Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - 3

W barze było tłoczno, ale jakimś cudem Aronowi udało się dostać wolny stolik. Bywał tutaj co jakiś czas, a od kiedy uratował szefa baru, który dostał zawału, tak jakby, należał do rodziny. Flor popatrzyła na bruneta, z którym witał się barman i był skonsternowana, gdyż nie sądziła, że Aron lubił takie miejsca. Ale w końcu był facetem, a jej wiedza na ich temat był nikła i ograniczała się tylko do dwóch. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do lekarza, który podał jej jej drinka, a sam miał piwo.

- Co to?

- Za cholerę nie pamiętam nazwy, ale to jakiś babski drink, barman powiedział, że ci będzie smakować.

- Uch, babski drink? Poważnie? Wolę piwo - poinformowała go niewinnie Flor, na co oczy Arona zabłyszczały.

- Lubisz piwo? Teraz ty ze mnie żartujesz.

- Nie. Naprawdę lubię piwo. - Żeby udowodnić, że nie kłamała, sięgnęła o szklankę i wypiła jedną trzecią bursztynowego płynu. - Dobre - mruknęła.

- O cholera - zaśmiał się brunet. - No to mamy więcej wspólnego niż myślałem.

- Chyba masz rację.

Flor sączyła swojego drinka i pierwszy raz od rozstania z Riderem stwierdziła, że może najwyższy  czas iść dalej. Wyjechała na roczną wymianę, ale nigdy ponownie nie wróciła do Nowego Jorku, została w Seattle. Tutaj skończyła studia i od razu dostała pracę w jednym z miejscowych szpitali. Rodzice dowiedzieli się o wnuczce, dopiero jak urodziła. Dostali prezent na Boże Narodzenie. Rider nigdy nie pytał o Flor rodziców, a po urodzeniu Carmeli okazało się, że on znalazł sobie kogoś. Stwierdziła, że widocznie nie była miłością jego życia, skoro o niej zapomniał. Trochę ją to bolało, ale kochała córkę i nie wyobrażała sobie życia bez niej. Miała oczy po ojcu, piękne niebieskie skrzące się tęczówki. Jednak ona była sama, a Aron... Aron był pierwszym mężczyzną przy którym czuła się swobodnie, i który podobał jej się fizycznie. Naprawdę jej się podobał.

- Odpłynęłaś - wyszeptał jej do ucha Aron.

- Przepraszam - uśmiechnęła się do niego tajemniczo.

- A co to za uśmiech?

- Kiedy ostatnio uprawiałeś seks? - Brunet zakrztusił się pitym właśnie piwem.

- Co? 

- Jestem ciekawa. No gadaj, nikomu nie powiem, jaskiniowcu - Wypite procenty dały o sobie znać.

- Jaskiniowcu? - Mruknął lekko rozbawiony. - Dawno. Chyba zbyt dawno, króliczku.

- Chyba nie tak jak ja - wypaliła i zaśmiała się, jak ją ponownie nazwał. W sumie podobało jej się.

- Ten kto miał krótszą abstynencje stawia kolejkę.

- Jasne i tak wygram, więc stawiasz - mruknęła szatynka.

- Okey. Jakiś rok temu uprawiałem seks. - Nie przyznał się, że odkąd poznał Flor, nie w głowie mu były inne kobiety.

- To to stawiasz mi drinka. Nie robiłam tego ponad pięć lat.

Drugi raz już tego wieczoru, Flor zaskoczyła Arona. Brunet był zszokowany jej wyznaniem. Nikt dobrowolnie nie uprawiał tyle seksu. Prawda? Nie mógł zrozumieć, jak tak atrakcyjna kobieta ,jak Flor, nie sypiała z facetami. Rozumiał, że nie chciała się wiązać, ale seks dla samego seksu, był przyjemny. Taa. Sam tego nie robił i za każdym razem, kiedy szatynka przebywała w pobliżu, chciał ją pocałować. Nie marzył o niczym innym.

- Z wyboru? - Zapytał bardzo ciekawy.

- Chyba tak. Sama nie wiem. Nie mam na tym polu tyle doświadczenia, co inni.

- A chcesz je zdobyć? - Chciał sobie strzelić w stopę, za ten kretyński tekst. Nie zdziwiłby się, jakby wstała i wyszła. - To znaczy... ja...

- Aron - Flor złapała dłoń bruneta - nie miałabym nic przeciwko.

- Naprawdę? - Był zaskoczony jej słowami.

- Tak - pokiwała głową i została podniesiona do góry przez Arona.

- Wychodzimy. Teraz.

Flor czuła lekkie napięcie, na to, co miało się wydarzyć. wiedziała, że nie wyglądała tak jak przed ciążą, ale też nie miała się czego wstydzić. Podziękowała sobie w duchu, że ogoliła swoje strategiczne miejsca i nie była zarośnięta jak szympans. 

Dwadzieścia minut później wylądowali w mieszkaniu bruneta, który ściągnął płaszcz z szatynki, po czym sam zdjął swój. Flor została w swoich szpilkach, bo bez nich sięgała brunetowi ledwie podbródka. Aron objął ramieniem talię szatynki i przycisnął jej miękkie krągłości do swojego ciała. Opuścił usta na jej i zawładnął nimi w gorącym pocałunku. Zanim się obejrzeli wylądowali w sypialni bruneta, w której dosłownie zdzierali z siebie ubrania. Zostali tylko w samej bieliźnie, oczy Arona zalśniły na widok Flor w samej czerwonej koronce. Była idealna i za chwilę będzie tylko jego.

- Jesteś taka piękna - mruknął w zagłębieniu jej szyi, po czym lekko polizał i zszedł pocałunkami niżej.

- Ach - Flor jęknęła i rozpłynęła się od pieszczot bruneta.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro