II - 15
Kolacja wigilijna przebiegała w miłej atmosferze. Carmela z Sonią okupowały miejsce pod choinką, na co wszyscy uśmiechali się pod nosem.
- Tato, tato - Carmela podeszła do Arona - czy Święty Mikołaj o mnie nie zapomniał?
Ethan popatrzył zdumiony na Flor, lecz tak tylko mrugnęła do niego. Blondyn zdał sobie właśnie sprawę, że jego przyjaciółka podjęła decyzję i nie miała prawa więcej się wtrącać.
- Na pewno, króliczku.
- A czy można już rozpakować prezenty?
- Tylko jeden, dobrze? - Zaproponował Aron i mrugnął do Flor.
Dziewczynki podskoczyły podekscytowane, więc Aron zabawił się w Mikołaja i podał pudełka opakowane w ślicznie czerwony papier w srebrne gwiazdki. Carmela od razu zaczęła odpakowywać swój prezent, po czym w pokoju rozległ się pisk. Flor zachichotała, widząc swoją córkę szczęśliwa. Nawet nie chciała sobie wyobrazić, jak będzie się cieszyć, kiedy dostanie swojego żywego króliczka.
- A my też dostaniemy coś? - Zapytał Ethan i spojrzał wymownie na swoją żonę.
- Z wami jak z dziećmi - mężczyźni zaśmiali się, po czym Cassie podała pudełeczko swojemu mężowi, który po otwarciu zrobił wielkie oczy.
- Ethan, coś tam dostał, co? - Zapytała zaciekawiona Flor.
- Cholera. Cassie? - Jego żona tylko potaknęła. - Zostanę drugi raz ojcem - blondyn pokazał test ciążowy.
- O rany - wyszeptała Flor i rzuciła się z gratulacjami do przyjaciół, po czym to samo zrobił Aron.
Kiedy opadły pierwsze emocje, a Ethan był zajęty rozmową z Cassie, Aron wyciągnął prezent i podał go Flor. Z mocno bijącym sercem czekał, aż go rozpakuje. Kiedy palce szatynki rozrywały zielony papier w małe złote choineczki, Aron zaciskał dłonie na udach. Nie wiedział, czego miał się spodziewać. Oczom flor ukazało się nieduże, czarne, aksamitne pudełeczko. Zacisnęła mocniej palce, zagryzła wargę i Jezu... bała się. Spojrzała na bruneta i wystraszyła się jeszcze bardziej. Siedział cały spięty, a to nie wróżyło niczego dobrego.
- Otwórz - poprosił szeptem.
- Dobrze. - Uniosła wieczko i żołądek zjechał jej do podłogi - Jest piękny. Boże, ja... ja...
- Skarbie - Aron wziął ją za rękę - to nie jest pierścionek zaręczynowy, jeszcze nie, ale kiedy go zobaczyłem, wiedziałem, że jest dla ciebie idealny.
- Ale on musiał być potwornie drogi - przejechała palcem po błyszczącym kamieniu.
- Po to są pieniądze, żeby uszczęśliwiać osoby, które się kocha.
Tym razem nie tylko żołądek, ale serce Flor zgubiło jedno uderzenie. Spojrzała w szare tęczówki Arona i utonęła w nich. Dosłownie były niczym płynne srebro, które skrzyły się dziwnym blaskiem.
- Czy ty... ty chcesz powiedzieć, że mnie kochasz? - Wyszeptała tak cicho pytanie, jakby bała się, że to jakieś złudzenie.
- A co usłyszałaś? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Że mnie kochasz.
- To dobrze usłyszałaś - błysnął uśmiechem. - Pozwól, że ci założę - wziął od niej wisiorek i zapiął, po czym ucałował jej kark. Palce Flor musnęły chłodny metal na jej ciepłej skórze.
- Ja nie ma dla ciebie tak drogiego prezentu. - Sięgnęła po niebieskie papier i podała prezent Aronowi.
- O mój Boże - powiedział zszokowany brunet. - Jak ci się udało, to dostać?
- Otwórz - zachęciła go.
- Cholera - sapnął z wrażenia, kiedy na stronie tytułowej książki medycznej znanego chirurga, widniała dedykacja od autor dla niego. - Ale jak?
- Ma się te znajomości - mrugnęła.
- Boże, kobieto, kocham cię - szepnął i pocałował Flor z taką pasją, że aż poczuła skurcz w podbrzuszu.
- Może idziecie do sypialni - mruknął Ethan i zaśmiał się z miny przyjaciół. - No co? Jesteście napaleni jak króliki.
- I kto to mówi? - Żachnęła się Cassie. - Mam ci przypomnieć ostatnią noc? Zresztą dziecka sama sobie nie zrobiłam.
- Dobra, dobra - blondyn uniósł ręce w geście poddania.
Po skończonej kolacji Aron wraz z Ethanem zaproponowali, że ułożą do snu dziewczynki, natomiast Cassie z Flor usiadły wygodnie na kanapie, popijać świąteczny ajerkoniak. Szatynka zapatrzyła się na stojącą w rogu choinkę i musiała przyznać się sama przed sobą, że jest szczęśliwa.
- Czy Aron wyznał, że cię kocha? Dobrze słyszałam? - Cassie zachichotała z własnego pytania.
- Boże, tak. Znamy się od roku, trochę krótko jesteśmy oficjalnie parą, ale już wcześniej coś się miedzy nami działo. A dzisiaj mnie dosłownie zastrzelił, ale w pozytywnym sensie.
- Nie spodziewałaś się tego.
- Nie. Naprawdę mnie zaskoczył, chociaż myślę, że jednak coś przeczuwałam. On jest taki... inny. Nie wiem, jak jego była żona mogła go zdradzać. Może to był sposób, żeby się go pozbyć, bo on chciał dzieci, a ona nie?
- Widziałam jego wyraz twarzy, kiedy Ethan powiedział, że jestem w ciąży.
- Ech - westchnęła Flor. - On bardzo chciałby mieć dziecko. Kupił mi nawet test ciążowy, bo...
- Co? Jesteś w ciąży? - Spytała zszokowana Cassie.
- Pierwszy raz kochaliśmy się bez zabezpieczenia. To znaczy, jestem na tabletkach, ale właśnie tak powstała Carmela. W każdym razie, Aron liczy chyba na ciążę.
- A ty?
- Szczerze? Nie wiem. To znaczy wiem, że nie jestem w ciąży, ale...
- Robiłaś test?
- Nie.
- Kochasz go?
- Zakochuję się w nim - wyznała.
- To już coś, ale... - Cassie przysunęła się do Flor. - Chodź zrobimy ten test, będziesz mieć to za sobą.
Szatynka pociągnęła szybko przyjaciółkę do łazienki, tak żeby faceci ich nie dostrzegli. Test leżał na wierzchu, więc nie musiała nawet go szukać. Westchnęła i po odpakowaniu, po prostu nasikała na niego. Położyła patyczek na umywalce i obie czekały w napięciu. Trzy cholerne minuty wydawały się wiecznością.
- Uspokój się. Skoro jesteś na tabletkach, to...
- Kurwa, Kurwa. No ja nie wierzę - jęknęła Flor, kiedy spojrzała na test. Po czym z wrażenia usiadła na sedesie.
- O cholera.
**************************************
Coś ten Święty Mikołaj zaszalał u nich ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro