7
Flor po skończonym prysznicu i owinięta szczelnie ręcznikiem oraz z mokrymi pasmami włosów na ramionach, wyszła z łazienki i od razu napotkała spojrzenie blondyna. Nikt inny oprócz Ridera nie widział jej tak ja teraz, ale o dziwo nie czuła się skrępowana.
- Kto dzwonił? - Zadała pytanie podchodząc do szafy.
- Twój chłopak - odpowiedział Ethan, na co szatynka obróciła się do niego z szeroko otwartymi oczami.
- Że kto?
- Flor, no twój chłopak - powiedział rozbawiony blondyn.
- Ale ja nie mam faceta - pokręciła głową.
- To z kim jak w takim razie rozmawiałem?
- Zaraz się przekonamy. - Podeszła do telefonu i weszła w rejestr połączeń. - Rider - wyszeptała.
- Kim jest ten cały Rider?
- Powodem dla, którego tutaj jestem, a nie w Los Angeles. - Flor opadła ciężko na łóżko.
- Złamał ci serce - Ethan bardziej stwierdził niż zapytał.
- Można tak powiedzieć, ale to beznadziejna sprawa - westchnęła.
- Taa, ja jestem mistrzem w takich sprawach - z jego głosu zniknęły wesołe tony. Flor przyjrzała się chłopakowi i dostrzegła w jego oczach wielki smutek. Czuła, że mogła mu wyjawić swój sekret.
- Zakochałam się w własnym bracie - wypaliła, ale od razu zaczęła prostować. - To znaczy okazało się, że wcale nie jesteśmy rodzeństwem. Zero pokrewieństwa krwi. Rodzice powiedzieli nam po przyjeździe na studia. Rozumiesz? Zrzucili na nas bombę.
- Cholera, ale gówno - wymamrotał Ethan. - Chociaż nie większe niż u mnie.
- A tobie co... - urwała raptownie. - Nie musisz odpowiadać, przepraszam.
- Nic się nie stało. - Blondyn objął ramieniem Flor i przytulił do siebie. - Uśmiejesz się jak ci powiem.
- A niby dlaczego?
- Bo ja w przeciwieństwie do ciebie zakochałem się we własnej kuzynce i niestety nie ma mowy o braku pokrewieństwa. Więc jesteś w lepszej sytuacji niż ja. A tak swoją drogą, to co zrobił ten cały Rider?
- Odrzucił mnie, kiedy wyznał co do niego czuję.
- Ech - westchnął - znam ten ból.
- Dobraliśmy się nie ma co. Dziękuję. - Flor pocałowała Ethan'a w policzek i zadrżała.
- Zimno ci?
- Tak trochę - odparła i przeszył ją kolejny dreszcz.
- Już sobie idę. - Wstał i ruszył do wyjscia. - Ubierze coś seksownego - powiedział z szelmowskim uśmieszkiem.
- Idziemy gdzieś?
- O tak. Zabieram cię do klubu. Rozerwiemy się. Ty i ja, kochanie.
- Dlaczego jesteś taki...- szukała w głowie odpowiedniego słowa- inny?.
- Inny?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. - Machnęła ręką w kierunku zielonookiego. - Widzę na uczelni te tabuny dziewczyn wpatrzone w ciebie niczym w obrazek, a które ty tak dokumentnie olewasz.
- Cóż mogę rzec, Milady - pokłonił sie nisko, czym wywołał chichot Flor.
- Ale wiesz, że one patrzą na mnie jakby chciały mnie zamordować? - Po skarżył się szatynka z udawanym przerażeniem.
- Aż takim jestem cennym łupem?
- Na pewno przystojnym - wyszczerzyła się i rzuciła w blondyna poduszką. - To jak mam sie ubrać przystojniaku?
- Tak, żeby innym stanął, maleńka.
- Tobie też? - Zakpiła.
- Mnie przede wszystkim- zarechotał i uciekł przed drugą lecącą poduszką.
Godzinę czasu zajęło szatynce przygotowanie się do wyjścia, gdyż jeszcze nigdy tak się nie postarała. Założyła obcisłą, zieloną do kolana sukienkę, z rękawem kończącym się tuż za łokciem. Jednak to brak połowy pleców, było najpikantniejszą częścią sukienki. Całość wykończyła czarnymi szpilkami, a włosy upięła w artystyczny nieład. Wszystko zwieńczyła delikatnym makijażem, a usta pociągnęła wiśniowym błyszczykiem.
- Gotowa?- Ethan zawołał szatynkę i stanął jak wryty, kiedy Flor wyszła ze swojego pokoju. - Wow. Cholera, będę musiał cię pilnować, żeby jakiś przystojniak mi ciebie nie ukradł.
- Taa, jasne - prychnęła. - To raczej będzie odwrotnie.
- Nie interesują mnie inne dziewczyny - mrugnął zawadiacko.
Ethan zabrał swoją nową przyjaciółkę do swojego ulubionego lokalu, który znajdował się kilka przecznic od hotelu. Ochroniarz przywitał się z blondynem, robiąc dziwną minę na widok Flor, co nie uszło jej uwadze.
- Dlaczego tak dziwnie mi się przyglądał? - Zapytała Ethan'a.
- Kto?
- Ten byczek przy wejściu.
- Pierwszy raz przyszedłem z dziewczyną i to do tego taka śliczną. To co się dziwić - szepnął szatynce do ucha, przyciągając ją bliżej do siebie.
- Nie słodź mi tak, nie ugotuję ci nic, ani nie pójdę z tobą do łóżka. - Ethan wybuchnął śmiechem.
- Jeszcze zobaczymy.
Po kilku głębszych oboje mieli trochę w czubie. Flor była wyluzowana i świetnie się bawiła w towarzystwie Ethan'a. Natomiast blondyn trzymał ją blisko przy sobie i każdego napalonego byczka mroził wzrokiem. Od dawna nie czuł się tak wspaniale i nie miało to nic wspólnego z podtekstem seksualnym. Nie, to był jakiś rodzaj dziwnej więzi między nimi.
- Co robisz? - Zapytał zdziwiony, kiedy błysło mu po oczach.
- Zdjęcie - Flor zachichotała, a Ethan patrzył jak szatynka wysłała fotkę, którą po chwili dostał Rider.
Szatyn właśnie wracał z siłowni, kiedy jego telefon za wibrował. Widząc od koga dostał wiadomość, szybko ją otworzył. Czerwone plamy zaczęło mu skakać przed oczami, widząc zdjęcie. Zacisnął szczękę do bólu, wybierając numer Flor.
- Co to niby, kurwa, ma być?! - Wrzasnął, jak tylko odebrała.
- Bawię się, kochanie. Ja też mogę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro