Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.Wszyscy zniknęli

Jazda w końcu się skończyła. Jeźdźcy rozsiodływali konie przed stajnią. Co jakiś czas na nich zerkałam. Wciąż patrzyłam w stronę pastwiska, lecz nikogo nie dostrzegłam. Wszyscy byli u podnóża góry. Konie które wcześniej pasły się z Husarią, teraz spokojnie żuły trawę na niewielkim pastwisku "pod baobabami", nieświadome tego, że mała Husia jest teraz badana przez weterynarza. A może są świadome? A może jest nawet operowana?
- Natalia, pomożesz?
- Oczywiście.
Pomogłam Mieszkowi zdjąć siodło. Jak na swój wiek dobrze sobie radził...
Maja nie dawała sobie rady z siodłem Atosa, który należał do wysokich koni. On i Mała mają tego samego ojca - Pergamona- i zawsze trzymają się razem.
Gdy uporałam się z siodłem , wszystkie konie były już rozsiodłane i jeźdźcy zaprowadzili je na pastwisko, gdzie pasła się reszta koni, po czym odłożyli sprzęt do siodlarni.
W końcu mogłam zobaczyć co z Husarią. Gdy już chciałam do niej iść, zatrzymał mnie Mieszko.
- Myślisz, że mógłbym jutro pojeździć na Lotusie?
Nie uprzejmie by było gdybym mu powiedziała, że teraz nie mogę rozmawiać... Muszę ją zobaczyć! Teraz!
- Ymm... Porozmawiam z panem Mirkiem. A czemu akurat na nim? Dobrze i dzie ci na Małej - na moim koniu- pomyślałam.
-W sumie nie wiem... Chciałbym "zaliczyć" wszystkie konie i zobaczyć na którym będzie mi najwygodniej.
- A na Małej ci się już znudziło?- uśmiechem ukrywałam pośpiech i niechęć do rozmowy.
- Nie... Ale...
- Ok, rozumiem. To miłego dnia, pa!
Uff...
Chłopiec ruszył w stronę mini hotelu, a ja pobiegłam na pastwisko. Przeszłam przez drewniane ogrodzenie i pobiegłam w dół pola. Nigdzie nie dostrzegłam, ani Husi, ani Ani, ani Pana Mirka, a nawet weterynarza. Jak to możliwe? Powinni tu być... Wróciłam zrezygnowana i jednocześnie zaniepokojona na górę. Auta weterynarza już nie było. Jak to możliwe, że nie zauważyłam jego odjazdu? No i czemu Pan Mirek nie przyszedł żeby sprawdzić jak mi poszło?

Postanowiłam pójść do Ani, żeby zrelacjonowała mi odwiedziny weterynarza. Ruszyłam w kierunku stajni. Nie ma to jak latać w tą i z powrotem. Zatrzymałam się przed jej drzwiami. Śmiało zapukałam i odczekałam chwilę. Nic. Ani najwyraźniej nie było w pokoju. Światło stajennej łazienki, której drzwi były naprzeciwko wyjścia że stajni, było zgaszone. Pewnie gdzieś się przeszła... A może pojechała z weterynarzem i Husią do AnimalHospital? Może dlatego nikogo nie ma? Nawet pana Mirka?

Wyszłam ze stajni z myślami pełnymi pytań, które nawet nie chciały się ustawić w kolejce. Podeszłam do płotu od pastwiska pod baobabami i podziwiałam konie. Było tak gorąco, że wszystkie stały pod drzewami - jabłonką i kasztanowcem - odpędzając od siebie wzajemnie muchy.
A może by tak...- zastanawiałam się czy może by pojechać na przejażdżkę z Małą do lasu, albo przynajmniej nad jezioro, które było przecież za Jeziorakiem, lecz zaraz odpędziłam od siebie tę myśl, ponieważ nie było pana Mirka, a powinnam się najpierw go zapytać. Poza tym dziś było gorąco, a Mała przed chwilą pracowała. Ale jezioro było dobrą myślą.
Poszłam do swojego pokoju, który był w "hotelu". Przebrałam się w strój kąpielowy, po czym narzuciłam na siebie przewieną, błękitną sukienkę w drobne białe kokardki. Uczesałam moje orzechowe włosy w niskiego kitka. Do szmacianej torby włożyłam duży ręcznik, książkę i żelki, po czym założyłam na głowę mój kowbojski kapelusz. Buty zostawiłam przy łóżku. Pobiegłam do sklepiku, który był na parterze w budynku przy jadalni i kupiłam sobie śmietankowego loda.
Ruszyłam nad jezioro. Szłam wąską dróżką, przez nieużywany padok. Ziemia aż pażyła w stopy. Przeszłam nad płotem i wróciłam na ścieszkę. Po drodze minęłam stracha na wróble w granatowej koszuli. Pod nim, jak zawsze, leżała czaszka jakiegoś jelenia, lub sarny, która miała odstraszać dzikie zwierzęta. Strach najwyraźniej nie wystarczał.
- Jak tam Krzychu? Żyjesz? Dziś jest naprawdę upalny dzień. Dobrze, że południe dawno już minęło - powiedziałam do Stracha. Wiem, że to dziecinne, ale już tak mam, że muszę zagadywać do materii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro