19
Włączcie sobie koniecznie piosenkę w mediach.
Flor patrzyła przed siebie i zastanawiała się, gdzie podziewał się Rider oraz Ethan z Carly. Jej chłopak miał być przed godziną w domu, gdyż mieli iść w czwórkę na kolację do jakiejś restauracji, a wciąż nie było żądnego z nich i ich komórki nie odpowiadały. Trochę się o nich martwiła, gdyż warunki na zewnątrz nie zachęcały do wychodzenia. Gęste i ciężkie płatki śniegu wirowały na dużym wietrze, a Nowy Jork z każdą minutą powoli zamieniał się w Alaskę. Tworzące się zaspy utrudniały samochodom przejazd ulicami, a ludzie oblepienie śniegiem, wyglądali jak bałwany. Cieszył się, że jeszcze trochę posiedzi w cieple.
Szatynka westchnęła i usiadła przy dużym oknie swojego pokoju. Dokładnie rok temu Rider wprowadził się tutaj i zamieszkał razem z nią. Była cholernie szczęśliwa, gdyż szatyn sprawiał, że urosły jej skrzydła. Zmienił się całkowicie, choć przez pierwszy dwa miesiące czekała na jakieś oznaki zdrady, czy czegokolwiek. Nie doczekała się na jej szczęście, albo raczej ich. Ethan'owi różnie układało się z Carly. Czasem miała wrażenie, że blondyn chciałby wypisać się z tego związku. Ale nie śmiała ingerować w ich zażyłość. Choć przyjaciel i tak bardzo dużo czasu spędzał szatynką, gdyż jego dziewczyna była zajęta robieniem kariery. Zazwyczaj wieczory spędzali w trójkę przed telewizorem, albo szli gdzieś do klubu.
Trzask zamykanych drzwi wybudził z transu Flor, która poderwała się z podłogi.
- To ty Rider?! - Krzyknęła wybiegając z pokoju.
- Nie, to tylko ja - odezwał się Ethan, siląc się na uśmiech.
- Eh - siadła bezradnie w kuchni na krześle.
- Co jest mała?
- Miał być godzinę temu w domu, ale wciąż go nie ma, i nie mogę się do niego dodzwonić.
- Może mu coś wypadło. No i zobacz jakie są warunki - wskazał na okno - na pewno niedługo się zjawi. W końcu idziemy na kolację - poruszył zabawnie brwiami, jakby wiedział coś o czym ona nie miała zielonego pojęcia.
- A Carly będzie? Nie widziałam jej dzisiaj.
- Przyjdzie od razu na miejsce. Kończy sesje - odburknął blondyn.
- Ej. Co jest? - Flor złapała przyjaciela za rękaw koszuli.
- Nic. Kurwa, wszystko. Już nie daję rady. - Przeczesał dłońmi włosy i ciężko westchnął.
- Chcesz pogadać?
- Jestem na trzecim roku, a ona postawiała mi ultimatum. - Szatynka wygięła pytająco brew. - Albo ona, albo studia.
- Nie rozumiem.
- Zaproponowali jej wyjazd na kilka miesięcy do Europy i chce, żebym rzucił studia i z nią pojechał. Stwierdziła, że jeżeli ją kocham, to zrobię to dla niej.
- Co? Ale...
- No właśnie. Jest, kurwa, zajebiste "ale". Rzuciłabyś wszystko, jakby Rider poprosił cię o to samo.
- Nie wiem. To cholernie poważna decyzja. To nie jest przeprowadzka do innego stanu, tylko na inny kontynent. Gdybym miała skończone studia, zapewne nie było by problemu i bym pojechała.
- I tu jest problem. - Ty jesteś moim problem, chciał powiedzieć, ale ugryzł się w język. - Ona nie rozumie, że ja chcę ukończyć studia i mieć cholerny papierek. Stwierdziła, że z kasą po rodzicach mogę żyć jak król.
- Ale oni żyją. Czekaj, czy ona myśli, że rodzice ci wszystko przepiszą?
- Na to wygląda. Pieprzona materialistka. Jezu, Flor, jeżeli ona znowu o tym wspomni, to z nami koniec. Mam jej humorków po dziurki w nosie. Dlaczego nie może być taka jak ty?
- Bo nie jest mną? - Zaśmiała się
- Żadna nie jest tobą - odparł z goryczą, po czym przeprosił i poszedł do siebie.
Ethan zdał sobie sprawę ze swoich uczuć, jak było już za późno na cokolwiek. Miał pieprzonego pecha przez duże "P". Patrzenie codziennie na szczęśliwą Flor niwelowało w jakiś sposób jego tortury, kiedy Rider na oczach wszystkich okazywał jak bardzo ją kocha. Jednak pomoc przy wyborze pierścionka zaręczynowego była dla niego gehenną. Nie mógł zdradzić przyjaciółce dlaczego Rider się spóźnia. Był kutasem, gdyż pragnął dziewczyny swojego kumpla i jednocześnie swojej najlepszej przyjaciółki. Nie kochał Carly, kochał Flor. A ta świadomość doprowadzało go do szału, gdyż nie mógł mieć jedynej kobiety, której chciał, i chciał żeby była jego. Gdyby szatynka wiedziała o jego skrywanych uczuciach, za pewne wyprowadziłaby się stąd, a tego by nie przeżył. Był cholernym masochistą, który codziennie dostarczał sobie dawkę udręczenia.
***************************************
Czy ktoś się tego spodziewał? Biedny Ethan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro