Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11- Oprych czy glina?

Poszedłem na górę. Czekałem z strzelbą przy policzku. Nagle do środka weszła czarna postać (mówię o ubraniu) trzymała w ręku pistolet.

-Gdzie jesteś? I tak cię znajdę. Chcesz mieć większy wyrok?

-Nie. Nie wchodź bo cię zabiję. Jak tego dziadka, policjantów, dzieciaka...

-Wiem... Wiem... Cały kraj o tym gada. Nie wchodzę. Zobacz odkładam pistolet.

-Nie poddam się. Będę walczyć do samego końca.

-W Anglii nie możemy zabić człowieka za to że nam groził bronią lub chciał zabić. Pozwól że usiądę.

-A jak nie pozwalam?

-To i tak nie jest twój dom.

-Faktycznie.

-To jak będzie? Poddasze się, a wyrok dopilnuje by był mniejszy.

-Czyli ile?

-10 lat.

-Zabiję cię zaraz. Zaczynasz mnie wkurzać.

-Grozi ci za to dożywocie.

-5 lat.

-10 i ani roku w dół.

-Nie.

-Jak chcesz.

-Będziemy teraz sobie gadać?

-Tak, a co?

-Gdyby nie to że masz pistolet obok dawno byś leżał z flakami na wierzchu.

-Wiem to. Ale powiedz mi jak to jest, jesteś młody masz ile ty możesz mieć 16 lat?

-Dokładnie.

-No to jak to jest. Przecież to musi być straszny widok.

-Straszny widok jest gdy na przykład zabijasz kogoś i widzisz czaszkę od środka przez dziurę po gałkach ocznych.

-Wow... Ja też byłem zabójcą. Wypuścili mnie po 15 latach pod warunkiem że będę pomagał policji z takimi jak ty.

-Czyli jesteś gliną?

-Częściowo.

-Dobra skończ gadać.

-Ok będę cicho.

[3 godziny później]

-Glina jesteś jeszcze tam?

Cisza.

-Glina jesteś?

Wychyliłem się, leżały jego buty i skarpety przy wejściu.

Zbiłem wazon wstając. Kawałki szkła rozsypały się po schodach.

-Dobra młody koniec zabawy.

-Nie wydaje mi się.

Wszedł na szkło, a następnie po kolei na deptywał na każdy schodek aż spadł na sam dół.

-Poddaj się to co nic nie da.

-Da, przez tę rany na nogach będzie ci trudniej mnie złapać, a z ciebie będzie uciekać życie.

-Ja tu jestem tylko żeby cię przetrzymać.

-Co?

W tym momencie usłyszałem helikopter.

Gliną zaczął się śmiać.

-Wiesz co jest...

-Zamknij ryj.

Strzeliłem mu głowę.

Wyszedłem na zewnątrz, a helikopter spuszczał na linie policjantów.

-Stój bo strzelę.

-Przecież się nawet nie ruszam.

-Jesteś aresztowany.

-Na prawdę, a ja myślałem że jadę na kolonię.

-Masz prawo zachować milczenie.

-Dzięki ale nie skorzystam.

Wsadzili mnie do wozu policyjnego którym przyjechałem i odjechaliśmy na komisariat.

[13 godzin później w celi]

-Za co siedzisz?

-Za zabójstwo gliniarzy, i dzieci oraz jakiegoś typka po 60.

-Ja za napaść z bronią w ręku.

-Ile ty masz lat dzieciaku?

-16.

-Ile? W takim wieku?

-Dzieci szybko dorastają. A pan ile ma lat.

-26.

W tym momencie wszedł policjant.

-Ej młody ktoś do ciebie.

-Julka?

-Tak. Wyłaź.

Potknąłem się i wpadłem na klawisza.

-Uważanj jak łazisz.

-Przepraszam.

Poszliśmy do miejsca spotkań.

-Hej Julka.

Chlap w ryj.

-A to za co?

-Za to że cię złapali.

Chlap w ryj po raz drugi.

-A to za co?

-Spodobało mi się. Mam coś dla ciebie. Ale musisz mnie pocałować. *Mówi szeptem.

-Ok.

Całowaliśmy się i nagla poczułem że mi daje spinacz językiem.

-Koniec spotkania- Mówi gliniarz.

-Uda ci się wierzę.

-Właź do celi Ethan.

-A może mi pan powiedzieć która godzina jest teraz?

-Jest 15:24.

-Dziekuję.

-A teraz właź!

[6 godzin później]

-Gaszenie świateł.

Jest okazja. Wyjąłem spinacz z ust.
Czas otworzyć drzwi od celi.

Udało się! Teraz trzeba iść po moje rzeczy. One są w pokoju zamkniętym na klucz oczywiście. Idzie strażnik.

-Ale nudy.

Złapałem go za szyję i udusiłem.

-Prześpij się z tym.

Mam klucze.

Po wejściu do pokoju zobaczyłem że oni na mnie polowali od dłuższego czasu. Nie mogę tego pojąć. Dobra jest mój nóż i strzelba. Wynoszę się stąd.

Wybiegłem na poligon i podbiegłem do ogrodzenia. Musiałem przejść na drugą stronę.

Po zeskoczeniu popatrzyłem na więzienie.

-Ejj... Lamusy.

Strzeliłem w niebo.

-To ja zawijam nie. Elo pojebańce.

Pobiegłem w las w stronę starego zakładu psychiatrycznego. Tam nikogo nie ma od 1992 wejdę i przenocuje, a rano pójdę w stronę miasta.

Ciąg dalszy nastąpi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro