II - 5
Flor zamruczała cicho, kiedy wargi Arona pieszczotliwie muskały jej kark. Przeciągnęła się rozkosznie obolała. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek się tak czuła. Aron był tym wszystkim, czego nie miała i bała się, że jak tylko otworzy oczy, to wszystko okaże się snem.
- Zjesz ze mną śniadanie? - Mruknął w jej skórę.
- Chyba powinnam wrócić, za nim obudzi się Carmela - odpowiedziała z jęknięciem, kiedy pogłaskał jej pierś.
- To może lunch? - Aron pieścił dłońmi sutek Flor.
- A może przyjdziesz do nas na śniadanie. Rodzice na pewno wiedzą, gdzie spędziłam noc, a Carmela nie da mi żyć, gdyż będzie chciała wiedzieć, dlaczego nie przeczytałeś jej bajki na dobranoc.
- Chcesz, żebym zjadł z wami niedzielenie śniadanie? - Zapytał cholernie zdziwiony. Wiedział, że te śniadania były wyjątkowe, gdyż dziewczyny jadły je w piżamach. I był to ich cotygodniowy rytuał.
- Tak, chcę - obróciła się twarzą do Arona i spojrzała w jego szaro oczy. - Carmela cię lubi. - Powiodła palcem po jego lekko zarośniętym torsie.
- Wiem - mruknął i przytulił do siebie Flor, układając dłonie na jej nagich pośladkach.
- I ja ciebie lubię, może bardziej niż powinnam - powiedziała ledwie słyszalnie.
- Lubisz mnie bardziej niż powinnaś? A co to znaczy, króliczku?
- Gdybyś był kimś inny, nie byłoby mnie tutaj.
- Gdybyś była inną kobietą, nie kochałbym się z tobą - wyznał. - Podobasz mi się Flor i to bardzo. Teraz kiedy cię miałem, nie odpuszczę. Wybacz, ale jestem egoistycznym dupkiem. Czasem ten jaskiniowce we mnie przejmuje kontrolę. - Aron cmoknął szatynkę w nos.
- Ja... - w sumie nie wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć. Bała się, już raz została zraniona, poniżona i zdradzona.
- Cii, poczekam. Jestem cholernym szczęściarze. Na razie mi to wystarczy, ale tylko na razie - mruknął i przetoczył się po łóżku i wstał ukazując widok na swojego sterczącego fiuta.
- Potrzebujesz pomocy? - Wskazała jego sztywną męskość.
- Pięknej kobiecie się nie odmawia, więc nie mam nic przeciwko twoim ustom na nim - mrugnął i obrócił się tyłem, dając Flor idealny widok na swój tyłek i plecy. Po czym przemaszerował przez sypialnię do łazienki.
Flor patrzyła oszołomiona na idealną grę mięśni na plecach Arona i ... Boże, on miał tatuaż. Jego skórę na plecach zdobił kolorowy tusz ukazującego ognistego feniksa. Była wstrząśnięta i zaciekawiona. Wyskoczyła z łóżka i naga dołączyła pod prysznicem do Arona, który zdawało się, że tylko na nią czekał.
- Nie wiedziałam, że masz tatuaż, panie doktorze - mruknęła.
- Zszokowałem panią, pani doktor?
- Nie spodziewałam się.
- Kiedyś nie byłem lekarzem - uniósł Flor do góry, aż oplotła nogami jego biodra. - Kiedyś byłem nastolatkiem i to niezbyt grzecznym.
- Oho. Czyżbyś był niegrzecznym chłopcem? - Aron dostrzegł figlarny błysk w jej oczach.
- Być może - ustawił się i jednym pchnięciem wszedł we Flor - będziesz musiała się przekonać o tym sama.
Flor i Aron oddali się ponowie uniesieniom i zapomnieli o bożym świecie. Dopiero po pół godzinie brunet niechętnie wypuścił Flor ze swojego mieszkania i ze swoich objęć. Jednak wiedział, że za jakieś dziesięć minut zobaczą się ponownie. Był na haju, który zafundowała mu kobieta, do której wzdychał od roku, i która był już jego. Postara się, żeby żaden facet nie położył na niej swoich łap.
- Zdaje się, że noc miałaś udaną - tymi słowy przywitała Flor jej matka, kiedy szatynka przekroczyła próg mieszkania.
- Czekałaś na mnie? Mamo, mam dwadzieścia pięć lat.
- Wiem, ale ... No cóż, zwyczajnie jestem ciekawa, czy byłaś z panem doktorem.
- Tak i bawiliśmy się w lekarzy - powiedziała z lekką nutą uszczypliwości, po czym mrugnęła do matki.
- Och - Lea Regan klasnęła w dłonie. - On jest taki... taki...
- Inny? Idealny? - Flor zaczęła wyliczać na palcach. - Męski? Gorący? Seksowny?
- Cholera, jest tym wszystkim czego ci potrzeba, kochanie.
- Zgadzam się i ... - Flor zniżyła głos do szeptu.
- I?
- Był cudowny w łóżku.
Flor nie czekała na odpowiedzieć mamy, tylko ruszyła do swojej sypialni, żeby przebrać się z wczorajszych ubrań. Jakimś cudem nie mogła znaleźć swoich koronkowych majtek, więc wyszła bez nich. Podeszła do lustra wiszącego na jej szafie i pierwszy raz od wielu lat zobaczyła uśmiechniętą kobietę. Uśmiechała się wcześniej, ale dzisiaj jej oczy błyszczały, a usta była opuchnięte od pocałunków. Pachniała Aronem i podobało jej się to. Nawet nie wiedziała, że tęskniła za tym wszystkim, czego doznała dzisiejszej nocy. W czarnych leginsach i koszuli sięgającej jej za tyłek wyszła z sypialni i ku jej zaskoczeniu przy jej kuchence tyłem do niej stał Aron. Podeszła bliżej i odchrząknęła, dając mu znać o swojej obecności.Brunet spojrzał przez ramię i mrugnął.
- Króliczek zamawiał naleśniki?
- Umm. Co ty tutaj robisz? I gdzie reszta?
- Twoi rodzice poszli się spakować, a Carmela chyba jeszcze śpi.
- Pójdę do niej. - Chciała odejść ale silne męskie ramię otoczyło jej talię i została obrócona twarzą do bruneta.
- Pięknie pachniesz - mruknął do jej ucha.
- Co ty tutaj robisz?
- Robię śniadanie dla moich dziewczyn. Cóż by innego miałbym tutaj robić?
- Twoich dziewczyn?
- Tak - Aron wyszeptał prosto w usta szatynki. - Jestem za stary na bawienie się w podchody. Mam trzydzieści lat, rozwód za sobą i dzisiejszej nocy przeżyłem niesamowity seks z pewną panią doktor. Znasz ją? Może pomówisz z nią w moim imieniu.
- A co miałabym jej przekazać?
- Że chcę, żeby była moja. Chcę z nią spędzać wieczory, dzielić noce i kochać jej córkę.
Słowa Arona zaskoczyły Flor i lekko oszołomiły. Ale chyba nie powinny. Od dawna Aron był dla nich kimś więcej niż sąsiadem i kolegą po fachu. Carmela go uwielbiała i zdawało się, że on ją też.
- A gdybym przekazała jej te słowa i ona zgodziłaby się, byłbyś zadowolony?
- Byłbym kurewsko szczęśliwy, kochanie.
Aron przycisnął Flor do siebie i pocałował ją z taką zachłannością i zaborczością, że pod szatynką ugięły się nogi. W pewnym momencie usłyszeli pisk i oderwali się od siebie. Carmela wpatrywała się w swoją mamę i Arona wielkimi oczami, po czym z piskie raniącym ich uszy, rzuciła się na tę dwójkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro