6
Rider po odepchnięciu Flor, przez kilka kolejnych dni, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Jej słowa wciąż odbijały się echem w jego głowie. A kiedy zapadał w sen, śnił o szatynce z miodowymi oczami. I nawet tłumaczenie sobie, że zrobił to dla ich dobra, było jednym wielkim kłamstwem. Bał się uczuć, zarówno swoich jak i Flor. Bał się, że ona nie czuje tego samego do niego, więc kiedy usłyszał prawdę, zwyczajnie ją ode pchał. Ze strachu. Zwyczajnie stchórzył. Od tak dawna pragnął jej i wiedział, że jego uczucia są zakazane. A skoro nie mógł jej mieć, zadowalał się innymi dziewczynami. Pieprzył je, żeby zapomnieć o Flo, ale za każdym razem miał cholerne wyrzuty sumienia. A teraz... Teraz, kiedy wszystko mogło między nimi być inaczej, zwyczajnie dał dupy.
Wściekły ruszył do akademika, gdzie mieszkała Flor. Zapukał do drzwi, a po chwili otworzyła mu blondyna.
- Ja do Flor.
- Nie ma jej - odparła z uśmieszkiem.
- Wiesz, gdzie jest?
- Nie - przejechała palcem po jego ramieniu - ale ja jestem. Możemy się zabawić.
- Nie interesujesz mnie - stracił rękę dziewczyny. - To wiesz, gdzie jest Flor, czy nie?
- Nie mieszka już tutaj? - Rider zmarszczył brwi.
- Jak to nie mieszka?
- Wyprowadziła się tego samego dnia, którego ją spotkaliśmy. Ale wiesz... To dobrze, przynajmniej będę cię mieć dla siebie.
- Spierdalaj. - Rider obrócił się na pięcie i ruszył na zewnątrz.
Kurwa mać, jak do tego doszło. Czy to on był powodem jej wyprowadzki? Musiał się tego dowiedzieć. Wyciągnął z kieszeni czarnych jeansów telefon i wybrał numer Flor. Czekał kilka sygnałów, aż w końcu go rozłączyło. Próbował jeszcze kilka razy, ale za każdym razem było to sami. Wymamrotał pod nosem stek przekleństw, po czym zadzwonił do rodzicielki.
- Cześć Rider - przywitała się z nim jego mama.
- Cześć mamo. Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Flor?
- A dlaczego pytasz? Stało się coś?
- Coś, to chyba niedopowiedzenie roku - burknął. - Wyprowadziła się z campusu.
- Wiem.
- Wiedziałaś? I nic mi nie powiedziałaś?! - Wrzasnął.
- Rider uspokój się. Jest cała i zdrowa.
- Jak ma się, do kur... Skąd wiesz? Gdzie jest?
- Rozmawiałam z nią. Posłuchaj mnie. Wyjechała, nie ma je w Los Angeles.
- Wyjechała? - Rider wykrztusił pytanie. - Dokąd?
- Przykro mi. Chyba będzie lepiej, jak każde z was odpocznie od siebie.
- Nie. Nie mów tak. Gdzie ona jest? - Wręcz błagał.
- Przykro mi Rider.
- I tak się dowiem. Nie może się ode mnie odciąć. Nie pozwolę jej na to.
- Rider...
- Nie! - Rozłączył się wściekły.
Rider ruszył wprost do domu bractwa, w którym mieszkał. Przywitał się zdawkowo z kumplami, po czym wbiegł po schodach do swojego pokoju. Zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz. Nie potrzebował towarzystwa. Był nieziemsko wkurwiony, że matka potraktował go jak kogoś niewartego uczucia Flo. Ale jeżeli ona myślała, że to go powstrzyma, to się grubo pomyliła. Może i dał ciała, ale nie pozwoli, żeby jakiś sukinsyn posuwał Flor. Jedynym facetem, którego ona wpuści do łóżka, będzie on. Zamorduje każdego, kto chociażby jej dotknie. Rzucił się na łóżko z telefonem w dłoni i zaczął przeglądać ich wspólne zdjęcia. Na jednym była, jak cieszyła się z dostania się na dwie uczelnie. Zaraz. No tak. Jedna, to była właśnie tutaj w Los Angeles, a druga w Nowym Jorku. Tylko, która do cholery? Zaczął przeglądać ponownie zdjęcia i każdym przewiniętym dostrzegał spojrzenia Flo, które były jednoznaczne. Boże, ależ z niego kretyn. Wybrał ponownie jej numer i czekał, aż odbierze.
Telefon Flor zaczął wygrywać piosenkę, kiedy ona sama brała prysznic. Szum wody zagłuszył go skutecznie, jednak Ethan słyszał go doskonale. Wszedł do pokoju szatynki i z urządzeniem w dłoni podszedł do drzwi łazienki, po czym zapukał.
- Flor, ktoś dzwoni - powiedział, przez uchylone drzwi.
- Odbierz!
- Jasne - odpowiedział, po czym przejechał palcem po ekranie.
- Cześć maleńka - Rider zaczął, kiedy usłyszał odebrane połączenia.
- Hym, na pewno nie jestem "maleńka" - blondyn zaśmiał się.
- Kim ty, do cholery, jesteś? - Rider wysyczał pytanie, kiedy usłyszał męski głos zamiast Flo. Nie podobało mu się, że jakiś typ kręcił się koło niej.
- Przyjacielem. A ty? - Rider o mało nie zgniótł telefonu w dłoni z wściekłości.
- Jestem jej... - zawahał się - chłopakiem. Dasz mi Flo? - Warknął nieprzyjemnie.
- Bierze prysznic. - Ethan odpowiedział swobodnie, a szatyn poczuł, że zaraz go kurwica strzeli. - Ale powiem, że dzwoniłeś.
- Nie trzeba. - Szatyn rozłączył się i rzucił urządzeniem o ścianę. - Kurwa, jebana mać! - Wrzasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro