i on sam na to zasługiwał.

Aron skończył dyżur godzinę później niż miał planowo. Mieli nagły wypadek i musiał asystować przy operacji. Ale teraz wracał do domu, do dwóch swoich dziewczyn. Stanął pod drzwiami mieszkania Flor i zastukał, lecz nikt mu nie odtworzył. Spróbował jeszcze dwa razy, ale odpowiedziała mu cisza. Wyciągnął telefon i idąc do swojego mieszkania, wybrał numer Flor, jednak włączyła się poczta głosowa. Nie wiedział, czy coś się stało, czy może... Zacisnął dłonie w pięści, gdyż świadomość, że Flor poszła spotkać się z ojcem jej dziecka, wywołało w nim falę zazdrości. Był egoistycznym sukinsynem, który chciał ich tylko dla siebie. Przekręcił klucz w drzwiach i uderzył w niego smakowity zapach, unoszący się w jego mieszkaniu. Wszedł po cichu do kuchni i z wrażenia opuścił klucze. Flor stała w szpilkach z wielkim uśmiechem na ustach i w jakimś seksownym fatałaszku. 

- Witaj w domu, kochanie - powiedziała zmysłowym głosem i podeszła to powoli do Arona.

- Flor, ale...

- Cii - przyłożyła palce do jego ust - zrobiłam ci kolację.

- Nie jestem głodny - odparł schrypniętym głosem.

- Szkoda.

- Ale mam ochotę na deser - mruknął i porwał ją w ramiona, a następnie kochali się na kuchennym blacie, po czym przenieśli się do sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro