Rozdział 8: Wpadka
Wartownik z dziennej zmiany nie pozostawił nam prywatności przy śniadaniu. Stał obok drzwi, a na jego w pełni odziane w pancerz ciało padały ciepłe promienie wschodzącego coraz wyżej słońca. Ani on, ani my nie kryliśmy naszego niezadowolenia spowodowanego rozkazami wydanymi przez Daphrę. Nie czułam się przy książęciu tak swobodnie, jak zazwyczaj. Były rzeczy, o których miałam ochotę porozmawiać, jednak obecność strażnika wszystko komplikowała.
— Ładnie dziś — oznajmił Kayn.
Rozmowa wybitnie się nie kleiła. Poprzedniego dnia mogliśmy się otworzyć i to zrobiliśmy; oboje chcieliśmy kontynuować zacieśnianie powstałej więzi, jednak do tego potrzebowaliśmy prywatności.
— Tak — przytaknęłam. — Szkoda, że mogę korzystać z tak pięknej pogody w ograniczonym zakresie.
— Szkoda — zgodził się.
Podniosłam wzrok na wartownika — udawał obojętnego, całkowicie neutralnego. Udawał głuchego. Wszyscy wiedzieliśmy, że słucha i widzi.
Uniosłam jabłko do ust i wgryzłam się w twardy owoc. Wpatrywałam się w uroczą kulkę wąchającą każdy krzak. Bestia robiła mozolne postępy, jeśli chodzi o załatwianie się na dworze. Byłam zadowolona, nie widząc w sypialni mokrej plamy, do momentu, gdy wyczułam nieprzyjemny zapach. Kupę oraz mokrą plamę znalazłam pod łóżkiem, bo przecież czego oczy nie widzą... Cwaniara myślała, że jak czegoś nie widać, to tego nie ma. Od małego uczyła się zamiatać problemy pod dywan.
— Jak ci się spało? — zagadał ponownie książę.
Zerknęłam nań, lekko się rumieniąc. Po serii przyjemnych doznań spało mi się całkiem dobrze, a moje sny... W moich snach działo się wiele. Byliśmy znowu na łące, a nasza bliskość nie zakończyła się wyłącznie na pocałunku. Wiatr targał długimi, czarnymi włosami Kayna, gdy ten pochylał się nade mną, badając aksamitnymi dłońmi każdy centymetr mojego ciała. Gdy dotykał mnie tam, traciłam dech. Nigdy nie miałam snów jak ten. Nigdy nie były tak realistyczne. Czułam wszystko, czego powinno doświadczać moje ciało w chwili uniesienia.
Ponoć podczas snu przenosimy się do innego, duchowego wymiaru, a tam życie toczy się odrębną ścieżką.
— Głęboko... — odpowiedziałam nieśmiało.
Kąciki ust Kayna lekko się uniosły, jakby wiedział dokładnie, o czym pomyślałam.
— To zasługa naszej wyprawy. Też czułem wieczorem większe niż zwykle zmęczenie.
Większe niż zwykle zmęczenie?, powtórzyłam za nim w myślach. Czy ta wypowiedź miała drugie dno?
— Z pewnością to zasługa świeżego, wiosennego powietrza i wysiłku — przytaknęłam.
Kayn zerknął na naszą przyzwoitkę. Strażnik uciekł spojrzeniem. Książę nachylił się w moją stronę.
— Chciałbym zapytać cię o tyle rzeczy... — mruknął. — I chciałbym zrobić jeszcze więcej...
Otworzyłam szeroko oczy. Policzki paliły ze wstydu.
— Książę... — upomniałam go.
— Coś wymyślę — zapewnił, nic nie robiąc sobie z mojego lekkiego oburzenia. — Muszę wziąć się za pracę. Wczoraj nie zrobiłem nic. — Wstał. — Baw się dobrze.
***
Pod wieloma względami okres po oficjalnych oświadczynach był wyjątkowym w moim życiu. Po raz pierwszy zdarzyło się mi zauroczenie. Wzmożona "troska" Daphry chyba tylko pomogła w zaistnieniu naszego małego romansu, bo jak wiadomo, do zakazanego owocu ciągnie najmocniej. Niczym człowieczą kobietę Eve z Magicznego Ogrodu, pociągała mnie dorodna jabłoń pielęgnowana przez demony, której owoce były obietnicą długowieczności i szansą na opanowanie boskich zdolności; tą jabłonią była nieodkryta dotąd drzemiąca we mnie seksualność. Ten wyjątkowy czas składał się ze wspólnych posiłków, listów, które nosili służący między moją sypialnią a jego gabinetem, skradzionych pocałunków i dotyków, a także snów.
Przez kolejne dni nasze spotkania ograniczyły się do tych przy śniadaniu, obiedzie i kolacji; czasem, ale bardzo rzadko, Kayn znajdował się przy mnie podczas spacerów z Bestią. Prócz strażnika, niekiedy na owych "randkach" pojawiała się Daphra. Skrzętnie pilnowała, żeby żadne z nas nie znalazło się zbyt blisko drugiego. Stawała się duszą towarzystwa, która miała mnóstwo wiadomości do przekazania, nie dając sobie wejść w słowo. Mogliśmy zapomnieć o prywatności.
Problem braku bliższego kontaktu trzeba było jakoś rozwiązać, więc już pierwszego dnia naszej sztucznej separacji zaczęliśmy się wymieniać krótkimi liścikami o liczbie akapitów nieprzekraczającej trzech. W listach tych mogliśmy się otworzyć, ponieważ ta forma komunikacji wyglądała na najbezpieczniejszą. Nikt nie odważyłby się szpiegować książęcej korespondencji bez poważnego powodu. Nasze notki miłosne raczej nie należały do grupy stanowiącej zagrożenie dla planu Agretta Tempesta. Swoją drogą on zapewne uznałby, że Daphra przesadza, a przynajmniej tak twierdził Kayn.
Papier pozwalał na swobodniejsze wyrażanie swoich myśli bez skrępowania wynikającego z przymusu powiedzenia czegoś zawstydzającego na głos. Już pierwszego dnia Kayn zapytał mnie, co oznaczał ten rumieniec przy śniadaniu i po paru listach wyciągnął ode mnie wyznanie o nocnej przygodzie z poznawaniem własnego ciała. Od tego czasu stał się mniej powściągliwy w przelewanych na kartkę słowach i jawnie sugerował mi, iż gdy tylko dojdzie między nami do zbliżenia, poczuję, czym jest prawdziwa przyjemność. Czytając coraz więcej listów miłosnych — przeplatanych erotyką — nabierałam większej i większej ochoty, żeby wreszcie oddać się w (podobno sprawne) ręce nefilimskiego książęcia. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie obudził we mnie podobnych myśli.
Kayn okazał się mistrzem w darowaniu mi nieoczekiwanych pocałunków w policzki, czoło lub w usta, gdy następował czas pożegnania po wspólnym posiłku, na co, o dziwo, Daphra wyrażała zgodę. Następowało to też podczas spotkań, na co Daphra już nie wyrażała zgody i co karciła cichym syknięciem pełnym niezadowolenia. Muśnięcia — głównie talii i ramion, jakie mi serwował — zdawały się niedostrzegalne dla osób postronnych. Lubił też szeptać mi do ucha komplementy, gdy tylko się mijaliśmy na korytarzach, ale te słówka nie pozostawały niezauważone ze względu na znaczną różnicę w naszym wzroście; wszak ja miałam metr sześćdziesiąt, a on (oceniając na oko) prawie dwa metry. Musiał się do mnie pochylać.
Jednak tym, co najbardziej zapadło mi w pamięć, podczas tych kilku dni między pierwszym intymnym spotkaniem z Kaynem na łące a naszym ślubem, były właśnie sny. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek tak intensywnie śniła. Były trzy rodzaje marzeń sennych. Te, których kompletnie nie pamiętałam; takie zwykłe, które znikały z każdą godziną z mojej świadomości, aż w końcu pozostawały nieostrym cieniem; oraz sny tak realistyczne, że miałam wrażenie, iż wcale podczas nich nie spałam. To właśnie te ostatnie najczęściej zaprzątały mi głowę. Te dzieliły się zaś na dwa rodzaje. Sny podróżnicze, kiedy uciekałam w nieznanym kierunku lub po prostu siedzałam pośrodku pustyni, łąki, lasu, nie podejmując żadnych działań, pojawiały się niemal codziennie. Gdy tak szłam lub siedziałam, rozmawiałam z nieokreślonym głosem, który wypytywał o powody mojej bezczynności lub aktywności. Miałam wrażenie, że mój umysł prowadzi samodzielną autoterapię. W terapii tej przewijały się takie tematy jak moje obawy względem Rigi, obawy przed objęciem tronu, strach przed ślubem i nocą poślubną, a także dojmujące uczucie, iż zawodzę rodziców, pogłębiając więź z Kaynem.
Drugim rodzajem tych realistycznych snów były te o tematyce erotycznej — jakbym swoim ciekawskim dotykiem obudziła uśpioną we mnie żądzę. Łobuzerski urok książęcia Kayna wcale nie pomagał, a pocałunki, które kradł, gdy tylko nadarzyła się okazja, tylko podsycały ogień, który wymagał znalezienia dlań ujścia. Gdy powtarzał swe uczynki kilkukrotnie w ciągu dnia, nie potrafiłam się oprzeć ochocie na sprawienie sobie maleńkiej przyjemności. Myślę, że to przez kombinacje wieczornego zaspokojenia oraz jego czasem zbyt sugestywnych listów, zaczęłam miewać te zboczone sny, w których razem się kochaliśmy. Tak mi się przynajmniej wydaje. Przecież nigdy tego nie robiłam, nigdy nie widziałam podobnego aktu na żywo, a jednak moja podświadomość podsuwała mi bardzo realistyczne obrazy.
Jak wiadomo, sielanka nie może trwać wiecznie. Co gorsza sama przyczyniłam się do nagłego pogorszenia stosunków między mną a książęciem.
***
— Tak mniej więcej wyglądał początek naszej znajomości. — Opisałam przybycie nefilim do zamku, moje pierwsze spotkania z książęciem oraz słodki okres po oświadczynach. Pewne szczegóły zostawiłam dla siebie, wspominając tylko pobieżnie, co sprawiło, że zauroczyłam się postacią książęcia. Mogłabym długo mówić o wszystkich zaletach, które odkrywał przede mną przez niemal dwa tygodnie, ale zbliżałam w moich zeznaniach do dni, gdy pierwsze jego wady ujrzały światło dzienne. — Zachowanie książęcia dopiero później zaczęło być... niepokojące — kontynuuję. — Długo nie zauważyłam nic podejrzanego; było parę sytuacji, w których zachował się... agresywnie, ale uważam, że była to reakcja adekwatna do sytuacji.
— Rozumiem, że wtedy jeszcze nie wiedziałaś, królowo, że król Kayn para się najczarniejszym rodzajem magii? — upewnia się sędzia Ur.
Opuszczam wzrok, skupiając go na bladych dłoniach. W palcach miętoszę haftowaną chusteczkę z inicjałami matki. To jedna z pamiątek, które mi po niej zostały.
Kayn długo ukrywał swoje nietypowe zdolności. Nikt z jego otoczenia nie miał pojęcia, co potrafi zdziałać książę. Ja dowiedziałam się bardzo późno; można rzec, iż zbyt późno. Słyszałam pogłoski, ale nie dawałam im wiary.
— Nie... — Kieruję twarz na obliczę satyra. — I jeszcze długo o tym nie wiedziałam. Może, gdybym cokolwiek wiedziała o nekromancji, zauważyłabym coś wcześniej. Nauczyciele mówili o magii, jednak tematu czarnej magii unikali. Wspomnieli o niej pobieżnie. — Może połączyłabym pasję Kayna i miłość do wszelakich ziół oraz nadzwyczajne zainteresowanie anatomią z tą niechlubną dziedziną czarodziejstwa, gdyby belfrowie nie bali się tematów niewygodnych na swoich lekcjach.
— Być może królowa ma rację. Niech królowa kontynuuje.
Starzec poprawia się na krześle i opiera skroń o pięść.
Zaciskam palce na chusteczce, mnąc biały materiał.
— Pierwszy godny pohańbienia czyn króla Kayna wydarzył się w przeddzień mojego ślubu. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o tym, iż, wtedy jeszcze książę, może nie być tak łagodną owieczką, na jaką próbował pozować. Powiedziałabym, patrząc na wszystko z dalszej perspektywy, że Kayn raczej był wilkiem w owczej skórze — wznawiam opowieść, rozpoczynając od pewnego piątku.
***
Myślałam, że jestem sprytna, ktoś jednak w noc poprzedzającą wigilię mojego ślubu okazał się mądrzejszy ode mnie.
Zdawać się mogło, iż moje nowe życie układało się całkiem nieźle. Zdobyłam zainteresowanie książęcia i sama również zaczynałam ufać mojemu przyszłemu małżonkowi. Obietnica wspólnego rządzenia Korynthią wyglądała na całkowicie możliwą do zrealizowania. Razem z Kaynem znaleźliśmy porozumienie, a nasze wyobrażenia na temat dobrego zarządzania państwem się pokrywały. Również na polu uczuciowym kwitło; mogłam powiedzieć, że nefilim mnie zauroczył.
Dworzanie i obywatele przyzwyczaili się do nowych rządzących. Oficjalne bunty gasły i zapanował spokój. Ludzie i elfy nie patrzyły już z niepohamowaną wrogością na nefilim; gdzieniegdzie zauważyłam nawet oznaki sojuszu. O przyjaźniach nie mogło być jeszcze mowy, ale wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ci, którzy okazywali mi pogardę za współpracę z wrogiem, stali się bardziej obojętni. Po krwawym początku nastała zimna zgoda.
Pomimo sielankowego obrazka, który malował się w mojej wyobraźni, wciąż działałam z ruchem oporu, a przynajmniej próbowałam. Tak naprawdę ze względu na częściowy areszt domowy nie zyskałam wielu cennych informacji. To, co usłyszałam i zobaczyłam, było zaledwie kroplą w morzu potrzeb tworzącej się grupy spiskowców. Daphra i Kayn zawsze działali ostrożnie, podczas rozmowy przy mnie, nie ujawniając niczego ciekawego z punktu widzenia przeciwnika.
Stałam na rozdrożu, próbując jednocześnie podążać jedną i drugą drogą. Z jednej strony uważałam, że zapanuję nad Kaynem i dam radę rządzić razem z nim tak, aby obywatele Korynthii nie ucierpieli, z drugiej jednak strony obawiałam się, że nie sprostam wyzwaniu, a moja bierność tylko pozwoli wprowadzić tyranie na moją ojczyznę. Dlatego współpracowałam z Rorym i jego grupą. Być może mieli słuszność w spiskowaniu, aby obalić nefilim. Chciałam dla poddanych jak najlepiej i miałam pewność, że któraś z tych dwóch dróg doprowadzi nas do dobrego zakończenia. Mimo iż jeszcze nie kochałam Kayna, trochę obawiałam się przewrotu, bo wybuch powstania mógłby się zakończyć jego śmiercią.
Nasza kamykowa poczta świetnie się sprawdzała i mogłam niepostrzeżenie wymieniać z Rorym krótkie notatki. Co wieczór pisałam niewielki objętościowo raport na skrawku papieru, skrawek ten następnie przywiązywałam do kamienia za pomocą lnianego sznureczka, a kamień zrzucałam z balkonu tak, aby ukrył się przed problematycznym wzrokiem w kwiatach lub krzewach. Geber odbierał wiadomości, które następnie przekazywał wspólnikom. Kiedy chciał mi coś przekazać, wiadomość zostawiał dla mnie pod jednym z kamyków otaczających staw w ogrodzie. Zabierałam go niepostrzeżenie podczas zabawy z Bestią. Nikt się nie dowiedział.
Dwa dni przed uroczystością ślubną umówiłam się z Rorym na spotkanie, podczas którego mieliśmy szerzej porozmawiać o obecnej sytuacji. Wcześniej, wiedząc, iż jestem pilnowana, wymyśliłam plan, jak opuścić apartament, tak, aby nie ściągnąć na siebie uwagi. Wykorzystałam do tego celu — łączący moją i Rigi sypialnie — balkon, a także pewną sztuczkę, którą opanowałam jeszcze jako dziecko. Drzwi balkonowe w sypialni Rigel miały uszkodzony zamek, dlatego wystarczyło podważyć rygiel za pomocą spinki do włosów. Nigdy nie zgłosiliśmy usterki, ponieważ defekt ten pozwalał nam się widywać, nawet jeśli moja siostra dostawała karę.
Nie sądziłam, że widok ciemnych, opuszczonych komnat zrobi na mnie podobne wrażenie. Stałam w drzwiach, przesuwając wzrok po skąpo oświetlonym przez gwiazdy wnętrzu. Nie zaglądano tutaj, odkąd Rigel zamieszkała z Daphrą, dlatego lalki wciąż siedziały przy niskim stoliku, popijając wyimaginowaną herbatkę z porcelanowej zastawy, a pluszowy miś leżał w łóżku, czekając na moją siostrę, która tuliła się doń przed snem. Łóżko jak zawsze pozostało niepościelone, jakby dziewczynka dopiero co wstała. Na toaletce panował bałagan — uwielbiane przez Rigi chusty, które wplatała w warkocze, walały się po blacie w towarzystwie kwiatuszków na szpilkach. Z pewnością Daphra nie pozwalała mojej siostrze stroić się w sposób, który ta uwielbiała, uważając, że jest to strata czasu.
Rozkład pomieszczeń w apartamencie różnił się od tego z moich komnat, dlatego drzwi wejściowe wychodziły na drugi korytarz, pozwalając mi się skryć za rogiem. Z duszą na ramieniu przekręciłam zamek, błagając, żeby ten nie kliknął zbyt głośno, a zawiasy nie zaskrzypiały. Udało się mi praktycznie bezgłośnie wyjść na zewnątrz.
Nefilim nie pilnowali zamku z podobną skrupulatnością co na początku, znałam też rozkład ich posterunków, dlatego bez problemu pokonałam kolejne korytarze i schody, kierując się do kuchni. Tam musiałam uważać, bo strażnik pilnujący głównych drzwi, mógłby mnie zauważyć. Jakiś czas go obserwowałam, zanim zdecydowałam się przemknąć do pomieszczenia kuchennego. Akurat popatrzył w inną stronę.
Z kuchni i piwnicy korzystała wyłącznie służba, dlatego Daphra już dawno odwołała posterunek strażniczy pod jej niewielkimi drzwiami. Zakładała, że strażnik z dziedzińca zauważy coś niepokojącego. Strażnik nocny z dziedzińca był leniwy i często opuszczał posterunek, aby pogadać sobie z kolegami. Liczyłam na to, iż zrobił tak i tym razem. Odryglowałam drzwi i uchyliłam je lekko, wyglądając na zalany niebieskim blaskiem dziedziniec. Strażnika nie dostrzegłam.
Przemknęłam w cieniu do stajni, rozglądając się dookoła. Czarne, żałobne suknie tylko pomagały w kryciu się, kiedy brakowało światła. Końskie boksy oświetlały lampy naftowe.
— Udało ci się — tymi słowami przywitał mnie Rory.
Czesał akurat konia; ten stał wyjątkowo spokojnie, pyskiem trącając pusty kubeł. Domagał się smakołyku.
— Nie było łatwo, ale dałam radę.
— Naprawdę włamałaś się do pokojów Rigi?
Wcześniej wtajemniczyłam go w kolejne kroki mojego planu w razie, gdyby w pewnym momencie coś nie wyszło.
— Tak zakładał plan i tak postąpiłam.
Zaśmiał się, wrzucił zgrzebło do kufra z resztą narzędzi i podszedł bliżej. Usiadł na zbitej beli siana, nie spuszczając ze mnie wzroku.
— Bella-buntowniczka. Nie spodziewałem się tego po tobie — rzekł z dumą.
Zrobiło mi się ciepło na sercu i policzkach. Jego wypowiedź połechtała moje ego. Nie mogłam się nie zgodzić z podobną oceną, gdyż zawsze byłam tą rozsądniejszą z sióstr Letha. Teraz role się odwróciły, gdyż to Rigel bez mrugnięcia okiem słuchała rozkazów, a ja... ja stanowiłam ważną część ruchu oporu. Jej duch walki skrył się w głębi i bał wyjść na zewnątrz, kiedy mój cudownie się odnalazł.
Jego oczy rozbłysnęły, kiedy zauważył moje słodkie zakłopotanie.
— Masz jakieś ciekawe wieści? — zapytał.
— Niespecjalnie... — mruknęłam. Nie chciałam go zawieść. Nie dowiedziałam się nic konkretnego, tylko o paru drobnych sprawach. Tak bardzo chciałam być pomocna. Codziennie posyłałam mu raporty, więc miałam do powiedzenia niewiele więcej niż w nich już zawarłam. — Wciąż napełniają garnizony swoimi żołnierzami. Wyrzucają połowę dotychczasowego składu i zastępują ich nefilim. Nazywają to zacieśnieniem współpracy.
— Co ze zwolnionymi ze służby żołnierzami?
— Przechodzą do rezerwy. Czekają, aż będą potrzebni. Żyją życiem zwykłych obywateli.
— To świetne wieści — pochwalił. — Musimy więc zdobyć listę uśpionych żołnierzy, a później do nich dotrzeć i zwerbować.
— Myślę, że ma ją ministra — podchwyciłam ochoczo. A jednak przydałam się na coś.
— Zapewne. Dałabyś radę ją ukraść?
Wybałuszyłam nań oczy. Ja? Ukraść? Daphra nie pozwoliłaby mi na zbliżenie się do swojego gabinetu. Od sprawy z wycieczką traktowała mnie z wrogością i jeszcze większą podejrzliwością. Strażnicy praktycznie nie odstępowali mnie na krok. Tylko sprytem mogłam się od nich uwolnić. Liczyłam tylko dni do ślubu, bo dzięki niemu wreszcie podlegałabym wyłącznie Kaynowi i jego ojcu. Kayn obiecał, że pozwoli mi żyć moim życiem sprzed napadu. Wydawało się mi również, iż odwoła moją straż, żebym miała więcej prywatności oraz wolności. Robiłam wszystko, żeby mógł mi zaufać, a następnie dać to, czego zapragnę lub będę potrzebować.
Pokręciłam głową z rezygnacją.
— Nie jestem w stanie zbliżyć się do jej gabinetu — poinformowałam.
Pominęłam przy tym fakt, że się jej po prostu bałam.
— A Rigi?
— Rigi chodzi za ministrą krok w krok. Nie rozmawiam z nią. Nie mogę z nią rozmawiać... Nie wiem, czy mogłabym jej zaufać. Dawno nie rozmawiałyśmy. Nie wiem, jaki wpływ na moją siostrę wywarła ministra.
To była prawda. Mimo iż kochałam siostrę, nie potrafiłabym jej wtajemniczyć w temat ruchu oporu i nie chodziło tutaj ani o jej wiek, czy troskę o bezpieczeństwo. Rigel mogła być posłuszna Daphrze w sposób, którego sama bym nie przewidziała. Być może stawała się jej sojuszniczką. Dziećmi łatwo manipulować.
Rory spuścił głowę, wzdychając. Wyglądał na zawiedzionego, a ja nie chciałam go zawodzić.
Popatrzył na mnie i nie odrywając wzroku, podszedł bliżej. Przystanął zbyt blisko; tak blisko, że przyzwoitka natychmiast wszczęłaby alarm. Spłoszył mnie, więc spróbowałam zrobić krok w tył, jednak on złapał mnie za dłoń; jego ciepłe palce zamknęły ją w uścisku. Nie wiedziałam, gdzie powinnam spoglądać — w bok, na wyglądające spod sukni noski baletek, czy na niego?
— Wiesz, jakie to ważne, Bello, prawda? — zadał mi pytanie tonem cichym i poważnym. Utkwiłam wzrok w poruszających się ustach. Wydawały się miękkie. — Bardzo potrzebujemy tej listy. — Kciuk Rory'ego głaskał kosteczki mej dłoni. — Wiesz o tym, że bardzo jej potrzebujemy? Dostając się do jej gabinetu mogłabyś przeglądnąć i inne dokumenty. To by nam pomogło. Pomożesz nam?
Tym razem oczekiwał odpowiedzi. Tak ciężko było mu ot tak odmówić. Liczył na mnie on i jego towarzysze. Liczyła na mnie cała Korynthia.
— Ja... — głos w moich uszach brzmiał na niezwykle wysoki — ja... wiem. Wiem. Rozumiem. — Spuściłam wzrok, zasłaniając wachlarzem rzęs oczy. Wstydziłam się, że wcześniej odmówiłam mu bez namysłu. — Ja... spróbuję. Zobaczę, co da się zrobić.
Uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Zawsze uważałam go za przystojnego, ale gdy się tak uśmiechał... mi miękły kolana. Ciekawe, jak smakują jego usta?, zastanawiałam się, przyglądając się im. Czy bardzo różnią się od tych Kaynowych? Pociągał mnie. Już nie był chłopcem; stał się mężczyzną i to w dodatku takim, za którym niejedna kobieta by się oglądnęła. Gdyby nie mój narzeczony... Te myśli by się nie pojawiły, gdybym nie rozbudziła pragnienia sprawiania sobie seksualnej przyjemności. Wcześniej tak na niego nie patrzyłam. Nie patrzyłam w podobny sposób na żadnego mężczyznę. Zaczęłam dostrzegać szczegóły, które mnie nęciły, jak widocznie zarysowane mięśnie, zarost, wzrost, ten wyjątkowy blask w oczach, czy dołeczki w policzkach jak u Rory'ego. Zaczęłam rozumieć fascynację, z jaką kobiety obgadywały co atrakcyjniejszych kawalerów, a także tych zajętych mężczyzn.
Jeśli miałabym porównać Kayna i Rory'ego, to powiedziałabym, że każdy robił na mnie wrażenie w inny sposób, a w ostatecznym rozrachunku ciężko byłoby mi wybrać, do którego ciągnie mnie bardziej. Nefilim wzbudzał mój podziw swoją wysoką, umięśnioną sylwetką, a jego rogi, dla mnie egzotyczne, bardzo się mi podobały. Wzrok przyciągały także jego żywe, dwukolorowe oczy, czyniące go intrygującą osobliwością. Elf szczycił się zdrowymi, gęstymi, jasnymi włosami, zjawiskową twarzą oraz trochę łobuzerskim urokiem podkreślonym kozią bródką.
— Oczywiście, że spróbujesz. I na pewno ci się uda — zapewnił cicho.
Miałam wrażenie, że myśli o tym samym, co ja. Spoglądał na mnie z góry, skupiając wzrok poniżej mojego nosa. Złączyłam wargi, zwilżając je. Zastanawiałam się, czy Rory był świadomy, że od zawsze szukałam jego atencji i poklasku. Czy wiedział, że był moim pierwszym zauroczeniem? Czy teraz dostrzegał, że nie patrzę na niego w niewinny, dziecięcy sposób?
Nasze spojrzenia się spotkały. Dotarło do mnie, że on o tym wszystkim wie. To dziwne skupienie i lśnienie w oczach sugerowały, iż wie, że działa na mnie w nieodpowiedni sposób. Jego źrenice się rozszerzyły, a usta lekko rozszerzyły, jakby mówiły "o jej, właśnie to do mnie doszło".
— Bello... — szepnął.
Wydawało się, że ma zamiar się do mnie pochylić.
— Odsuń się od niej — usłyszeliśmy warknięcie.
Rory zastygł, wlepiając we mnie przerażone oczy. Spojrzeliśmy w stronę, z której dotarł do nas głos.
W świetle stajennych drzwi stał mój strażnik. Ten młodszy. Jego włócznia wycelowana była w Rory'ego, a całe jego ciało było napięte do granic możliwości. Na szarawy nos wystąpiły krople potu.
Geber posłusznie odstąpił, unosząc ręce do góry. Zrobiło się mi paskudnie zimno, aż zadrżałam.
— Odwróć się, oprzyj ręce na ścianie — polecił nefilim.
Rory stanął posłusznie pod ścianą. Szczęki miał zaciśnięte, a między jego brwiami pojawiła się lwia zmarszczka.
Wpadliśmy. Ledwo rozpoczęliśmy akcję sabotażową, a już wpadliśmy. Byliśmy najgorszymi spiskowcami na świecie.
Strażnik przeszukał stajennego, ale nie znalazł nic niepokojącego. Ja w tym czasie stałam, oplatając pierś własnymi rękami. Krzyk zawodu chciał się wyrwać z mojego gardła. Co mogłam zrobić? Jeśli nefilim zaprowadzi nas do Kayna, lub co gorsza do Daphry, Rory straci głowę, a ja już nigdy nie będę wolna. Zamkną mnie w pokoju bez okien i każą tam gnić do końca życia. Mogłam stracić wszystko, co jak dotąd sobie wypracowałam. Potrzebowałam rozwiązania.
— Książę nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że jego przyszła żona zabawia się po kryjomu ze stajennym — zakpił nefilim.
Zabawia się ze stajennym? Rozwarłam powieki, gdy zrozumiałam. Strażnik widział tylko mnie i Rory'ego, szykujących się do pocałunku. Z jego perspektywy nasze spotkanie miało tło czysto fizyczne. Przez myśl mu nie przeszło, że wcześniej mogliśmy rozmawiać o planach związanych z obaleniem Tempestów z tronu Korynthii. Nic nie słyszał.
Przełknęłam ślinę. Zobaczyłam szansę, skrawek nadziei. Powinnam wykorzystać pierwsze wrażenie, jakie odniósł strażnik. Powinnam wejść w rolę niewiernej narzeczonej. Powinnam udawać kobietę, która z chęcią odda się każdemu, aby osiągnąć korzyści. Widziałam wcześniej podobne zagrania. Słyszałam, że lady Agora wzniosła się na wyżyny hierarchii, uwodząc i lądując w łóżku z ważnymi mężczyznami, a swoje życie zaczynała jako dziwka w burdelu. Dziś każdy się z nią liczył. Oczywiście nie byłam Agorą Hett, nie miałam pojęcia o uwodzeniu i spełnianiu erotycznych zachcianek mężczyzn, jednak mogłam ją imitować.
Miałam tylko jedną próbę, żeby odmienić swój los.
— Panie... — Głos wydawał się zbyt suchy, jakbym nie nawilżała gardła od kilku dni.
Strażnik uniósł brew, ale skupił na mnie uwagę. To dobrze. Tego potrzebowałam.
— Panie, czy jest coś — to, co układałam w głowie, z trudnością opuszczało moje usta — co mogłabym zrobić, żeby książę nie dowiedział się o naszym przyjacielskim spotkaniu?
Brew uniosła się jeszcze wyżej. Plecy Rory'ego się napięły, a on przechylił nieznacznie głowę, uważnie słuchając. Miałam nadzieję, że zrozumie podstęp, a przynajmniej, że nabierze jakichkolwiek podejrzeń.
Nefilim zacisnął, a następnie rozluźnił uścisk na trzonie włóczni. Mężczyzna rozejrzał się wokół, jakby upewniał się, że jesteśmy sami.
— Ile jesteś w stanie zrobić, żebym milczał? — wyszeptał, nie mrugając.
— Wszystko — zagwarantowałam.
— Chodźmy więc do ciebie. Jeśli mówisz prawdę, ja nie wspomnę ani o tobie, ani o nim. — Brodą wskazał Rory'ego. — Szkoda, żeby baty zdarły tak gładką skórę, kiedy możesz to odpracować w subtelniejszy sposób. — Tym razem zwrócił się do Gebera: — Wracaj do swoich spraw, kmieciu.
Nefilim złapał mnie pod ramię i bez większej delikatności poprowadził do zamku.
Przeszliśmy przez ogrody. Wyraźnie starał się omijać posterunki strażników. Nie mógł jednak przejść wraz ze mną całkowicie niezauważony. Ja kryłam się, a także czekałam cierpliwie, kiedy on nie miał cierpliwości i czasu. Tak też zbliżyliśmy się do nefilim pilnującego wejścia do ogrodu.
— To twoja pierwsza próba — szepnął mi do ucha. — Lepiej tego nie spierdol.
Puścił moje ramię i wtedy zauważył nas strażnik.
— Spacer tak późno? — zapytał podejrzliwie.
— Księżniczka zapragnęła rozprostować nogi.
— Bez psa? — zdziwił się.
— Pies już spał — wtrąciłam.
Wartownik przyjął wyjaśnienie bez dalszych zastrzeżeń. Szybko się od niego oddaliliśmy.
— Grzeczna dziewczynka — mruknął mój strażnik.
— Jak ci na imię? — zapytałam.
— Tagrin — przedstawił się.
— Skąd wiedziałeś, że uciekłam, Tagrinie?
Prychnął.
— Jesteś głupia? Zostawiłaś psa, a pies zaczął skamleć. Skamlał na tyle długo, że wzbudził moją ciekawość — wyjaśnił. — Nie było cię, więc ruszyłem na poszukiwania.
Cholera, jęknęłam w duchu. Tego nie przewidziałam. Brałam zazwyczaj Bestię ze sobą. Nie wiedziałam, że skamle, gdy mnie nie ma. Gdy wychodziłam faktycznie spała.
— Chyba rzeczywiście jestem głupia — przytaknęłam, wzbudzając jego wesołość.
— Do tego, czego od ciebie oczekuję, nie potrzeba inteligencji.
Dotarliśmy do moich komnat. Tagrin zamknął drzwi od środka. Bestia, która przybiegła mi na powitanie, szybko schowała się pod łóżko. Tolerowała wyłącznie Kayna, a obecność innych nefilim wywoływała w niej lęk. Spod prześcieradła wyglądał jedynie jej nos. We mnie również obudził się strach.
Strażnik położył dłonie na moich biodrach, przyciągając je do siebie. Nie było weń za grosz subtelności. Jego dotyk napawał mnie obrzydzeniem.
Nie zamierzałam dać się zgwałcić. Nie zamierzałam oddać się mu po dobroci. Nie zamierzałam w żaden sposób z nim obcować.
Kiedy pochylił się, aby mnie pocałować, napotkał opór.
— Co jest? — warknął ze złością.
— Czy... — Czułam palenie na policzkach. — Mógłbyś się wykąpać?
Jego twarz wykrzywił grymas. W końcu obiecałam mu seks, a nie zabiegi higieniczne.
— Wykąpać? — powtórzył nieco ogłupiały i rozdrażniony.
— Proszę o zbyt wiele? Czuję od ciebie pot.
Aby dać podstawę moim słowom, zaciągnęłam się powietrzem, nieznacznie się krzywiąc. Wcale nie skłamałam na temat otaczającego go odoru. Ostra woń potu drażniła moje zmysły.
Zauważyłam, że nefilim nie przykładali takiej wagi do higieny, jak my. Kayn, który starał się dopasować i się mi przypodobać, stanowił wyjątek. I oczywiście była jeszcze Daphra, która nie tylko chciała robić wrażenie, ale jeszcze przyciągać wzrok. Nefilim przypominali pod tym względem krasnoludy i niektóre szczepy centaurów. Jeśli chodzi o demony, te unikały wody jak ognia.
— Tyle zachodu dla jednego dupcenia — marudził Tagrin.
— Jednego? — Uniosłam jedną z brwi. Próbowałam wyglądać na śmielszą. To uwiarygadniało moje postępowanie.
Zrozumiał aluzję.
— Dobrze. Tam jest łazienka? — Zapytał, a ja przytaknęłam bezgłośnie. — Opłukam się. Nie kombinuj. — Pogroził mi palcem, oddalając się. Idąc, rozpiął pasek. — Cały czas do mnie mów. — Pasek świsnął, uderzając o nagą skórę brzucha.
Zniknął za drzwiami. Przymknął je, zostawiając niewielką szparę.
— Będę twoim pierwszym? — wypytywał. W tle woda uderzała o ceramikę. Opróżniał pęcherz.
— Tak.
Skrzywiłam się, bo dotarło do mnie, że powinnam zaprzeczyć. On jednak nie nabrał podejrzeń.
— A to zaszczyt mnie kopnął — skomentował tylko.
Kiedy on puścił wodę, ja wdrożyłam mój plan w życie.
Napisałam liścik, cały czas z nim rozmawiając.
— Dlatego proszę, abyś był delikatny — postanowiłam pociągnąć temat mojego dziewictwa.
— To ja mam się dobrze bawić.
Zacisnęłam zęby. Co za gbur...
— Masz rację, przepraszam.
Liścik o treści: "Zawiadom księcia, że widziałeś, jak strażnik mnie napastuje podczas wieczornego spaceru. Powiedz, że obawiasz się, iż mnie zgwałci. Jeśli zapyta, dlaczego nie powiedziałeś strażnikom, powiedz, że im nie ufasz." owinęłam wokół jednego z zapasowych kamieni, które zwykłam trzymać w doniczce z kwiatem.
— Przewietrzę — rzuciłam, otwierając szeroko drzwi od balkonu. Wyszłam na zewnątrz i pospiesznie zrzuciłam kamień. Liczyłam na to, że stajenny czeka na moją wiadomość.
Wróciłam do środka. Drzwi łazienki, poruszone przeciągiem, szeroko się otworzyły. Kątem oka zauważyłam, iż Tagrin wyszedł z wanny i przywłaszczył sobie jeden z ręczników, wycierając się z wilgoci.
— Rozbieraj się — polecił mi, gdy mnie zobaczył. — Straciliśmy już dość czasu.
— Oczywiście.
Usiadłam na łóżku. Nie chciałam się rozbierać. Nie chciałam się mu pokazywać. Drżącymi palcami sięgnęłam za plecy, odnajdując kokardę od gorsetu. Pociągnęłam. Szaleńczo zestresowane palce z trudem rozluźniały kolejne piętra sznurowań, często się gubiąc. Rzuciłam sztywny materiał na poduszkę. Moja talia była mokra od potu. Kropelki zasoliły również miejsce nad górną wargą. Trzęsłam się cała, zsuwając lepki materiał z ramion. Serce słyszałam w uszach, jakby nagle przeniosło się do wnętrza głowy.
Tagrin opuścił łazienkę. Był całkowicie nagi. Nigdy nie widziałam gołego, dorosłego mężczyzny i sądziłam, że to Kayn będzie pierwszym, którego ujrzę. Mój wzrok, zanim speszona go odwróciłam, spoczął na sterczącym elemencie jego budowy. Penis był wielki, nabrzmiały i poziomo kołysał się z każdym krokiem.
— Jeszcze się nie rozebrałaś? — zagrzmiał, stając nade mną. — Bo pomyślę, że wcale nie zamierzasz rozłożyć przede mną nóg.
Przełknęłam ślinę, wbijając spłoszony wzrok w kolana ukryte pod czarną suknią.
— Skądże... — wydusiłam z siebie, ściągając górną część garderoby z piersi.
Dotknął mnie, ściskając w ciemnej dłoni niewielką pierś, niczym rolnik badający jędrność owoców. Łzy szczypały w powieki.
Popchnął mnie na materac, po czym przygniótł własnym ciałem.
Widziałam rozbłyski gwiazd, kiedy pomimo oddychania, poczułam straszne duszności. Strach rozszerzył moje źrenice. Pies zaskomlał w odpowiedzi na skrzypnięcie łóżka.
Pomimo wcześniejszych uszczypliwości, Tagrin zachowywał się ostrożnie i delikatnie, jakby wiadomość o moim dziewictwie faktycznie stanowiła dlań jakąś wartość. Jego kciuk i palec wskazujący bawiły się sutkiem, podczas kiedy jego usta składały pocałunki na mych żebrach, a język lizał skórę. Czułam mdłości.
— Nie leż jak kłoda — mruknął, przygryzając drugą pierś.
Rory, błagam, pośpiesz się, jęczałam w duchu. A jeśli Rory nie znalazł mojej wiadomości? Nie chciała brać tej możliwości pod uwagę. Ona do mnie nie docierała. Wierzyłam, że Rory zrobi wszystko, żebym ja nie musiała robić nic... A jeśli Rory nie zrozumiał i uznał, że naprawdę chcę przekupić strażnika własnym ciałem? Ogarnęło mnie przerażenie.
Z odrazą przeczesałam palcami wilgotne po kąpieli czarne włosy. Starałam się przy tym myśleć o ich przyjemnej fakturze, a nie o fakcie, iż należą one do obcego nefilim, z którym jak dotąd łączyły mnie tylko spacery z psem, gdy ten załatwiał swoje potrzeby.
— Doprawdy, jesteś taka niedoświadczona — podsumował moje starania mężczyzna, łapiąc mnie za nadgarstek. W jego tonie słyszałam rozbawienie. Zdaje się, iż stres przeze mnie odczuwany, dlań stanowił pretekst do śmiechu. Ani trochę się mu nie dziwiłam; nie dorastałam Agorze do pięt.
Pokierował moją rękę poniżej swojego brzucha, chcąc, abym dotknęła jego naprężonej męskości. Zesztywniałam, opierając się jego żądaniu. Nie pozwoliłam ruszyć moją dłonią ani o milimetr.
— Jak chcesz — zirytował się. — Z takim zaangażowaniem nigdy nie zadowolisz Tempesta — burczał. Zrzucił suknię, która okrywała biodra, na ziemię. — Mógłbym cię czegoś nauczyć przed nocą poślubną — kontynuował, łapiąc za materiał bielizny. — Ale najwidoczniej elfickie kobiety nie mają w sobie żaru.
Odkrył mnie całkowicie i kiedy tak patrzył na to, co starały się ukryć moje zaciśnięte uda, ja usłyszałam podnoszący na duchu dźwięk dochodzący z korytarza.
— Nie! — rozdarłam się, żeby nie dowiedział się o nadchodzącej pomocy.
— Co do...? — Zbiłam go z tropu. Zdziwiony wybałuszał gały.
— Puść mnie! — krzyczałam dalej, chociaż Tagrin nawet mnie nie dotykał. — Puść!
— Co? — jęknął. Kompletnie zgłupiał.
Z hukiem drzwi wyleciały z zawiasów, uderzając z łoskotem o podłogę. Nie spodziewałam się, iż w Kaynie drzemie podobna siła, wszak nie był typowym wojownikiem, tylko zapatrzonym w naukę nefilim. Książę zatrzymał się wyłącznie na ułamek sekundy, żeby zrozumieć, na co patrzy. Nagi Tagrin, blady jak śmierć, pochylał się nad moją kompletnie nieubraną postacią, starając się ogarnąć, co tak właściwie się wydarzyło. Moja twarz przybrała koloru wiśni, kiedy to darłam się z całej siły i z trudem powstrzymywałam płacz. Teraz mogłam odpuścić i pozwolić słonej rzece zmoczyć moje policzki.
Rozwścieczony książę rzucił się na strażnika, zrzucając go na podłogę, a następnie rozpoczynając serię ciosów. Tagrin się nie bronił, będąc w szoku lub bojąc się postawić komuś tak wysoko postawionemu. Całej tej scenie przyglądał się z bezpiecznej odległości Rory. Na jego twarzy malował się biały strach. Spod łóżka wybiegła Bestia, ujadając wściekle na kotłujące się ciała.
— Nie! Panie! To nie tak! — Tagrin, zasłaniając przedramionami twarz wołał. — To ona! — krzyczał. — Ona!
Jego oczy błyszczały z nienawiścią, gdy tylko mógł wyglądać na mnie zza potężnego cielska Kayna. Zrozumiał, że to był podstęp.
Zaniosłam się doniosłym szlochem, nie tylko dlatego, że tak właśnie powinnam postąpić, ale również po to, żeby poradzić sobie z emocjami, które to kumulowały się przez dłużące się minuty — podczas powrotu do zamku, kąpieli Tagrina, a później na łóżku, kiedy już tylko modliłam się o natychmiastową pomoc. Wiedziałam, że już nigdy w życiu nie odważę się na podobny krok. Nie byłam taka.
Pięść Kayna dosięgnęła twarzy Tagrina, łamiąc nos z nieprzyjemnym chrzęstem. Strażnika zamgliło, przez co opuścił gardę, pozwalając doszczętnie rozkwasić swoją twarz.
Zwymiotowałam.
Do psiego szczeku, mięsisto-głuchych uderzeń oraz mojego zawodzenia dołączył tupot obutych stóp, kiedy to zaalarmowani strażnicy zbiegli się z całego zamku, aby podziwiać przedstawienie. Gdzieś tam za ich plecami czaiła się również zaspana służba.
Kayn odetchnął głęboko, siedząc okrakiem na drugim nieprzytomnym mężczyźnie. Ze stoickim spokojem zaczesał w tył włosy, które rozsypały się na jego twarzy podczas szarpaniny. Oddychał ciężko, ale w sposobie w jaki wypuszczał powietrze ustami można było dostrzec ulgę i satysfakcję. Jego dłonie i nadgarstki pokrywała krew — jego i Tagrina. Miała dużo ciemniejszą barwę niż krew elfów, a jej tony były bardziej fioletowe.
Spojrzenie książęcia spoczęło na mnie.
— Nic ci nie jest? — zapytał.
Wybałuszyłam nań oczy. To takie przerażające... To co zrobiłam i to, co Tagrin mógł zrobić ze mną. Matko... Właśnie skazałam drugą istotę na śmierć, żeby ratować własną skórę.
— Nie zdążył... — rzekłam głucho. — Nie zdążył...
Kayn zauważył przybyłą straż. Mężczyźni wyglądali na wstrząśniętych, patrząc to na zakrwawionych mężczyzn, to na mnie, skrywającą wdzięki pod narzutą.
— Weźcie to ścierwo — polecił książę — a stajennego zaprowadźcie do kuchni. Każcie mu dać kosz wina.
Wymieniłam pospieszne spojrzenia z Rorym. Nie dość, że uniknęliśmy kary, to Geber jeszcze został nagrodzony za fałszywą chęć pomocy.
— Dziękuję, książę. — Mój przyjaciel pokłonił się nisko z wdzięcznością. Na pewno więcej w tej wdzięczności było wdzięczności za to, że spiskowanie uszło mu na sucho niż wdzięczności za nagrodę.
Tagrin został pozbierany z podłogi. Częściowo kontaktował, ale zdawało się, iż niewiele doń dociera. Uderzenia zamroczyły jego postrzeganie. Dla nas dobrze się składało, że Kayn nie oszczędzał się, wymierzając sprawiedliwość. Moje serce jednak cierpiało, gdy świadomość podsuwała, iż strażnikowi nic by się nie stało, gdybym grzecznie siedziała w pokoju. Książe krążył jak sęp wokół zdobyczy, spoglądając na każdy ruch strażników.
Przez zagęszczający się tłum przepchnęła się Daphra. Dziwnie było zobaczyć ministrę w szlafroku, a nie uniformie lub kusej sukni.
— Co tu się dzieje? — rzuciła na wstępie.
Czerwone ślepia nefilim zbadały sprawę, a bystry umysł natychmiast dodał dwa do dwóch. Tagrin ledwo trzymał się na nogach, podpierany przez dwóch strażników, jego twarz puchła w zastraszającym tempie, z zadrapań i nosa ciągle sączyła krew; z drugiej strony stał spięty Kayn, rozmasowujący brudne od posoki pięści. Byłam też ja — zapłakana, przerażona, rozczochrana i pod materiałem narzuty całkowicie naga. Czarna suknia leżała u stóp łoża. Pies uciekł w kąt, cicho skomląc.
— Ty brudne ścierwo! — zwróciła się sykliwie do Tagrina i ku zaskoczeniu wszystkich podeszła doń, złapała za ramiona i z całej siły wbiła kolano poniżej żeber. Mężczyzna padł na kolana, plując krwią, a także wymiotując.
Strażnicy szybko podnieśli nefilim i wcale nie delikatnie wyprowadzili na korytarz, kierując się do lochów.
Rory również opuścił pomieszczenie, a tłum gapiów zaczął się rozpływać, jakby w obawie przed złością ministry. Służące wbiegły, aby posprzątać pobojowisko — zetrzeć krew, wymiociny, a także niepasujące do tego wszystkiego mocz i kupę zostawioną przez Bestię, która to zbyt długo nie wychodziła na zewnątrz.
Daphra zmierzyła najpierw mnie, a następnie Kayna spojrzeniem.
— Popełniłam błąd, izolując was — przyznała beznamiętnie. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, ale zaraz wróciła do starych nawyków. — Gdybym pozwoliła wam się spotykać, zapewne by to tego nie doszło. — Tylko ja wiedziałam, że nie miała racji. — Naruszył cię, księżniczko? — zapytała bezpośrednio.
Gapiłam się na nią bez słowa, jakby przetwarzając to, co właśnie zobaczyłam i usłyszałam.
— Nie... — odpowiedziałam wreszcie.
Wydawało mi się, iż usłyszałam westchnięcie Kayna.
Ministra Yor wyprostowała się, poprawiła włosy i ruszyła w stronę wyjścia.
— Zaraz przyślę Rigel.
Zniknęła w słabo oświetlonym korytarzu, a do mnie dopiero po chwili dotarło, iż powiedziała, że zaraz przyśle Rigel. Rigel miała spędzić ze mną noc.
Sprzątające kobiety opuściły komnaty, a drzwi zostały prowizorycznie wstawione na miejsce przez służącego. Zostaliśmy z Kaynem sami.
Wstydziłam się mu spojrzeć w twarz. On myślał, że Tagrin mnie napadł, kiedy tak naprawdę upozorowałam gwałt. Czułam się bardzo źle z tą myślą, iż tak bardzo go oszukałam. Najpierw za jego plecami spotkałam się z Rorym, przekazałam ruchowi oporu informacje, prawie pocałowałam Gebera, po czym uknułam plan, dzięki któremu moje przewinienia nie wyjdą na światło dzienne. Brzydziłam się sobą. Znając siebie, w życiu nie uwierzyłabym, iż mogłabym uczynić coś podobnego.
Wreszcie podniosłam oczy. On chyba od dłuższego czasu nie spuszczał ze mnie wzroku. Jego dotąd napięta twarz się rozluźniła, ukazując tym razem troskę. On naprawdę mnie żałował. Wierzył w moją krzywdę.
— Na pewno nic ci nie zrobił? — zapytał spokojnie.
— On... — Wciąż płakałam, więc słowa z trudem opuszczały moje gardło. — Nie mogę o tym mówić...
Jestem kłamczuchą i obrzydliwą manipulatorką.
Nie mogłam mówić i nie mogłam na niego patrzeć. Nie mogłam robić tych dwóch rzeczy jednocześnie.
— Popatrz na mnie — polecił, ale ja tylko pokręciłam głową, krztusząc się wstydem i żalem. — Bello, muszę wiedzieć, jak to się stało i do czego się posunął, żeby sprawiedliwie go ukarać.
Znów pokręciłam głową.
Zbliżył się; klęknął nieopodal, tak że teraz widziałam kątem oka jego ciało do wysokości mostka.
— Bello... — powtórzył.
Spojrzałam. Chciałam mieć to już za sobą.
— Gdybyś nie przybył, on by mnie zgwałcił! — wyrzuciłam z siebie szybko.
I znów głowa w dół.
Paskudna kłamczucha.
— Co robił? Gdzie cię dotykał?
Zacisnęłam pięści.
— Całował mnie — mówiłam, zostawiając sobie chwilę przerwy na oddechy. — Dotykał piersi. Zdjął bieliznę. — Objęłam się ramionami, odwracając głowę. Skazałam Tagrina na śmierć. — Już miał... to... zrobić... ale przyszedłeś...
— Już dobrze... — szepnął Kayn uspokajająco. — Już dobrze... — powtórzył. Nie dotykał mnie; trzymał dystans. — A jak do tego doszło?
Jak do tego doszło? Tylko cudem powstrzymałam histeryczny śmiech, który cisnął się mi na usta. Kłam, Bello, kłam, coś szeptało w mojej głowie. Skaż go na śmierć.
Wzięłam dłuższy oddech, żeby nieco uspokoić roztrzęsiony głos. Później jeszcze jeden i kolejny. Książę cierpliwie czekał, podejrzewając, iż było mi ciężko. Bo było. Było mi ciężko kłamać. Raczej należałam do tych uczciwych istot. Ostatnio trochę się to zmieniło, ale przeważnie miałam dobre zamiary. To był pierwszy raz, kiedy zrobiłam od początku do końca coś niewybaczalnego, aby osiągnąć wątpliwe korzyści; zatuszować swoje nieposłuszeństwo.
— Chyba źle mnie zrozumiał. — Brzmiałam w miarę normalnie. Ważyłam każde słowo. — Wyszłam na spacer, trochę z nim rozmawiałam... Może pomyślał, że z nim... flirtuję? — Postawiłam wyraźny znak zapytania. — Ja... ja chciałam być tylko... miła... — Szybkie spojrzenie na twarz Kayna; mężczyzna przytaknął ze zrozumieniem. — Ośmielił się, ale go uderzyłam... a później, gdy już wróciliśmy, on wszedł za mną do sypialni, zablokował drzwi i... i... rzucił się na mnie.
Książę przeanalizował moją wypowiedź. Nie wyglądał na podejrzliwego. Chyba przyjął tę wersję za prawdę.
— Dobrze, że widział was ten stajenny — podsumował tylko.
— Tak. Dobrze — zgodziłam się, ocierając łzy rogiem narzuty.
— Zostanę z tobą, dopóki nie przyjdzie twoja siostra.
A Rigel powinna niedługo przyjść, pomyślałam. Cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Obecność Kayna w mojej sypialni przez całą noc nie była dla mnie do końca pożądana. Mogłabym przez przypadek coś wypaplać. Póki się stresowałam, musiałam zważać na słowa, bo mogłam powiedzieć coś głupiego.
— Kayn... — spojrzałam mu w oczy. — Dziękuję.
— Gdyby nie ona, sam bym z tobą został. — Drgnęłam, co odebrał opacznie. — Nie, żeby... — Pokręcił głową i westchnął. Wydawał się zawstydzony bardziej, niż podczas naszej rozmowy na łące. Był speszony i przestraszony, iż może powiedzieć coś, co mogłoby mnie zranić. — Po prostu usiadłbym w fotelu, albo położył się obok i tylko trwał przy tobie — wyjaśnił. — Nie zrobiłbym nic. Kurwa — sapnął głośniej — na pewno teraz nawet nie chcesz myśleć, że mógłbym chcieć kochać się z tobą... Kurwa! — Jego szczęki się zacisnęły. — Nie powinienem o tym wspominać. — Złagodniał. Przełknął ślinę. Wydawał się taki nie na miejscu. Kompletnie nie wiedział, co robić. Zrozumiałam, że nigdy nie musiał pocieszać skrzywdzonej kobiety. Nie wiem, czy kogokolwiek wcześniej miał okazję podnosić na duchu. — Mogę cię przytulić, czy... coś? — zapytał nieco nieporadnie i ze wstydem. — Nie wiem, jak postępować w takich sytuacjach — przyznał to, czego ja się już domyśliłam. — Jeśli chodzi o noc poślubną... możemy odpuścić. Nie wyobrażam sobie, żebyś teraz tego chciała. Możemy pobrudzić prześcieradło odrobiną krwi, niech gawiedź myśli, że cię posiadłem. Prawdę będziemy znać tylko my.
Wcześniej widziałam, że mu zależy; nie, że zależy mu w jakiś szalony sposób, lecz tak normalnie, zwyczajnie. Pragnął stworzyć ze mną właściwy, zgodny związek i chociaż spróbować rządzić z moją pomocą. Tego wieczora dostrzegłam, że być może nie jestem dla niego partnerem z przymusu, a także atrakcyjną w fizyczny sposób kobietą, a kimś z kim mógłby się związać na poziomie duchowym. Swoją uległością i bezinteresowną obietnicą opieki, sprawił, że poczułam dojmującą przykrość, bo ja go oszukiwałam.
— Kayn... — szepnęłam przez łzy. Wyciągnęłam dłoń, subtelnie kładąc ją na męskim policzku. — Nie mogłam trafić na lepszego męża. Będziesz wspaniałym mężem dla mnie...
Uśmiechnął się półgębkiem, a wtedy ja uklękłam przy nim, aby się przytulić. Narzuta się zsunęła, ale została natychmiast poprawiona przez księcia. Objął mnie ramionami, a ja zastygłam na kilka sekund, przyciskając głowę do jego mostka.
To, co zrobiłam, było bardzo złe. Nie chciałam, żeby kiedykolwiek się o tym dowiedział.
— Zmyj z siebie jego zapach — polecił półgłosem. — Poczekam na ciebie.
Zgodziłam się i szczelnie owinięta materiałem ruszyłam, aby się wykąpać.
***
Zawiązałam sznurek, zamykając poły szlafroka i wyszłam z łazienki. Kąpiel zmyła ze mnie nie tylko brud, ale także pozwoliła się opanować. Przestałam płakać. Jeszcze pociągałam nosem, ale oczy miałam tylko przekrwione i lekko wilgotne.
Kayn siedział na fotelu, patrząc gdzieś w dal. Jego naga klatka piersiowa rozszerzała się, unosiła, po czym niespiesznie się kurczyła. Skóra lśniła w blasku padającym z kominka.
Na środku sypialni stała druga postać. Dziewczynka była niewiele ode mnie niższa. W tym roku sporo urosła. Spoglądała na mnie z dystansem. Uległam wrażeniu, iż nie wie, dlaczego Daphra kazała jej tu przyjść. Może ministra podarowała jej jakieś ogólnikowe wyjaśnienie?
Z fotela powstał książę, podchodząc do mnie z pewną przezornością, jakbym miała nagle zerwać się do ucieczki. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze będzie traktował mnie jak porcelanową zastawę.
— Dobranoc, Bello — powiedział na pożegnanie. — Gdybyś mnie potrzebowała, wyślij po mnie.
— Dziękuję... — Zbliżyłam się o krok i uniosłam brodę. — Tak zrobię. Dobrej nocy...
Mężczyzna ośmielił się, widząc, że już ze mną lepiej. Na czubku mojej głowy pozostawił pocałunek. Bez zbędnych rozciągłości, opuścił moje komnaty.
Wielkie, zielone oczy Rigel odprowadziły intruza. Na pierwszy rzut oka było widać, iż moja siostra nie przepada za przyszłym królem.
— Co się stało? — zapytała, gdy skrzywione drzwi jako tako zablokowały wejście do pomieszczenia. Zapewne ich stan nasuwał sporo pytań.
Dopiero teraz zauważyłam, że Bestia przysiadła przy kostce Rigi, od czasu do czasu trącając ją nosem.
— To nieważne. — Była dzieckiem, nie powinnam jej obciążać problemami dorosłych. — Cieszę się, że do mnie przyszłaś.
— Daphra była wzburzona.
Widziałam już wcześniej jej wzburzenie i wciąż nie mogłam połączyć tej Daphry, która uderzyła Tagrina z Daphrą, którą jak dotąd znałam.
— Nie wątpię w to. Rigel... chodź tu do mnie.
Siostra ruszyła nieśmiało, noga z nogą, jakby trochę nieufnie, przypominając dzikie zwierzę, które dopiero się oswaja. Rozwarłam szeroko ramiona, żeby mimo zapłakanej, zbolałej twarzy wydać się jej trochę bardziej sobą. Przyspieszyła i z impetem uderzyła w moją klatkę. Zamknęłam ją w mocnym uścisku i już nie puściłam do samego rana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro