10. Jestem... Swoją kuzynką?
Teraz mogę być inna...
Była dziewiąta. Kończyłam właśnie rozkładać namiot przy stajni, gdy nadeszła Karola.
-Hej - powiedziała.
- Cześć..?- powiedziałam obojętnie.
- Jestem Karola.
- Fajnie.
- Ty pewnie jesteś kuzynką Nati?
- Może? Co cie to obchodzi?
- Tak się tylko pytam.
- To widać, że nie potrzebnie - rzuciłam. Może się wreszcie odwali?
Nawet na nią nie patrzyłam i dalej rozkładałam namiot. Zakłopotała się.
- To pa...- poszła.
Dobrze mi idzie. Zmieniłam trochę ton głosu... Inaczej się ubieram... Mam nawet założone słuchawki, a ja takich rzeczy nie robię NA RANCZU. Ale w codziennym życiu to u mnie normalne. No i najważniejsze. Jestem wredna. To do mnie nie podobne, więc na ogół nie jestem wredna, ale zawsze taka chciałam być i prosze. Marzenia się spełniają.
Gdy skończyłam rozkładać namiot poszłam do siodlarni, sprawdzić w kalendarzu, czy jest jakieś wolne miejsce w wieczornym terenie.
- Jest...- powiedziałam do siebie. Jedzie Mery i jakaś Julka na Małej. Dopisałam się i zmieniłam dziewczynie konia, na Atosa.
Wyszłam ze stajni i poszłam na padok. Pan Mirek prowadził jazdę. Na Małej jechał Pan Lucjan - tata Mery. Jak zawsze nadużywał bacika, mimo upomnień instruktora. Biedna Mała. Oby w końcu mu bryknęła, bo inaczej nie ręczę za siebie.
Podeszłam do pana Mirka.
- Dopisałam się na teren o osiemnastej.
- Ok.
I poszłam. Trzeba być wrednym nawet dla ludzi, którzy wiedzą o twoich planach.
Usiadłam na huśtawce i zaczęłam przeglądać coś w telefonie. Po paru minutach podeszła do mnie Mery. No tak, teraz każdy musi mnie poznać.
- Hej.
- Hej - odpowiedziałam niezaiteresowana nadal gapiąc się w telefon. W sumie, to przeglądałam w kółko te same zdjęcia na instagramie.
- Jestem Mery, a ty?
- Człowiekiem - powiedziałam grobowym tonem. Tak ją lubię... Muszę to odkręcić.
- Ja w sumie też - zaśmiała się.
Jak ja ją kocham. Potrafi wyjść z każdej sytuacji.
- To coś nas łączy- spojrzałam na nią.- Mam na imię Michalina.
- Jesteś kuzynką Natki, prawda?
- Ta...
- Jeździsz konno?
- Inaczej bym tu nie przyjeżdżała. Rodzice wsadzili mnie do busa. Chcieli się mnie pozbyć na te dwa tygodnie.
- Współczuję.
- Ja tam się cieszę.
- Byłaś tu już kiedyś?
- Parę razy...
- Z Natką?
- No.
- Też jesteś z Gdańska?
- Nie. Z Wrocławia - wymyśliłam. Moja kuzynka na serio tam mieszka. Ale jest zupełnie inna niż ja TERAZ.
- Ja z wawy. Będziesz dziś jeździła?
- No..
- O której?
- Osiemnastej. Muszę już iść.
- To najwyraźniej jedziemy razem. Gdzie idziesz?
- Gdzieś.
Trzeba zakończyć tę lawinę pytań.
Ruszyłam nad jezioro, zupełnie na około. Zamiast ruszyć prosto, a potem skręcić na ścieszkę jeziorną, najpierw okrążyłam cały budynek.
Po drodze stwierdziłam, że chyba jednak pójdę do koni na łąkę.
Przeszłam przez płot. Pasła się tam Husaria, Baśka, Rudy, Egipt, Bachus, Pluton i Harpia. Czyli większość koni. Egipt, jako przywódca stada jako pierwszy musiał do mnie podejść, żeby sprawdzić czy przypadkiem, nie wzięłam ze sobą czegoś dobrego, gdy reszta koni mnie ignorowała. Ja oczywiście nic nie miałam.
- Nie wolno tam wchodzić byle komu!- krzyknął ktoś za mną. Odwróciłam się się. Oczywiście Karola, stała za płotem.
- Wal się! Zazdrosna jesteś! - odkrzyknęłam.
- Wcale nie!
Przewróciłam oczami i odwracając się na pięcie ruszyłam w dół pastwiska, aby potem przejść przez płot, wejść na ścieszkę jeziorną i wrócić spowrotem na górę.
Założyłam słuchawki i już mnie nie było...
Usiadłam przy stole na dworze oczekując obiadu. Przy drugim siedziała Mery. Oczywiście zaraz pszysiadła się do niej Karola.
- Szukałam Cie wszędzie!
- Byłam w pokoju.
Karola ignorując to, kontynuowała.
- Wiesz co?- powiedziała z entuzjazmem, a ja założyłam słuchawki, oczywiście odłączone od telefonu, żeby myślały, że ich "nie słyszę".- Przechodzę sobie obok stajni, a tu, ta nowa weszła sobie na pastwisko, gdzie pasły się konie. Oczywiście powiedziałam jej, że tam nie można wchodzić byle komu, ale ona mnie nie posłuchała i stwierdziła, że się boję tam wejść!
- I coś jej się stało?
- Jej...?- widać było, że Karola już za bardzo pszesunęła opowiadanie na siebie i zapomniała, że ktoś jeszcze w nim uczestniczy.- Nie... Chyba nie.
Mery się uśmiechnęła.
- Ja się oczywiście nie bałam i weszłam, a wtedy ona gdzieś zniknęła. Nagle Egipt stanął przede mną dęba, po drodze mnie popychając głową.
Łbem...- pomyślałam.
- Jak?
- No wiem, to dziwne. Na pewno ta nowa go sprowokowała. Ja się przewróciłam, a potem pan Mirek zaczął się na mnie drzeć.
- Ale nic ci się nie stało?
- Nic.
- To dobrze.
Na obiad była pomidorowa, a na drugie schab. Zupę zjadłam, ale schabu podziękowałam. Właściciel jeszcze do mnie podszedł pytając się jak to u mnie z obiadami. Co jem, a co nie. Powiedziałam, że bardzo podobnie jak Natalia.
Obok mnie, jak zawsze usiadła Ania, a obok niej pan Mirek. To był nasz stół. Gdy skończyłam jeść, poczekałam, aż zjedzą po czym poszłam za Anią do jej pokoju.
____________________________________
*757 słowa
Jak wam się podobał rozdział? Następny już nie długo. Jeśli się szczególnie spodobał, zostaw gwiazdkę. Komentujcie, żebym wiedziała co o tym sądzicie ;)
Pozdrawiam :
tajemniczepisarki - zapraszam serdecznie na ich książkę!
Wermutowa - tu też zapraszam!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro