Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Kiedy Flor wróciła do pokoju, nie zastała w nim blondynki. Chwała Bogu, pomyślała i zabrała się za wyciąganie ubrań. Spakowała swoje dwie walizki, wrzucajac wszystko niezbyt dokładnie. Miała  w dupie porządek. Ona, która tak go lubiła, pierwszy raz poleci spakowna niczym hipis. Zaśmiała się z własnej głupoty. Opuściła bez żalu pokój i ruszyła na dół. Oddała klucze, mówiąc, ze już jej się nie przydadzą. Facet trochę się zdziwił, ale nie skomentował tego. Szatynka jak tylko wyszła z budynku, dostrzegała swoją podjeżdżajacą  taksówkę. Kierowca był na tyle uprzejmy, że zapakował jej bagaże, po czym odwiózł  na lotnisko.

- Proszę o zapięcie pasów, za chwilę bedziemy podchodzić do lądowania - głos stewardesy oprzytomnił Flor.

- Do rodziny? - Szatynka obróciła głowę do chłopaka siedzącego po prawej stronie, który przespał cały lot.

- Nie, na studia - odpowiedziała uprzejmie.  I nie uszło jej uwadze, że było na czym oko zawiesić.

- To tak jak ja - posłał jej uśmiech. - Jestem Ethan.

- Flor - uścisnęła dłoń chłopaka.

- To jakieś zdrobnienie?

- Nie, po prostu Flor.

-  Może bedziemy na jednej czelni - zagail blondyn.

- Kto wie - odpowiedziała, poczym odpięła pasy i ruszyła do wyjścia wraz z innymi pasażerami.

Prosto z lotniska udała się wprost na uczelnie. Po załatwieniu wszystkiego w dziekanacie, została przyjęta na pierwszy rok w Baruch College. Od zawsze marzyła, żeby studiować w Nowym Jorku, jednak zrezygnowała z tego i poszła tam gdzie Rider. Była głupia sądząc, że jakoś wszystko się ułoży. Nic się nie ułożyło. Nie byli rodzeństwem i wszystko ogólnie  szlag trafił.
Podziękowała i z listą wykładów oraz rozpiską ruszyła do campusu.

- Ale jak to nie mam pokoju? - Szatynka była bardzo zaskoczona. - Przecież miałam go dostać.

- Przykro mi, ale został przydzielony komuś innemu - usłyszała.

- Ale... nie ma niczego wolnego?

- Przykro mi, naprawdę.

- Dziękuję w sumie za nic - mruknęła i wyszła.

Zrezygnowana Flor poczłapała chodnikiem z dwoma walizkami. I co ona niby miała, do cholery zrobić? Mogła wynająć hotel, choć  to tylko tymczasowe rozwiązanie, lepsze to niż spanie w Central Park. Westchnęła i stwierdziła, że  jakoś będzie musiała sobie poradzić. Skoro przeniosła się z Los Angeles aż tutaj, to musi być twarda. Po kilkunastu minutach znalazła hotel niedaleko uczelni i wynajęła pokój na kilka dni.

- Flor? - Zaskoczona szatynka odwróciła się do kogoś za nią.

- Ethan.

- Widzę, że jesteś zaskoczona - zachichotał.

- Wyobraź sobie, że owszem - odparła z uśmiechem.

- Nie dziwię się . Ale co ty tutaj robisz? W sensie w hotelu.

- Okazało się, że nie mam gdzie mieszkać, więc wynajęłam pokój na kilka dni, aż czegoś nie znajdę - szatynka wzruszyła lekko ramionami na swoje słowa.

Ethan'owi raptem rozbłysly oczy i popatrzył na Flor z szelmowskim uśmieszkiem. Blondynowi zdawało się, że znalazł idealne rozwiązanie dla nich obojga. Podszedł do szatynki, wyjął jej kartę z dłoni, a następnie walizkę i bez słowa ruszył przed siebie.

- Ethan, gdzie ty idziesz? Oddaj mi moje rzeczy! - Zawołała za nim.

- Flor, ruszaj tylek.

- Cholera, co ty wyprawiasz? - Zapytała, kiedy dogoniła go na końcu korytarza.

- Zamieszkasz ze mną. - Szatynka popatrzyla na niego jak na kogoś niespełna rozumu.

- Oszalałeś - pokręciła głową.

- Nie. Nie, oszalałem. Wręcz przeciwnie - mruknął i otworzył drzwi przed sobą.

- A skąd wiesz, że nie jestem jakąś morderczynią, czy kimś w tym stylu?  - Zapytała przekraczając próg.

-  Jasne, a ja jestem kobietą  - oboje zaśmiali się na słowa blondyna.

Flor weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.  Rozejrzała się po dużym pokoju, który wyglądał raczej jak część apartamentu. Spojrzała w kierunku blondyna, który właśnie zniknął w drzwiach po prawo.

- Ethan, możesz mi wyjaśnić dlaczego to robisz? Nie znasz mnie. - Weszła za nim do pomieszczenia.

- No to cie poznam.

- Zawsze taki jesteś? Przygarniasz bezdomne kobiety?

- Nie. Tylko te, które mogę zaciągnąć do łóżka - posłał jej tak szeroki uśmiech, że szatynka nie powstrzymała sie i wybuchła głośnym śmiechem.

- Ale naprawdę, dlaczego to robisz?  - Zapytała ponownie, kiedy się uspokoiła.

- Miałem mieszkać z kumplem, ale on zamieszkał ze swoją dziewczyną. A, że mam wolny pokój, a ty go potrzebujesz...

- Okey, ale za ile?

- Za nic. To hotel mojego ojca.

- Ale ja tak nie mogę.

- Flor - Ethan podszedł do dziewczyny i stanął na wyciągnięcie ręki - odpłacisz mi w naturze.

- Że co? - Cofnęła się wystraszona.

- Jezu, chodziło mi o gotowanie. Umiesz prawda?- Szatynka odetchnęła z ulgą.

- Przez ciebie zejdę.

- Ja bym tam wolał, żebyś doszła. - Widząc minę szatynki, zarechotał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro