24
Flor patrzyła na lekarza jakby mu wyrosły rogi.
- Mógłby pan powtórzyć? To chyba jakaś pomyłka. Biorę tabletki i ...
- A nie byłaś ostatnio chora, czy coś?
- Nie, nic takiego nie miało miejsca - zaprzeczyła dziewczyna.
- W takim razie jesteś w tym odsetku, kiedy tabletki antykoncepcyjne zawiodły.
- Nie pocieszył mnie, pan.
- W taki razie wypiszę ci witaminy i umówi się na wizytę do ginekologa. Musisz zacząć dbać o siebie - Tymi słowami pożegnał się z Flor i zostawił ją z bombą jaką na nią zrzucił.
Wyszła ze szpitala i ruszyła przed siebie. Była w ciąży, facet ją zdradził, a przyjaciel kochał. Czy mogła wdepnąć w jeszcze większe bagno? Nie sądziła, że to było możliwe. Jej komórka od jakiejś godziny non stop dzwoniła. Nie chciała z żadnym z nich rozmawiać. Wiedziała tylko, że z Riderem koniec. Nawet teraz jakoś niespecjalnie ją to dziwiło, że ją zdradził. Była aż taka głupia, że mu uwierzyła. Była kretynką. Ale przecież miłość jest ślepa, czyż nie? Taa, ona też jak widać była ślepa.
Rider w końcu wyrzucił Ethana z domu, jednak zakupy pozostawione w korytarzu przyprawiły go o palpitację serca. Czy Flor słyszała ich rozmowę? Jeżeli tak, to mu nigdy nie wybaczy. Kurwa, spierdolił sprawę. Ten jeden jedyny raz odkąd są razem, nie potrafił utrzymać kutasa w spodniach. W czasie wiosennej przerwy został w Nowym Jorku, żeby dorobić i zabrać Flor na wycieczkę. Pewnego dnia z kumplami poszedł na piwo i zwyczajnie się schlał. Rano obudził się z brunetką między swoimi nogami, która robiła mu loda, i która nie była Flor. Ode pchał ją i zgarniając w pośpiechu ubrania ruszył do wyjścia. Jednak słowa dziewczyny spowodowały, że chciało mu się rzygać. Ponoć zrobili to trzy raz i jeszcze nigdy nikt jej tak nie pieprzył. Niestety pech chciał, że pieprzył się z kuzynką Ethana i stąd ten skurwiel o tym wiedział. Był w dupie i wdepnął w wielkie gówno.
Chodził nerwowo po pokoju i jak tylko drzwi od mieszkania otworzyły się, dopadł do nich. Widok Flor rozerwał mu serce. Chciał ją przytulić, wytłumaczyć, że był pijany, że nie chciał, jednak szatynka pokręciła głową.
- Flor, porozmawiajmy - błagał.
- Nie - dopowiedziała spokojnie.
- Proszę cię - ruszył za nią do ich sypialni - to nie miała znaczenia. Byłem pijany i nawet tego nie pamiętam.
- Czyli sądzisz, że jak tego nie pamiętasz, to ci wybaczę? Nie, nie wybaczę.
- Kochanie, błagam - upadł na kolana o boją ją za uda. - Proszę nie zostawiaj mnie.
- Póki co nie mam gdzie pójść. I puść mnie. Nie dotyka mnie. Nie patrz na mnie. Śpię w salonie.
- Nie, kochanie. Proszę, nie odtrącaj mnie.
- Sam to zrobiłeś.
Flor w końcu wyswobodziła się z objęć szatyna, zabrała koc oraz poduszkę i ruszyła do salonu. Rider dał jej spokój i już nie wyszedł z sypialni.
O świcie Flor obudziła się z nieziemskim bólem głowy. Poczłapała do kuchni i wyciągnęła jakiś środek przeciwbólowy. Dopiero po połknięciu pomyślała, że może to nie było zdrowe dla dziecko. Łzy stanęły jej w oczach. Była za młoda na dziecko. Miała tylko dwadzieścia lat. Jednak wiedziała, że rodzice na pewno by jej pomogli, tylko nie chciała ich pomocy. Nie chciała niczyjej pomocy. Po cichu wślizgnęła się do sypialni i wyciągnęła pierwsze lepsze jeansy, czarny sweterek oraz zwykłą bawełnianą bieliznę, po czym zniknęła w łazience.
Poszła na uczelnię wcześniej niż zwykle. Nie miała ochoty na spotkanie z tym dziwkarzem. Poza tym musiała pomyśleć co dalej.
- Flor poczekaj! - Usłyszała za sobą krzyk profesor Moris.
- Stało się coś, pani profesor?
- Nie, nie. To znaczy tak. Co roku robimy roczną wymianę studencką miedzy wydziałami. Zawsze załapują się najlepsi. A ty jest najlepsza. Masz wszelkie predyspozycje, do bycia jednym z najlepszych pediatrów.
- Nie wiedziałam o tej wymianie.
- No cóż, to jest tylko dla wybrańców i to jest raptem tylko kilka osób z całego uniwersytetu. W tym roku wyjazd byłby do Seattle.
- O cholera - Flor zakryła usta dłonią, a Moris się zaśmiała.
- Dokładnie. Dam ci czas na przemyślenie tego.
- Zgadzam się - wypaliła szatynka. To było rozwiązanie jej problemów. Poza tym Seattle leżało na drugim końcu Stanów. Idealnie rozwiązanie.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- W takim razie zapraszam do siebie. Omówimy kilka rzeczy.
- A kiedy byłby ten wyjazd?
- I tu jest mały problem. Chcą, żebyś jeszcze w tym tygodniu się u nich znalazła.
- Mi pasuje - odpowiedziała szatynka.
- Naprawdę? - Flor pokiwała głową. - To dzisiaj wszystko załatwię.
- Dziękuję. To naprawdę dla mnie wiele znaczy.
- Kochanie, jesteś jedną z najlepszych studentek drugiego roku. Należy ci się takie wyróżnienie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro