Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9: Konsekwencje

Jak poczwarka kryłam się w kokonie, który z mojej perspektywy posiadał półtransparentne ściany, dla otoczenia będąc całkowicie nieprzenikalnym.

— Przed czym się kryjesz? — zagadał znajomy, ale jednak nieznajomy, głos.

Przymknęłam powieki. Jak to możliwe, że nawet tutaj mnie znalazł?

— Przed wszystkimi — odparłam cierpliwie.

Głos zawsze był zbyt ciekawski.

— Dlaczego?

Zasłoniłam uszy, udając, że nic nie słyszę.

— Bello?

Zacisnęłam usta.

Nie widzę.

Nie słyszę.

Nie mówię.

***

Po Rigel pozostało jedynie wyleżane miejsce na prześcieradle. Opuściła mnie bezszelestnie, nie starając się ze mną pożegnać.

Tygodnie, które minęły od przejęcia przez nefilim zamku, odmieniły Rigi. To były tygodnie; co się zmieni w tej dziewczynie, jeśli miną miesiące? Lata? Daphra zabiła ducha mojej młodszej siostrzyczki, wyciskając zeń całą dziecięcą radość niczym sok z dorodnej cytryny. Dziecko nie przypominało już rówieśników, w nastoletnim ciele kryjąc zbyt dojrzały, pokaleczony umysł.

Początkowo obecność Rigel przyniosła mi ukojenie. Cieszyłam się, iż wygląda dobrze, nie nosi śladów uderzeń, a jej skóra, włosy i paznokcie nie ucierpiały, sugerując, iż niczego jej nie brakuje. Tylko te oczy... ciągle uciekające, jakby wyblakłe oczy.

Gdy rozpoczęłyśmy uprzejmą rozmowę, odpowiadała bardzo skąpo, stawiając raczej na dwu słowne zdania lub monosylaby, nie rozwijając zanadto własnych myśli.

— Daphra dobrze cię traktuje?

— Tak.

— Co robisz razem z Daphrą?

— Ćwiczę.

— Co ćwiczysz?

— Walkę. Jazdę konną.

— Robisz coś jeszcze z polecenia Daphry?

— Uczę się.

— A czego się uczysz?

— Wszystkiego.

— Kto cię uczy?

— Nefilimski uczony.

— Zawsze towarzyszysz Daphrze?

— Nie zawsze.

— Możesz sama poruszać się po zamku?

— Mam straż.

— Bawisz się czasem?

— Nie mam czasu na zabawę.

— Wyszywasz?

— Nie.

— Malujesz?

— Nie mam na to czasu.

Po kwadransie podobnej rozmowy miałam dość. Miałam dość wymyślania kolejnych pytań. Miałam dość monotonnego głosu mojej siostry, który tak bardzo do niej nie pasował, gdyż zwykła opowiadać o swoim życiu z pasją. Miałam dość niewiedzy, z jaką zostawiały mnie odpowiedzi na zadawane pytania. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zdawało się, iż Rigi nie ma ochoty ze mną rozmawiać, mimo iż wcześniej, na przekór sporej różnicy wieku, byłyśmy bardzo ze sobą zżyte. Dla mojej słodkiej Rigi, młodszej siostrzyczki, oczka w głowie, stałam się kompletnie obojętna.

To zrodziło wiele rozpaczliwych pytań.

— Czy Daphra zabroniła ci ze mną rozmawiać?

— Nie.

— Czy Daphra zabroniła ci czegoś mi mówić?

— Nie.

— Jest coś, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać?

— Nie.

— Dobrze się czujesz? Jesteś smutna? Dręczą cię koszmary?

— Czy mogłabym już iść spać? Jutro wstaję o świcie.

Prośba o sen była najdłuższą wypowiedzią, jaką udało się mi z niej wydobyć.

Obawiałam się, iż główną winę w złym stanie Rigi odgrywała śmierć rodziców. Widziała to, czego wielu dorosłych nie jest w stanie wytrzymać. To ją złamało, a trening posłuszeństwa pod okiem Daphry stał się tylko drogowskazem, za którym aktualnie powinna podążać. Złamaną istotę łatwo wytresować i nagiąć do swoich oczekiwań. Ministra od początku upatrzyła sobie moją siostrę, wiedząc, iż z naszej dwójki, to ona ucierpi najbardziej i to w niej może coś jeszcze zmienić. Rigel to tylko dziecko, które tęskni za matką i ojcem, nie rozumiejąc otoczki i sensu konkretnych wydarzeń.

Zaraz po przebudzeniu i przygotowaniu się do wyjścia, udałam się z Bestią na dziedziniec, żeby mogła sobie ulżyć. Byłam zaspana, podążając kolejnymi korytarzami, ale mojej uwadze nie uszło dziwne poruszenie wśród dworzan i służby. Widziałam strach obejmujący coraz szersze kręgi mieszkańców zamku.

Nefilimski strażnik trzymał się na dystans, bardziej przypominając swoim zachowaniem nieporadnego szpiega niż wartownika. Każdy mijany nefilimski żołnierz odwracał wzrok, jakby zawarli jakieś przymierze polegające na ignorowaniu mojej osoby. W pierwszym momencie pomyślałam, że to wina wczorajszych wydarzeń i częściowo okazało się to prawdą. Strach nefilim podsycony został czymś jeszcze.

Dziedziniec okazał się wyjątkowo gwarny, a ja już po paru krokach zorientowałam się, co zebrało niewielki tłum.

Na samym środku wbito w ziemię pal, na palu zaś siedział nefilim. Martwe ciało było zgarbione. Szarawe trzewia spływały wzdłuż drewna; wiły się na trawie, już częściowo skonsumowane przez gryzonie, koty i psy. Początkowo go nie poznałam — twarz miał opuchniętą, fioletową, miejscami skąpaną w krwi. Włosy, które zawsze wiązał w koński ogon nad karkiem, teraz oklejały jego trupie oblicze wraz z klatką piersiową. Tagrin otrzymał szybki sąd i była to moja wina.

Tak, jak przewidziałam, skazałam go na śmierć, jednak nie takiego rozmachu w egzekwowaniu konsekwencji się spodziewałam. To była jawna manifestacja, ostrzeżenie dla każdego, kto śmiałby tknąć własność przyszłego króla Kayna. To tłumaczyło ostrożność, z jaką podchodzili do mnie wartownicy.

Zrobiło się mi duszno, krew odpłynęła z mojej twarzy. Złapałam łapczywie powietrze. Nawet ono przesiąknęło martwymi wyziewami. Zgięłam się w pół. Zwymiotowałam żółcią i resztkami kolacji, po czym zaczęłam kaszleć.

Tłum potraktował mnie jak trędowatą. Zostałam sama z Bestią, kiedy poddani zbijali się w bardziej oddalone grupki. Szeptali. Plotki szybko się rozchodziły, a gorące wieści wręcz w błyskawicznym tempie znajdowały słuchaczy. Wszyscy wiedzieli, kto został nabity na pal, a także za co. Niektórzy mi współczuli, reszta pozostała obojętna.

Mimo pozostawionej przestrzeni, powietrze wcale nie wypełniało mych płuc z łatwością. Przesiąknięte odorem śmierci i gęste od strachu nie dostarczało odpowiedniej ilości tlenu.

Ktoś stanął u mojego boku.

— Zdaje się, że książę Kayn nie jest tak miękki, za jakiego go uważałam — powiedziała Daphra. Ona pachniała olejkami eterycznymi. Mieszanka ziół i rozkładu kojarzyła się z agonią. — Jestem pod wrażeniem, że z takim okrucieństwem potraktował własną rodzinę.

Jęknęłam, chowając usta za dłonią.

Rodzinę? Zmusiłam się, aby objąć twarz strażnika wzrokiem. Dziś nie przypominał nawet siebie, na próżno więc szukać rodzinnego podobieństwa. Kim więc Tagrin był dla Kayna i co to oznaczało dla mnie? Jakaż byłam głupia, żeby nie przewidzieć, iż do opieki nade mną zostaną oddelegowani najbardziej zaufani nefilim.

Spojrzałam na ministrę. Przyszła z nią Rigi — moja siostra nabrała zielonych odcieni i próbowała nie patrzeć na makabrę. Bestia skakała między naszymi nogami kompletnie nieświadoma grozy sytuacji.

— Książę cię wzywa, moja pani. — Daphra pokazała zaostrzone zęby. — Wzywa cię do swojego gabinetu, gdy tylko będziesz gotowa. Dziś nie będzie wspólnego śniadania — podkreśliła z udawanym żalem. Po Daphrze z poprzedniego dnia nie zostało ani śladu. — Myślę, że dziś i tak byś nic nie przełknęła, czyż nie? — Nic nie powiedziałam. — Zastanawia mnie, z czego wynika zmiana nastroju księcia. Wszak jeszcze wczoraj chciał cię tulić do snu, a dziś wydaje się... zdenerwowany; delikatnie mówiąc. — Poczułam w gardle ogromną suchość. — Niestety... nie chciał mnie wtajemniczyć, a szkoda. Chodź, Rigi — poleciła. — Mamy sporo roboty.

Odeszła, a zaraz po niej ulotnił się kadzidlany zapach. Został wyłącznie smród.

Odnalazłam znajomą postać. Przed stajnią Rory przerzucał rozniesione przez kopyta siano. Podniósł na mnie wzrok. Bał się, a ja widziałam to wyraźnie. Nie spał tej nocy, co odbiło się w szarości, jaką przybrała jego cera. Szybko odwrócił wzrok. Trup na palu nie tylko dla mnie był złym omenem.

Zabrałam Bestię pod pachę i pospiesznie opuściłam dziedziniec.

***

Czekał na mnie w swoim gabinecie. W gabinecie, który jeszcze niedawno należał do mojego ojca.

Pomieszczenie zostało wyczyszczone z pamiątek po Orionie. Było jak pusta skorupa, z której wnętrzności wyszarpano bez skrupułów. Pod ścianą nie stała już gablota wypełniona małymi modelami pojazdów naszych stron oraz mechanicznych powozów ludzi. On uwielbiał gonitwę ludzi za postępem technologicznym i nowinkami. Po oprawionych w szkło szkicach przedstawiających latające konstrukcje zostały jasne, ostrokątne plamy na ścianach. Tylko biurko i fotel zostały zachowane po poprzednim właścicielu.

Kayn jeszcze się dobrze nie rozgościł w gabinecie Oriona. Z pewnością interesowała go botanika i anatomia. Jego rzeczy leżały pod jedną ze ścian. Obrazy, a właściwie gabloty wypełnione okazami niewielkich owadów, spoczywały obok słoików wypełnionych formaliną i szczątkami zwierząt. Widziałam także szkielety na podstawkach. Kolekcja książek piętrzyła się w trzech kolumnach, a tytuły sugerowały biologiczne tematy.

— Usiądź.

Podniósł na mnie dwukolorowe oczy, kiedy tylko przekroczyłam próg. Nie było w nim nic z tego Kayna, który oświadczył się mi na wzgórzu, ani tego, który poprzedniego dnia tulił mnie uspokajająco. Jego kłykcie zostały obwiązane bandażem, przypominając mi o zajadłości, z jaką ostatniego wieczora wymierzały sprawiedliwość; pomyśleć, że był to dopiero początek drogi, jaką przebył Tagrin tamtej nocy, zanim ostatecznie wyzionął ducha.

Potulnie wypełniłam jego polecenie. Nie potrafiłam pozbyć się z głowy obrazu z dziedzińca — ciała, które jeszcze nie zaczęło się rozkładać, ale już zostało rozdarte przez zwierzynę. W tle tłukło się pytanie, czy to książę, tak jak zasugerowała Daphra, osobiście zajął się Tagrinem. Nie znałam mojego przyszłego męża na tyle długo, żeby rozstrzygnąć tę kwestię, a pytać nie zamierzałam, bo nie miałam na tyle odwagi.

— Chciałem z tobą porozmawiać na neutralnym gruncie.

Pokiwałam nieśmiało, drżąc z niewiedzy na temat wątków tej rozmowy.

— O czym chciałeś porozmawiać?

Postanowiłam, że nie należy zdradzać prawdy, póki nie zostanie ona odkryta. Udałam, iż nie mam pojęcia, czego książę może oczekiwać od mojej osoby.

— Po naszym spotkaniu odwiedziłem Tagrina. — Trzymaj, emocje na wodzy, poleciłam sobie. — Zapewne tego nie wiesz, ale Tagrin jest... był moim kuzynem — poprawił się. — Był synem siostry mojego ojca. Dlatego, że był moim kuzynem, zwykłem mu ufać. — Tak, jak sądziłam, w roli wartowników osadził ważne dla siebie persony. — Rozmawialiśmy.

— Och. — Moje palce, poza zasięgiem jego wzroku, wykręcały się nawzajem. — O... o wczorajszym wieczorze?

— Dokładnie. — Kiwnął. — On twierdził, że kłamiesz; że wcale nie chciał cię wziąć siłą. Twierdził, że sama mu to zaproponowałaś w zamian za milczenie. Ponoć widział ciebie i stajennego. Trzymaliście się za ręce. Pomijając kwestię jego niewierności koronie, za którą został ukarany, chciałem cię zapytać o twój związek ze stajennym. Tym razem nie kłam.

Kayn uwierzył Tagrinowi, słusznie zresztą. Według Tagrina miałam romans z Rorym. Tagrin został ukarany na zdradę korony, a tą zdradą była zgoda na łapówkę w postaci mojego ciała. Kayn, mimo iż używał w swojej wypowiedzi trybu przypuszczającego, wcale nie wątpił w swoje słowa. Nie zapytał o prawdziwość przesłanek o zapłacie, lecz o sprawę mojego romansu z Rorym. To oznaczało, iż nie ma co wypierać się obietnicy, jaką złożyłam strażnikowi.

— Nie ma żadnego związku ze stajennym — powiedziałam zgodnie z prawdą. Nigdy nic między nami nie zaszło, a z naszych ust nie padła żadna deklaracja. — Rory od dzieciństwa jest moim... przyjacielem.

Mężczyzna westchnął, słabo skrywając prychnięcie. Skrzydełka jego nosa drgały.

— Trzymasz się z przyjaciółmi za ręce? — poddał moje zapewnienie w wątpliwość. — Spotykasz się z nimi bez przyzwoitki, poza spojrzeniami postronnych oczu? Knujesz, żeby ukryć swoją przyjaźń przede mną? To nie ma sensu. — Skrzyżował ramiona. Jeszcze nigdy nie był tak wrogo do mnie nastawiony. Nie wierzył mi. Zrozumiałam, iż straciłam jego zaufanie i niełatwo będzie mi je odbudować. — Powiem inaczej... rozumiem, że może ci się podobać mężczyzna twojego pochodzenia. Być może nie jestem dla ciebie atrakcyjny. — Część mnie chciała zaprotestować, przerywając jego wypowiedź, ale reszta mnie wolała się nie wychylać. Pozostałam bierna. — Rozumiem. Niemniej jutro będziesz już moją żoną i nie zamierzam tolerować romansów z twojej strony. Czy jest to dla ciebie jasne?

— Tak. Jest to jasne — zgodziłam się, mając płacz na końcu nosa.

— Cokolwiek ci się wydaje, gdy patrzysz na mój lud, ja nie jestem taki, jak większość nefilim — podkreślił. — Będziesz moją żoną. Moją własnością — warknął. — Nie życzę sobie, aby ktoś dotykał, całował, czy pieprzył moją własność. Nie zamierzam tolerować spojrzeń, jakie ściągasz, a tym bardziej rozmów, jakie podejmujesz z innymi mężczyznami. Tylko ja będę miał do tego wszystkiego prawo, czy rozumiesz?

Zazdrość. To jedna z książęcych wad. Po raz pierwszy pokazał, że nie był do końca idealny, a jak się miało później okazać, w ogóle do ideału się nie zbliżał.

— Rozumiem. — Potulnie potwierdziłam. — Kayn... — Popatrzył na mnie spode łba. Dziś nie zasłużyłam, żeby zwracać się doń po imieniu. — Książę, ja nigdy nie... Nie całowałam go, ani on mnie. — Próbowałam zmniejszyć swoją winę. — My nigdy... — Byłam taka bezradna. — Spotkaliśmy się po kryjomu, bo Tagrin i Alex nie pozwalali nam rozmawiać. To, co zobaczył... to była taka chwila. Rory — imię stajennego wywołało grymas na książęcej twarzy — złapał mnie za rękę, coś było między nami, taki moment, ale nigdy do niczego nie doszło... Naprawdę... my nigdy... Nic do niego nie czuję... — Jak miałam go przekonać? Jak miałam odzyskać wiarę z jego strony? — Już nigdy się z nim nie spotkam, obiecuję. Przepraszam.

— Nigdy więcej nie próbuj mnie okłamywać, zrozumiałaś? Potrafię dotrzeć do prawdy — zapewnił, a ja mu wierzyłam. Przed chwilą dał mi dowód.

— Tak, oczywiście — zgodziłam się.

— I nigdy się już z nim nie spotykaj, nie rozmawiaj, nawet na niego nie patrz — przedstawił kolejne żądania.

— Nie będę — zapewniłam, chociaż wiedziałam, że nieszczerze.

Mogłam odpuścić na jakiś czas raportowanie, ale w końcu musiałam dać coś ruchowi oporu. Zwłaszcza teraz, gdy Kayn pokazał drugą stronę swojej osobowości.

Czemu wierzyłam naiwnie, iż jest inny? Dlaczego tak ciężko było mi sobie wyobrazić, iż mógłby z zimną krwią zamordować drugą istotę, póki nie zobaczyłam okrucieństwa na własne oczy? Przecież praktycznie go nie znałam, a gdy go poznawałam, odbywało się to w kontrolowanych warunkach. Naiwna ja. Ile nienawiści się w nim skrywało? Jak daleko był w stanie się posunąć? Już nie miałam wątpliwości, że Kayn od początku do końca poprowadził Tagrina jego ostatnią, pełną cierpienia drogą. Jak długo znęcał się nad drugim nefilim? Co ciekawe osobą, do której czułam odrazę, byłam ja, bo to moje działania zmusiły księcia do interwencji.

— Jak widziałaś, pozbyłem się twojego problemu — zagadnął po chwili, przerywając ciszę. — Uciszyłem go. Czyż nie tego chciałaś? — rzucił pytanie z dziwną satysfakcją. — Teraz wiemy tylko ja, ty i stajenny. I tak ma pozostać.

Zaczęłam kiwać głową na znak zgody.

Daphra nic nie wiedziała, co zresztą sama przyznała. Tylko ja, Rory i Kayn. Nikt więcej. Próbowałam coś odczytać z twarzy Kayna; bezskutecznie. Dlaczego zrobił z tego tajemnicę?

— D-dlaczego książę nie powiedział Daphrze? — odważyłam się w końcu zadać nurtujące mnie pytanie.

— Bo nie musi o tym wiedzieć. Nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.

— Dlaczego?

— Bo myślę, że wtedy, w niedługim czasie po naszym ślubie... zostałabyś zamordowana. Dla nefilim zemsta to świętość. Ja zapewne również musiałbym uważać na swoją głowę — wyjaśnił. — Ponadto, mimo tego, co zrobiłaś, czuję coś do ciebie. Bardzo cię polubiłem i ciężko mi zrozumieć, dlaczego wczoraj dopuściłaś się tak paskudnych czynów i jeszcze mnie okłamałaś.

Wstał z fotela, obszedł na około biurko i pochylił się do mnie. Czarne włosy opadły na oparcie za moją głową. Bliskość książęcia wzbudziła we mnie niepokój. Rano, zaraz po niespiesznej egzekucji musiał wziąć wonną kąpiel. Pachniał tak intensywnie, jakby dopiero co wyszedł z łaźni.

— Bello — powiedział moje imię cicho i spokojnie, nie wkładając doń żadnego uczucia — jeśli się spotkasz ze stajennym i wymienicie chociażby uścisk ręki, ja będę o tym wiedział, a wtedy on usiądzie na palu tuż obok tego, co pozostanie z Tagrina. Demony mają całkiem niezły węch. — Wziął głębszy oddech, jakby zaciągał się moim zapachem. Jego twarz złagodniała, a przynajmniej stała się bardziej neutralna niż zła. — Chcę jeszcze, żebyś wiedziała, że nie doszłoby do tej śmierci, gdybyś od razu kazała się zaprowadzić do mnie. Okazałbym wtedy łaskę i kazał Tagrinowi zamilknąć. Jestem zawiedziony twoim postępowaniem. Nieprędko odzyskasz moje zaufanie.

Po tych słowach koło mojego ucha zrobiło się chłodno, a kroki na parkiecie sugerowały, że Kayn wychodzi. Trzasnęły drzwi, a ja aż podskoczyłam ze strachu.

Zastanawiało mnie jedno... dlaczego mnie nie ukarał, chociaż moja wina była ewidentna?

***

Zgodnie z ustalonym porządkiem dnia w południe odwiedziły mnie służąca — Elemorta — oraz nasza rodzinna krawcowa Gabriela Aabatini.

Krótkowłosa, wysoka blondynka przyniosła suknię ślubną w pokrowcu. Sama wybrała krój i odcień, doskonale znając mój gust oraz wiedząc, jak podkreślić moją sylwetkę, gdyż ubierała mnie od niemowlęctwa.

— Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie i będę mogła wziąć w nim udział na swój sposób — przywitała mnie tymi słowami, odkładając z czcią suknię na narzutę łóżka — nie sądziłam jednak — kontynuowała, rozpinając pokrowiec — iż odbędzie się on w podobnych okolicznościach.

Kobieta ta zawsze mówiła to, co tak naprawdę myślała, a zwyczaj ten przynosił jej tyle samo przyjaciół, co wrogów.

Spojrzałam z obawą na służącą, która nijak nie zareagowała na wyraźną krytykę praktyk nefilim. Brunetka spokojnie przeglądała moją toaletkę, robiąc listę kosmetyków i materiałów potrzebnych, aby kolejnego dnia zrobić ze mnie idealną pannę młodą.

— Nie zdjęłam z ciebie miary, gdyż od dłuższego czasu twoja budowa się nie zmieniła — poinformowała Gabriela prezentując mi materiał. — Dotknij — poleciła.

Nie miałam na to ochoty po porannej konfrontacji z Kaynem. Nie poszłam na śniadanie, gdyż wciąż męczyły mnie mdłości, a przed oczami malował się obraz Tagrina górującego nad dziedzińcem. Najchętniej zwinęłabym się w kłębek i poszła spać. Ten ślub nie znaczył dla mnie wiele i wręcz się go obawiałam. Po oświadczynach czułam ekscytację, ale moje podniecenie wyparowało, tak jak życie mojego wartownika.

Niespiesznie więc podeszłam, biorąc między palce skrzący materiał sukni. W zależności od kąta, pod jakim oglądałam tkaninę, jej barwa zmieniała się, lśniąc na niebiesko, fioletowo lub miętowo. Była biała o tęczowym wykończeniu.

— Całkiem przyjemny — podsumowałam, nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć.

— Rozbieraj się, musimy ostatecznie ją przymierzyć. Jeśli potrzebuje drobnych poprawek, zrobię to jeszcze dzisiejszego popołudnia.

Elemorta, która już skończyła tworzyć listę, pospieszyła mi z pomocą. Sprawnie rozsznurowała gorset i pomogła zdjąć odzienie. Stanęłam przed wysokim lustrem w samych majtkach.

Odwróciłam wzrok, gdy tylko spoczął na czymś, czego wcześniej nie było. Tagrin zostawił malinową pamiątkę poniżej prawego sutka. Poczułam, jakbym zaraz miała zwymiotować, jednak mój żołądek był kompletnie pusty.

— Dobrze się księżniczka czuje? — zapytała Elemorta, widząc, jak bardzo zbladłam.

— W porządku... — skłamałam.

Zauważyła niewielkiego krwiaka. Jej policzki poczerwieniały.

— To nie jest w porządku, gdy mężczyzna próbuje przywłaszczyć sobie ciało kobiety — skomentowała Gabriela. Wszyscy już wiedzieli. — To hańba. Dla niego hańba. — Podniosłam ręce, a krawcowa opuściła suknię. Materiał zwinął się na podłodze. — Każdego, kto dopuści się gwałtu należy wykastrować, bo najwidoczniej nie jest on w stanie, jak rozumna istota, zapanować nad własną chucią. — Sięgnęła po srebrzysty gorset i ułożyła na mojej talii. — To nie tobie, moja droga, powinno być wstyd.

Nie odpowiedziałam. One mi współczuły, zagrzewały do walki, podnosiły na duchu, kiedy to ja sprowadziłam na siebie to piętno. Nie mogły o tym wiedzieć.

Gabriela skrupulatnie wiązała kolejne piętra gorsetu, kiedy ja tępo gapiłam się we własne odbicie.

— Jest idealnie — pochwaliła własną robotę, gdy ułożyła na mnie suknię.

Miała rację. Suknia była idealna. Taką chciałabym na mój wymarzony ślub z właściwym mężem. Jeszcze do świtu uważałam, że Kayn będzie tym doskonałym partnerem. Miałam wątpliwości. Uświadomiłam sobie, że w ogóle go nie znam, a on pokazuje mi tyle, na ile sam miał chęć.

Wyglądałam w niej uroczo, a ona wydobywała ze mnie to, co najlepsze. Odsłaniała kształtne ramiona i podkreślała wąską talię. Pokazywała intensywną zieleń moich oczu oraz czerwień włosów. Nie stapiała się z różowawą skórą, w pozytywny sposób z nią kontrastując. Była prosta, ale na tyle skomplikowana, iż nie wydawała się tandetna. Uniosłam ręce, a szerokie rękawy pięknie opadły jak wodospady. Okręciłam się wokół, oglądając grę świateł i cieni na lekko drapowanej spódnicy. Odetchnęłam, a pierś kusząco wzniosła się ponad rąbkiem gorsetu.

— I jak? — dopytała Gabriela. — Chcesz coś zmienić? Czujesz się w niej dobrze?

— Jest jak druga skóra — przyznałam. — Nic w niej nie zmieniaj. Spodoba się gościom. Ja... ja ją uwielbiam.

— Też myślę, że świetnie leży. Nie planuję więc poprawek. Przejdź się jeszcze dla przezorności.

Wykonałam polecenie, spacerując po sypialni. Bestia rozpoczęła gonitwę za dłuższym, ciągnącym się tyłem sukni.

— A sio! — Krawcowa nakrzyczała na psa, a ten schował się pod łóżko. — Zniszczy godziny mojej pracy — fuknęła.

— Przypilnuję, żeby tak się nie stało — zapewniłam.

— Nic więc tu po mnie. — Gabriela zmierzyła spojrzeniem Elemortę. — Ściągnij suknię i spakuj do pokrowca. Ja wybieram się do młodszej Letha.

Poruszyłam się. Więc i dla niej specjalnie szyła suknię. Nie wiem, czemu mnie to tak zdziwiło. Może przyzwyczaiłam się do bardziej chłopięcego ubioru Rigel, odkąd ta wpadła w ręce Daphry? Może przez myśl mi nie przeszło, że moja młodsza siostra weźme udział w ślubie, mimo iż to tak oczywiste?

Stanęłam przed lustrem, a Elemorta podeszła od tyłu. Rozpoczęła mozolny proces luzowania gorsetu.

Gabriela zamknęła za sobą nowe, świeżo zmienione drzwi.

— Księżniczko, mam dla księżniczki wiadomość — szepnęła służąca, tylko na chwilę przerywając swoją pracę, aby podarować mi ciasno złożony kawałek papieru.

Widziałam ją w lustrze. Zaczerwienienie z policzków jeszcze nie ustąpiło.

Rozwinęłam wiadomość i niemal pisnęłam z zaskoczenia, kiedy tylko poznałam charakter pisma należący do Rory'ego.

— Jak to? — zapytałam.

— Proszę czytać.

Bello,

Elemorta dołączyła do naszej grupy. Możesz jej zaufać. Od teraz, jeśli będziesz chciała przekazać mi wiadomość, wystarczy, że dasz ją Elemorcie. Nie powinniśmy więcej używać kamieni. To niebezpieczne.

Książę Tempest odwiedził dziś rano stajnie. Przybył, aby zagrozić mi śmiercią, w razie gdybym próbował szukać z tobą kontaktu. Nie zrobił mi krzywdy. Trzymał się na dystans. Kazał mi zatrzymać wczorajsze wydarzenia dla siebie. Nie rozumiem, dlaczego nie spotkał mnie los tego nefilim. Mam podejrzenia, że książę ma w podobnym postępowaniu własny interes.

Bardzo przykro mi z powodu tego, co wczoraj się stało. Mam nadzieję, że ten bydlak nie skrzywdził cię. Mogę się tylko domyślać, co się stało i co teraz przeżywasz. Ja również jestem przerażony, ale nie zamierzam się poddawać.

Bello, pamiętaj, jak ważną osobą jesteś dla nas. Tylko ty możesz zebrać informacje, do których nie mamy dostępu. Proszę cię, żebyś nie zaniechała swoich działań. Doceniamy twoją pomoc i liczymy, że ty doceniasz nasze działania, kiedy już samodzielnie zasiądziesz na tronie.

Chciałbym porozmawiać o naszym wczorajszym spotkaniu. Wiem, że następne spotkanie to jak proszenie się o śmierć. Ja śmierci się nie boję, ale chcę dbać o ciebie. Dlatego nie spotkamy się w najbliższym czasie, ale możemy wymieniać wiadomości. Możesz zaufać Elemorcie. Nikt jej nie złapie. Możesz napisać wszystko w liście. Tak, jak ja teraz.

Wczoraj zrozumiałem, że nie jesteś dla mnie tylko moją królową. Jesteś kimś więcej. Jesteś przyjaciółką. Jesteś przyjaciółką, ale mogłabyś być kimś więcej. Wczoraj wyraźnie to poczułem. Rozumiem też, iż twój status nigdy nie pozwoliłby nam się związać jawnie, nawet gdyby nie było nefilim. Moglibyśmy jednak być ze sobą po kryjomu. Wiem, wydaje Ci się to niesprawiedliwie, ale fakty są takie, że często małżonkowie nie dochowują sobie wierności.

Jesteś piękna, mądra, a także odważna. Jesteś moją wymarzoną bratnią duszą. Chcę wiedzieć, czy ty też to wczoraj dostrzegłaś.

Czekam na twoje listy. Czekam na twoje raporty.

Twój R.

Zmięłam papier w dłoni, po czym, wciąż jeszcze nie ubrana do końca, wrzuciłam go do kominka, pogrzebaczem zagrzebując go w jeszcze żarzących się zwęglonych resztkach drewna. Musiałam zniszczyć ten list. Gdyby dostał się w niepowołane ręce, mógłby narobić wiele szkód.

Zwróciłam swą twarz do Elemorty, która wciąż trzymała w dłoniach czarny gorset. Zmierzyłam ją spojrzeniem od czarnych, związanych w warkocz i oplecionych niczym korona włosów, przez porcelanowe oblicze, w którym wyróżniały się ciemne, wielkie niczym spodki, niebieskie oczy, a także malinowe usta, aż po jej lekko spiętą sylwetkę.

— Mogę ci zaufać? — upewniłam się.

— Jeśli nie ufa księżniczka mi, proszę zaufać panu Geberowi.

Odetchnęłam urywanym oddechem i obróciłam się w stronę balkonu. Zbierało się na deszcz. Czarne chmury wznosiły się nad lasem, sunąc w stronę miasta.

Zacisnęłam pięści, aż kości strzeliły.

— Nie odpiszę mu — zadecydowałam. — Dziś mu nie odpiszę — poprawiłam się.

— Czy mogę... — W szkle widziałam, jak prezentuje mi ostatnią część mojej dzisiejszej garderoby.

— Sama dokończę. Wyjdź.

Widziałam poruszenie. Dziewczyna posłusznie odłożyła sztywny materiał, po czym opuściła pomieszczenie.

Wierzyłam, że to Rory napisał ten list. Geber kształcił się na rycerza, więc podstawy miał opanowane, wciąż jednak używał prostego, mniej wyszukanego języka. Charakter pisma również się zgadzał. Po co jednak ryzykował zaraz po wpadce? Czyżby aż tak głęboko wierzył w Elemortę?

Zaplotłam ramiona, myśląc intensywnie nad treścią listu.

Kayn odwiedził Rory'ego zapewne jeszcze zanim porozmawiał ze mną. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że ufał Tagrinowi na tyle, aby wziąć jego zeznania za prawdę. Zagroził mojemu przyjacielowi, nie zrobił mu jednakże krzywdy. To oznaczało, że być może nie chciał mnie skrzywdzić, bo karając Gebera, sprawiłby mi przykrość. Tak, jak książę mówił, wiedzieliśmy i mieliśmy wiedzieć tylko my.

Rory w liście nawoływał do działania, mimo iż właśnie prawie zawiedliśmy. Pragnął, abym się nie poddawała, bo on nie miał zamiaru się poddać. Teraz, gdy dojrzałam skazę na kreowanym przez Kayna idealnym wizerunku, łatwiej było się mi zaangażować w pomoc buntownikom.

Najbardziej nieoczekiwaną częścią listu była ta opisująca uczucia do mnie. Nie spodziewałam się, iż mój przyjaciel tak szybko przejdzie do rzeczy. Nie spodziewałam się tak bezpośredniej propozycji ze strony Rory'ego. Być może w nim także uczucie przebudziło się nagle. To zrozumiałe. Wcześniej znaliśmy się przez lata, z tego powodu najwyraźniej wystarczyła tylko iskra, żeby wywołać wybuch. Musieliśmy do tego dojrzeć.

Ptaki zniżyły swój lot, a chmury przysłoniły blade słońce. Na balkonie dostrzegłam pierwsze krople deszczu. Pogoda wpływała na mój nastrój — chyba na każdego działała podobnie — dlatego żal, który tlił się w moim wnętrzu, zaczął pożerać moje trzewia.

Podjęłam decyzję.

Postanowiłam dalej współpracować z ruchem oporu.

Postanowiłam wygrać z uzurpatorem.

Postanowiłam dać z siebie wszystko, aby osiągnąć cel.

Świetnie się składało. Jutro przybędzie wielu gości. Tłumy nawiedzą zamek. Będzie panował chaos. Goście, służba i duża część strażników będzie pijana. Strażnicy nie zdołają mnie przypilnować.

Postanowiłam zakraść się do gabinetu ministry Yor.

*

Jak tam wasze przemyślenia po dwóch ostatnich rozdziałach? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro