Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - 14

Flor patrzyła w lustro, wpinając w uszy srebrne kolczyki, które dostała kiedyś w prezencie od mamy. Było to niewielkie serduszka, które bardzo lubiła. Poprawiła jeszcze włosy i ruszyła do Carmeli, zobaczyć, czy nie trzeba jej w czymś pomóc. Kiedy stanęła w drzwiach pokoju córki,  uśmiechnęła się na widok Arona. Pomagał pięciolatce włożyć szykowne ozdoby we włosy. Wyglądali jak córka z ojcem. Zamknęła na chwile oczy i wycofała się nie postrzeżenie do sypialni.

Wczorajszy przyjazd Ethana z rodziną bardzo ją ucieszył, ale słowa przyjaciela już niekoniecznie. Miał do niej pretensje, że ukrywała przed nim istnienie Carmeli. Chciała ją przekonać, że powinna porozmawiać z Riderem. Oczywiście to, czy powie mu o córce, było jej decyzją. Wiedziała jednak, że nigdy nie wyjawi Riderowi prawdy. Nie chciała mieszać w życiu córki, swoim i Arona. Chciała po prostu spokoju, ale słowa Ethana, poruszyło w niej chyba wyrzuty sumienia. Sięgnęła po telefon i wizytówkę, po czym wybrała numer.

Aron zaprowadził Carmele do salonu, gdzie zostawił ją z Sonią. Dziewczynki bardzo dobrze się dogadywały, mimo że córka Ethana była tylko czternaście miesięcy młodsza od szatynki. Rozejrzał się po salonie u uśmiechnął. W kącie stała prawdziwa choinka, którą wczoraj całą szóstką ubierali. Był naprawdę szczęśliwa. Miał przy sobie kobietę, którą kochał i kochał również jej córkę. Polubił Ethana i jego rodzinę. Teraz wiedział, dlaczego Flor tak bardzo lubiła blondyna. Był bezpretensjonalny oraz szczery, a on cenił za to ludzi. Zostawił dziewczyny i poszedł na sypialni, gdzie zapewne szykowała się jego kobieta. Jednak głos zza uchylonych drzwi go zatrzymał, po czym jednak pchnął jej lekko i oparł się o futrynę. Widząc Flor poprawiającą niebieską sukienką, spód której dojrzał czarne pończochy wykończone koronką, przełknął ciężko ślinę. Już wiedział, co będą robić dzisiaj w nocy. Oj, on będzie jej Świętym mikołajem, a ona może być jego Mikołajową, w ostateczności Śnieżynką.

Flor odwróciła głowę w stronę drzwi i zobaczyła wpatrzonego w nią Arona. Uśmiechnęła się, pożegnała z Riderem i podeszła do swojego faceta.

- Jaka diagnoza, panie doktorze? - Pociągnęła go za szary krawat.

- Stanie mi kiedyś serce, jak będziesz tak mnie kusić - mruknął.

- Tobie chyba coś innego już stoi - zachichotała, kiedy okazało się, że miała rację. Erekcja Arona naparła na jej podbrzusze.

- Przy tobie chodzę niczym napalony nastolatek - przyciągnął ją do siebie i pocałował delikatnie.

- A mi ciągle ciebie mało - szepnęła i pociągnęła go do wyjścia.

Wychodząc z sypialni wpadli na Ethana z Cassie.

- Chyba pora na kolację - mruknął Ethan, za co dostał po głowie od żony. - Co ja niby takiego zrobiłem?

- Ty wiecznie jesteś głodny - powiedziała Cassie.

- Nic nie jadłem od śniadania - bronił się blondyn.

- W sumie - przerwała im Flor - to niech chłopcy zajmą się naszymi małymi księżniczkami, a my dokończymy kolację.

- Panowie - Cassie pokazała im kierunek, po czym obie kobiet zachichotały na widok niezadowolonych min ich mężczyzn.

- Małe, apodyktyczne, wredne skrzaty - jęknął Ethan.

- Taa. Flor, zawsze była taka uparta? - Zapytał ciekawy Aron.

- Zawsze była niezależna. Wiesz, ona... - blondyn rozejrzał się, upewniając się, żeby nikt nie usłyszał - bardzo cierpiała, kiedy Rider ją zranił. Teraz ma ciebie, ale jeżeli ją skrzywdzisz, urwę ci jaja koleś.

- Poważnie? Nazwałeś mnie kolesiem? Mam, do cholery, trzydzieści lat.

- No i? Z tego co wiem, jesteś rozwodnikiem.

- Zdradzała mnie - powiedział obojętnym tonem brunet.

- To macie coś wspólnego. Wasi byli, to totalni idioci i ...- Ethan uśmiechnął się szeroko.

- I? - Dopytywał Aron.

- Widzę, jak Flor na ciebie patrzy.

- To znaczy jak? - Aron był naprawdę ciekawy opinii blondyna. W końcu był przyjaciel Flor i znał ją znacznie dłużej od niego.

- Wygląda jakby dostała gwiazdę z nieba. Poważnie. Nawet przy Riderze nie wyglądała na taką szczęśliwą.

- Co byś powiedział, jakbyś został po raz drugi wujkiem? - Aron wypalił pytanie, za nim ugryzł się w język. Natomiast oczy Ethana powiększyły się bardzo.

- Co? Co ty chcesz powiedzieć?

- Spokojnie - mruknął Aron. - Jeszcze nic nie wiadomo, ale cholera, nie zabezpieczyłem się - wzruszył lekko ramionami, bo dla niego to nie byłby problem, jeżeli jego kobieta byłaby z nim w ciąży.

- No, kurwa, nie wierzę - sapnął blondyn. - A jak się okaże, że... no wiesz...

- Proste. Zaopiekuję się nimi i weźmiemy ślub - wyznał bez ogródek Aron. - Nie będzie miała wyjścia.

Ethan najpierw popatrzył na Arona, jakby ten postradał zmysły, po czym wybuchnął śmiechem. Tak się śmiał, że zwrócił uwagę Flor i Cassie, które wyszyły z kuchni i popatrzyły na nich pytającym wzrokiem.

- Nic takiego, kochanie - odezwał się Ethan, próbując się uspokoić. - Tylko ten tutaj marzy o prokreacji.

Flor popatrzyła na Arona i zacisnęła usta w wąską linie. Nie zrobiła wczoraj tego cholernego testu, ale zdaje się, że Aron liczy, że będzie pozytywny. Nie wiedziała, czy ma być zła na siebie, na niego, czy na przyjaciela. Pokręciła głową i wróciła do ustawiania pieczeni na stole. Aron dostrzegł minę Flor i szybko poszedł za nią.

- Kochanie - zaczął ostrożnie i objął ją w pasie.

- Aron, ja nie jestem w ciąży. Wiem to i nie muszę robić żadnego testu. A ty robisz sobie nadzieję, nie chce, żebyś cierpiał.

- Dobrze - powiedział pojednawczo - ale skłamałbym, mówiąc, że nie chciałbym, że pokazały się dwie kreski. Nie musisz ich robić. Może kiedyś, kiedy będziesz gotowa, może wtedy... - nie dokończył tylko ucałował czubek głowy szatynki.

Flor zagryzła wargę. Poczuła się trochę nieswojo. Nie dlatego, że powiedziała, że nie jest w ciąży, ale dlatego, że Aron tak bardzo pragnął dziecka. Mogła go zrozumieć, bo ona miała Carmele. Westchnęła cicho i postanowiła, że jeszcze dzisiaj zrobi ten cholerny test.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro