Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - 5

Flor zamruczała cicho, kiedy wargi Arona pieszczotliwie muskały jej kark. Przeciągnęła się rozkosznie obolała. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek się tak czuła. Aron był tym wszystkim, czego nie miała i bała się, że jak tylko otworzy oczy, to wszystko okaże się snem.

- Zjesz ze mną śniadanie? - Mruknął w jej skórę.

- Chyba powinnam wrócić, za nim obudzi się Carmela - odpowiedziała z jęknięciem, kiedy pogłaskał jej pierś.

- To może lunch? - Aron pieścił dłońmi sutek Flor.

- A może przyjdziesz do nas na śniadanie. Rodzice na pewno wiedzą, gdzie spędziłam noc, a Carmela nie da mi żyć, gdyż będzie chciała wiedzieć, dlaczego nie przeczytałeś jej bajki na dobranoc.

- Chcesz, żebym zjadł z wami niedzielenie śniadanie? - Zapytał cholernie zdziwiony. Wiedział, że te śniadania były wyjątkowe, gdyż dziewczyny jadły je w piżamach. I był to ich cotygodniowy rytuał.

- Tak, chcę - obróciła się twarzą do Arona i spojrzała w jego szaro oczy. - Carmela cię lubi. - Powiodła palcem po jego lekko zarośniętym torsie.

 - Wiem - mruknął i przytulił do siebie Flor, układając dłonie na jej nagich pośladkach.

- I ja ciebie lubię, może bardziej niż powinnam - powiedziała ledwie słyszalnie.

- Lubisz mnie bardziej niż powinnaś? A co to znaczy, króliczku?

- Gdybyś był kimś inny, nie byłoby mnie tutaj.

- Gdybyś była inną kobietą, nie kochałbym się z tobą - wyznał. - Podobasz mi się Flor i to bardzo. Teraz kiedy cię miałem, nie odpuszczę. Wybacz, ale jestem egoistycznym dupkiem. Czasem ten jaskiniowce we mnie przejmuje kontrolę. - Aron cmoknął szatynkę w nos.

- Ja... - w sumie nie wiedziała, co miałaby mu odpowiedzieć. Bała się, już raz została zraniona, poniżona i zdradzona.

- Cii, poczekam. Jestem cholernym szczęściarze. Na razie mi to wystarczy, ale tylko na razie - mruknął i przetoczył się po łóżku i wstał ukazując widok na swojego sterczącego fiuta.

- Potrzebujesz pomocy? - Wskazała jego sztywną męskość.

- Pięknej kobiecie się nie odmawia, więc nie mam nic przeciwko twoim ustom na nim - mrugnął i obrócił się tyłem, dając Flor idealny widok na swój tyłek i plecy. Po czym przemaszerował przez sypialnię do łazienki.

Flor patrzyła oszołomiona na idealną grę mięśni na plecach Arona i ... Boże, on miał tatuaż. Jego skórę na plecach zdobił kolorowy tusz ukazującego ognistego feniksa. Była wstrząśnięta i zaciekawiona. Wyskoczyła z łóżka i naga dołączyła pod prysznicem do Arona, który zdawało się, że tylko na nią czekał. 

- Nie wiedziałam, że masz tatuaż, panie doktorze - mruknęła.

- Zszokowałem panią, pani doktor?

- Nie spodziewałam się.

- Kiedyś nie byłem lekarzem - uniósł Flor do góry, aż oplotła nogami jego biodra. - Kiedyś byłem nastolatkiem i to niezbyt grzecznym.

- Oho. Czyżbyś był niegrzecznym chłopcem? - Aron dostrzegł figlarny błysk w jej oczach.

- Być może - ustawił się i jednym pchnięciem wszedł we Flor - będziesz musiała się przekonać o tym sama.

Flor i Aron oddali się ponowie uniesieniom i zapomnieli o bożym świecie. Dopiero po pół godzinie brunet niechętnie wypuścił Flor ze swojego mieszkania i ze swoich objęć. Jednak wiedział, że za jakieś dziesięć minut zobaczą się ponownie. Był na haju, który zafundowała mu kobieta, do której wzdychał od roku, i która był już jego. Postara się, żeby żaden facet nie położył na niej swoich łap. 

- Zdaje się, że noc miałaś udaną - tymi słowy przywitała Flor jej matka, kiedy szatynka przekroczyła próg mieszkania.

- Czekałaś na mnie? Mamo, mam dwadzieścia pięć lat.

- Wiem, ale ... No cóż, zwyczajnie jestem ciekawa, czy byłaś z panem doktorem.

- Tak i bawiliśmy się w lekarzy - powiedziała z lekką nutą uszczypliwości, po czym mrugnęła do matki.

- Och - Lea Regan klasnęła w dłonie. - On jest taki... taki...

- Inny? Idealny? - Flor zaczęła wyliczać na palcach. - Męski? Gorący? Seksowny?

- Cholera, jest tym wszystkim czego ci potrzeba, kochanie. 

- Zgadzam się i ... - Flor zniżyła głos do szeptu.

- I? 

- Był cudowny w łóżku.

Flor nie czekała na odpowiedzieć mamy, tylko ruszyła do swojej sypialni, żeby przebrać się z wczorajszych ubrań. Jakimś cudem nie mogła znaleźć swoich koronkowych majtek, więc wyszła bez nich. Podeszła do lustra wiszącego na jej szafie i pierwszy raz od wielu lat zobaczyła uśmiechniętą kobietę. Uśmiechała się wcześniej, ale dzisiaj jej oczy błyszczały, a usta była opuchnięte od pocałunków. Pachniała Aronem i podobało jej się to. Nawet nie wiedziała, że tęskniła za tym wszystkim, czego doznała dzisiejszej nocy. W czarnych leginsach i koszuli sięgającej jej za tyłek wyszła z sypialni i ku jej zaskoczeniu przy jej kuchence tyłem do niej stał Aron. Podeszła bliżej i odchrząknęła, dając mu znać o swojej obecności.Brunet spojrzał przez ramię i mrugnął.

- Króliczek zamawiał naleśniki? 

- Umm. Co ty tutaj robisz? I gdzie reszta?

- Twoi rodzice poszli się spakować, a Carmela chyba jeszcze śpi.

- Pójdę do niej. - Chciała odejść ale silne męskie ramię otoczyło jej talię i została obrócona twarzą do bruneta.

- Pięknie pachniesz - mruknął do jej ucha.

- Co ty tutaj robisz? 

- Robię śniadanie dla moich dziewczyn. Cóż by innego miałbym tutaj robić?

- Twoich dziewczyn?

- Tak - Aron wyszeptał prosto w usta szatynki. - Jestem za stary na bawienie się w podchody. Mam trzydzieści lat, rozwód za sobą i dzisiejszej nocy przeżyłem niesamowity seks z pewną panią doktor. Znasz ją? Może pomówisz z nią w moim imieniu.

- A co miałabym jej przekazać?

- Że chcę, żeby była moja. Chcę z nią spędzać wieczory, dzielić noce i kochać jej córkę.

Słowa Arona zaskoczyły Flor i lekko oszołomiły.  Ale chyba nie powinny. Od dawna Aron był dla nich kimś więcej niż sąsiadem i kolegą po fachu. Carmela go uwielbiała i zdawało się, że on ją też.

- A gdybym przekazała jej te słowa i ona zgodziłaby się, byłbyś zadowolony?

- Byłbym kurewsko szczęśliwy, kochanie.

Aron przycisnął Flor do siebie i pocałował ją z taką zachłannością i zaborczością, że pod szatynką ugięły się nogi. W pewnym momencie usłyszeli pisk i oderwali się od siebie. Carmela wpatrywała się w swoją mamę i Arona wielkimi oczami, po czym z piskie raniącym ich uszy, rzuciła się na tę dwójkę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro