Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

~*~

*Haruka*

Po tym co przeczytałam nie zbyt wiedziałam co mam zrobić. Czy powiedzieć to Hanji, czy też zostawić to dla siebie? Niby pierwsze rozwiązanie było najrozsądniejsze, ale co zrobię gdy mi nie uwierzą. Westchnęłam i uprzednio wkładając do podręcznika jakąś kartkę, którą znalazłam na innej stronie, żeby zaznaczyć gdzie to przeczytałam. Zamknęłam książkę i wstałam ze swojego miejsca. Było dopiero po śniadaniu, a ja już miałam dosyć i chciałam iść spać.

- Hanji będę Ci potrzebna?- Zapytałam, a kobieta na mnie spojrzała, ale zaraz wróciła wzrokiem do chłopaka.

- Nie, więc jak chcesz to możesz iść.- Powiedziała, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością i powiodłam wzrokiem do Eren'a. 

Chłopak patrzył na mnie ze zmartwieniem na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco i pomachałam ręką na pożegnanie. Ten powtórzył moją czynność, ale Hanji zaraz na niego krzyknęła, że ma się nie ruszać. Wyszłam z budynku na dziedziniec, gdzie od razu poraziło mnie światło po oczach. W takich chwilach najlepiej pomagało mi łucznictwo. Skierowałam się do mojego pokoju, a gdy już tam dotarłam szukałam po pokoju broni. Pamiętałam, że wczoraj od rozmowy z Eren'em, Mikasą oraz Armin'em łaziłam z nim do końca dnia aż w końcu gdzieś go rzuciłam w pokoju. W końcu zauważyłam go rzuconego pod biurkiem. Walnęłam się mentalnie po głowie, za takie nie szanowanie łuku i podniosłam go z ziemi. Zaraz potem poszłam na poznany wczoraj plac i doszłam do linii drzew. Nie było za bezpiecznie strzelać bez osoby, która by przeganiała osoby chcące przejść w torze lotu strzały. 

Chciałam postrzelać w wyższe cele, na przykład czubki drzew. Problem będzie ze zdjęciem tych strzał, ale później będę nad tym myśleć. Ogólnie to te drzewa mają gałęzie jak schodki, więc większego problemu nie będę mieć. Wybrałam drzewo jakieś pięć metrów ode mnie  i zaczęłam strzelać w jego czubek. Gdy z kołczanu zniknęły wszystkie strzały westchnęłam i spojrzałam w górę. Na drzewie znajdowało się jakieś dwadzieścia wbitych strzał. Usiadłam pod drzewem stwierdzając, że za chwilę się tym zajmę i zamknęłam oczy, starając się rozluźnić. Słyszałam szum drzew, ćwierkanie ptaków, pojedyncze rozmowy, kroki, a jedne z nich zbliżały się do mnie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, więc nawet jak ten ktoś się zatrzymał obok mnie, nie zareagowałam. Jednakże ta osoba nie chciała mi dać spokoju i już po chwili poczułam lekkie kopanie w okolicach kostki prawej nogi. 

Z westchnięciem uchyliłam prawą powiekę i spojrzałam na upierdliwego ktosia. Nade mną, kopiąc mnie nadal w prawą kostkę, stał Levi Ackerman we własnej osobie. Mój mózg od razu zaczął go porównywać do pomnika ze zdjęcia i szlag, byli identyczni. No prawie, twarz na pomniku była strasznie zdeformowana, ale dało się ją porównać z oryginałem. 

- Co jest, Levi?- Zapytałam, ponownie zamykając oczy.

- Miałaś dzisiaj pomagać Hanji, a ciebie widzę tutaj. My Ci pomagamy, a ty nawet nie potrafisz się odwdzięczyć?- Prychnął, a ja pokręciłam głową. Mimo wszystko, to on miał rację. Powinnam pomagać Hanji, a nie siedzieć tutaj z nienormalnymi myślami i domysłami. Otworzyłam do tego lewe oko i postanowiłam się jednak wytłumaczyć. Miałam nadzieję, że po tym ze mnie zejdzie. 

- Powiedziała, że nie muszę z nią siedzieć, bo nie potrzebuje mojej pomocy.- Wytłumaczyłam się chłopakowi, patrząc mu prosto w oczy, a on pokiwał głową, ale zaraz się odezwał.

- Pomimo tego powinnaś z nią tam siedzieć, w razie gdyby miała kłopoty.- Powiedział, a ja westchnęłam.

- Oi, Levi, wierzysz w podróże w czasie?- Zadałam pytanie, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę. To pytanie nie było normalne, ale przecież zapytałam go tylko, o jego zdanie. 

- Nie. Takie coś nie istnieje.- Zaprzeczył, gdy zauważył, że oczekuję od niego odpowiedzi. 

- Nah... Rozumiem... Ale wiesz co? W tym porąbanym świecie wszystko jest możliwe.- Rzekłam i wstałam z ziemi, otrzepując spodnie. 

Zaczęłam wchodzić na to przeklęte drzewo pod czujnym okiem Kaprala. Gdy już byłam prawie na samym czubku, moja noga się ześlizgnęła i spadłam z gałęzi, ale w ostatniej chwili zatrzymałam się rękoma.

- Uważaj!- Krzyknął Levi z dołu, a ja się zaśmiałam.

- Nic mi nie będzie!- Odkrzyknęłam i podciągnęłam się na gałęzi.

Będąc na samej górze, schowałam wszystkie strzały do kołczanu, a następnie powoli zeszłam z drzewa. Gdy już zeskoczyłam z ostatniej gałęzi na ziemię, teatralnie się ukłoniłam i z uśmiechem schowałam ręce za plecami.

- Widzisz? Nic mi nie jest!- Zaśmiałam się, próbując ukryć ból za uśmiechem. 

- Pokaż ręce.- Powiedział spokojnie, a gdy zauważył, że nie mam zamiaru go posłuchać. Chwycił mnie za prawe przed ramię i wciągnął dłoń, za pleców. Skrzywiłam się, gdy zauważyłam krew cieknącą z otarć na ręce.- Chodź trzeba to oczyścić, bo wda się zakażenie, niezdaro.- Powiedział kpiąco, ale mimo to w jego oczach, chyba dostrzegłam troskę.

Ciągnął mnie za sobą, przez niezliczoną ilość korytarze aż w końcu doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, które wyglądało jak gabinet pielęgniarski w mojej szkole. Chłopak posadził mnie na kozetce i wyjął jakąś butelkę oraz bandaż z szafki. Gdy obrócił butelkę w dłoniach, udało mi się przeczytać nazwę tego specyfiku. To był alkohol! 

- Nie, nie, nie... To będzie szczypać!- Krzyknęłam do niego zabierając mu moje ręce z pola widoku.

- Dawaj te ręce i nie marudź.- Mruknął i podszedł do mnie z butelką, pokiwałam przecząco głową.- No dalej, nie mam dla ciebie całego dnia! Jeszcze trening mnie czeka!- Warknął, a ja po raz kolejny zaprzeczyłam.

- Nie, nie zgadzam się! To będzie cholernie szczypać!- Krzyknęłam odsuwając się pod ścianę.

Dlaczego do cholery jasnej, w tych czasach nie mają wody utlenionej?! Nie dosyć, że to nie śmierdzi jak alkohol, to nie piecze aż tak mocno! Chłopak w końcu nie wytrzymał i odkładając butelkę na stolik obok, spróbował wyrwać moje ręce do przodu, ale ja mocno się zapierałam. Tak, więc dzięki temu w tym momencie leżałam na Levi'm na podłodze. Na jego klacie, pomiędzy jego nogami. W dodatku byłam cała czerwona, a ręce piekły mnie niemiłosiernie, bo starając się nie upaść jeszcze bardziej na niego, podparłam się nimi o ziemię. Syknęłam i przez ból nie wytrzymałam i upadłam na chłopaka.

~*~
Y

o!

Nudzi mi się ;^; Jestem nad morzem, a tu leje jak cholera! Do tego teraz siedzimy u znajomych taty, którzy też do Unieścia przyjechali. Tata pije wódkę z colą,  a ja siedzę i czytam opowiadania. Rozmawiamy o wadach wzroku, w tym i moim xd No, ale skoro mi się nudzi to postanowiłam coś wstawić c: Mam jeszcze dwa napisane w zapasie to jutro albo w piątek wstawię ^^ Dobra uciekam, bo nie wypada siedzieć w towarzystwie na telefonie xD

Bayooooo

Kazenakii

PS.

KOMENTUJCIE!!!!!!

ORAZ

GWIAZDKUJCIE!!!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro