20. Zakopać topór wojenny
Po powrocie do „Primavery" zmęczenie dało mi się ostro we znaki. Byłam niewyspana, zakatarzona, a moje gardło żyło własnym życiem. Trudno byłoby powiedzieć, że gonitwa po sklepach się opłaciła. Straciłam trochę kasy, byłam całkowicie wypompowana z sił i nie miałam ochoty na jedzenie mimo tego, że dochodziła dwudziesta. Ale kiedy tylko rozłożyłam na łóżku swoje zakupowe łupy, humor znowu trochę mi się poprawił.
– Pokażesz mi, co tam ciekawego upolowałaś? – Zaczął rozpinać swoją ciemną koszulę, czym skutecznie zwrócił na siebie moją uwagę.
– Naprawdę cię to interesuje? – zapytałam łagodnie, odgarniając z policzka pukiel włosów i wodząc wzrokiem po jego, jeszcze ubranym, ciele.
Moja poranna, niezaspokojona ochota na seks powoli znowu dawała o sobie znać. Mimo że najchętniej wskoczyłabym do łóżka i spała do rana dnia następnego.
– Oczywiście, że mnie interesuje. Interesuje mnie wszystko, co dotyczy ciebie. Poza tym, jeśli kupiłaś coś na sobotę, chciałbym wiedzieć, jaką koszulę i marynarkę mam założyć.
Skinął głową na moje sprawunki. Zagryzłam wargę i sięgnęłam do największej torebki, wyciągając z niej misternie zapakowaną kieckę, która wyglądała jeszcze bardziej oszałamiająco niż w sklepowej witrynie.
Na jego ogolonej, gładkiej twarzy pojawił się uśmieszek zadowolenia.
– Masz jak w banku, że będę cię pilnował na tej imprezie jak pitbull.
Parsknęłam śmiechem i popukałam się w czoło, chowając sukienkę z powrotem do torebki.
– Co jeszcze kupiłaś? – Chwycił kołnierzyk T-Shirta i ściągnął go przez głowę.
– Nic ciekawego – powiedziałam, zachwycając się naprężonymi mięśniami, które ukazały mi się w całej okazałości. – Bieliznę i perfumy.
– Bieliznę? – Uśmiechnął się cwaniacko. – No to na pewno musisz mi pokazać – powiedział, chwytając za pasek od spodni.
– Nie teraz, mój drogi. Nie teraz – odparłam i zaczęłam sprzątać pakunki z łóżka.
– Dobra, to teraz do rzeczy – powiedział poważnym tonem, ściągając z siebie spodnie. – Ile wydałaś na te przyjemności?
– Nieważne.
– Dawaj paragon! – Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń, ale odsunęłam mu torebki sprzed nosa.
– Zapomnij! – zachichotałam i podniosłam się z łóżka, zabierając sprawunki do pokoju gościnnego.
– Nie bądź dzieckiem – mruknął rozbawiony. – To moja impreza i moje koszty. W każdy inny dzień możesz szastać kasą na prawo i lewo, nie interesuje mnie to. Ile zapłaciłaś za tę sukienkę? Nie sądzę, żeby to była Zara albo inny H&M.
– Jeśli tak do tego podchodzisz, musiałbyś sfinansować zakupy całej naszej ekipie – odparłam twardo. – To impreza jak każda inna. Nie muszę na niej być. Ale że chcę to zrobić dla ciebie, sama zdecydowałam o tym, że chcę kupić sobie coś nowego.
Ruszył za mną do pokoju i złapał mnie w pół, kiedy odłożyłam zakupy na fotel. Odwrócił mnie do siebie, chwycił w talii i podniósł do góry. Zarzucił mnie sobie na ramię, jakbym była trekkingowym plecakiem i ruszył w stronę łazienki.
Zaczęłam chichotać i okładać go pięściami, co musiało wyglądać komicznie, zważywszy na moje gabaryty.
– Puść mnie! Co robisz?!
– Chciałaś wziąć prysznic. Będziesz miała prysznic! – Próbował wejść ze mną do łazienki, ale chwyciłam się drzwi.
Ze śmiechu moje siły słabły. A on dobrze się w tym momencie bawił.
– Jeśli mi nie powiesz, ile wydałaś, za dziesięć minut przelewam ci na konto dwa tysiące – powiedział, odczepiając moje palce z krawędzi drzwi. – Mówię poważnie, Skrawek. Wiesz, że to zrobię.
Wszedł ze mną do łazienki i podszedł do brodzika, odkręcając wodę i ustawiając odpowiednią temperaturę.
– Co ty robisz?! Muszę się rozebrać! – pisnęłam, zanosząc się od śmiechu.
– Dawaj kwotę albo lądujesz pod strumieniem! – warknął groźnie, ale widziałam, że ledwie powstrzymuje się od śmiechu.
Sam miał ciągle na sobie bokserki i skarpetki, ale jedną nogą stał już wewnątrz brodzika i w ogóle nie przejmował się tym, że strumienie ciepłego prysznica zaczynają moczyć jego bieliznę i pryskać na materiał mojej sukienki.
– Poddaję się! Przestań! – krzyknęłam, wierzgając nogami i próbując zsunąć się z jego ramion.
– No i?
– Siedemset pięćdziesiąt! – odburknęłam. – Tyle wydałam na wszystko!
– Grzeczna dziewczynka! – Uśmiechnął się łobuzersko i wszedł pod prysznic, stawiając mnie bezpośrednio pod największą strugą wody.
Krzyknęłam zdenerwowana i próbowałam odskoczyć w bok, unikając całkowitego przemoczenia, ale on w tej samej chwili zasunął drzwi kabiny i, pod ciepłym strumieniem wody, przywarł do moich warg.
Bawełniana sukienka przylgnęła do mojego ciała jak druga skóra. Zrobiło mi się ciepło. Bardzo ciepło. Może pod wpływem wody. A może pod wpływem podniecenia, jakie zaczęło obezwładniać całe moje ciało. Oparł mnie o ściankę, nie odrywając ani na moment od moich ust. Jego zachłanne pocałunki potęgowały rozpaczliwą chęć zrzucenia z siebie wszystkich mokrych ubrań. Zatraciłam się całkowicie w rozkosznej zabawie, w której brały udział nasze języki. Tak bardzo, że nie poczułam nawet, jak odpina mi guziki. Ocknęłam się, kiedy zsuwał ze mnie mokry, ciężki materiał.
Po kilkunastu sekundach byliśmy nadzy, spleceni w uścisku pod gorącymi strumieniami wody. Podniósł mnie do góry i oparł o ściankę. Jego zachłanne usta powędrowały na moją szyję, obojczyki, aż w końcu dotarł wargami do moich piersi. Odchyliłam głowę, kiedy zaczął pieścić moje brodawki. Mocno i intensywnie, pocierając szorstką powierzchnią języka moje najczulsze miejsca. Moje ciało przechodziły gwałtowne dreszcze. Ścisnęłam udami jego biodra, domagając się, żeby we mnie wszedł. Nie mogłam znieść dłużej ekscytującego dotyku twardego wzwodu tuż przy moim wejściu. Wsunął palce w moje włosy i znowu wślizgnął się we mnie językiem. Poczułam, jak zaczyna mnie powoli wypełniać i jęknęłam z rozkoszy, wbijając palce w jego ramiona. Jego oddech gwałtownie przyśpieszył. Silne, męskie biodra poruszały się w wolnym rytmie, doprowadzając mnie do ekstazy. Czekałam na to cały dzień. Moje ciało kapitulowało pod wpływem coraz bardziej intensywnych i mocnych ruchów. Drżałam w jego ramionach, czekając, aż mocne skurcze wypełnią moje wnętrze.
Dotarłam na skraj rozkoszy, kiedy jego twarda męskość kolejny raz wbiła się we mnie z impetem. Złapałam go za szyję i z ogromną satysfakcją, czując pulsowanie w dole brzucha, pozwoliłam mu na to, żeby osiągnął spełnienie.
Byłam tak bardzo zmęczona, że zasnęłam niemal od razu po naszej zabawie w strugach wody.
🔹
Przeziębienie twardo trzymało mnie przez cały weekend. W poniedziałek wieczorem nareszcie byłam w stanie normalnie oddychać przez nos, a we wtorkowy poranek zaczęłam tęsknić nawet za powrotem do joggingu i zajęć na basenie. Właściwie spędziłam ostatnie trzy dni głównie na wylegiwaniu się w łóżku, oglądaniu seriali na kanapie i pałaszowaniu posiłków przyniesionych ze stołówki. Zżerały mnie wyrzuty sumienia, że Jacek, oprócz standardowych obowiązków, ma na głowie jeszcze mnie i dogadza mi, jak tylko może. Z drugiej jednak strony czułam się tak bardzo przyjemnie rozpieszczana, jak nigdy dotąd. Mój szef nie tylko, jak zdarta płyta, przypominał mi o ultragorzkim syropie na gardło i przywiózł mi z Morskiej pudełko pachnących jagodzianek, ale - bez mojej zgody - zameldował mojej matce o tym, że jestem chora i ustalił z Anką Skrawek, że odtąd będzie jej meldował o wszystkim, jeśli moje telefony do rodziców nie będą tak częste, jak być powinny.
Wizyta na cmentarzu uświadomiła mi jedną ważną rzecz. Miałam ogromne szczęście, że moi rodzice żyli i mogłam w każdej chwili z nimi porozmawiać. Jacek tego szczęścia nie miał. Tego feralnego dnia nie zdawał sobie sprawy z tego, że ostatni raz spogląda na swoją mamę i tatę, ostatni raz w życiu słyszy ich głos i że pożegnanie z rodzicami będzie tym ostatecznym.
Kochałam moich rodziców nad życie. Oczywiście wielokrotnie doprowadzali mnie do białej gorączki swoją nadopiekuńczością, dobrymi radami, zupełnie nie przystającymi do obecnych czasów, i pomysłami, w których nie miałam zamiaru brać udziału. Ale byłam ich dzieckiem i zawsze mogłam na nich liczyć. Obiecałam mamie, że będę dzwonić częściej i że będzie wiedziała o wszystkim, co się dzieje na naszym campie. Nadal nie powiedziałam jej o planach przeprowadzkowych. Wiedziałam, że powinnam zrobić to jak najszybciej, ale bałam się, jak zareaguje na takie wieści. Byłam dorosła, ale wiedziałam, że wyfrunięcie z gniazda najmłodszej pociechy zrani moich staruszków dość mocno. Po raz pierwszy od czasu urodzin Artura zostaną w mieszkaniu tylko we dwójkę. I choć to naturalna kolej rzeczy i powinni byli być przygotowani od dawna na taką ewentualność, dobrze wiedziałam, jak wygląda to w praktyce. Dla rodzica takie rozstanie oznacza koniec ważnego etapu w życiu. Początek realnej starości, która oznacza tylko jedno - czekanie na śmierć.
Musiałam wziąć się w garść. Nauczyć się odpuszczać. Wyhodować w sobie trochę zdroworozsądkowego egoizmu, by ruszyć z miejsca. Wbić sobie do głowy, że nie uszczęśliwię wszystkich wokół siebie. Zwłaszcza wtedy, kiedy sama będę nieszczęśliwa. Postanowiłam więc, że powiadomię rodziców o przeprowadzce zaraz po sobotniej imprezie i postaram się ich zapewnić, że, mimo iż będę tak daleko od nich, nadal pozostaniemy w kontakcie i będziemy się odwiedzać tak często, jak to tylko możliwe.
Przed wtorkowym obiadem nareszcie wróciłam do żywych i wyszłam z mieszkania. Jacek z Denisem siedzieli od godziny na siłowni, a ja pomogłam mojej blondynce w uporządkowaniu sterty dokumentów, które zostały przez naszego blond-śmieszka wciśnięte w wąską szafkę regału obok telewizora. Denis miał bowiem ulubione miejsce, w które odkładał całą swoją pocztę. I dopiero kiedy sterta papierów groziła wysypaniem się za regał telewizyjny, z bólem wypisanym na twarzy, zabierał się za jego porządkowanie. Tym razem Dagmara postanowiła pomóc mu w ogarnianiu chaosu i razem odwaliłyśmy kawał dobrej roboty, odkładając stare paragony, kopie prywatnych umów i różnorodne ulotki i foldery na właściwe miejsce w jego biurku.
Około trzynastej postanowiłyśmy sprawdzić, co porabiają nasi mężczyźni i ruszyłyśmy w kierunku „dwójki". Gdzieś w dali, za kortem tenisowym, mignęła mi sylwetka ponurego, odzianego w ciemną koszulkę z długimi rękawami, blondyna. Ale to nie popsuło mi humoru. Od momentu przykrego zdarzenia w kuchni dla personelu i interwencji Jacka, Barski schodził mi z drogi. Poza tym przez mój stan zdrowia praktycznie nie widywałam się z nikim od piątku.
Siłownia w „dwójce" nie była duża, ale wyglądała na świetnie wyposażoną. Nie miałam bladego pojęcia, do czego służy większość urządzeń treningowych, ale wiedziałam, że przynajmniej połowa chłopaków z grupki „S" zagląda tu codziennie i ćwiczy pod okiem Denisa lub Jacka.
– Co tam, dziewczynki? – Denis wychylił się zza wielkiego urządzenia, które przypominało budkę telefoniczną bez szyb. – Wszystko w porządku?
– Tak, kochanie – odpowiedziała Dagmara i uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Zrobiłyśmy porządek w twoich papierzyskach. Znalazłam paragon z koszuli, którego wczoraj szukałeś. Gdzie Jacuś?
– Serio? To super! Dziękuję ci, kwiatuszku ty mój! – Blondyn złapał moją przyjaciółkę za rękę i przyciągnął ją do siebie, całując w usta. – Jacek jest z tyłu. Zaraz przyjdzie.
Podeszłam bliżej urządzenia i zaczęłam przypatrywać się z ciekawością temu, jak Denis naprawia jeden z wielu metalowych słupów, na których stało fitnessowe monstrum. Wyglądało to tak, jakby poluzowała się jedna z ekstremalnie grubych śrub, która umożliwiała przymocowanie do słupów poprzecznej metalowej sztangi.
– Na pewno wiesz, co robisz, Denisku? – parsknęła śmiechem Dagmara. – Umiesz naprawiać takie dziwadła?
– Tak, rusałko! – Wyszczerzył się w hollywoodzkim uśmiechu. – W „Sigmie" mamy takie cztery. Poza tym nic się nie zepsuło, tylko parę rzeczy trzeba wyregulować.
– Co to jest w ogóle? – zapytałam, zadzierając głowę w górę i oglądając przymocowane do urządzenia uchwyty na ręce. – Skąd taki żółtodziób jak ja ma wiedzieć, co ma z tym robić, jak tu przychodzi?
– Po to jest trener personalny, panno Skrawek – odezwał się nagle mój szef, wychodząc z pomieszczenia obok i wręczając Denisowi dziwnie wyglądający śrubokręt.
Uśmiechnęłam się i poddałam, kiedy przyciągnął mnie do piersi i cmoknął w czoło.
– To nie jest żadne dziwadło, tylko brama do ćwiczeń siłowych, koteczki – dodał Denis, mocując się ze śrubą.
– Dziewczyny też na tym ćwiczą? – zapytała Dagmara.
– No jasne, a czemu nie? – odpowiedział jej Jacek.
– Czyli mamy rozumieć, że obmacujecie tu jakieś obce kobiety pod pretekstem pomocy przy ćwiczeniach, tak? Na tym ta praca polega? – Moja przyjaciółka zaczęła się śmiać.
– Tak, blondyna. – Mój szef pokręcił głową z dezaprobatą, wycierając twarz dłonią. – Nie ma nic bardziej podniecającego niż obce, stękające przy najmniejszym wysiłku baby, którym trzeba wszystko tłumaczyć dziesięć razy.
– Nie uwierzę, że tylko takie do was przychodzą – dodałam uszczypliwie.
– To tak jak z pracą lekarza – odparł Jacek. – Traktujesz takie kobiety jak klientki, a nie kandydatki do rżnięcia. – Obszedł urządzenie i zaczął sprawdzać jakieś mocowania z tyłu bramy. – Sprawdziłeś z tyłu? – zwrócił się do Denisa.
– Taaa – odpowiedział blondyn. – Wygląda na to, że reszta jest w porządku.
– Jak będziemy mieszkać w Gdańsku, to zrobimy im niezapowiedzianą wizytację – rzuciła Dagmara z cwaniackim uśmieszkiem.
Przytaknęłam, a Jacek spojrzał na mnie pobłażliwie.
– Jestem za! – odpowiedział Denis. – Zwłaszcza po godzinach. Pokażę ci inne zastosowanie ławeczki. – Posłał blondynce łobuzerskie spojrzenie.
– Bruska się za dużo pornoli z siłowni naoglądał – powiedział Jacek. – Tak że, blondi, przygotuj się psychicznie do tej wizytacji.
– Już jestem przygotowana! – rzuciła prowokacyjnie. – I psychicznie, i fizycznie!
Zaczęliśmy się śmiać.
– Dobra, zostaw to. Później jeszcze raz to sprawdzę – powiedział Jacek, obserwując naszą zakochaną parkę z zadowoleniem.
– To dobrze. Bo już nie wiem, co i po co tu dokręcam – odparł Denis i wyszedł z „klatki". – Którą macie godzinę?
Spojrzałam na telefon.
– Wpół do drugiej – odpowiedziałam.
– To co? Idziemy na obiad, a potem załatwimy tę hurtownię, ok? – zapytał Jacek i, podchodząc, objął mnie w talii.
– Ty masz dzisiaj basen z chłopakami, tak? – zapytał blondyn.
Jacek kiwnął głową i wyjął swojego smartfona, wybierając jakiś numer.
– Czekaj, zapytam tej babki, czy może mi załatwić z dostawą. – Przyłożył telefon do ucha i dodał: – Nie musielibyśmy po to walić do miasta.
– No, byłoby super. – Denis westchnął głośno i pozbierał z podłogi narzędzia, ruszając na zaplecze.
Dagmara powiedziała Denisowi o ciąży już w sobotę wieczorem, kiedy wróciliśmy z zakupów. Jego reakcja była dokładnie taka, jak się spodziewałam. Na samym początku nie mógł uwierzyć w to, co słyszy i był przekonany, że jego dziewczyna go wkręca. Dopiero kiedy Dagmara pokazała mu pozytywny test ciążowy, blondyn zrozumiał, co jest grane i nie wątpił już dłużej w to, że jego ukochana będzie miała z nim dziecko. Był przerażony, szczęśliwy i dumny jednocześnie.
Patrzyliśmy na ich reakcję i byliśmy szczęśliwi, że spotkało ich takie błogosławieństwo. Okazało się, że wizytę u lekarza udało się zaplanować dopiero na 22 sierpnia. Nie mogliśmy się doczekać, aż potwierdzimy ostatecznie to, czego cała nasza czwórka dowiedziała się przed kilkoma dniami.
Zakochana para udała się na obiad, zostawiając nam wątpliwie zaszczytny obowiązek posprzątania i zamknięcia sali siłowni. Ale kiedy już mieliśmy opuścić pomieszczenie i ruszyć do stołówki, na siłowni pojawił się Norbert Barski.
Wzdrygnęłam się i z niepokojem spojrzałam na Jacka. Odłożył na miejsce lżejsze hantle, które tego dnia zostawili po sobie Tomek i Olek. Wyprostował się, wycierając ręce w jasny ręcznik i spojrzał na Barskiego, groźnie marszcząc swoje ciemne brwi.
– Zgubiłeś się? – mruknął, podchodząc bliżej i odrzucając na bok frotową szmatkę.
Norbert był tego dnia przeraźliwie blady, a jego zazwyczaj podkrążone oczy, wyglądały w tej chwili na jeszcze bardziej zmęczone. Ciemna koszulka z długimi rękawami chyba dawno nie widziała żelazka, a jasne włosy były w totalnym nieładzie. Spojrzał na mnie tak żałosnym wzrokiem, że, mimo tego, na co sobie niedawno pozwolił, zrobiło mi się go żal. Przypomniałam sobie o tym, jak Jacek poszarpał go tego dnia, kiedy wszystko się wydało. Skrzywiłam się boleśnie i spuściłam wzrok, żeby nie czuć idiotycznych wyrzutów sumienia, które w tym momencie zaczęły panoszyć się w mojej głowie.
– A może potrzebujesz powtórki z ostatniego razu? – Mój szef ruszył w stronę Barskiego, ale złapałam go za ramię.
Norbert cofnął się w tył i uniósł ręce w obronnym geście.
– Chcę pogadać! – rzucił asekuracyjnie. – Tylko pogadać! Nic więcej!
Jacek zatrzymał się w połowie drogi. Oparł się o kierownicę steppera i uśmiechnął się szelmowsko.
– Pogadać? – prychnął szyderczo. – A o czym my możemy jeszcze ze sobą rozmawiać?
Barski westchnął ciężko i machnął rękoma w bezsilnym geście.
– Chciałem was przeprosić – powiedział nieco ciszej.
Podniosłam brwi nieco zaskoczona i spojrzałam na Jacka. Ale on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tylko groźnie mierzył wzrokiem szczupłego blondyna, stojącego w drzwiach siłowni.
– To jakiś żart? – Jacek uśmiechnął się złośliwie.
– Nie – odparł Norbert. – Nie żartuję.
– Dlaczego miałbym słuchać tych farmazonów? – burknął mój szef. – Już dawno powinienem cię stąd wypierdolić. To, że tu jeszcze jesteś, zawdzięczasz jej, nie mnie.
– Wiem! Tak, wiem – wtrącił Barski i spuścił wzrok. – To, co zrobiłem, było niedopuszczalne. I dlatego...
Spojrzał na mnie wzrokiem kota, proszącego o miskę mleka.
– Przepraszam cię, słońce – powiedział i cofnął się znowu o krok, kiedy Jacek ruszył w jego kierunku.
Stanęłam pomiędzy nimi. Nie mogłam dopuścić do tego, żeby powtórzyła się sytuacja z piątku.
– Słońce to ty ujrzysz z bliska, jak się nie ogarniesz! – warknął Jacek i włożył ręce do kieszeni, opierając się o ścianę tuż przy wejściu. – Mów, co chcesz powiedzieć i spierdalaj, bo nie mam czasu na twoje miauczenie!
Wydałam z siebie westchnienie ulgi i odsunęłam się na bezpieczną odległość.
– Przepraszam was za to, co zrobiłem – powiedział Barski, wbijając wzrok w podłogę. – Przyznaję, miałem wątpliwości, czy do siebie pasujecie i czy ona postępuje słusznie...
– To ci nie daje żadnego prawa, żeby mieszać się w ten związek – powiedział Jacek, zaciskając mięśnie.
– Wiem – odparł blondyn, podnosząc głowę i posyłając mi potulne spojrzenie. – Zrozumiałem, że nie mam u ciebie żadnych szans. On cię naprawdę kocha. W swój zaborczy i despotyczny sposób, ale jednak...
– I ja też go kocham – dodałam, żeby zapobiec interwencji Jacka, który ewidentnie zaczynał tracić cierpliwość. – To się nigdy nie zmieni i chciałabym, żebyś to zaakceptował.
Barski zmarszczył brwi i spojrzał na Jacka, tym razem przybierając pozę niesłusznie ukaranego.
– Nie chcę stąd wyjeżdżać – powiedział nieco rozedrganym głosem. – Nie będę wam sprawiał już żadnych problemów. Jeśli chcesz, możesz mnie ukarać. Dać mi coś do roboty. Pomogę wam przy tej imprezie. Zrobię, cokolwiek chcesz. Chcę tylko, żebyśmy zakopali topór wojenny. To jest męczące. Tak się nie da dalej funkcjonować...
Przełknęłam ślinę i skrzyżowałam dłonie na piersiach. To brzmiało rozsądnie. Chciałam, żeby wszystko było po staremu. Nawet jeśli nie pałałam już do Norberta sympatią.
Jacek spojrzał na mnie przez moment badawczym wzrokiem. Podszedł bliżej i demonstracyjnie objął mnie w talii.
– Dotarło do mnie, że ona jest twoja i nigdy nie będzie chciała spojrzeć na kogoś takiego jak ja – dodał Barski, nerwowo przeczesując włosy. – Nie chciałem jej skrzywdzić. Myślałem, że... Wiem, że na pewno czuje teraz do mnie odrazę... – Niebieskie oczy patrzyły na mnie tak intensywnie, że spuściłam wzrok. – Chcę, żeby wszystko wróciło do normy. Nie chcę mieć tutaj wrogów. To wszystko nie tak powinno wyglądać...
– To, że to tak wygląda, to tylko i wyłącznie twoja wina – powiedział Jacek i westchnął niecierpliwie. – Nigdy nie wykorzystywałem swojej władzy do tego, żeby cię dojechać. Ale jeśli znowu przekroczysz granicę, to mogę cię zapewnić, że twoje życie tutaj zamieni się w piekło.
Barski spojrzał na Jacka z pochmurną miną. A potem znowu spuścił wzrok i schował ręce do kieszeni spodni.
– Nie będziecie mieć więcej ze mną żadnych problemów – powtórzył i, jakby nigdy nic, wyszedł z siłowni.
Poczułam na swoich plecach delikatny dotyk wielkiej dłoni. Odwrócił mnie do siebie i oparł głowę o moje czoło. Zamknęłam oczy i poczułam ulgę z powodu tego, co się stało. „Czyżby to był koniec tej głupiej wojny?" – pomyślałam i objęłam go w pasie.
– Uważaj na niego – powiedział, podnosząc moją brodę.
– Nie wierzysz mu? – zapytałam z niepokojem.
– Nie. I ty też nie powinnaś.
🔹
Czwartego sierpnia w piątek „Primavera" zamieniła się w pobojowisko. Dzień przed półmetkową imprezą należało nie tylko skosić ogromny trawiasty obszar wokół obu budynków, ale także całkowicie przearanżować wnętrzne sali nr 1, znajdującej się na parterze. I o ile pomieszczeniem tym zajęli się Jacek i Denis, a koszeniem trawki nasi panowie z „dwójki", o tyle pani Ula dostawała w kuchni palpitacji serca, widząc kilkanaście pudeł, które dostarczono jej tego dnia z hurtowni.
Nasz ośrodek był przygotowany na małe przyjęcia do trzydziestu osób. Ale pojawienie się dodatkowej dziesiątki dorosłych (licząc na wyrost), która w dodatku musiała zostać zakwaterowana na jedną noc w pokojach na piętrze, sprawiało trochę więcej kłopotu. Jacek i Denis absolutnie nie wydawali się przejęci całym zamieszaniem. Wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że dobrze się bawią, ogarniając chaos na naszym campie. Już po śniadaniu zniknęli nam z oczu i praktycznie nie widzieliśmy się aż do późnego popołudnia.
Ula poinstruowała nasze dziewczyny, gdzie możemy odłożyć rozpakowane wcześniej napoje, puszki, butelki z piwem, winem, wódką i szampanem. Pozostałe pudła zawierały standardowe kuchenne uzupełniacze, takie jak hurtowe ilości kawy do ekspresów, komplety wkładów do ekspresów kapsułkowych w pokojach gości, tony ręczników papierowych, serwetek, płynów do naczyń, mleczek do czyszczenia... na owocach, słodyczach i uzupełnieniu lodówek skończywszy. Na pracy w kuchni i stołówce zastał nas wieczór. Większość rezydentów nie miała ochoty na kolację lub pomagała jeszcze Adamowi na ogrodzie i boisku. Jedna tylko Paulina wpadła przed dwudziestą do jadalni i poprosiła Ulę o kubek herbaty.
Jak tylko na nią spojrzałam, wiedziałam, że coś jest nie tak. Była smutna. I trochę jakby zrezygnowana. Uśmiechnęła się w stronę dziewczyn od niechcenia i zajęła najdalszy stolik, przy którym zwykle jadał jej chłopak.
– Paula? – zapytałam, podchodząc niepewnie do dziewczyny, która patrzyła w dal przez szybę stołówki. – Wszystko w porządku?
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem i wskazała mi miejsce po drugiej stronie stolika. Usiadłam na przeciwko i czekałam, aż zdecyduje się wydusić z siebie, co ją dręczy. W jej oczach zalśniły łzy. Walczyła z tym, żeby nie rozpłakać się przy dziewczynach. Odwróciła na moment wzrok i dyskretnie wytarła oczy.
– To koniec – powiedziała prawie szeptem. – To nie ma sensu, Monika. Od początku nie miało żadnego sensu.
Westchnęłam i nachyliłam się nad stolikiem w jej kierunku.
– Chodzi o Norberta, tak?
Potrząsnęła nerwowo głową. Jej dziewczęca grzywka zabawnie odskoczyła na boki. Posłała mi lekki uśmiech. Ale widziałam, że nadal walczy ze łzami.
– Myślałam, że choć trochę mu na mnie zależy – odparła. – Myślałam, że jakimś cudem zapomni o tobie...
– Co się stało? – zapytałam niepewnie.
– On cię kocha – szepnęła, krzywiąc się boleśnie. – Nawet, kiedy jesteśmy razem... nawet wtedy... Powiedział mi dzisiaj, że...
Nie wytrzymała. Drobne łzy wylały się na jej policzki. Podparła się na łokciach i zasłoniła twarz. Podniosłam się z krzesła i usiadłam obok niej. Tak bardzo chciałam ją pocieszyć, ale bałam się nawet dotknąć jej ręki. W jej oczach mogłam być jej rywalką, a nie kimś, kto chce jej pomóc.
– Co ci powiedział? – zapytałam.
Wytarła oczy i znowu spojrzała przez szybę na zielone boisko za dziedzińcem.
– Powiedział, że nie może mnie dłużej okłamywać. Że za każdym razem, kiedy mnie dotyka, widzi ciebie i... że to się nigdy nie zmieni. I że nie chce, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. Powiedział, że jego życie nie ma sensu, że chce spokoju...
– Spokoju?! – Moje gardło zacisnęło się z nerwów.
– Powiedział mi, że po wakacjach ze sobą skończy. – Znowu zalała się łzami.
Złapałam ją za rękę.
– Zagroził mi, że jeśli komuś powiem o tym, co zamierza, wyjedzie stąd. Powiedział, że ta jego była dziewczyna, Roksana... zostawiła go, chociaż bardzo mu na niej zależało. Został sam. Już wtedy myślał o tym, żeby popełnić samobójstwo...
Moje serce podskoczyło do gardła. Rozejrzałam się po stołówce. Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.
– ... ale potem pojawiłaś się ty – kontynuowała blondynka. – I miał nadzieję... sama wiesz.
– Komu o tym mówiłaś? – zapytałam zaniepokojona.
– Nikomu. Jesteś pierwsza. Nie byłam w stanie trzymać tego w tajemnicy. Nie wiem, co robić. Powiesz o tym Jackowi?
Zmarszczyłam brwi. Sama nie wiedziałam, jak mam się zachować w takiej sytuacji.
– Nie wiem, Paula – odparłam, puszczając jej dłoń. – Naprawdę nie wiem. To zaczyna mnie przerastać. Chciałam, żeby zrozumiał. Żeby dotarło do niego, że nigdy nie zostawię Jacka. We wtorek był z nami na siłowni. Przepraszał nas, obiecywał, że odtąd nie będziemy mieli z nim żadnego problemu.
– To nie twoja wina – powiedziała, łapiąc mnie za rękę i patrząc mi prosto w oczy. – Wiedziałam, na co się piszę. To ja powinnam była przewidzieć, że to nie miało prawa się udać. Nie prowokowałaś go, unikałaś. Jacek prawie rozkwasił mu nos, a on... Beznadziejny przypadek! Tak naprawdę nigdy nawet ze sobą poważnie nie rozmawialiśmy. Dopiero dzisiaj po obiedzie. Powiedział, że wyśle ci ostatnią wiadomość, ale okazało się, że go zablokowałaś.
Podniosłam brwi i spojrzałam na nią zaskoczona.
– Powiedział ci to wszystko zaraz po tym, jak dowiedział się, że go zablokowałam?
– Tak. – Paula westchnęłam głośno i oparła się na krześle. – Na początku był zły. Właściwie to wściekły. Próbowałam mu tłumaczyć, że to jedyna opcja. Że to się musi skończyć. Że nie może do ciebie pisać.
– Wiedział, że prędzej czy później o tym ze mną porozmawiasz – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej. – Bałabyś się pójść z tym do Jacka. Byłam jedyną osobą, której mogłaś powiedzieć.
– Co? – zapytała, podnosząc brwi.
Spojrzałam pewnie w smutne, błękitne oczy ślicznej blondyneczki i uśmiechnęłam się.
– Nie martw się, Paulina – powiedziałam, klepiąc ją po ramieniu. – Nic mu nie będzie.
– Jak to? Przecież powiedział...
– Powiem o wszystkim Jackowi – odparłam spokojnym głosem. – I możesz być pewna, że Barski sam stąd nie wyjedzie.
🔹
O wpół do jedenastej gwar na naszym campie nareszcie ucichł. Wszędzie pachniało świeżo skoszoną trawą. Solarne lampki przed budynkiem rozświetlały idealnie zamieciony dziedziniec i bujną roślinność na klombach, która po obfitym prysznicu z węża ogrodowego podniosła się dumnie do góry.
Wieczory w „Primaverze" były magiczne. Zapach rozgrzanych przez słońce drewnianych belek, które oddawały ciepło pod wpływem zmian temperatury. Koncerty małych ptaszków, baraszkujących w niskich drzewach za budynkiem i rozkrzyczane jaskółki, które z wdziękiem nurzały się w gęstych zaroślach pobliskiego lasu. Wraz z nastaniem mroku, do życia budziły się świerszcze. Przyzwyczaiłam się już do ich hałasu. Były integralną częścią tego miejsca. Tak jak płochliwe sarny, krety, z którymi próbował bezskutecznie walczyć Adam i mewy, uwielbiające zapuszczać się nad naszą małą osadę.
Z mokrymi włosami, boso i w przewiewnej satynowej piżamce stałam na balkonie i jak zahipnotyzowana słuchałam wieczornego koncertu małych stworzeń. Prócz fascynujących odgłosów natury wokół mnie panowała cisza. Boisko i dziedziniec były puste. Wyglądało na to, że wszyscy wrócili do siebie. Drzwi na balkon uchyliły się z łoskotem. A chwilę później poczułam na swojej talii jego silne dłonie, które objęły mnie i przytuliły do nagiej, ciepłej klatki piersiowej. Pocałował mnie w szyję. Wzdrygnęłam się od kropel, strząśniętych z jego mokrych włosów, a on uśmiechnął się szelmowsko.
– Lepiej, żeby twój kolega Barski nie widział cię w tej piżamce – parsknął pod nosem.
– I kto to mówi? – Zmarszczyłam brwi. – Jesteś w samym ręczniku.
– Ale to nie ja mam psychofana, który skoczyłby w ogień, gdybyś mu kazała – odparł szyderczo i oparł się razem ze mną o poręcz balustrady.
Westchnęłam ciężko, wpatrując się w ciemniejącą ścianę lasu za boiskiem. Chwycił moje dłonie i zaczął delikatnie przesuwać palcami po mojej skórze. Zbliżył usta do mojej skroni i odezwał się tym swoim niskim, powodującym drżenie w moim podbrzuszu, głosem:
– Martwisz się dniem jutrzejszym, prawda?
Wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że się martwiłam. Nikt nie zrozumie introwertyka, który ma zaliczyć integrację w większej grupie obcych sobie osób. Przy czym przez „większą grupę osób" rozumie się wszystko powyżej ludzkiej jednostki. Byłam świetnie do tego spotkania przygotowana. Miałam solidne oparcie w postaci mojego szefa, Denisa, Dagmary i Marty. A mimo to czułam się niepewnie. Wiedziałam, że od tego spotkania wiele zależy. Dobre wrażenie można zrobić tylko raz. I jutro miał być ten dzień. Dzień, w którym okaże się, czy pasuję do towarzystwa, w którym obracał się mój facet.
– To nie ty powinnaś martwić się tym, czy moi przyjaciele cię zaakceptują czy nie, rozumiesz? – powiedział, zaciągając się zapachem moich mokrych włosów. – To im powinno zależeć na tym, żebyś ich polubiła.
– Wydają się być zupełnie inni niż ja – odparłam smutnym głosem.
– Dlatego tak bardzo cię kocham, aniołku – powiedział cicho i odwrócił mnie w swoją stronę, odsuwając do tyłu mokre kosmyki z moich obojczyków. – To ty jesteś wyznacznikiem tego, jak powinien wyglądać ten świat, nie oni. Ty jesteś oazą spokoju, dobra, wrażliwości, empatii. Masz wszystkie te cechy, które u nich albo dawno się już wypaliły albo nigdy ich nie posiadali.
– Nawet jeśli – skrzywiłam się – to nie mam szans w starciu z bogatymi panienkami, traktującymi z góry takie osoby jak ja.
– Takie jak ty? – prychnął z dezaprobatą i zmarszczył brwi. – Czy ty aby nie przesadzasz?
– Słyszałam o Natalii. To już mi wystarczy, żeby przygotować się na ciężką przeprawę.
– Natalia to przypadek szczególny. – Podniósł moją brodę do góry i zmusił mnie, żebym spojrzała w jego ciemnoszare oczy. – Nadaje się na kozetkę do psychoterapeuty, a nie do towarzystwa normalnych ludzi. Toleruję ją tylko dlatego, że jest żoną Roberta. A to prędzej czy później na pewno się zmieni.
– Jak to? – zapytałam zdziwiona.
– Rozwodzą się średnio co pół roku. Niestety jak do tej pory, nie udało im się doprowadzić sprawy do końca. Pewnie chodzi o ich synka, Oskara. Ma dopiero cztery lata i rozwód to nie jest coś, co chciałabyś zafundować tak małemu dziecku. Ale nie jest tajemnicą, że obydwoje nie są sobie wierni.
Wydęłam usta i oparłam czoło o jego tors.
– Chciałabym, żeby już było po wszystkim – szepnęłam, wypuszczając powietrze w jego ciepłą skórę.
– Będzie. I zobaczysz, że oni nie są tacy straszni, jak ci się wydaje. – Uśmiechnął się pod nosem i przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie.
Staliśmy tak przez kilka minut w kompletnym milczeniu. Ja z głową na jego ciepłej piersi i on, gładzący moje plecy i upajający się zapachem moich włosów. Miał rację. Moje obawy były absurdalne. Tak długo, jak był przy mnie, nikt nie miałby odwagi, by mnie skrzywdzić. Kiedyś buntowałam się przeciw temu, by mnie chronił. Dziś nie miałam nic przeciwko. W jego naturze leżała troska i chęć chronienia osób i rzeczy, na których najbardziej mu zależało. W mojej natomiast - dążenie do stabilizacji i bezpieczeństwa. Pod tym względem pasowaliśmy do siebie doskonale. To był idealny punkt zaczepienia wobec całej masy cech, które nas od siebie różniły.
Jego skóra pachniała męskim żelem Bossa. Przesunęłam palcami po obojczyku i położyłam dłoń na jego piersi, delikatnie muskając opuszkami brodawkę. Z satysfakcją obserwowałam, jak jego ciało błyskawicznie reaguje na mój dotyk i pokrywa się gęsią skórką. Dłoń na moich plecach powoli wsunęła się pod koszulkę. Odsunęłam się, spłoszona i rozejrzałam po balkonie, upewniając się, że na pewno jesteśmy sami.
Uśmiechnął się psotnie. Jego grafitowe oczy zapłonęły w świetle solarnych lampek. Objął mnie w pół i pociągnął do drzwi. Zachichotałam, widząc, jak błyskawicznie nabiera ochoty na igraszki. Wciągnął mnie do pokoju mimo moich nieśmiałych protestów. Poczułam obezwładniające podniecenie. Ale nie mogłam przestać się śmiać, kiedy zamknął drzwi i żaluzje i rzucił się na mnie, niedelikatnie próbując pozbawić mnie piżamki.
– Ten komplet sporo mnie kosztował! – rzuciłam w pośpiechu, udając oburzenie, kiedy zrzucił ze mnie koszulkę i dobrał się do moich spodenek.
– Kupię ci nowy – warknął, zsuwając ostatnią część ubrania z moich ud i łapiąc mnie za pośladki.
Chwyciłam za krawędź ręcznika na jego biodrach, kiedy przylgnął do moich ust. Dotknęłam gorącej skóry tuż nad krawędzią. Mięśnie brzucha napięły się gwałtownie. Wziął głęboki oddech, odrywając się ode mnie. Był tak podniecony, że frotowy materiał nie był w stanie zamaskować twardego wzwodu. Poczułam wilgoć między udami. I ochotę na to, by zrobić coś, czego jeszcze ode mnie nie dostał.
Naga cofnęłam się w stronę łóżka i usiadłam na materacu. Spojrzałam na niego niepewnie. Miałam ogromną ochotę na to, by trochę go zaskoczyć. Zapragnęłam na chwilę opuścić tę swoją bezpieczną skorupkę grzecznej dziewczynki i dać mu to, czego na pewno nie szczędziły mu jego poprzednie partnerki. W jego oczach byłam kochanką idealną. Teraz musiałam jeszcze sama w to uwierzyć.
Podszedł do mnie wolnym krokiem, nie będąc do końca pewny, czy dobrze zrozumiał moje intencje. Chwyciłam za materiał ręcznika i przyciągnęłam go bliżej siebie. Otworzył usta i wziął głęboki oddech, kiedy moje palce zaczęły powoli rozplątywać supełek pod jego pępkiem. Ręcznik zsunął się z jego bioder na podłogę, a ja poczułam ogień, rozpalający moje wnętrze na widok jego wielkiej, stojącej na baczność męskości.
Delikatnie ujęłam w dłoń penisa. Nerwowo spiął mięśnie brzucha i położył rękę na mojej głowie. Patrzył na mnie intensywnie. Jego źrenice rozszerzyły się maksymalnie. Przez lekko rozchylone usta oddychał coraz bardziej zniecierpliwiony.
Oblizałam wargi i zbliżyłam usta do twardej, błyszczącej główki. Dotknęłam go językiem, a on zasyczał z przyjemności. Delikatnie przesuwałam koniuszkiem języka wokół grubej końcówki. Zacisnął zęby i wstrzymał oddech, jakby przygotowywał się na to, co miało stać się za chwilę. Bardzo powoli objęłam ustami jego czubek. Mój mężczyzna mruknął z rozkoszy. Poczułam prąd, przechodzący przez jego ciało. Zaczęłam go pieścić. Najpierw tylko naprężoną do granic końcówkę penisa. Wsunął palce w moje włosy i zacisnął w nich dłoń, kiedy wsuwałam go głębiej. Po kilku sekundach odsunął się ode mnie i pociągnął mnie za sobą na łóżko, kładąc się na plecach. Zrozumiałam, że w takiej pozycji, na stojąco, nie będzie mógł w pełni oddać się przyjemności, którą chciałam mu sprawić.
Założył dłonie za głowę i obserwował z uwagą, jak pochylam się nad jego kroczem. Moje długie włosy rozsypały się po jego brzuchu. Zaplótł je w dłoni, żeby odsłonić sobie ten cholernie podniecający go widok. Był jednocześnie skupiony i rozkojarzony. Totalne zaskoczenie nadal malowało się na jego groźnej twarzy.
Objęłam go ustami i zaczęłam delikatnie przesuwać wargami po jego nabrzmiałej męskości. Zaciskał dłonie w pięści. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma. Miotał się pomiędzy chęcią zamknięcia oczu i opadnięcia na poduszkę a potrzebą obserwowania tego, jak robię mu dobrze. Każdy mięsień na jego idealnym męskim ciele odznaczał się w tej chwili z powodu przyjemnych skurczy. Z nieukrywaną satysfakcją obserwowałam jego walkę z samym sobą. Jego gęste ciemne brwi, ściągnięte pod wpływem własnej niemocy i rozchylone usta, przez które próbował łapać powietrze. Był jak drapieżny kot, schwytany przez trenera i powalony na ziemię. Głaskany po wielkim brzuchu, nagle przestawał być agresywny i dawał się poskromić, by tylko otrzymać trochę więcej przyjemności.
– Kotku – wydyszał gorączkowo, patrząc na mnie z ogniem w oczach.
– Mhm? – Spojrzałam na niego, nie przerywając pieszczot.
– Zaraz nie wytrzymam. – Zacisnął dłoń na moich włosach i znowu zmarszczył brwi, jakby nie do końca był zadowolony z takiej utraty kontroli.
– Więc się nie powstrzymuj – odparłam kusząco, na moment odrywając się od lśniącego wilgocią, wielkiego penisa.
Bronił się jeszcze przez kilka sekund, ale w końcu i tak musiał poddać się rozkoszy, która, jak wulkan, eksplodowała prosto w moje usta. Po raz pierwszy w życiu pieszczota oralna mężczyzny dostarczyła mi tak dużej przyjemności. Widok napiętego, silnego męskiego ciała, zwierzęcy, instynktowny jęk zaspokajanej potrzeby i maksymalnie przyśpieszone tętno zrobiły swoje. Byłam poniecona jak cholera. Moje pieszczoty stały się delikatniejsze. Po raz pierwszy w życiu z przyjemnością nie pozbyłam się tego, co miałam w ustach. Był mój. Cały tylko dla mnie. Skosztowanie go było dla mnie elementem zaspokojenia jakiejś głęboko skrywanej fantazji. Czułam się świetnie.
🔹
W środku nocy obudził mnie delikatny dotyk nagiego, rozgrzanego ciała. Obsypywał pocałunkami moje ramiona, piersi i brzuszek. Ciepłe wargi przesuwały się po mojej skórze, powodując gęsią skórkę. Słyszałam, jak niemal z namaszczeniem zaciąga się zapachem mojego ciała. Zupełnie, jakby robił to po raz pierwszy. Było ciemno, ale szare, patrzące na mnie z miłością oczy lśniły w blasku, padającym zza zasłoniętych żaluzji. Kochaliśmy się długo i powoli. Doprowadził mnie do tak intensywnego orgazmu, że po wszystkim z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Zasnęłam w jego ramionach, szczęśliwa, zaspokojona i bezpieczna.
🔹
Długowłosa szatynka w lustrze patrzyła z zaskakującą dla mnie wyższością. Jej policzki były zaróżowione, szyja nosiła jeszcze znamiona nocnych pieszczot, a oczy błyszczały blaskiem, rzadko u niej spotykanym.
Szorowałam zęby i z ciekawością przyglądałam się zmianom, jakie zaszły we mnie od wczorajszego wieczoru. Nie pamiętam kiedy i czy w ogóle pomyślałam o sobie w tak pozytywny sposób jak tego poranka. Byłam piękna. Moje lekko falowane, sięgające prawie pasa, włosy lśniły w świetle LEDowych lampek łazienkowych. Opalona skóra sprawiała, że wyglądałam zdrowo, a duma z tego, na co odważyłam się poprzedniej nocy, rozświetlała spojrzenie.
Odrzuciłam ręcznik, który do tej pory zakrywał moje ciało. Nie mogłam się doczekać, kiedy włożę na siebie sukienkę, którą ostatnio kupiłam. Przesunęłam dłońmi po jędrnych, sterczących piersiach i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. „Zaczynam cię trochę lubić, Skrawek!" – pomyślałam z zadowoleniem. – „Nie spieprz tego!".
– Ekhm! – usłyszałam nagle i spieniona szczoteczka z pastą prawie wypadła mi z ust.
Stał w drzwiach i, uśmiechając się nonszalancko, opierał się o futrynę. Cóż, to tyle, jeśli chodzi o pewność siebie i odwagę. Moje policzki, wbrew mojej woli, zaczynały się czerwienić, a w głowie ktoś uruchomił procedurę „Przywracanie ustawień systemowych".
– Czy mogę coś powiedzieć na temat... – zaczął, ale przerwałam mu, przeczącym gestem.
Podrapał się po brodzie i rozciągnął, sięgając górnej krawędzi framugi.
– Nie? – Uśmiechnął się, zaskoczony.
Przytknęłam palec do ust na znak, żeby nic nie mówił. Parsknął śmiechem.
– Ale dlaczego? – rzucił ewidentnie bardzo rozbawiony moją reakcją.
W jego oczach pojawił się ten rzadki, psotliwy chochlik.
– Ale ja muszę coś powiedzieć – odparł, głaszcząc się po umięśnionym brzuchu.
– Czy możemy pozostawić to bez komentarza? – rzuciłam, śmiejąc się i starając się pozbyć resztek pasty do zębów pod bieżącą wodą.
– Mam TO zostawić bez komentarza?! – Prychnął łobuzersko. – Zapomnij! Będziemy o tym rozmawiać przez cały dzisiejszy dzień!
Spojrzałam na niego pobłażliwie. Jego dobry nastrój i ten rzadki blask w oczach sprawiły, że nie mogłam przestać się uśmiechać.
– Nie będę mógł się skupić na żadnej pracy dzisiaj – powiedział kusząco.
Jego telefon wydał z siebie jakiś pojedynczy dźwięk, ale mój szef totalnie to zignorował.
Skończyłam myć zęby i ruszyłam w kierunku wyjścia, żeby przygotować się na śniadanie. Minęłam go z uśmieszkiem na ustach, ale on wyraźnie jeszcze nie skończył wprawiać mnie w zakłopotanie.
– Nie bądź dzieckiem – mruknął, ziewając i przeczesując swoje ciemne włosy palcami. – Zapewniłaś mi wczoraj taki odlot, że na samo wspomnienie jestem podjarany, a teraz strugasz niewiniątko.
Parsknęłam pod nosem i zaczęłam się ubierać.
– Nawet jeśli, to nie jest powód, żeby teraz o tym debatować – odparłam, unikając jego wzroku.
Chciał odbić piłeczkę, ale jego smartfon tym razem rozdzwonił się na dobre.
– Wrócimy do tej rozmowy. – Wskazał na mnie palcem, uśmiechając się szelmowsko. – Możesz być pewna.
– Po moim trupie – szepnęłam pod nosem, a on klepnął mnie w tyłek i, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu, pogroził mi palcem.
Widok Denisa, wsuwającego piętrową kanapkę i z tajemniczym uśmieszkiem przyglądającego się mnie i Jackowi, totalnie mnie rozłożył. Parsknęłam śmiechem, próbując włożyć do ust kawałek pomidora. Spojrzałam na Jacka. Jakby nigdy nic pochłaniał swojego ulubionego omleta z szynką i pomidorami, ale jego łobuzerski uśmiech zdradzał, że ledwie się powstrzymuje.
– Powinniśmy o czymś wiedzieć? – zapytała rozbawiona naszym widokiem Dagmara.
– Nie! – powiedzieliśmy z Jackiem prawie jednocześnie, a blondasy wybuchnęły głośnym śmiechem.
– Czyli wszystko wiadomo! – Bruska pokiwał głową i uśmiechnął się pod nosem. – Coś nowego tym razem? No pochwalcie się!
– Zapytaj Moniki – powiedział Jacek i uśmiechnął się łagodnie, kiedy zobaczył moją zakłopotaną minę. – Żartowałem. Zostaw ją w spokoju. Wyrzuty sumienia ją dopadły.
– To nie tak – odparłam i napiłam się kawy. – Po prostu od rana mnie męczy, żebym z nim o tym porozmawiała.
Cmoknęłam z dezaprobatą.
– Dagmara robi to samo, Makos. Nie przejmuj się. – Blondyn uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał na swoją dziewczynę. – W nocy szaleje, a rano udaje, że jest święta.
Moja przyjaciółka trzepnęła swojego faceta po łapach, a ten zaczął ostentacyjnie chichotać, zwracając na siebie uwagę jedzących.
– Za to tobie od rana zachciewa się analiz i pytań o wszystko! – Ugryzła swoją kanapkę i pokręciła głową.
– Co z wami, dziewczyny? – zapytał prześmiewczo Denis. – Chyba mamy prawo wiedzieć, czy było wam tak dobrze, jak nam?
– Myślicie, że udajemy, czy jak? – Daga przewróciła oczami i spojrzała na mnie z uśmieszkiem.
– Jeśli tak jest – odezwał się niskim głosem mój szef – to twojej przyjaciółce należy się Oscar.
Spojrzałam na niego, udając wzburzenie i zmrużyłam oczy.
– Nie, nie sądzę, żeby udawała – dodał, spoglądając na mnie z satysfakcją. – Moje blizny wojenne mówią same za siebie.
Wszyscy przy stoliku wybuchnęli śmiechem, a ja podparłam się na łokciach i próbowałam skupić na śniadaniu.
– Dobrze, przestańcie już! – burknęłam, wkładając w usta kawałek ogórka z sałatki.
– A ty, blondi, nie bądź taka święta i powiedz coś, żeby twoja przyjaciółka nie czuła się zakłopotana. – Jacek ewidentnie zbyt dobrze się bawił. – Co takiego odważnego zrobiłaś w ostatnim czasie?
Blondyna spojrzała na Jacka zza firanki podkręconych rzęs i uśmiechnęła się prowokacyjnie. Denis zachichotał i rzucił:
– No dajesz, mała! Zawstydź ich! Niech wiedzą, kto tu rządzi!
Daga triumfalnie oblizała łyżeczkę i zaczęła wywijać nią w powietrzu, zerkając na mnie z uśmieszkiem.
– O tym, co robiliśmy w samochodzie, już ci opowiadałam, więc to pominę...
– W MOIM samochodzie?! – Jacek odsunął od siebie widelec i spojrzał karcąco na Denisa. – Ubrudziliście coś?!
Denis wybuchnął śmiechem i cmoknął Dagmarę w czubek głowy. Ja też nie byłam w stanie się powstrzymać.
– Nie, Makos. – odparł po chwili, próbując się uspokoić. – Dagmara to profesjonalistka. Nie spadła nawet kropelka.
– Czekaj, jak wrócimy do Gdańska – powiedział mój szef, rzucając w swojego przyjaciela serwetką, zmiętą w okrągłą kulkę.
Blondyn zrobił unik i „piłeczka" odbiła się od oparcia kanapy, spadając na siedzenie.
– Tak wybzykamy twoją audicę, że będziesz musiał zmieniać tapicerkę! – Jacek zasłonił się ręką, kiedy Denis próbował dziabnąć go widelcem.
– Po moim trupie! – warknął blondyn, wracając do jedzenia. – Jak Monia będzie chciała, to sam ją przewiozę.
– Monika woli większe... samochody – mruknął z łobuzerską miną Jacek.
Spojrzałam na Dagmarę i pokręciłam bezsilnie głową. Kątem oka zauważyłam, że na stołówce pojawiła się cała zgraja Tomka.
– Szefie, to jak to dzisiaj będzie z tą robotą? – zapytał Fitek, mijając nasz stolik.
Jacek upił łyk kawy i machnął do Tomka, żeby chwilę zaczekał, bo jego smartfon znowu zaczął dzwonić. Spojrzał na telefon i zaklął siarczyście pod nosem.
– Kawkowa? – zapytał Denis i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
– No, co się stało? – zapytał Jacek swojego rozmówcę i zaczął bębnić palcami po blacie stolika. – Jaki ekspres? W pokoju?...
Denis nie wytrzymał i zaczął chichotać, próbując przełknąć kolejny kęs bułki.
– Poczekaj chwilę! – Odsunął smartfona od ucha i zwrócił się do blondyna. – Jaki ekspres stoi w pokoju dla Kawków?
Denis pobłażliwie przechylił głowę, odsuwając jedzenie od ust.
– Bosch. Kapsułkowy – odpowiedział Jackowi. – Kolor czarny. Rocznik 2016.
– Słyszałaś? – Jacek ściągnął brwi i przetarł czoło. – Co jeszcze mógłbym dla ciebie zrobić? – zapytał ironicznie. – Natalia, ty się nie wybierasz na bieszczadzki trakt. Tu jest cywilizacja. Jest kawa, łóżko i gorąca woda...
Dagmara zaczęła się śmiać, a ja poczułam, że moja niechęć do Natalii Kawek rośnie z godziny na godzinę. Przecież nawet nie widziałam tej kobiety na oczy!
– Dobra, ale dzwoń z tym do Roberta. Ja nie mam czasu – burknął Jacek i ostentacyjnie zakończył rozmowę, odkładając telefon na stolik.
Wypuścił ciężko powietrze i oparł się na kanapie, spoglądając bezsilnie na Denisa.
– Przywiążę ją kiedyś do krzesła, zaknebluję i wyrzucę w krzaki przy autostradzie na Kołbaskowo! – prychnął szyderczo i odwrócić się w stronę stolika chłopaków.
– Fitek, po śniadaniu, ok? – powiedział do Tomka.
– Spoko! – wrzasnął Tomasz i podniósł się z krzesła, żeby przekrzyczeć rozmawiające przy jego stoliku osoby. – Zebrałem już ekipę!
– Ty, ale ta wasza oferta pomocy to chyba nie po to, żeby przemycić mi bimber na imprezę? – spojrzał na chłopaków podejrzliwie.
– Nieeee, no co ty! – parsknął Tomek.
– Ostatnia butelka poszła tydzień temu, szefie – odezwał się Nawłocki. – Ficio się spłukał. I to pięć minut przed imprezą.
– Dobra, nieważne – burknął Jacek. – Nie wnoście mi niczego dzisiaj, dobra? Cały alkohol ma przejść przez moje ręce. Jak zobaczę coś podejrzanego, ląduje w trawie. Po to macie bar, żeby nie kombinować.
– To ja poproszę Dom Perignon, rocznik 2006! – parsknęła Ewelina, posyłając Jackowi szyderczego buziaka.
– Oj, Matusz, nie wiem, co musiałabyś zrobić i komu, żeby dostać dzisiaj taką flaszkę – odezwał się Jacek, a towarzystwo przy jej stoliku zaczęło chichotać.
– Chociaż raz mógłbyś nie być taką cholerą! – Skrzywiła się i pokręciła bezsilnie głową, a Jacek uśmiechnął się pod nosem.
– O której ci wasi goście będą? – zapytała nagle Dagmara. – Bo nie wiemy nawet, na którą mamy być gotowe?
– Dziewiętnasta, max dwudziesta powinni być wszyscy – powiedział Jacek i sięgnął po swoją kawę. – Nawet jeśli zjawią się wcześniej, będą się rozpakowywać w pokojach. Spotkacie się na imprezie.
– Marta też będzie tak późno? – zapytałam, czując, że nerwowy nastrój już teraz zaczyna mi się udzielać.
– Tak, skarbie. Marty rodzice mogą dopiero wieczorem zająć się Julką.
– Poczekajcie, jeszcze raz, bo muszę to sobie poukładać – odezwała się Dagmara, wywijając w powietrzu palcem. – Martę i jej córkę Julkę już znamy. Tomek to jej mąż, tak?
– Tak – odparli niemal jednocześnie Jacek i Denis.
– Marta i Tomek mają trzyletnią Julkę – tłumaczył Denis. – A Natalia i Robert mają czteroletniego Oskarka.
– A ten... Benny, czy jak mu tam? – dopytywała blondynka.
– Benny jest bezdzietnym kawalerem i ma dziewczynę Kaśkę – dodał mój szef.
– Wszyscy są mniej więcej w waszym wieku? – drążyła moja przyjaciółka.
– Mniej więcej – powiedział Jacek i pogładził się po brodzie, na której zaczynał być widoczny delikatny, ciemny zarost. – Tomek od Marty jest najstarszy. Obchodził w tym roku czterdziestkę...
– A Kasia Benny'ego najmłodsza – wtrącił Denis. – Jeszcze jej dobrze nie znamy. Są razem jakieś dwa miesiące...
– Benny robił jej tatuaż w swoim studio i tak się poznali – dodał Jacek i objął mnie w talii, uśmiechając się pod nosem. – Podobno ma świra na jej punkcie.
Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem i pocałował mnie w czoło.
– Coś jeszcze, co powinnyśmy wiedzieć, zanim wmieszamy się w tą waszą gdańską bandę? – zapytała trochę szyderczo Dagmara.
Panowie spojrzeli po sobie i przez moment milczeli, zastanawiając się pewnie, których szczegółów ich przyjaźni nie powinnyśmy odkryć zbyt wcześnie. Zerknęłam zaciekawiona na Jacka. Sama już nie wiedziałam, czy chciałabym znać prawdę o ludziach, których tego dnia poznam.
– Powinnyście wiedzieć tylko tyle, że po alkoholu czasami zaczynają zachowywać się jak wieśniaki – powiedział Jacek zbyt poważnym głosem, by fakt ten był tylko błahostką. – Robert próbował kiedyś uderzyć do Marty i od tego czasu między nim a Tomkiem jest trochę dziwnie.
– Natalia natomiast... – zaczął Denis.
– To akurat nie ma najmniejszego znaczenia – wtrącił Jacek i spiorunował przyjaciela groźnym wzrokiem.
– Natalia – nie dawał za wygraną Denis – miała kiedyś, że tak powiem, ochotę na twojego faceta, Monia.
Przestałam jeść i podniosłam brwi. „Jeszcze tego mi brakowało!" – pomyślałam, opadając z sił i odsuwając od siebie talerz z sałatką.
– Przylepiła się do niego kiedyś na imprezie i ubzdurało jej się, że go kocha. – Blondyn parsknął szyderczo, nie wiedząc nawet, że każde jego słowo wywierca dziurę w mojej głowie.
– Bruska, serio? Musiałeś? Po co jej to mówisz? – Jacek westchnął głośno i spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem. – To nawet nie jest warte tego, żeby ci o tym opowiadać, skarbie. Była pijana i w dodatku dowiedziała się, że Robert ją zdradza z jakąś gówniarą. Od tamtej pory, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadamy. Wkurzyła się, że ją olałem i że nie może mieć każdego, kogo by chciała.
– Zaraz napiszę podanie o zwolnienie mnie z tej imprezy – burknęłam, sięgając po swój kubek. – Myślałam, że kawa mi dzisiaj pomoże. Ale chyba będzie potrzebny diazepam.
Jacek przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem, wtulając się w moje włosy.
– Wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się pierdołami. Popatrz na blondi. – Kiwnął głową w stronę Dagi. – Ona się niczym nie przejmuje.
Dagmara uśmiechnęła się, jakby potwierdzając słowa Jacka.
– Zrobię ci wieczorem takiego drinka, że po kilku minutach będziesz duszą towarzystwa – powiedział Denis i cała nasza czwórka wybuchnęła śmiechem.
Poczułam ciepłe wargi blisko skroni i wzdrygnęłam się na siedzeniu.
– Pamiętaj, że jesteś tam ze mną i jak tylko zaczniesz się z jakiegoś powodu źle czuć, zaraz daj mi znać, dobrze? – powiedział, całując płatek mojego ucha.
– W porządku – szepnęłam i uśmiechnęłam się.
Ale wcale nie poczułam się lepiej.
🔹🔹🔹
Witam Cię, drogi czytelniku!
W tym rozdziale główna bohaterka dostała przedsmak tego, jak będzie wyglądała półmetkowa impreza w „Primaverze". Czy rzeczywiście powinna z taką niechęcią podchodzić do osoby Natalii Kawek, którą pozna tego wieczoru? Jak „zakopanie toporu wojennego" wpłynie na znajomość Moniki i Norberta? Czy imprezowy wieczór będzie okazją do tego, by niestrudzony w swych zapędach blondyn znowu znalazł się w pobliżu uwielbianej przez siebie kobiety?
Serdecznie zachęcam do podzielenia się opinią i kliknięcia na ⭐️, jeśli spodobał ci się dany rozdział.
Przyjemnej lektury!
Pozdrawiam
Sarah Witkac
🔹🔹🔹
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro