11
Ku radości Flor jak i Ethan'a zostali umieszczeni w jednym pokoju. Oczywiście ojciec kręcił nosem na takie coś, ale ostatecznie uległ. Nie chciał pogarszać relacji z córką, które i tak były nie najlepsze. W czasie kiedy ich dwójka rozpakowywała się, pod dom zajechała taksówka, z której wysiadł Rider wraz z ciemnowłosą dziewczyną. Pociągnął ją w kierunku domu, przekonując, że wszystko będzie dobrze. Weszli do domu, gdzie na ich powitanie wyszedł jego ojciec, a następnie mama,
- To jest Alex, a to moi rodzice - chłopak przedstawił im dziewczynę.
- Miło nam. Możecie iść się rozpakować, za półgodziny podam kolację.
- Dzięki mamo - Rider pocałował kobietę w policzek i wraz z Alex ruszył schodami na górę.
- Macie osobne pokoje na przeciw siebie! - Zawołała za nimi Lea.
Rider wskazał brunetce jej pokój, po czym sam poszedł do siebie. Od wyjazdu na studia nie był w domu, więc znajome ściany i meble działały na niego uspokajająco. Rzucił torbę na podłogę i położył się na łóżku. Przyjechał z Alex, bo nie wiedział, czy Flor przyjedzie sama, czy też z kimś. A on nie miał zamiaru patrzeć, jak będzie się z kimś obściskiwać. Więc wziął swoją koleżankę ze studiów, która nie była jego dziewczyną, ale bardzo ją lubił.
Równo o ósmej wieczorem do jadalni wkroczyła szatynka. Idąca przed Ethan'em raptownie zatrzymała się, że blondyn wpadł na nią.
- Co jest?
- Rider i jego cizia - wskazała tę dwójkę przy stole.
- No to będzie wesoło - stwierdził beztrosko Ethan i na potwierdzenie swoich słów, objął ramieniem Flor i z uśmiecham na ustach pociągnął przyjaciółkę do jaskini lwa.
Rider spojrzał na wejście i wstrzymał powietrze. Jego Flor przytulał jakiś skurwiel. Zacisnął usta w wąską kreskę i zmierzył typa nieprzyjemnym spojrzeniem. Jego plan właśnie wziął w łeb, bo nie będzie mógł spędzić miło posiłku wraz z rodziną. Ale postanowił potraktować ich z obojętnością.
- Cześć Rider - pierwsza odezwała się szatynka i przedstawiła się dziewczynie szatyna.
- Cześć - odburknął Rider i zapanowała cisza, którą po chwili przerwał Ethan zwracając się do dziewczyny obok szatyna.
- Jestem Ethan - przestawił się.
- Alex - odpowiedziała z uśmiechem i jeszcze miała coś dodać, ale właśnie weszli rodzice rodzeństwa.
- W takim razie smacznego - odezwał się pan dom i głowa rodziny.
Przez pierwsze danie Flor nie odzywała się w ogóle, jedynie co jakiś czas rzucała spojrzenia na Ridera i tej jego dziewczyny. Wyglądała na sympatyczną i mimo iż chciała, nie mogła powiedzieć o niej złego słowa. A Rider wydawał się nią zauroczony. Ze ściśniętym żołądkiem grzebała tylko widelcem w jedzeniu. Nie mogła znieść widoku szatyna pochłoniętego kimś innym. A kiedy Lea Regan podała ciasto na deser, ulubione szatynki, na tylko westchnęła.
- Flor, co jest? - Szepnął Ethan.
- Nie zniosę tego - powiedziała cicho.
- Maleńka - pocałował ją w skroń, na co Rider o mało nie zabił go wzrokiem - pozwól, że cię nakarmię.
- Zawsze tak karmisz swoje dziewczyny? - Spytał zjadliwie Rider.
- Nie, tylko Flor - uśmiechnął się blondyn.
- Jakiś ty troskliwy - dociął mu zgryźliwie szatyn.
- Dla kogoś takiego o boskim ciele jak moje maleństwo, wszystko. - Blondyn specjalnie prowokował Ridera,dobrze się bawiąc. Natomiast Flor zakrztusiła się i kawałek ciasta spadł na bluzkę.
Szatynka wstała i przeprosiła wszystkich, udając się do łazienki. Zamknęła za sobą drzwi i próbowała wyczyścić materiał, ale jedynie co jej się udało, to zrobić wielką mokra plamę. Była tak pochłonięta czyszczeniem bluzki, że nie zauważyła wślizgującego się Ridera. Podskoczyła zaskoczona, kiedy poczuła dłonie na biodrach. Popatrzyła w lustro i dojrzała chmurne spojrzenie szatyna, który obrócił ją przodem do siebie. Serce załomotało jej w piersi i przełknęła z trudem ślinę
- Co ty tutaj robisz? - Wykrztusiła.
- Kim on jest? - Wysyczał pytanie.
- Ja się ciebie nie pytam, kim jest Alex.
- Jeszcze raz. Kim jest ten skurwiel? - Mocniej zacisnął palce na jej biodrach.
- A dlaczego pytasz? Przecież wyśmiałeś mnie - wytknęła mu. - Nie chciałeś mnie, więc o co ci teraz chodzi, co?
- O to - Rider wpił się mocno w kuszące usta Flor, przyciskając jej ciało do ściany i nie dając jej możliwości ucieczki. Całował ją tak zachłannie, że szatynka poddał się tej pieszczocie i oddawała mu pocałunek, aż ogarnęła ją słabość. - Pragnąłem tego od dawna, - wyszeptał i znowu zgarnął jej wargi swoimi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro