Witaj w rodzinie
[...] i wyszedł z pokoju.
***********
- Jak zaraz nie będziesz gotowa to zaniosę cię do tego auta w takim stanie w jakim jesteś, a po walizkę nawet nie będę się fatygował! - oznajmił stając przede mną.
- Jeśli co chwila będziesz stawał mi na drodze to nigdzie z tobą nie pojadę. - powiedziałam i przecisnęłam się pomiędzy nim a ścianą.
- Obiecałaś! - skierował palec w moją stronę.
- Więc mnie nie pospieszaj i pozwól dotrzymać obietnicy! - również skierowałam palec w jego stronę po czym wróciłam do pakowania walizki. Z tego co wyliczyłam to wszystko mam, więc pozostało tylko doprowadzić włosy do ładu i możemy ruszać. Zapięłam mój bagaż i otrzepałam ręce o spodnie. Rozejrzałam się po mojej sypialni. Niby to tylko niecałe dwa tygodnie, ale będę tęskniła za moim łóżkiem. Nie patrząc na nic rzuciłam się z powrotem obok walizki twarzą w pierzyne.
Nie będziesz płakać.
Nie będziesz płakać za twoim:
łóżkiem,
beżowym dywanikiem,
za pojedynczymi skarpetkami walającymi się pod łóżkiem,
a już napewno nie za szarą pufą stojącą w rogu pokoju, która ma wielką plamę po lodach...
- Człowieku co ty miałaś robić! - wlazł Przemek, który chyba zaraził się marudzeniem od Tosi.
- Przygotowuje się do zerwania więzi z moim pokojem. - mówię do poduszki.
- Pat...
- Zanim coś powiesz, to możesz wziąć walizkę, bo już się spakowałam, ale potrzebuje jeszcze chwilę na wysuszenie włosów. - oznajmiłam mu po czym wstaje z łóżka. Przemek kiwa tylko głową, bierze mój bagaż i coś mruczy pod nosem. Udałam się do łazienki i chwyciłam potrzebny mi przyrząd do wysuszenia mojej czupryny. Po skończeniu czynności po kolei sprawdzam każde pomieszczenie, na końcu zostawiam sobie oczywiście pokój, w którym sypiam. Postanawiam ostatni raz rzucić się na pufe. Kładę torebkę na szafkę i wycofuje się, aby zrobić rozbieg.
- Co się dzieję!? - szamoczę się. - Przemek!
- Idziemy do samochodu, bez dyskusji. Już wysuszyłaś włosy, więc ruszamy. - trzyma mnie za ramię i bierze moja torebkę. Ze smutkiem patrzę w stronę pufy, która sama się prosi, aby ją przygnieść swoim ciężarem. - No chodź - ciągnie mnie za ramię. Zamyka drzwi i udaję się do swojego auta, a ja niczym siedem nieszczęść podążam za nim.
**************
- Dobra moja kolej - wyciągnął rękę w stronę urządzenia.
- A to niby dlaczego - patrzyłam wyzywajacym wzrokiem.
- Bo to mój telefon i już dość mam słuchania twojej playlisty - powiedział wyciągając rękę po komórkę. To nie moja wina, że gustuje w tej "żywszej" muzyce.
W końcu oddałam chłopakowi telefon, ale nie na długo się nim pocieszył, gdyż mieliśmy niespodziewaną kontrolę pojazdu. Pan policjant szybko, w swoim służbowym stylu przedstawił się i zaczął swoją formułkę.
- Dowodzik poproszę - oznajmił nam. Spojrzałam na Przemka. Ten nie wiedząc o co mi chodzi najzwyczajniej w świecie dał potrzebny dokument.
Oddychaj dziewczyno, oddychaj
W sumie to ja sama nie wiem w czym mam problem. Poprostu od zawsze przy każdej kontroli mam ogromnego stresa, a wszystko przez moje ukochane koleżanki przez, które w okresie dojrzewania dostałam mandat za jazdę w autobusie bez biletu. To co ja wtedy przeszłam, ten stres. Myślałam, że mnie rodzice zabiją. A najlepsze było to, że jechałyśmy tylko jeden przystanek, przystanek na końcu trasy i właśnie ja mieszkałam na końcu trasy. Na całe szczęście moja rodzicielka wybiegła mi z pomocą, bo ja na dodatek, żeby nie było tak lekko nie miałam ze sobą żadnego dokumentu.
No i od tego czasu bałam się nawet zwykłej kontroli u dentysty, czy bilansu u lekarza. Dla mnie słowo kontrola, w takim czy innym tego słowa znaczeniu zawsze kojarzy mi się z : Dzień dobry, kontrola. Bileciki proszę...
- Dobrze to wszystko. Życzę miłej drogi - oznajmił funkcjonariusz i dał nam znak, że możemy ruszać.
Chwilę jechaliśmy w ciszy. Niestety niedługo nacieszyłam się tym spokojem, gdyż po samochodzie rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia.
- Mój telefon weź odbierz - powiedział Przemek nawet nie zerkając na ekran komórki.
- Hmmm, ale Przemek to twoja mama - podsunęłam mu urządzenie pod nos.
- Ja teraz nie mogę, a moja mama strasznie się denerwuje jeśli nie odbiorę, więc proszę. - mówił cały czas skupiony na drodze.
- Ale w tym przypadku też nie odbierzesz. - oznajmiłam - Dobrze, dobrze. Nie denerwuj się - widząc jego "lekką" irytację, szybko odebrałam nadchodzące połączenie.
Dzień dobry kochanie -
Rozbrzmiał dźwięczny głos.
- Dzień dobry yyy, z tej strony Patrycja Mileńczuk. Koleżanka
- Przyjaciółka - wydarł się do słuchawki chłopak i porozumiewawczo poruszył brwiami.
- Tak przyjaciółka Przemka. Aktualnie Przemek prowadzi auto i nie może rozmawiać. - spojrzałam na blondyna, który podniósł kciuk w górę i głupkowato się uśmiechnął.
Ahaa...To ja was serdecznie zapraszam na jutrzejszy obiad, będą też Piotrek i Maciek. -
- No...
Kochanie nie przyjmuje odmowy -
- Napewno przyjedziemy mamuś. - odpowiedział Przemek. ZA MNIE! Przecież jestem dorosła, żyje w wolnym kraju, w którym mamy równouprawnienie, więc potrafię sama za siebie zadecydować. Ale, że i tak pewnie bym się zgodziła, to mu wybaczę to przewinienie.
Jak ja się cieszę! -
Krzyknęła do słuchawki.
Wioletta! Z kim tak rozmawiasz! -
Dało się słyszeć męski głos.
Z dziewczyną Przemka! Przepraszam cie kochaniutka, ale wiesz zostawić tych chłopców samych.
Zachichotała i rozłączyła się. Aha.... Ludzie co tu się dzieje. Spojrzałam swoim najbardziej oburzony wzrokiem na chłopaka. Blondyn nie zwracał na mnie uwagi.
- Przemeeeeek - podniosłam prawą brew ku górze.
- Taaaak - w ten sam sposób co ja przedłużył samogłoske.
- Słyszałeś może ostatnie zdanie swojej mamy? - brne w to dalej.
- Tak, że nie można nas zostawić samych czy coś takiego - jak gdyby nic prowadził sobie dalej auto, a ja cała buzowałam od emocji.
- Tak to poprawna odpowiedź, ale mi raczej chodziło o to, jak twoja mama określiła nasze relacje. - odwróciłam całą swą postawe w stronę Przemka.
- A! O to ci chodzi. - poderwałam ręce do góry w geście frustracji.
- Nie no powiem ci, że jeszcze nigdy w życiu tak długo nie dochodziłeś. - na swój żart zaczęłam się śmiać, ale jakże wspaniałą chwilę musiał przerwać mój "narzeczony".
- A byś się zdziwiła - przybliżył się na niebezpieczną odległość. Podobno tak uważa na drogach. Jednym ruchem odsunęłam go od siebie.
- A więc - ciagnęłam temat.
- Więc za dziesięć minut będziemy na miejscu. - oznajmił. Widząc moje oburzenie podniósł ręce w geście obronnym, a ja momentalnie rzuciłam się w kierunku kierownicy, w obawie przed kolizją drogową.
- Hahaha, ale spokojnie. Rozumiem, że jesteśmy zaręczeni, ale ja preferuję współżycie po ślubie - powiedział i położył ręce na moich plecach.
W snach kochasiu, w snach.
- Weź te łapy człowieku - powiedziałam i wróciłam na swoje miejsce.
*************
Zajechalismy. Oczywiście Przemek śmiał się do końca podróży, a ja musiałam go uciszać, albo uważać, żeby się "biedak" nie zaksztusił. Tymczasem chłopak przekręcił kluczyk, więc chciałam już wysiąść, ale drzwi były zamknięte.
- Przemek otwieraj! - rozkazałam. Wiem, że to nie ładnie się rządzić, ale z nim tak trzeba, bo inaczej wejdzie ci na głowę.
- Ale ja to nie ja!
Naprawdę?
- No to posiedzimy tu sobie trochę dłużej - skrzyżowałam ręce na piersi i rozsiadłam się wygodniej. Wyciągnęłam rękę, aby włączyć muzykę, ale nie było mi to dane.
- Dobra, dobra tylko nie włączaj tych swoich hitów. - oznajmił Przemek.
Po samochodzie rozniósł się dźwięk przysyłanej wiadomości. Chłopak spojrzał w ekran telefonu i uśmiechnął się pod nosem.
Ciekawe co jest tak śmieszne, przez co nie otwierasz mi drzwi, KOLEGO!?
- Chodźmy juz, bo Maciek się niecierpliwi. - otworzył drzwi i wysiadł z auta. Po drodze stwierdziliśmy, że później wniesiemy mój bagaż, więc od razu podążyłam za chłopakiem.
- Pewnie czeka z ciepłym obiadkiem - powiedziałam ironicznie.
- To jest o wiele bardziej prawdopodobne niż ci się wydaję. - powiedział to z pełną powagą. W tejże chwili moja jakże nie oceniona wyobraźnia ukazała mi postać Janowskiego w fartuszku w groszki z wielkim półmiskiem pełnego jedzenia. Jednak mój "stan" przerwało lekkie szarpnięcie przez Pawlickiego.
- Dobra, dobra już idę - powiedziałam i ruszyłam schodami w górę.
Oczywiście nie obeszło się bez pytań z mojej strony typu: Już? Czy to są twoje drzwi?
Nareszcie dostałam twierdzącą odpowiedz na moje pytania i bez większych skrupułów chciałam wtargnąć do mieszkania, ale......No właśnie zawsze jest to ale.
- Taak?
- No chciałem ci odpowiedzieć na pytanie zanim wejdziemy.
- Jakie? W sumie to zadaje dużo pytań, więc może się określisz?
- Chodzi o moją mamę i oto jak cię określiła - chłopak podrapał się po głowie. Ja ruchem rąk wskazałam, aby dokończył. - Nooo, tak jakby..... A zresztą. Witaj w rodzinie! - tu otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Chwilę stałam w osłupieniu, bo czy tylko ja mam takie wrażenie, że sprawy zaszły za daleko? Jednak widząc Przemka, który pomknął w głąb mieszkania zostawiając mnie samą....
Tsaaaa dżentelmen
....zdjęłam buty i ruszyłam za chłopakiem, ale nie zaszłam nawet połowy drogi, gdyż zostałam zaatakowana przez pana Macieja, który mnie objął w pasie i obrócił się wokół własnej osi, po czym odstawił mnie na ziemię i zmierzwił mi włosy.
- Coś długo wam to zeszło - powiedział i wymownie poruszył brwiami. Uderzyłam go w ramię i pogroziłam palcem. Brunet tylko się zaśmiał i ruszył prawdopodobnie do salonu, ja nie zostając w tyle ruszyłam zanim. Ale to co tam zobaczyłam......Nie powiem, nie byłam na coś takiego przygotowana.
***********
Witam, witam ludziska, czy tylko ja się cieszę z wygranej Byków😂💪❤💥🎉? Mam nadzieję, że nie. Już dawno nie widziałam Unii w takiej akcji❤❤! Mogłabym gadać o tym godzinami, bo mam z tego powodu straszny zaciesz i z tego też powodu dodałam rozdział. Taki mały dodatek do wygranej Leszna🏆!!! Mam nadzieję że, rozdział źle nie wyszedł, zachęcam do komentowania i gwiazdkowania🌟⭐.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro