Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.Padok

Biegłam tak szybko jak tylko nogi mi na to pozwalały. Pan Mirek prowadził jazdę na padoku. Gdy do niego dotarłam odrazu poinformowałam go o klaczce.
- Panie Mirku!- krzyknęłam gdy byłam już prawie u celu.
Spojrzał w moją stronę.
- Kłusem!- poinformował jeźdźców i zwrócił się do mnie.
- Panie Mirku!- złapałam oddech.- Husia ma coś ze strzalką w kopycie!
-Co?
-Cała jest napuchnięta i zropniała. Leży na patwisku.
-Nie dobrze... Popilnuj jazdy, dobrze? Jeszcze niech pokłusują z dwa kółka, a potem Karola i Mery mogą zagalopować.
Odszedł szybkim krokiem. Nie było z tąd widać pastwiska, gdzie akurat pasły się konie, bo zasłaniała go stajnia i mały hotel. Za to było widać pastwisko "Jeziorak". Mówi się tak na nie, ponieważ można nim się dostać do jeziora.
Gdy zobaczyłam co się stało Husarii (pełne imię młodej klaczki), pobiegłam do Ani, żeby poinformować ją o tym.
- O matko! Biegnij szybko po pana Mirka! I zakręć po drodze wodę!
Tak właśnie tu wylądowałam... Na środku pastwiska, prowadząc jazdę, zamiast towarzyszyć Husi. Tak w ogóle to zawsze jest tak, że gdy się coś dzieje to nigdy nie mogę tego widzieć. Kto znalazł Husarię? Ja. Kto pobiegł po pana Mirka? Ja. Kto teraz musi sterczeć na środku padoku i pilnować jazdy? Niestety ja... Ciekawe co by beze mnie zrobili.
- Stęp!- krzyknęłam. - Karola, chcesz zagalopować? -Podeszłam do dziewczyny.
- Oczywiście!
- Marysia?
- Tak.
- Okey, zmiencie kierunek jazdy. Reszta na małe koło.
Wszyscy postąpili zgodnie z moimi wskazówkami.
- Od zakrętu, galop!
Już za chwilę Mery na śnieżnobiałej Harpii, a za nią Karola na gniado-złotym Egipcie, galopowały po piasku, który pod miękkimi uderzeniami kopyt radośnie podskakiwał. Marysia idealnie sobie radziła. Mogłaby najwyżej, troszkę niżej trzymać wodze, za to Karola czasem lekko podskakiwała na Egipcie, który wcale nie należy do koni, na których jeźdźcy nie chcą jeździć, ponieważ wybija, wręcz przeciwnie. Każdy chce na nim jeździć; No i pięty bardziej w dół...
- Stęp!- zaraz podeszłam do dziewczyn, które miały na twarzach szerokie uśmiechy. - Było super. Marysia, świetnie sobie radzisz na Harpii. Pilnuj tylko jak trzymasz ręce. Karola, musisz się bardziej wczuć w rytm konia, widziałam jak podskakiwałaś. Mogę ci później wytłumaczyć o co dokładnie chodzi. I pięty w dół.
- No wiem, ciągle o tym zapominam...- tłumaczyła się dziewczyna.
- Ale nic się nie stało, po prostu musisz nad tym popracować.
Zobaczyłam granatowe auto wjeżdżające na teren rancza (ogólnie stajnia i wszystko tu nazywa się Ranczo Windyki). To był weterynarz.
- O której zaczęła się jazda?- zapytałam Marysię.
- O 15.
- Dzięki. Wjeżdżacie na duże koło!- krzyknęłam do jeźdźców na małym kole.
Zerknęłam na Małą. Siedział na niej Mieszko. Śmiesznie na niej wyglądał. W końcu miał osiem lat, a Mała, czyli Szelma, była dość dużym koniem. Moim koniem. Kochała mnie. Byłam jej. Ja też ją bardzo kochałam, mimo jej częstych fochów. Ale kobiety już tak mają. XD
Normalnie teraz bym do niej podeszła i mocno wyściskała, ale aktualnie obie byłyśmy w pracy i nie wypadało.

_________________________________________

Mam nadzieję, że drugi rozdział się podobał. Będę się starała wrzucać nowe rozdziały co dwa dni.
Dla jasności, specjalnie piszę Mery, a nie Mary, ponieważ ma to być odmiana od polskiego imienia.
Komentujcie, gwiazdkujcie i followkujcie ^^XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro