Rozdział 2. Rodzeństwo?
/Wiktor/
Po dojechaniu do swojego domu wysiadłem z domu. Zamknąłem auto po zaparkowaniu i opuszczeniu pojazdu. Byłem wściekły. Moja matka tyle lat ukrywała przede mną, że mam brata, a mojego ojca oszukiwała. On pewnie o tym nie wiedział przez pracę. W dodatku Beniamin może to wykorzystać do czegoś. Lecz ja nie mam zamiaru niszczyć swojego imienia przez głupotę matki. Podszedłem do swojego domu. Po wejściu zamknąłem drzwi i zdjąłem buty i kurtkę. Dobrze, że Zosia była we Włoszech. Nie chciałem by widziała mnie w takim stanie.
-Wiktor?- Usłyszałem głos Anny. Wszedłem do salonu gdzie siedziała moja żona.
-Już jestem.- Powiedziałem siadając przy stole.
-Hej. Co się stało? Pokłóciłeś się z matką?- Zapytała się Anna kiedy wstała po czym podeszła do mnie.
-Mniej więcej. Dowiedziałem się o czymś czego nie powinienem.- Odparłem z nerwów zaciskając dłonie na ozdobnej serwetce na stole.
-Wiktor mów co się stało. Martwię się.- Powiedziała kobieta.
-Moja matka powiedziała, że gdy byłem mały to, że... Zdradziła mojego ojca. No i zaszła w ciążę. Po porodzie oddała dziecko. Mam brata rozumiesz. Brata który... Jest skończonym idiotą.- Powiedziałem wściekły.
-Wiktor uspokoisz się?- Zapytała się Anka.
-Myślisz, że jestem wściekły z byle powodu? Matka powiedziała mi, że... Beniamin to mój brat.- Powiedziałem wściekły. Wstałem z krzesła i poszedłem do naszej sypialni. Wziąłem ubrania do spania i poszedłem do łazienki.
/Gabriel/
Dojechałem do domu mamy. Denerwowałem się bo obawiałem się, że się spóźniłem. Wysiadłem z auta i zamknąłem je. Następnie zacząłem iść do domu mojej mamy. Wziąłem głęboki wdech zatrzymując się przed drzwiami. Zapukałem, a po chwili wszedłem do środka. Kiedy zdejmowałem kurtkę oraz buty usłyszałem śmiechy z salonu. Po wejściu tam zauważyłem trzech mężczyzn oraz kobietę. Siedzieli przy stole razem z moją mamą. Pierwszy mężczyzna miał brązowe włosy oraz lekki zarost. Wydawał się być w moim wieku. Drugi wyglądał na najstarszego. Widać było to po jego lekko siwych już włosach. Trzeci chłopak miał czarne włosy. Wyglądał trochę strasznie mając na sobie czarne ciuchy. Zaś ta dziewczyna miała blond włosy do połowy pleców. W pewnej chwili wszyscy na mnie spojrzeli.
-O Gabryś już jesteś.- Powiedziała moja mama podchodząc do mnie.- To właśnie jest mój syn Gabryś.- Powiedziała moja mama.
-Mamo.- Powiedziałem szeptem trochę zestresowany. Owszem wiele razy mówiła do mnie zdrobniale ale bez przesady.
-Miło ciebie poznać Gabriel. Jestem Marek.- Powiedział mężczyzna z siwymi włosami wstając z kanapy i podchodząc do mnie wyciągając dłoń w moim kierunku. Z nie pewnością podałem mężczyźnie dłoń.
-Gabriel... Mamo możesz mi to wyjaśnić?- Zapytałem kiedy puszczałem dłoń... Marka.
-Cóż... Uznałam, że przyda ci się też ojczym.- Słowa matki mnie zaskoczyły. Teraz o tym myśli? Kiedy mam obecnie 24 lata?- Marek od dziś jest twoim ojczymem, a Maciek, Kaja i Natan to twoje rodzeństwo.- Słowa matki jeszcze bardziej mnie zaskoczyły. Mam ojczyma i "rodzeństwo"? Postanowiłem to przemilczeć znając odpowiedź matki na moje słowa. Powiedziałaby zapewne bym dał szanse mojemu rodzeństwu i ojczymowi. Z zawahaniem usiadłem w fotelu koło okna. Zacząłem rozmawiać z moim... Ojczymem i rodzeństwem.
-Ponoć jesteś chłopakiem Maryny. Załatwiłbyś wejściówkę na jej koncert oraz wejście na scene?- Zapytała się nagle Kaja.
-Byłem jej chłopakiem. Sorry ale nie załatwię ci tego. Chcesz to sama sobie to załatw.- Powiedziałem patrząc na nią. Nie chcąc drążyć rozmowy wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku. Wziąłem z szafki nocnej książkę którą zacząłem czytać dalej. Po skończeniu dwóch rozdziałów poszedłem do kuchni. Zjadłem tam na szybko kolację, a następnie wróciłem do pokoju po ubrania. Poszedłem do łazienki w której wziąłem prysznic po czym przebrany poszedłem spać do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro