Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Motyle

Zaczęło się. Comiesięczna impreza w moim podbrzuszu rozkręciła się na dobre. W sobotni poranek obudziłam się obok śpiącego jeszcze Jacka. Głowa bolała mnie tak, jakbym wczorajszego wieczoru przesadziła z alkoholem. Musiało być wcześnie, bo na zewnątrz dopiero zaczynało świtać.

Jacek spał snem tak twardym, że w żaden sposób nie zareagował na delikatnego buziaka w czoło, którym go poczęstowałam. Uwielbiałam przyglądać mu się w takich chwilach. Znałam każdy najmniejszy szczegół tej groźnej, surowej twarzy. A mimo to obserwowanie go nadal sprawiało mi mnóstwo przyjemności. Może dlatego, że w tej chwili mogłam to robić bez skrępowania, ponieważ jego srogi, przenikliwy wzrok nie był w stanie wytrącić mnie z równowagi? A może po prostu lubiłam tę jego łagodną i rozluźnioną wersję? Tak czy tak czułam ciepło, ogarniające całe moje ciało, patrząc na przystojne, posągowe oblicze, naznaczone gdzieniegdzie delikatnymi mimicznymi zmarszczkami. Na opalonej skórze zaczął pojawiać się delikatny zarost. Opuszkiem palca odsunęłam z jego skroni cienki kosmyk włosów, które teraz - zmierzwione - układały się w zupełnie naturalny sposób. Ze zgrozą spojrzałam na masywne ramię, na którym do teraz widniały niewielkie, choć wyraźne ślady moich paznokci - pamiątka wczorajszego wieczoru, kiedy doprowadził mnie do intensywnego orgazmu. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując ruchy gałek ocznych pod powiekami. Coś mu się śniło. Tym bardziej nie chciałam go budzić. Delikatnie wysunęłam się z łóżka i pędem pobiegłam do łazienki, mając nadzieję, że nie oznaczę czerwonym szlakiem drogi do toalety.

Udało się. Dopadłam kabiny prysznicowej, przekręciłam kurek i wsunęłam się pod ciepły, kojący strumień wody. Oparłam się o ściankę, wyłożoną długimi, szarymi kafelkami i zamknęłam oczy, wsłuchując się w uspokajający dźwięk prysznica. Przypomniałam sobie o tym, co widziałam poprzedniego wieczoru na boisku i dobry nastrój szlag trafił. W żaden sposób nie mogłam pozbyć się uciążliwej myśli, która nagle opanowała moją głowę - Barski. Nagle zapragnęłam, żeby czas przyśpieszył i zabrał stąd nachalnego blondyna razem z jego „miłością" do mnie. Chciałam się od niego uwolnić. Byłabym o wiele spokojniejsza, gdyby wrócił do Wrocławia i o mnie zapomniał. Gdyby znalazł sobie kogoś innego, kogo mógłby nazywać „słońcem" i by nasze drogi już nigdy więcej się nie przecięły.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół kabiny. Dno brodzika zabarwiało się na intensywny czerwony kolor. Kolor, który od jakiegoś czasu wzbudzał we mnie bliżej nieokreślony lęk. Poczułam się nieswojo, gapiąc się w czerwoną kałużę między stopami. Przypomniałam sobie o umierających owadach z mojego snu, z których wyciekała bordowa farba i poczułam napięcie w każdym zakamarku ciała. „Widziałam ten obrazek. Widziałam go gdzieś tutaj, na obozie" – pomyślałam i podniosłam głowę, wsadzając ją z powrotem pod strugę ciepłej wody. Nawet jeśli widziałam tu coś podobnego, dlaczego tak bardzo zapadło mi w pamięć, że mam z tego powodu koszmary?

Przez kilka dobrych minut stałam bez ruchu w ciepłej strudze, próbując odegnać nieprzyjemne myśli. Kątem oka zauważyłam, że drzwi łazienki się otworzyły. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko, co nieprzyjemne, nagle stało się mało ważne.

– Wszystko w porządku? – zapytał zaspany i zapukał cicho w drzwi kabiny.

– Tak – odparłam, znowu zerkając na dno brodzika. Próbowałam spłukać z siebie większą część krwi, ale tego poranka moje ciało produkowało jej tyle, że moje wysiłki okazały się zupełnie bez sensu.

– Mogę wejść? – W jego głosie usłyszałam tę psotną nutę, która przemieniała tego wielkiego, pewnego siebie mężczyznę, w małego łobuza.

– Wystarczy ci widok poplamionego prześcieradła – rzuciłam, spieniając na dłoniach żel o zapachu cytrusów. – Tego się nie da odzobaczyć!

Zaśmiał się pobłażliwie i uchylił drzwi kabiny.

– Nie przesadzaj. Widziałem w życiu gorsze rzeczy – mruknął, a ja ochlapałam go wodą. – Tylko na chwilę. Zaraz dam ci spokój. Muszę iść do biura.

– To idź! – zachichotałam, uciekając w kąt brodzika, kiedy znalazł się za moimi plecami, nagi. – Nie masz przypadkiem jeszcze czegoś ważnego do zrobienia?

– Mam. Dlatego tu jestem – powiedział, uśmiechając się szelmowsko i wtulając się w moją szyję pod przyjemnie ciepłą strugą.

Temperatura wody i jego ciała zrobiły swoje. Oprócz standardowego bólu brzucha zaczęłam odczuwać mimowolne, przyjemne mini-skurcze między udami. Jego penis obudził się błyskawicznie. Poczułam na lędźwiach, jak bardzo mnie pragnie i mój oddech przyśpieszył.

– Przykro mi, panie trenerze – pisnęłam pod wpływem pocałunków, które coraz bardziej zapamiętale pieściły mój mokry kark. – Jestem niedysponowana.

– Tym bardziej – mruknął i zaczął namiętnie całować moją skórę za uchem – muszę cię zbadać.

Parsknęłam śmiechem. On również.

– Wiem – odezwał się, próbując zachować powagę. – Niezbyt to było wyrafinowane.

– W końcu jesteś boomerem. – Parsknęłam szyderczo, a on, udając niezadowolenie, złapał moje nadgarstki i poprowadził je na chromowany uchwyt, przymocowany do ściany.

– Założę się, że jakbym ci powiedział wprost, co chcę z tobą zrobić, to już by cię tu nie było. – Obejrzałam się za siebie i posłałam mu przerażone spojrzenie. – Spokojnie – szepnął mi w ucho, wsuwając palce w moje włosy i przywierając do mnie ciałem.

Chwyciłam się kurczowo metalowej rurki i - mimo że moje serce waliło mi w piersiach jak szalone, poczułam gigantyczne podniecenie, kiedy swoim twardym penisem ułożył się między moimi pośladkami. Delikatnie zaczął przesuwać nim w górę i w dół, nie zagłębiając się jednak w moje ciało. Drżałam cała i nie mogłam nad tym zapanować. Przez ułamek sekundy pojawiło się w mojej głowie idiotyczne pytanie, dlaczego mu się nie śpieszy i czemu po prostu we mnie nie wejdzie. Ale mój nieskażony seksualnymi dziwactwami umysł nie bronił się długo. To było oczywiste, czego ode mnie chciał. Mój atletyczny, napalony pitbull miał ochotę na coś, czego do tej pory ode mnie nie dostał. A ja - choć w myślach już wyzywałam się od najgorszych - byłam spragniona nowych doznań. Chciałam, żeby dał mi coś, czego do tej pory nie miałam okazji doświadczyć.

Ciężki oddech nad moim uchem przyśpieszył, kiedy odchyliłam głowę do tyłu. Zaplótł moje długie, mokre włosy w palce. Nie protestowałam, kiedy zatrzymał się przed moją drugą dziurką.

– Zrób to sama, kotku – szepnął podniecony. – Nie chcę, żeby cię bolało.

Byłam jak jeden wielki kłębek strachu i podniecenia. Ale nie czułam żadnych oporów przed tym, by mu się poddać. Wiedziałam, że jestem w dobrych rękach i że on na pewno mnie nie skrzywdzi. Świadomość tego, że posuwam się o level wyżej w naszej intymnej relacji była tak kusząca i tak podniecająca, że wszystkie moje obawy zostały wyparte przez gorączkową ekscytację nowymi doznaniami.

Jego duże, ciepłe i mokre ramiona trzymały mnie w objęciach. Całował mnie po karku, oddychając nerwowo i próbując zapanować nad swoim pożądaniem. Tak cholernie bardzo go pragnęłam. Zacisnęłam dłonie na uchwycie i zamknęłam oczy, starając się maksymalnie rozluźnić. Napierał na mnie bardzo delikatnie, prawie całkowicie oddając mi władzę nad tym, co się między nami dzieje. Ostrożnie i powoli zaczęłam zmniejszać dystans pomiędzy nami. Milimetr po milimetrze mocniej przywierałam do jego twardej, naprężonej męskości. Ilość wilgoci w moim wrażliwym miejscu sprawiła, że nagle poczułam, jak moje ciało zaczyna mu się poddawać. I od razu ogarnęła mnie panika. – „Cholera, to się nie uda! Nie ma szans! Nie jestem w stanie się na tyle..." – Poczułam ból. Ale to nie było jedyne intensywne uczucie w tej chwili. Wbiłam paznokcie w skórę jego przedramienia i wygięłam się w łuk, na wskutek dzikiego pożądania, które nagle opanowało całe moje ciało.

– Powoli, aniołku – syknął w moje włosy, zaciskając dłoń w pięść na mokrych kafelkach. – Nie ruszaj się. Stój spokojnie. Mam przestać?

Skrzywiłam się, na ułamek sekundy przypominając sobie o wstydzie, ale kiedy poczułam na swoim wzgórku jego dłoń, wędrującą prosto do łechtaczki, nie miałam już żadnych oporów przez tym, by poddać mu się całkowicie.

– Nie. Chcę jeszcze – odparłam, opierając się o uchwyt na ścianie i czując, jak wysuwa ze mnie końcówkę sztywnego penisa.

Jęknęłam pod wpływem intensywnego dotyku palca, masującego mój wrażliwy punkt tuż przy wejściu do pochwy. Moje podbrzusze przeszywały gigantyczne dreszcze rozkoszy. Wielki, ciężki penis wsuwał się bardzo powoli, powodując intensywne dreszcze w kończynach. Czułam, jak bardzo się powstrzymuje. Bał się, że zrobi mi krzywdę. Wchodził we mnie tylko na kilka centymetrów. Sam był już w takim stanie, że ledwie panował nad swoim pożądaniem. Wsunął język do mojego ucha i warknął z rozkoszy, kiedy go nie posłuchałam i sama zaczęłam poruszać się na jego wzwodzie.

– Obiecuję ci, że kupię lubrykant i jak będziesz miała ochotę, to się ostro zabawimy – powiedział, a ja poczułam, że nie mam już siły bronić się przed orgazmem.

Oparłam głowę o jego klatkę i poczułam kosmicznie intensywne pulsowanie w podbrzuszu. Fala ognia zaczęła rozlewać się po całym moim ciele. Bardzo powoli i delikatnie poruszał się w mojej pupie. Wsadził twarz w moje włosy, ciężko dysząc z pożądania. Zastygł w bezruchu i zaczął dochodzić intensywnie w mojej ciasnej dziurce, wydając z siebie gardłowe pomruki. Wysunął się delikatnie i odwrócił mnie w swoją stronę. Chwycił mnie w ramiona i próbował się uspokoić, wtulając twarz w moje włosy.

Poczułam się maksymalnie wykorzystana. Byłam obolała, w głowie kręciło mi się od zbyt wysokiej temperatury i wrażeń, a po moich udach spływała gorąca sperma faceta, który jako pierwszy kochał się ze mną w ten sposób.

Chciałam, by jak najszybciej wykorzystał mnie jeszcze raz - „ostro". Cokolwiek to dla niego oznaczało.

🔹

W sobotni wieczór, wychodząc ze stołówki, bez słowa minęłam Ewelinę i Norberta, rozmawiających ze sobą na parterze pod schodami. Spojrzeli na mnie niemal w tym samym czasie. Ich miny mówiły same za siebie. Stałam się dla nich niewygodna. Przynajmniej tak to, w moim odczuciu, wyglądało.

– Już się nie przyjaźnicie? – zawołał w moją stronę Barski, a ja mimowolnie przewróciłam oczami i wypuściłam powietrze, wydymając usta.

– Zostaw ją – burknęła Ewelina.

– Czy to nie jest chore, że zamieniła was na tego pakerka? – dodał zaczepnie.

Udało mu się. Sprowokował mnie. Odwróciłam się w ich stronę i podeszłam bliżej. Miałam dość chamskiego zachowania. Nie mogłam dłużej udawać, że ta sytuacja jest mi całkowicie obojętna.

– Norbert, proszę cię. – Moja nadal-przyjaciółka próbowała powstrzymać Barskiego przed złośliwymi docinkami.

– No przecież to prawda! – prychnął, na wszelki wypadek rozglądając się po parterze. – Odkąd z nim jest, odsunęła się od wszystkich jak jakaś rosyjska księżniczka.

– Powtórzyłbyś to, co przed chwilą powiedziałeś, gdyby tu był? – zapytałam, bez skrępowania patrząc w niebieskie ślepia „cherubinka", który ostatnio zdecydowanie tracił w moich oczach anielskie cechy.

– A jakie to ma znaczenie? – zadrwił. – Nie lubisz, kiedy ktoś mówi ci prawdę w oczy, co nie?

– To wszystko dlatego, że dotknęłam czułego punktu? – Uśmiechnęłam się złośliwie. – Twoje ego ucierpiało przez ostatnią naszą rozmowę?

– Błagam was, nie kłóćcie się, bo stawiacie mnie w zajebiście niewygodnej sytuacji! – warknęła Matusz i pomachała w stronę korytarza, prowadzącego do kuchni i gabinetu. – Szefie, możemy w niedzielę jechać nad morze?

Wzdrygnęłam się, odwracając głowę i widząc Jacka, idącego w naszym kierunku. Mina Barskiego była aż nadto wymowna. Po wyszczekanym pudlu nie było śladu. Teraz wyglądał raczej na grzechotnika, który chowa się w zaroślach, by przeczekać niewygodny dla siebie moment.

Jacek ściągnął brwi, omiótł niechętnym wzrokiem wysokiego blondyna i objął mnie w pół, po raz kolejny „oznaczając" swoje terytorium.

– Co znaczy „my"? Kto ma jechać? – zapytał bez emocji.

Ewelina uśmiechnęła się głupkowato i kiwnęła głową w stronę Norberta. Barski nawet na Matusz nie spojrzał. Za to chętnie zerkał na mnie przy każdej nadarzającej się okazji.

– Co z tymi bólami głowy? Jak długo to masz? – zapytał blondyna Jacek, a ja poczułam, że pocą mi się dłonie.

Barski, totalnie zdezorientowany, spojrzał najpierw na mnie, potem na Ewelinę, aż w końcu uśmiechnął się lekceważąco i spuścił głowę.

– To nic poważnego – mruknął. – Chorowałem na zatoki i teraz wraca przy każdym przeziębieniu. Przeżyję.

– Następnym razem, jak Denis będzie chciał z tobą porozmawiać, to z nim porozmawiasz, a nie będziesz go olewał, zrozumiano? – powiedział Jacek i złapał mnie za rękę, rzucając do Eweliny: – Chcecie, to jedźcie. Do 22:00 macie być z powrotem.

– Super, dzięki! – Moja przyjaciółka wyraźnie się ucieszyła, co było dla mnie wyjątkowo niestrawną reakcją.

Barski natomiast wyglądał tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Może spodziewał się, że jednak ktoś będzie bardziej zainteresowany prowokacją, którą ewidentnie przeprowadzał? A może liczył na to, że Jacek nie zgodzi się na ich wyjazd i tym samym kolejny raz „udowodni", jaki z niego wredny, nieprzejednany przełożony? Nic takiego się jednak nie stało. Wyjazd Eweliny i Norberta nad morze nie zrobił na nas żadnego wrażenia, a Barski niczego nie ugrał na prowokacji i pożegnał nas nienawistnym spojrzeniem, niemal od razu żegnając się z Eweliną.

Dopiero kiedy wróciliśmy do mieszkania, zaczęły ogarniać mnie wątpliwości.

– Nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł – powiedziałam, opadając na kanapę i przytulając głowę do miękkiego koca. – On złamie jej serce. Bardzo się tego boję.

– Nawet jeśli, to nie możesz się do tego mieszać – odparł, ściągając z siebie T-Shirt. – Ona zdaje się ma 26 lat, zgadza się? – Kiwnęłam głową. – Jest dorosła.

– Tak, ale sam wiesz, że Barski to manipulant.

– Jeszcze miesiąc, skarbie – powiedział łagodnym głosem, podchodząc bliżej i pochylając się nade mną, żeby mnie pocałować. – Jeśli wcześniej niczego nie przeskrobie, najdalej za miesiąc go tu nie będzie. Wiem, że martwisz się o przyjaciółkę, ale nie mamy prawa się mieszać, jeśli nie dzieje jej się krzywda.

Usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie razem ze zwiniętym w kłębek kocykiem.

– A co jeśli – westchnęłam ciężko, bo słowa te nie chciały przejść mi przez gardło – on faktycznie coś jej zrobi?

Pocałował mnie w skroń i oparł brodę o moją głowę.

– Wtedy nie chciałbym być na jego miejscu.

🔹

W niedzielne popołudnie siedziałyśmy na skąpanych w słońcu schodach i jadłyśmy jabłka. Kwaśne papierówki, które niemal codziennie dostarczał do stołówki Adam, były tak dobre, że nie można się było powstrzymać przed zjedzeniem kilku sztuk naraz.

Sięgnęłam po kolejne zielone jabłuszko wielkości dużego pomidora. Dagmara od tygodnia miała wilczy apetyt. Pochłaniała nie tylko kwaśne owoce, ale również kiszone ogórki i mielone kotlety, w robieniu których nasza Ula była prawdziwą mistrzynią. Cieszyło mnie dobre samopoczucie przyjaciółki i z wielkim szczęściem patrzyłam na to, jak zaczyna się zmieniać - fizycznie i mentalnie. Wyglądało to tak, jakby przez ostatnie dni przybyło jej doświadczenia, powagi, jakiejś dojrzałości, której do tej pory nie miała. Zaczęłam trochę zazdrościć jej tych zmian. Z roztrzepanej Dagi powoli zamieniała się w stateczną i opanowaną młodą kobietę, coraz bardziej skoncentrowaną na takich wartościach jak rodzina, dziecko i dalekosiężne plany.

– Chce mi się bzykać – powiedziała nagle, a ja parsknęłam śmiechem, prawie wypluwając z siebie kawałki jabłka. – To znaczy nie teraz! Wiesz, o co mi chodzi. Częściej niż zwykle. Jestem jak hormonalna tykająca bomba. Wczoraj mu powiedziałam, żeby potraktował mnie jak dziwkę.

Zasłoniłam usta dłonią i zaczęłam chichotać. Daga nie wytrzymała i także zaczęła się śmiać.

– Odbija mi! Naprawdę dostaję małpiego rozumu! – dodała, zatapiając zęby w smacznym owocu.

– A wam co? – Denis zbiegł po schodach, a zaraz za nim z budynku wynurzył się nasz szef.

– Z czego się chichracie? – Blondyn porwał jabłko z wiklinowego koszyczka i stanął przed nami razem ze swoim - wyjątkowo teraz zadowolonym - przyjacielem.

– Opowiadałam Moni o tym, że zaczyna mi walić na mózg – odparła blondynka i spojrzała podejrzliwie na Jacka, wpatrzonego w swojego smartfona. – A temu co się stało? – Kiwnęła prześmiewczo w jego stronę. – Ktoś zauważył w końcu, ile wydałeś na buty, czy zwyczajnie dopiero wstałeś i nie znalazł się powód do spiny?

– Olszyńska – burknął brunet, nie odrywając wzroku od telefonu.

Spojrzałyśmy po sobie i znowu zaczęłyśmy się śmiać.

– Może my też urwiemy się na małą wycieczkę, mamusiu? – zapytał Denis, a Daga spojrzała na mnie pytająco.

– Wycieczkę? Jaką wycieczkę? Jedziecie gdzieś?

Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Jacka.

– Jeszcze... nie wiemy – wydukałam, bo nie byłam pewna, czy zostali wtajemniczeni w nasze plany.

– Jedziemy, jedziemy – odparł Pan Szef, uśmiechając się do mnie cwaniacko. – Jeśli się nie rozmyślisz, to w piątek będziemy nad morzem.

– Aaale jak to? – zapytałam, próbując zachować powagę, ale moje serce już zaczęło dudnić w piersi z radości. – To znaczy, że załatwiłeś nam jakiś nocleg?

– Tak, kotku – odparł, nie przestając się uśmiechać. – Mamy najlepszy apartament w tym nowym hotelu, który ci pokazywałem. Trzecie piętro, widok z sypialni na Bałtyk. Powinien ci się spodobać.

Dagmara pisnęła i klasnęła w dłonie.

– Boże, jak cudownie! Jak ja wam zazdroszczę!

– Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście też gdzieś pojechali, jak wrócimy – dodał Jacek, chowając smartfona do kieszeni i siadając obok mnie na schodach. – Wracamy w niedzielę wieczorem. Zostawię wam auto tak na wszelki wypadek. Do Morskiej pojedziemy taksówką.

– Spoko – powiedział Denis, wgryzając się w zielony owoc. – Damy radę. Bawcie się dobrze. A tak w ogóle to Fitek cię szukał.

– Czego chciał? – zapytał Jacek, obejmując mnie ramieniem.

– Nie wiem. Nie chciał powiedzieć – odparł blondyn. – Ale mówił, że to nie na telefon i że później cię znajdzie.

– Ok. Sam go znajdę. Może to coś ważnego.

Podniósł się ze schodów, pożegnał z nami i ruszył w kierunku „dwójki".

🔹

Tego samego dnia, późnym wieczorem siedziałam na balkonowej ławeczce, próbując nadrobić zaległości w lekturze Goldinga. Ale mimo że mój wzrok przesuwał się akapit po akapicie, kompletnie nie wiedziałam, o czym czytam. Wizja spędzenia następnego weekendu nad polskim morzem była tak kusząca, że zaczynałam odliczać dni do piątku. Zapomniałam o trapiących mnie problemach, o Ewelinie, Barskim i tym, że niedługo nasze piękne, cudowne, jedyne w swoim rodzaju lato dobiegnie końca. W tej chwili liczyło się tylko to, że spędzę z Jackiem sam na sam trzy dni w pięknych okolicznościach przyrody i nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Wrócił do mieszkania w nieco mniej euforycznym nastroju. Wszedł na balkon i z westchnieniem bezsilności usiadł na ławce, obejmując moje plecy.

– Znalazłeś Tomka? – zapytałam z zaciekawieniem. – Czego od ciebie chciał?

Jego palce przesunęły się z troską po moim kręgosłupie. Patrzył przed siebie, trochę jakby zafrasowany. Jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.

– Ostatniej nocy Barskiego nie było w „dwójce" – powiedział tonem, z którego ciężko było cokolwiek wywnioskować.

Poczułam dreszcz, przebiegający po plecach. Spojrzałam na niego przejęta, choć bardzo się starałam, żeby nie dostrzegł tego, że ta informacja zrobiła na mnie wrażenie.

– Pewnie był z Eweliną. No wiesz. Ostatnio spędzają ze sobą tyle czasu...

– Matusz gadała prawie przez całą noc z Fitkiem na WhatsAppie. Była na górze, w swoim pokoju. Nie widziała się z Barskim od kolacji.

– To nie znaczy, że nie było go w „dwójce". – Próbowałam się uśmiechnąć, ale gdzieś z tyłu głowy pojawiła się złowroga myśl, której jeszcze do siebie nie dopuszczałam.

– Fitek twierdzi, że nie było go w całym budynku – powiedział i ściągnął brwi, nadal nie odrywając wzroku z boiska. – Było grubo po drugiej. Chciał z nim pogadać o Ewelinie. Zobaczył, że nie ma go w pokoju. Zaczął go szukać, ale nigdzie nie mógł go znaleźć.

Westchnęłam, ostrożnie wypuszczając powietrze z płuc.

– Może nie mógł spać – dodałam, żeby trochę złagodzić wydźwięk tej informacji. A może to ja potrzebowałam natychmiastowej otuchy? – Wiesz, jak oni się czasem zachowują. Siedzą nocami na schodach, spacerują...

Nie odpowiedział. Siedział, pogrążony w myślach i nic nie widzącym wzrokiem, patrzył w dal. Jego twarz była całkowicie rozluźniona. Ale w szarych, skupionych oczach widziałam, że się nad czymś poważnie zastanawia. Przytulił mnie do siebie. Miałam nieodparte wrażenie, że nie chce dzielić się ze mną swoimi myślami. Obydwoje nie chcieliśmy mówić na głos o tym, że zachowanie Barskiego zaczynało nas niepokoić.

– On nie powinien był tu zostać – powiedział nagle twardo. – Przy pierwszej nadarzającej się okazji wypieprzę go z campu. Nawet jeśli będziesz na mnie o to zła.

Nie odezwałam się słowem. Zwyczajnie kiwnęłam głową i powiodłam wzrokiem daleko, za drewnianą balustradę, gdzie las powoli zaczął stapiać się z boiskiem w jedną wielką czarną plamę.

🔹

Przez kolejnych kilka dni starałam się unikać i Eweliny i Norberta. Jednak coraz bardziej iskrzyło w naszej małej społeczności. Barski na powrót stał się outsiderem. Nikt - prócz Eweliny - nie miał ochoty z nim rozmawiać. Po obozie krążyły dziwne plotki o tym, że Tomek coraz ciężej znosi tych dwoje i szykuje się do nieuniknionej konfrontacji z naszą czarną owcą. Nikt nie pytał o to, czy dojdzie do spięcia. Wszyscy natomiast byli ciekawi, kiedy to nastąpi.

Awantura wybuchła w środę szesnastego sierpnia.

🔹

Niektórzy wierzą w to, że trudne, traumatyczne wydarzenia w naszym życiu są poprzedzone serią dziwnych znaków. Nie jest jasne, czy takie sygnały mają nas przygotować na to, że coś się w naszym życiu zmieni, czy też zmobilizować do tego, żebyśmy sami wzięli los w swoje ręce i zmienili przyszłość. Faktem natomiast jest, że są takie dni, które zaczynają się przeczuciem. Jakimś irracjonalnym przebłyskiem, że oto niedługo wydarzy się coś niedobrego. Czujemy się poddenerwowani, nawet, jeśli nie wierzymy w prekognicję i nie ufamy za bardzo swojej intuicji.

Dokładnie tak poczułam się w środowy poranek, kiedy niezidentyfikowany hałas za oknem wytrącił mnie z głębokiego snu. Zerwałam się z łóżka jeszcze przed budzikiem, czym niechcący obudziłam Jacka. Nie pamiętałam, żeby cokolwiek mi się śniło, ale serce waliło mi jak młotem i długo nie mogłam się uspokoić.

Korzystając z tego, że wstaliśmy wcześniej niż zwykle, wskoczyłam pod prysznic, umyłam włosy i próbowałam je wysuszyć. Jednak suszarka, krótko po jej włączeniu, wyzionęła ducha, prawie przyprawiając mnie o zawał serca głośnym trzaśnięciem.

Nie wierzę w bzdury o złych omenach, ale kiedy w mojej nowej bluzie do biegania zepsuł się zamek, ogarnął mnie lekki niepokój. Oliwy do ognia dolał telefon od mamy, która kwadrans po szóstej zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy wszystko u nas w porządku. Okazało się, że też nie spała dobrze tej nocy z powodu koszmaru i chciała się upewnić, że jestem cała i zdrowa. Naturalnie nie chciała ze mną rozmawiać na temat tego, co jej się śniło, szybko pozdrowiła Jacka i pożegnała się z nami, przypominając o tym, że chce nas widzieć na jesień we Wrocławiu.

Na porannym joggingu Ewelina trzymała się na uboczu. Była przygnębiona, smutna i cicha. Zupełnie jakby ktoś podmienił ją na całkiem inną osobę. Prawie nie reagowała na zaczepki Kaśki. Widziałam po jej twarzy, że myślami błądziła daleko. Coraz bardziej nie podobało mi się to, jaki wpływ ma na nią Barski. Z pewnej siebie, przebojowej dziewczyny, która nie miała oporów przed tym, by wchodzić w potyczki słowne z naszym szefem, zmieniła się w potulną mysz, która najwyraźniej zaczęła jednak trochę żałować tego, że ktoś przypiłował jej diabelskie różki i skrócił ogon.

Jacek też tego dnia nie tryskał optymizmem, ale to akurat - z racji jego usposobienia - ledwie rzucało się w oczy. Nawet na śniadaniu rozmyślał nad czymś intensywnie i prawie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się na stołówce.

A na stołówce właśnie wybuchał pożar. Trzaskająca iskra wpadła w suchą stertę cieniutkich gałązek i nikt już w żaden sposób nie mógł zapobiec temu, żeby wszystko poszło z dymem.

Usłyszeliśmy podniesiony głos Tomka Fitka:

– To może pora, żebyś powiedział przy wszystkich, gdzie byłeś? Masz jaja, żeby rwać cudze laski, a nie masz jaj, żeby się przyznać?

– Tomek, proszę cię – mruknęła Ewelina i od razu spojrzała na nasz stolik.

Ona na pewno nie chciała żadnej zadymy. Widziałam to w jej oczach. Barski, z totalnym luzem na twarzy, pochłaniał kanapkę i patrzył w moją stronę ponurym wzrokiem. Ale Matusz zdecydowanie nie była w nastroju na to, żeby w tej chwili wdawać się w publiczne pyskówki.

– Co, Tomek?! – oburzył się blondyn w dredach. – Nie jesteś ciekawa, co twój chłoptaś robi po nocach na campie?!

Jacek odwrócił się niechętnie i spojrzał na chłopaków, odkładając kubek na blat stolika. Skrzyżował ręce na piersiach i zaczął przysługiwać się ich rozmowie. Tyle że to już nie była żadna rozmowa.

– Co cię to obchodzi, co robię? – prychnął Barski. – Książkę piszesz?

– Czemu jej nic nie mówisz?! Podobno jesteście razem, tak?! – zapytał Tomek. Teraz wszyscy jedzący spojrzeli w ich kierunku. – W co ty w ogóle pogrywasz, zjebie?!

– Fitek – burknął Jacek.

Ale Tomek ewidentnie tracił nad sobą panowanie.

– Sorry, szefie, ale my sobie musimy coś wyjaśnić, raz na zawsze – powiedział i podniósł się z krzesła.

Barski rzucił kanapkę na talerz i odsunął od siebie napoczęte śniadanie. Spojrzał na Tomka z cwaniackim uśmieszkiem i - jakby nigdy nic - rozsiadł się na krześle, łapiąc Ewelinę za rękę. Matusz jednak błyskawicznie cofnęła dłoń i ze zgrozą spojrzała w naszą stronę. „Co tu się dzieje, Ewelina?" – pomyślałam, zdezorientowana, odsuwając od siebie talerz z przytostowanym sandwichem.

– To nie może być tak, że wszystko uchodzi ci na sucho! – rzucił Fitek i oparł się dłońmi o stolik Barskiego.

– Porozmawiajcie sobie na osobności, nie tutaj – powiedział obojętnie Jacek, cały czas obserwując chłopaków.

– Co jest z tobą, kurwa, nie tak, że dopierdalasz się do nie swoich kobiet, co?! – wrzasnął Tomek i zacisnął dłonie w pięści.

– Ona nie jest twoja – powiedział spokojnie Barski, nadal się uśmiechając. – Zerwała z tobą. Na WhatsAppie. Zapomniałeś?

Tomek nie wytrzymał i chwycił Barskiego za materiał bluzy na piersiach. Norbert jednak tylko się uśmiechał, w ogóle nic sobie nie robiąc z tego, że został zaatakowany. Mało tego. Miałam nieodparte wrażenie, że cała ta sytuacja nawet trochę go bawi.

Jacek powoli podniósł się z miejsca i ruszył w ich stronę. Wyraźnie nie miał najmniejszej ochoty mieszać się w tę sprzeczkę. A może zwyczajnie chciał odczekać swoje i pozwolić na to, żeby ktoś wreszcie wykonał brudną robotę i spuścił Barskiemu manto?

– Zostaw go – powiedział wyjątkowo spokojnie.

Tomek odsunął się od Norberta na bezpieczną odległość, ale nadal nie dawał za wygraną.

– Sorry, nie chciałem wsadzać kija, ale nie mam wyboru! – Były facet Eweliny Matusz spojrzał na mnie z przepraszającą miną, a potem zwrócił się w stronę swojej byłej dziewczyny: – Zrozum w końcu, że ty nic dla niego nie znaczysz. Tydzień temu znowu przymilał się do Skrawek, a teraz zgrywa...

„Kurwa, tylko nie to!" – Przebiegł mnie zimny dreszcz. Podniosłam się z miejsca w tym samym momencie, w którym Jacek nachylił się nad stolikiem Barskiego. Matusz wstała z krzesła i asekuracyjnie czmychnęła w bok, obserwując całą scenę wyraźnie skołowana.

– Tydzień temu? – zapytał mój szef, patrząc na Barskiego jak na upolowanego we wnykach zająca.

– Rozmawialiśmy. Tylko rozmawialiśmy – odburknął blondyn, przybierając nieco poważniejszy wyraz twarzy. – Ta cała sprawa nie ma nic wspólnego ze Skrawek.

Tomek chciał coś dodać, ale Jacek uciszył go machnięciem ręki.

– Koniec pierdolenia, Barski – powiedział, próbując opanować nerwy. – Zrobimy mały eksperyment, korzystając z okazji, że jest nas tu więcej. – Odwrócił się w stronę Eweliny i powiedział: – Matusz, nie jestem twoim wrogiem. I robię to też dla twojego dobra, okej?

Ewelina stała z boku i nie odezwała się słowem, zerkając, coraz bardziej zdziwiona, to na mnie, to na Jacka. Barczysty brunet, któremu brakowało niewiele, by wkomponować Barskiego w drewnianą boazerię stołówkowej ściany, przyciągnął mnie za rękę do stolika, przy którym nadal siedział Norbert. Spojrzałam zaskoczona w groźne, szare oczy, ale Jacek tylko pogładził wnętrze mojej dłoni i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w talii.

– Powiedziałeś, że to nie ma nic wspólnego ze Skrawek – odezwał się, udając stoicki spokój – Czyli wychodzi na to, że Matusz to poważna sprawa, a nie kolejna zabawka.

– Nie gram w żadną grę, jeśli o to ci chodzi – odparł lekceważąco Norbert, spuszczając wzrok.

– W porządku. Niech ci będzie – kontynuował Jacek, a wszyscy z zaciekawieniem obserwowali tę scenę, zupełnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – Może wszyscy tutaj to łyknęli. Ale ja nie. I chciałbym, żeby Matusz dowiedziała się o tobie czegoś, czego jeszcze nie wie.

– Powiedział, że się z tym pogodził – wtrąciła nagle Ewelina. – Że to nie ma z nią nic wspólnego.

Jacek prychnął szyderczo i kiwnął w moją stronę.

– Świetnie – dodał. – Skoro tak powiedział, to teraz, dla oczyszczenia atmosfery, może się publicznie zdeklarować.

Zamarłam. „Nie, proszę cię, nie rób tego!" – pomyślałam, zdenerwowana. – „To nam nie jest potrzebne! Nie teraz!".

– O co ci chodzi? – odburknął Norbert, podnosząc wzrok znad stolika.

– O to, żebyś potwierdził przy wszystkich, że Skrawek jest ci zupełnie obojętna, nic do niej nie czujesz, pogodziłeś się z tym, że cię nie chce i że zostawisz ją w świętym spokoju.

Poczułam palenie w policzkach. Wszystkie pary oczu patrzyły teraz albo na mnie albo na Barskiego. Norbert wbił we mnie swój nieznośny wzrok i już wiedziałam, że ta akcja nie skończy się dobrze. Barski był zbyt dumny i zbyt uparty, żeby bawić się w dyplomację i mówić to, co nasz szef chciał usłyszeć. Zresztą czy nie został właśnie postawiony pod ścianą? Cokolwiek by w tej chwili powiedział, nie poprawiałoby to jego położenia. Ale jeśli miał dodatkowo okazję do tego, by wkurzyć swojego przełożonego i wytrącić mnie z równowagi, wybrał opcję najgorszą z możliwych.

– Zostaw go i chodźmy stąd. – Szarpnęłam Jacka za rękaw koszuli, ale nie zrobiło to na nim absolutnie żadnego wrażenia.

Barski splótł coraz bardziej drżące dłonie razem i zacisnął zęby, spoglądając na mnie z posępną miną.

– Kocham cię, Moniczko – powiedział cicho, choć nie było najmniejszych szans na to, by ktokolwiek na stołówce zignorował jego słowa. – Poczułam, że robi mi się słabo. Blondyn spojrzał nienawistnym wzrokiem na Jacka i dodał: – Nie mam nic więcej do powiedzenia.

Mój szef natomiast uśmiechnął się triumfalnie, co wydało mi się dosyć dziwne. Trzasnął dłońmi o stolik, sprawiając, że Barski o mały włos nie fiknął na krześle do tyłu. A potem wymierzył w niego palec wskazujący i powiedział:

– Jeszcze raz się do niej zbliżysz, wypierdalasz w trybie natychmiastowym. Twoje papiery mam już na biurku, gotowe do podpisania. – Odsunął się od stolika i włożył ręce do kieszeni. – To samo się tyczy nocnych wędrówek po campie. Dowiem się, że nie ma cię w „dwójce" po 22:00, następnego dnia się pakujesz.

Nasz blond-outsider gotował się w środku. Próbował założyć na twarz którąś ze swoich masek. Zaciskał dłonie w pięści i z lekceważącą miną wbijał wzrok we wszystkich dookoła. Dopiero, kiedy Jacek wreszcie zostawił go w spokoju, podniósł głowę i z ostentacyjnym prychnięciem, wstał od stołu i ruszył do wyjścia, popychając przy tym oczywiście stojących w drzwiach stołówki gapiów.

Straciłam apetyt. Daga, Denis i Jacek próbowali zatrzymać mnie w boksie, ale nie wyobrażałam sobie, żebym miała w tym momencie cokolwiek przełknąć. Skoro wszyscy odtąd mieli mieć jasność w kwestii tego, o czym marzy Norbert Barski, znowu byłam w centrum zamieszania, którego przecież za wszelką cenę próbowałam uniknąć. Miałam wrażenie, że kiedy tylko jeden pożar udawało mi się w tym miejscu ugasić, ktoś chodził za mną krok w krok z zapalniczką i - korzystając z mojej chwili nieuwagi - podpalał kolejną rzecz, od której zajmowały się inne.

Opuściłam stołówkę z zamiarem zaczerpnięcia świeżego powietrza. W drzwiach wejściowych minęłam Ewelinę. Omiotła mnie badawczym wzrokiem, a ja, nie mając pojęcia, jak zareagować, zwyczajnie wyszłam na dziedziniec i ruszyłam przed siebie ścieżką, prowadzącą do lasu.

Usłyszałam za sobą lekkie kroki. Rudowłosa dziewczyna w czerwonym cardiganie, który często od niej pożyczałam, zrównała ze mną krok i trąciła mnie w ramię, jak to miała w zwyczaju, kiedy zamykałam się w swoim świecie.

– Nienawidzisz mnie? To chciałaś mi powiedzieć? – burknęłam, krzyżując ręce na piersiach.

– Nu! – rzuciła w eter, a widząc moją zdziwioną minę, dodała: – To po rumuńsku „nie". Nie wiedziałaś? – Prychnęła wesoło. – Nic podobnego. Czasami mam ochotę jebnąć ci z liścia, ale i tak cię kocham. – Ostatnie słowa wypowiedziała tuż przy mojej twarzy, czym totalnie mnie rozbroiła.

Spojrzałam na nią badawczo. Czyżby wróciła dawna Matusz?

– To przecież nie twoja wina, że tak mu odwaliło – powiedziała i zaczęła obracać w palcach pusty case do smartfona. – To był błąd. Od samego początku. On totalnie nie jest w moim typie, nie mówiąc już o tym, że kiedy ze mną rozmawia, to w myślach pewnie obraca cię na wszystkie możliwe sposoby...

– Jezu, Matusz! Daruj sobie, proszę cię – prychnęłam z obrzydzeniem i z zaciekawieniem spojrzałam na ochronne etui, którym nadal się bawiła.

Poczułam mrowienie w żołądku. Chwyciłam Ewelinę pod ramię i zmusiłam ją, żeby się zatrzymała. Wyszarpnęłam jej z rąk kolorowy przedmiot i zamarłam.

– A tobie co? – Zmrużyła oczy.

– Skąd to masz? – zapytałam, obracając w drżących dłoniach smartfonowy gadżet.

Obudowa do telefonu była ręcznie zdobiona. Na czarnej błyszczącej powierzchni znajdował się obrazek, który ktoś namalował farbkami akrylowymi przy użyciu super cienkiego pędzelka. W centrum znajdowała się postać maleńkiej dziewczynki z ciemnymi, długimi włoskami, siedzącej na piasku i chowającej twarz w dłoniach. Wokół niej - ponad jej małą główką - latały wielkie, nieproporcjonalnie duże, krwistoczerwone motyle o dziwnych skrzydłach, jakby zostały wykonane techniką origami. Przesunęłam palcem po chropowatej powierzchni i nagle mnie olśniło.

– Zapomniałam mu to oddać – powiedziała Ewelina, cmokając z dezaprobatą. – Jakiś czas temu wymieniliśmy się case'ami. Norbert też ma Galaxy. Bardzo mi się spodobał ten rysunek. Obiecał, że namaluje mi coś fajnego, bo moja stara obudowa wygląda shitowato i...

– Barski to namalował? – zapytałam, przypominając sobie, jak kiedyś widziałam ten rysunek w momencie, kiedy towarzystwo wciągnęło mnie do czatu grupowego na WhatsAppie.

– Taaa – mruknęła, zabierając case'a z moich rąk. – Ma zdolności, skubany. Skrobie sobie tam coś czasami w tym swoim bloku, ale nigdy nie chciał mi niczego pokazać. Anyway...

– Z Tomkiem to już kaplica? – Spojrzałam na nią dociekliwie. – Nie wrócicie do siebie?

Matusz spuściła wzrok i wcisnęła dłoń pod moje ramię.

– Nie wiem, Monia. – Westchnęła ciężko. – Gadaliśmy trochę ostatnio. Dużo sobie wyjaśniliśmy. Ale ja nadal nie jestem do końca pewna, czy mu na mnie naprawdę zależy. Wiesz, o co mi chodzi? Nie chcę bawić się w chodzenie. Za stara na to jestem. Chcę czegoś, co ma potencjał. Chcę wiedzieć, że to się nie rozpieprzy zaraz, jak stąd wyjedziemy. On jest z Łodzi, ja z Wrocławia. To niby nie jest jakaś tragiczna odległość, ale jak sobie pomyślę, że mielibyśmy do siebie jeździć co weekend pociągami, to mnie szlag trafia!

– Rozumiem – odparłam. – Ale może jednak powinnaś dać mu szansę? Odkąd się rozstaliście, chodzi taki struty, że aż mi się serce kraje.

Ewelina parsknęła śmiechem i wydęła triumfalnie usta.

– Zjebał sprawę, należało mu się. Następnym razem trzy razy się zastanowi, zanim...

Kilka metrów za nami usłyszałyśmy czyjeś kroki. Pan Outsider, z rękami wsuniętymi do kieszeni spodni, zmierzał w stronę „dwójki" i ponurym wzrokiem patrzył w naszą stronę. Ewelina podniosła w górę kolorowy case i pomachała Barskiemu w powietrzu. Machnął w jej kierunku, ale nie miał zamiaru się do nas zbliżać. Matusz spojrzała na mnie przepraszająco i podeszła do Norberta, zostawiając mnie na ścieżce.

– Jak już będziesz sławny, to taki kawałek plastiku może być dużo wart! – prychnęła w stronę chłopaka, oddając mu jego własność. – Sorry, wiem, że miałam oddać ci wcześniej. Tak na dobrą sprawę to powinnam sobie to zatrzymać w ramach rekompensaty za to, że zrobiłeś ze mnie plasterek na twoją krwawiącą od tygodni ranę.

– Sorry, ale nie mam ochoty... – rzucił obojętnie Barski, posyłając mi zbolałe spojrzenie.

– Spoko – Ewelina klepnęła Norberta w ramię i nie było w tym dotyku nic, co wykraczałoby poza koleżeńskie stosunki. – W sumie było mi to potrzebne, ziomuś. Trzymaj się i powodzenia w dotrwaniu do września. Teraz to na pewno nasz pitbull nie da ci żyć.

Nie odezwał się słowem, tylko spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami. Nienawidziłam momentów, kiedy mu współczułam. A teraz właśnie tak się czułam. Barski znowu wyglądał na niewinnego chłopca o anielskiej twarzy, któremu wszystko w życiu szło nie tak, jak powinno. W jego usposobieniu było coś, co usprawiedliwiało każdy jego występek. Jakby nieskazitelna, seraficzna powłoka miała zapewniać mu alibi w każdym momencie, kiedy dopuścił się czegoś niestosownego. W czarnej oversize'owej bluzie z kapturem i postrzępionych jeansach wyglądał jak normalny, sympatyczny chłopak, z którym każdy chciałby spędzać czas na plotkach i sączeniu piwka. Przez sekundę chciałam podejść w jego stronę i pocieszyć go, mówiąc, że wszystko będzie dobrze i że może przed jego wyjazdem zdążymy ze sobą jeszcze normalnie porozmawiać. Zaraz potem jednak poczułam, jak palą mnie policzki, bo w myślach właśnie wymierzyłam sobie siarczystego raza za to, że kolejny raz poddaję się swojej słabości do tego człowieka. Barski nie zasługiwał na żadne słowa pocieszenia z mojej strony. Zasługiwał na to, żeby wylecieć z campu jeszcze przed zakończeniem sezonu. A to, że odczuwałam wobec niego jakąś niezrozumiałą dla mnie empatię, zatruwało moje serce i głowę.

Rzucił w stronę Matusz krótkim „Na razie!" i ruszył w stronę budynku chłopaków, żegnając się ze mną smutnym spojrzeniem zbitego psa. Poczułam ukłucie w sercu i odwróciłam wzrok.

Kilka godzin później utalentowany kolega Barski złamał swój zakaz zbliżania się do mnie i tym samym dostarczył naszemu szefowi ostatecznego pretekstu do tego, żeby ten wyrzucił go z „Primavery".

🔹

Środy, tak samo jak poniedziałki i piątki, były dniami „basenowymi" dla naszej żeńskiej grupy. Ale ponieważ mocno rozbolała mnie głowa, zrezygnowałam z pływania i zaległam na kanapie z blistrem Ibuprofenu i kawą.

Dochodziła 16:30. Za pół godziny Jacek zaczynał zajęcia na pływalni z dziewczynami, a Denis miał wyciskać z chłopaków siódme poty na siłowni.

Mój smartfon zaczął wibrować. Wiadomość od Dagi odwróciła moją uwagę od kolejnej części „Harry'ego Pottera", którą wyświetlano właśnie na jakimś kanale.

D.O. 16:27 „Mam muffinki z czekoladą. Idź po kawę i przychodź, bo sama zeżrę ;D".

Uśmiechnęłam się pod nosem. Wycisnęłam z blistra pigułkę, popiłam łykiem kawy i zaczęłam szykować się do wyjścia.

„Pływajcie sobie, dziewczynki!" – pomyślałam, zadowolona. – „My tymczasem będziemy ładować w siebie tysiące kalorii - bez wyrzutów sumienia!".

🔹

Kiedy zobaczyłam swoją przyjaciółkę, jak - rozparta na balkonowej ławeczce - pod kocykiem i z rozwichrzonym włosem uśmiecha się do mnie głupawo, nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Teatralnie zaprosiła mnie na swój królewski podwieczorek. Na stoliku przed nią leżał nie tylko talerzyk z czterema muffinkami, oblanymi ciemną czekoladą, ale także gruba, warstwowa czekolada Milka z jakimś owocowym nadzieniem i truskawkowe mleko w małej, plastikowej buteleczce.

– Czy ty aby nie przesadzasz, hrabino Olszyńska? – zapytałam, opierając się o poręcz balustrady i odruchowo zerkając w bok na łączkę koło kortu.

Pod drzewem kilka metrów od nas siedział Norbert Barski. Pisał coś na swoim smartfonie. Ale kiedy tylko zauważył, że mu się przyglądam, zaczął się na mnie gapić.

– Na dobrą sprawę nie świętowałyśmy jeszcze Kinder-niespodzianki, więc shut up i bierz się za jedzenie. Jak Denis wróci, to możesz być pewna, że czekolada zniknie pierwsza! – Parsknęła śmiechem i zrobiła mi miejsce obok siebie na ławce.

Z lekkim niepokojem znowu zerknęłam w stronę chłopaka, siedzącego pod drzewem. A ten podniósł się z miejsca i ruszył w naszym kierunku.

– Nie wiedziałam, że „cukiereczek" tak lubi słodycze – zażartowałam, a Daga zaczęła się śmiać.

– Opowiadał ci o tych babciach? Powinnam być zazdrosna czy raczej dumna, że ma takie powodzenie?

Nie odpowiedziałam, bo najbardziej irytujący blondyn na naszym campie właśnie pojawił się pod balkonem Denisa i - jakby nigdy nic - nonszalancko przeskoczył przez poręcz, która z tej strony budynku znajdowała się nieco niżej. Zatkało mnie. Przez moment nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. „Czy on już całkiem postradał zmysły?!" – pomyślałam, coraz bardziej zdenerwowana jego obecnością.

– A ty co, Barski? – prychnęła Dagmara, kiedy instynktownie odsunęłam się na bezpieczną odległość, w głąb balkonu. – Nie powinieneś być teraz przypadkiem na siłowni?

Barski spojrzał na mnie dziwnie przytępionym wzrokiem i odburknął mojej przyjaciółce:

– Nie miałem ochoty.

– Co tu w takim razie robisz? – Zrzuciła z siebie koc i podniosła się do pionu, zastępując mu drogę i zasłaniając mnie własnymi plecami. – Samo to, że tu przylazłeś, spowoduje, że wylecisz. Mogę się założyć, że Makos cię wypieprzy, jak się dowie...

– Nie ma go tutaj. To raz. – Podniósł brwi i oparł się o poręcz, machając w stronę Dagi, by się odsunęła. – A dwa, z nią chcę porozmawiać, nie z tobą. Odsuń się.

– Nie będziesz z nią rozmawiał! – warknęła moja przyjaciółka. – Daj jej wreszcie spokój!

– Myślałaś, że stchórzę, co? – rzucił w moim kierunku, zupełnie nie zwracając uwagi na Dagmarę. – Że się go wystraszę i będę kłamał, że zależy mi na Matusz? Tak sobie pomyślałaś, prawda? Widziałem to!

– Barski, wkurwiasz mnie już! – wrzasnęła Daga i złapała Norberta za rękaw, z zamiarem wyproszenia go z balkonu. Ale Barski ani drgnął. Spojrzał na nią lekceważąco, jakby była brzdącem, pokazującym mu nową grzechotkę i totalnie ją zignorował.

– Daga, odsuń się. Poradzę sobie – powiedziałam, piorunując ją wzrokiem.

Za nic w świecie nie chciałam, żeby stała jej się krzywda, chociażby najmniejsza. Spojrzałam w błękitne ślepia, teraz mocno zachmurzone pod ściągniętymi brwiami.

– Czy ty właśnie się przyznałeś, że Ewelina nic dla ciebie nie znaczyła? – zapytałam, nie spuszczając oczu z ponurego oblicza jasnowłosego faceta, stojącego dwa metry dalej. – Z Pauliną było tak samo, prawda? I z Anką? Dlaczego to zrobiłeś? Czemu dawałeś im nadzieję, a potem sprawiałeś przykrość? Miały być jakimś lekarstwem na złamane serce? O to chodziło? Czy zwyczajnie tak bardzo jesteś wyrachowany, że traktowałeś je jak zabawki, żeby zrobić mi na złość? A może chciałeś zrobić na złość Jackowi? Tak czy tak twój plan nie wypalił. Szkoda tylko, że zostawiłeś po sobie tyle... brudu.

Serce waliło mi jak szalone, ale miałam serdecznie dość jego podchodów. W duchu cieszyłam się, że to koniec. Nie było szans, że tym razem ujdzie mu to na sucho. Oczy koloru egzotycznej laguny patrzyły na mnie z wyrzutem. Nie lubił słyszeć o sobie prawdy. W jego mniemaniu wszystkie jego niegodziwe zachowania służyły wyższemu celowi. Celowi, który od początku mu przyświecał. To usprawiedliwiało każde jego zachowanie.

– Miałem tylko jeden plan – odezwał się posępnie. – Miałem nadzieję, że przejrzysz na oczy i zostawisz tego wrednego sukinsyna.

Rozłożyłam ręce w bezsilnym geście.

– Przykro mi. Twój plan się nie powiódł – odparłam cicho.

– Jeszcze nie jest za późno – dodał, podchodząc krok bliżej. – Masz jeszcze miesiąc, żeby się zastanowić.

Mechanicznie cofnęłam się w tył.

– Nie. Nie muszę się nad niczym zastanawiać. Podjęłam decyzję i nic już tego nie zmieni. I proszę, żebyś wreszcie przyjął do wiadomości, że kocham Jacka i chcę z nim być.

– Popełniasz błąd, słońce – powiedział, zaciskając dłoń na poręczy. – Bardzo, bardzo duży błąd.

– Dzwonię po Makosa – Daga dopadła ławeczki i chwyciła w dłonie swojego smartfona. – Mam tego dość.

Machnęłam w jej stronę ręką i znowu cofnęłam się w tył, kiedy Barski ruszył z miejsca.

– Nigdzie nie dzwoń! – rzuciłam coraz bardziej zbulwersowana zachowaniem chłopaka. – Dam sobie radę sama!

Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie trochę zdezorientowana i ścisnęła telefon w dłoniach, gotowa na to, by w każdej chwili wybrać odpowiedni numer.

– Jestem dla ciebie zwykłym śmieciem, prawda? – Prychnął szyderczo i próbował się uśmiechnąć, ale zamiast udawanej wesołości, zobaczyłam w jego oczach łzy. – Nawet gdybym nigdy nie przekroczył tej cholernej granicy między nami, i tak miałabyś na mnie wywalone, co nie? Wyprał ci mózg do tego stopnia, że nikogo do siebie nie dopuszczasz. Nawet tych, którzy chcą twojego dobra.

– Dobra? – Uśmiechnęłam się szyderczo, co wyraźnie go oburzyło. – Chcesz, żebym skrzywdziła osobę, która mnie kocha. To jest dla ciebie dobro? Udajesz przyjaciela, żeby zatruwać mój umysł wątpliwościami. Rozwaliłeś związek Eweliny, tylko dla swojego kaprysu. Skrzywdziłeś Paulinę. Wrażliwą, cudowną istotę, która coś do ciebie poczuła, a którą potraktowałeś jak śmiecia. Mam wyliczać dalej?

– On cię nie kocha – powiedział, jakby tylko ta część mojej wypowiedzi miała dla niego jakiekolwiek znaczenie. – On chce cię mieć. To dwie różne sprawy.

Westchnęłam bezsilnie i chwyciłam się poręczy. Rozmowa z nim od początku nie miała żadnego sensu. Ale dopiero teraz zaczęłam się o tym przekonywać. Barski miał swoje racje, których nie można było obalić zdroworozsądkowymi argumentami.

– Powiedz mi szczerze. Bez ściemy. – Podniósł dumnie głowę i zacisnął mięśnie szczęki. – Naprawdę chcesz, żebym wrócił do Wrocławia? Ani przez sekundę nie będziesz miała wyrzutów sumienia, że kolejna osoba opuszcza to miejsce z TWOJEGO powodu?

Tego było już za wiele. Zacisnęłam dłonie w pięści i spojrzałam wściekła na Dagmarę, która odblokowała swojego smartfona i posłała mi przepraszającą minę.

– Nie! Zostaw ten telefon! To moja sprawa. Nie potrzebuję obrońcy – warknęłam, sama się sobie dziwiąc, skąd wzięła się u mnie nagle taka odwaga i pewność siebie.

W tej chwili miałam stuprocentową pewność, jak Barski zdołał zmanipulować tyle osób i przeważnie uchodziło mu to na sucho. Anielska uroda faceta, stojącego przede mną, to był najbardziej wyrafinowany kamuflaż, jaki występował w przyrodzie. Kiedy nieogolony typ w brudnych łachmanach zabiera ci torebkę, nie zastanawiasz się, dlaczego to zrobił. Ale jeśli udomowiony, łagodny kot zaczyna któregoś dnia wściekle kąsać twoją rękę, jesteś zszokowany. Norbert Barski był koleżeńskim, usłużnym i sprytnym manipulatorem, który zmieniał swoje zachowanie w zależności od tego, z kim rozmawiał i jaki był jego plan. W tej chwili doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to koniec. Wiedział, że Jacek nie da mu kolejnej szansy. A mimo wszystko ostatkiem sił próbował wpłynąć na moje uczucia, na nowo wpędzić mnie w wątpliwości i wzbudzić we mnie poczucie winy za to, jaki czeka go los. Wykorzystywał moje dobre serce, naiwność i słabość. Starał się mnie urabiać przy każdej okazji. A kiedy mu się nie udawało, zmieniał plan i próbował kolejny raz. Wszystko, co robił, robił po to, żeby rozbić mój związek z Jackiem. Próba pojednania się z nami na siłowni była żałosną formą manipulacji, która miała nas zmylić. Tak naprawdę nigdy nie dotarło do niego, że między mną a nim nigdy niczego nie będzie - nawet jeśli z jakiegoś powodu zdecydowałabym się rozstać z Jackiem. Ta zapadka w jego głowie nigdy nie została przełączona w tryb off. On do tej pory wierzył, że jego chytry plan może się udać. A jeśli nie, zostawi po sobie zgliszcza.

Zrobiło mi się przykro z powodu własnej lekkomyślności. Jacek do końca nie wierzył w to, że Barski się zmieni. I miał rację. A ja poniekąd przyczyniłam się do tego, że ten nieprzewidywalny typ nadal każdego ranka jadł z nami śniadanie na stołówce.

– Żałuję, że to zrobiłam – odezwałam się, próbując zachować spokój, choć serce niespokojnie tłukło się w mojej piersi. – Żałuję tego, że cię broniłam. Ty chcesz mnie zniszczyć. A ja przez cały czas ci w tym pomagałam.

– Nie gadaj bzdur, słońce – powiedział i wolnym krokiem ruszył w moim kierunku. Natychmiast zaczęłam się cofać, jednocześnie znowu dając znać Dagmarze, by po nikogo nie dzwoniła. – Nie mógłbym cię skrzywdzić!

– Krzywdzisz mnie każdego dnia, kopiąc pode mną te swoje dołki. Skrzywdziłeś Paulinę, Ewelinę, Ankę, Tomka. Kto wie, kogo jeszcze po drodze. Przez ciebie kłóciliśmy się z Jackiem. Przekraczałeś kolejne granice. Dotykałeś mnie wbrew mojej woli. Sugerowałeś, że miałabym ochotę na to, żeby się z tobą przespać.

– Nie mów tak! – syknął, wbijając we mnie ponury wzrok i cały czas posuwając się w moim kierunku.

– Te wszystkie twoje kłótnie z Hupką – wycedziłam przez zęby – były z mojego powodu, prawda? Powinniście byli wylecieć obaj. A tymczasem ty zostałeś i przez dłuższy czas zgrywałeś bohatera.

– Bo cię kocham! Robiłem to wszystko dla ciebie! Czego nie rozumiesz? – Jego wąskie usta zacisnęły się w kreskę, a dłonie znowu zaczęły mocno dygotać. – Ktoś musi przemówić ci do rozsądku! Podobno razem wyjeżdżacie? Nie uważasz, że to trochę podejrzane?

Podniosłam brwi. Sama już nie wiedziałam, czy dlatego, że ciągle zaskakiwała mnie szybkość, z jaką nowe informacje rozchodziły się po „Primaverze", czy dlatego, że w naszym wspólnym wyjeździe z Jackiem wietrzył w tej chwili jakiś spisek.

– Podejrzane? – Prychnęłam i wyciągnęłam rękę, kiedy znowu znalazł się zbyt blisko. – Nie zbliżaj się do mnie.

Barski mnie nie posłuchał i dalej szedł w moim kierunku. Daga nie wytrzymała i wyklikała na smartfonie numer, po czym zniknęła za balkonowymi drzwiami.

– Zabiera cię stąd. Zabiera cię ode mnie, żeby jeszcze bardziej cię urabiać! – powiedział, oddychając jakby ciężej i chwytając się za skroń. – Ten chuj...

Zatrzymał się nagle. Spuścił wzrok na podłogę i przez chwilę milczał. Poczułam, że nogi zaczynają mi się trząść.

– Norbert? – Moje paznokcie na balustradzie prawie wbiły się w drewnianą belkę.

– Pierrrrdolone... – wydusił z siebie, a ja znowu cofnęłam się o kilka kroków w tył.

Opuścił rękę. Nie. Właściwie to opadła ona bezwiednie wzdłuż ciała. Jego twarz była całkowicie nieruchoma. Dopiero po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie, powoli podnosząc głowę. Zamrugał i rozejrzał się po balkonie.

– Co ci jest? – zapytałam cicho, prawie szeptem, ze zgrozą obserwując jego dezorientację.

A wtedy on skupił wzrok na mojej twarzy. Jego oczy nie przypominały już błękitnej, spokojnej laguny. Były jak górski, rwący potok, który może na pierwszy rzut oka wydawać się piękny, ale jest tak zimny jak lodowce na północy Alaski. Wyprostował sylwetkę i uniósł dumnie głowę. Kąciki wąskich ust wykrzywiły się lekko, ale nie na tyle, by nazwać to uśmiechem. Postukał palcami o poręcz. Uniósł obie dłonie i przeczesał blond włosy palcami, wzdychając lekko, jakby właśnie obudził się z długiego snu. Odwróciłam się za siebie, oceniając odległość do miejsca, w którym loggia zakręcała w prawo.

– Moniczko – znowu ruszył w moim kierunku – gdzie twój wielki, wiecznie wkurwiony piesek? Zdajesz sobie sprawę z tego, że on nie może mi już nic zrobić, prawda? Może co najwyżej oklepać mi gębę, ale nie zmieni tego, kim jestem.

Poczułam łzy, wzbierające w kącikach oczu, ale chęć zakończenia tej rozmowy i ostateczne rozwiązanie problemu okazały się silniejsze niż poddanie się terrorowi.

– Nie może zmienić tego, co do ciebie czuję – kontynuował, z beztroską lekkością pokonując kolejne centymetry w moim kierunku. – Nie może wybić mi ciebie z głowy. Cokolwiek zrobi, nic tego nie zmieni. Bo ja nadal będę cię kochał tak samo mocno jak teraz. – Stuknął pięścią w drewnianą poręcz, a ja wzdrygnęłam się, wystraszona. – Zaraz mnie stąd wywali, ale to niczego nie zmieni.

– Ja to zmienię – powiedziałam cicho, pozwalając na to, żeby łzy wylały się strumieniem na moje policzki. Zamarł na moment i spojrzał na mnie, ściągając jasne brwi nad gniewnymi oczami. – To koniec, Norbert. Twój plan właśnie przestał istnieć. Nigdy w życiu nie mogłabym być z kimś takim jak ty.

Odepchnął się wściekle poręczy.

– Jesteś manipulatorem – dodałam. – Podstępnym gnojkiem, który wykorzystywał moje dobre serce i empatię.

– Nie masz pojęcia, kim jestem! – warknął. – I nie masz pojęcia, co czuję!

– Nigdy nie byłeś nawet moim przyjacielem! – powiedziałam, zatrzymując się.

W tej chwili było mi już chyba wszystko jedno, czy coś mi zrobi. Dopadł mnie przy poręczy i zablokował mi drogę ucieczki, chwytając się belki po obu stronach moich ramion. Z wielkim trudem spojrzałam prosto w jego piękne oczy, których spojrzenie w tej chwili wywoływało gęsią skórkę na całym moim ciele. Jego twarz była tak blisko, że spokojnie mogłam policzyć wszystkie piegi na jego nosie. Oddech mężczyzny gwałtownie przyśpieszył. To była rozpacz. Ostatnia próba wywarcia na mnie presji. Nie chciał słyszeć z moich ust tego, co właśnie słyszał. Zacisnęłam zęby.

– Nienawidzę cię – wyrzuciłam, nerwowo uczepiając się krawędzi swetra na piersiach.

Podniósł brwi. Zamrugał szybciej, jakby chciał się upewnić, że to, co słyszy, było realne.

– Nienawidzę cię za to, co robisz. I za to, co już zrobiłeś – dodałam, pociągając nosem.

Odsunął się ode mnie. Miałam wrażenie, że jego twarz zmieniła kolor na jaśniejszy, a wargi zadrżały lekko.

– Nie chcę cię więcej widzieć – powiedziałam, spuszczając wzrok. – Nigdy więcej.

Stał przede mną przez kilka sekund w całkowitym milczeniu. A potem odwrócił się i wolnym krokiem ruszył za winkiel w kierunku frontu budynku.


🔹🔹🔹

Witam Cię, drogi czytelniku!

Pamiętasz jeszcze scenę w pociągu, kiedy to nasza bohaterka przypadkiem wpada na niebieskookiego chłopaka o blond włosach? W kolejnym rozdziale dowiesz się czegoś, co sprawi, że inaczej spojrzysz na romantyczny obrazek z prologu mojej opowieści.

Dziękuję, że dotarłeś aż tutaj! Każdy rozdział tej historii powstaje dzięki ogromnej motywacji, jaką dają mi Twoje komentarze i oceny. Jestem niezmiernie wdzięczna za Twoją obecność i cieszę się, że nadal z uwagą śledzisz losy moich bohaterów.

Zachęcam do podzielenia się opinią i kliknięcia na ⭐️, jeśli spodobał ci się dany rozdział.

Przyjemnej lektury!

Pozdrawiam

Sarah Witkac

🔹🔹🔹

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro