Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - 7

Aron postanowił, że razem z Carmelą odbiorą Flor ze szpitala. Właśnie pokierowano ich do izby przyjęć, gdzie ponoć pani doktor przyjmowała jakiegoś małego pacjenta. Brunet dostrzegł szatynkę od razu, jednak coś w sposobie w jakim stała, mówiło mu, że coś się dzieje. Wydłużył krok, żeby być szybciej przy niej, jednak pięciolatka wyrwała się do matki.

- Mamo, jesteśmy - powiedziała uradowana Carmela.

Oczy Ridera zjechały na dziewczynkę i wyglądał jakby doznał jeszcze większego szoku niż wcześniej. Przełknął nerwowo ślinę i patrzył jak skamieniały na córkę Flor. Nie mógł uwierzyć, że ona miała dziecko. Ale przecież sam miał syna, więc taka kolej rzeczy nie powinna go dziwić, a jednak robiła to. Spojrzał na kobietę, której nie widział pięć cholernych lat i ona miała, do kurwy, dziecko. Widział, jak ma rozszerzony oczy, po czym pochyliła się do córki.

- To dobrze, kochanie. Zaraz kończę i możemy jechać do domu - szatynka powiedziała łagodnie do dziecka.

- Razem z tatusiem - powiedziała Carmela, a Flor zrobiło się gorąco i czuła jak jej serce waliło. Jeszcze chwila, a wypadnie z jej piersi.

- Z tatusiem?

- Cześć, kochanie - Aron zmaterializował się koło szatynki i pocałował ją w usta na dzień dobry.

- Jest i tatuś - zachichotała pięciolatka i chwyciła bruneta za dłoń.

Aron wiedział, że jego przyjście tutaj i tak ostentacyjne zachowanie względem Flor, będzie szeroko komentowane. Ale byli razem i nie miał zamiaru ukrywać się z tym. Zmierzył faceta przed sobą chłodnym wzrokiem, gdyż koleś mu się nie podobał.

Rider zacisnął szczękę i miał ochotę przypierdolić facetowi przed sobą. Paliło go w środku od widoku Flor z innym mężczyzną. Jednak sam spieprzył, więc nie powinien być na nią tak cholernie zły. A był i to go jeszcze bardziej wkurwiało. Postanowił przyjąć taktykę ataku.

- Chciałbym wiedzieć, co z moim synem? - Rider spytał chłodnie rzeczowym tonem, który mógł zmrozić jego rozmówcę.

Flor jakby obudziła się z transu i patrzyła to na Arona, to na Ridera. Podniosła papiery i lekko odchrząknęła. Nie podobało jej się, że Rider tutaj jest, że Aron i Carmela wybrali taką chwilę. Ale nie mogła nic zrobić.

- Pana czteroletni syn ma grypę - wyjaśniła szatynka starając się, żeby jej głos nie drżał, jednak Aron widział, że coś jest nie tak.- Odwodnił się, więc musieliśmy podać mu kroplówkę i leki na zbicie gorączki. Został przewieziony na oddział. Jeżeli poprawi mu się, jutro rano zostanie wypisany.

- Mam nadzieję, a teraz chciałbym iść do niego.

- Oczywiście. Pielęgniarka pana zaprowadzi - powiedziała równie chłodno. 

Aron patrzył za oddalającym się mężczyzną, po czym przygarnął do siebie rozedrganą Flor. Objął ją szczelnie ramionami i przytulił jej głowę do swojej klatki piersiowej.

- Cii, już dobrze. Jestem przy tobie, króliczku.

- Zabierz mnie stąd, proszę - wyszeptała.

- Oczywiście - musnął jej skroń i splótł ich palce razem, po czym złapał za rączkę Carmelę - Idziemy mały króliczku.

- Jasne, tatusiu.

Wychodząc z izby przyjęć, Rider obejrzał się przez ramie i zacisnął dłonie w pieści. Widział, jak ten facet trzymał Flor i jej córkę za ręce. Pieprzona rodzinna sielanka - pomyślał i udał się do swojego chorego syna. Nie wiedział, jak miała się Flor przez ten cały czas, kiedy uciekła do niego. Po prostu zostawiła pieprzoną wiadomość, pierścionek i już nigdy więcej jej nie zobaczył. W dziekanacie nic mu nie chcieli powiedzieć, rodzice nabrali wody w usta, a on jak desperat szukał jej przez prawie rok. Aż w końcu odpuścił. Powrócił do roli bycia dupkiem i pieprzył wszystko, co się ruszało. W czasie studiów zaliczył chyba połowę damskiej populacji. Czy był z tego dumny? Nie. Ale tylko w ten sposób mógł zagłuszyć ból po jej stracie. A teraz natknął się nią w szpitalu w Seattle. Przyjechał tutaj z młodym, bo miał zlecenie do zrobienia i nawet nie wiedział, że Flor tutaj mieszkała. Miał ochotę ją udusić i wycałować jednocześnie. Ale ten koleś, który pocałował ją na przywitanie, wyglądał jakby chciał Riderowi spuścił łomot. A on wątpił, żeby tamten domyślił się kim on był, jednak bardzo by chciał widzieć minę skurwiela, jakby mu oznajmiał, że pieprzył wcześniej jego kobietę. Zapewne dostałby prosto w zęby, ale może byłoby warto. Kto wie?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro