4.Tragedia nad jeziorem
Starałam się nie myśleć o Husarii i o wszystkich, których w zasadzie nie było. Dotarłam na plażę. Zawsze o tej porze były tu tłumy ludzi, lecz dziś wyjątkowo nikogo nie było. To pewnie dlatego, że pan Stanisław - właściciel Rancza Windyki- organizował dziś jakąś imprezę piętnaście minut drogi od stadniny.
Wtuliłam stopy w zimny piach, który odpoczywał w cieniu drzew. To jednak nie było wystarczającym ukojeniem w tym upale. Odłożylam torbę przy pomoście i zdjęłam sukienkę. Powoli weszłam do wody. Gdy woda dosięgała mi do ud, zauważyłam, że ktoś siedzi na pomoście. Wcześniej go nie zauważyłam, ponieważ tą część pomostu zakrywały jakieś ,,chwasty" wodne.
Lekko się przestraszyłam, ponieważ nikogo się tu nie spodziewałam. Powoli wycofałam się z wody. A może to... Ania?- przeszło mi przez myśl. Nie, przecież zniknęła. A może niekoniecznie?
Postanowiłam to sprawdzić. Weszłam na pomost. Pierwszy krok... Drugi... Trzeci... Czwar... Skrzyp! Serce mi stanęło! Na szczęście skrzypnięcie nie było głośne. Ruszłam do przodu czując promienie słoneczne na włosach. Teraz zakręt. Za chwilę się przekonam kto tam siedzi...- pomyślałam.-Na trzy. Raz, dwa... Trzy!
Wyjrzałam zza *sitowia i zobaczyłam...
Anie. Uff, dobrze, że to ona.
- Hej...- nieśmiało zaczęłam. Spojrzała w moją stronę wyraźnie zaskoczona. Uśmiechnęła się.
- Siadaj Natiś - powiedziała, zachęcając mnie ruchem głowy. Usiadłam obok niej. Zaraz zapewne zacznie bezsensowny temat, zamiast cieszyć się ciszą. Kiedy zrozumie to, że uwielbiam ciszę?
- Co tam? - zapytała jak zawsze.
- Przyszłam popływać. Gorąco dziś. Myślisz, że będzie można o osiemnastej pojechać z konmi nad jezioro?- zapytałam. Po krótkiej chwili zastanowienia Ania odpowiedziała:
- Myślę, że tak.
- Fajnie.
Cisza. Piękna cisza. Zawiał lekki wiatr. Nie miał czich włosów zerwać do cichego tanga, ponieważ moje włosy były związane, a Ania miała dwa ciemne warkocze. Dostrzegłam w wodzie małą kolonie okoni. Oooo! Konie!- pomyślałam jak zawsze. Dobra, weź się w garść i zacznij poważny temat.
- Nigdy...- zaczęłam. - Nigdy nie widziałam jak płaczesz - zaskoczyłam ją tym niespodziewanym zdaniem.
- Nie musisz widzieć.
Zastanowiłam się chwilę. Może płakała przed moim przyjściem? Z powodu Husarii? Nie, raczej nie płakała. Nie wygląda. Zawsze potrafię rozpoznać.
Zawiał mocniejszy, chłodny wiatr.
-Wiem, że nie muszę. Mogę sobie to przecież wyobrazić, ale dokładnie wiem jak wtedy wyglądasz - zdziwiła się i widocznie przestraszyła.- Wiem również z jakich powodów mogłaś płakać... - dodałam nieśmiało.
-Ale... - zaczęła, ale w tym momencie wskoczyłam do wody. I tak za dużo już jej powiedziałam.
Woda była znacznie cieplejsza od powietrza. Oznaczało to, że szła burza. Trzeba już chyba wracać. Na górze jest cieplej, a poza tym może mnie zaraz porwać jakiś prąd... Zaczęłam płynąć do brzegu. Nagle dziwnie zwolniłam i coś wyraźnie ciągnęło mnie w przeciwną stronę. W końcu płynęłam do tyłu i zaczynać lekko panikować. Tylko nie panikuj! Pamiętałam o tych wszystkich historiach w których ludzie zginęli tylko dlatego, bo panikowali. Chciałam położyć się na plecach ale nie mogłam. Zaczęłam zmawiać różaniec, na wszelki wypadek, a później coś pociągneło mnie pod wodę.
_______________
*sitowie - takie badyle, roślinność na jeziorze.
Dziękuję za przeczytanie tego rozdziału. Przepraszam, że dziś taki krótki. W czwartek już kolejny! Koniecznie zostaw gwiazdkę i czekam na wasze komentarze! Spodziewajcie się prologu... 😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro