Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Witaj w rodzinie

[...] i wyszedł z pokoju.

***********

- Jak zaraz nie będziesz gotowa to zaniosę cię do tego auta w takim stanie w jakim jesteś, a po walizkę nawet nie będę się fatygował! - oznajmił stając przede mną.
- Jeśli co chwila będziesz stawał mi na drodze to nigdzie z tobą nie pojadę. - powiedziałam i przecisnęłam się pomiędzy nim a ścianą.
- Obiecałaś! - skierował palec w moją stronę.
- Więc mnie nie pospieszaj i pozwól dotrzymać obietnicy! - również skierowałam palec w jego stronę po czym wróciłam do pakowania walizki. Z tego co wyliczyłam to wszystko mam, więc pozostało  tylko doprowadzić włosy do ładu i możemy ruszać. Zapięłam mój bagaż i otrzepałam ręce o spodnie. Rozejrzałam się po mojej sypialni. Niby to tylko niecałe dwa tygodnie, ale będę tęskniła za moim łóżkiem. Nie patrząc na nic rzuciłam się z powrotem obok walizki twarzą w pierzyne.

Nie będziesz płakać.
Nie będziesz płakać za twoim:
łóżkiem,
beżowym dywanikiem,
za pojedynczymi skarpetkami walającymi się pod łóżkiem,
a już napewno nie za szarą pufą stojącą w rogu pokoju, która ma wielką plamę po lodach...

- Człowieku co ty miałaś robić! - wlazł Przemek, który chyba zaraził się marudzeniem od Tosi.
- Przygotowuje się do zerwania więzi z moim pokojem. - mówię do poduszki.
- Pat...
- Zanim coś powiesz, to możesz wziąć walizkę, bo już się spakowałam, ale potrzebuje jeszcze chwilę na wysuszenie włosów. - oznajmiłam mu po czym wstaje z łóżka. Przemek kiwa tylko głową, bierze mój bagaż i coś mruczy pod nosem. Udałam się do łazienki i chwyciłam potrzebny mi przyrząd do wysuszenia mojej czupryny. Po skończeniu czynności po kolei sprawdzam każde pomieszczenie, na końcu zostawiam sobie oczywiście pokój, w którym sypiam. Postanawiam ostatni raz rzucić się na pufe. Kładę torebkę na szafkę i wycofuje się, aby zrobić rozbieg.
- Co się dzieję!? - szamoczę się. - Przemek!
- Idziemy do samochodu, bez dyskusji. Już wysuszyłaś włosy, więc ruszamy. - trzyma mnie za ramię i bierze moja torebkę. Ze smutkiem patrzę w stronę pufy, która sama się prosi, aby ją przygnieść swoim ciężarem. - No chodź - ciągnie mnie za ramię. Zamyka drzwi i udaję się do swojego auta, a ja niczym siedem nieszczęść podążam za nim.

**************

- Dobra moja kolej - wyciągnął rękę w stronę urządzenia.
- A to niby dlaczego - patrzyłam wyzywajacym wzrokiem.
- Bo to mój telefon i już dość mam słuchania twojej playlisty - powiedział wyciągając rękę po komórkę. To nie moja wina, że gustuje w tej "żywszej" muzyce.

W końcu oddałam chłopakowi telefon, ale nie na długo się nim pocieszył, gdyż mieliśmy niespodziewaną kontrolę pojazdu. Pan policjant szybko, w swoim służbowym stylu przedstawił się i zaczął swoją formułkę.
- Dowodzik poproszę - oznajmił nam. Spojrzałam na Przemka. Ten nie wiedząc o co mi chodzi najzwyczajniej w świecie dał potrzebny dokument.

Oddychaj dziewczyno, oddychaj

W sumie to ja sama nie wiem w czym mam problem. Poprostu od zawsze przy każdej kontroli mam ogromnego stresa, a wszystko przez moje ukochane koleżanki przez, które w okresie dojrzewania dostałam mandat za jazdę w autobusie bez biletu. To co ja wtedy przeszłam, ten stres. Myślałam, że mnie rodzice zabiją. A najlepsze było to, że jechałyśmy tylko jeden przystanek, przystanek na końcu trasy i właśnie ja mieszkałam na końcu trasy. Na całe szczęście moja rodzicielka wybiegła mi z pomocą, bo ja na dodatek, żeby nie było tak lekko nie miałam ze sobą żadnego dokumentu.
No i od tego czasu bałam się nawet zwykłej kontroli u dentysty, czy bilansu u lekarza. Dla mnie słowo kontrola, w takim czy innym tego słowa znaczeniu zawsze kojarzy mi się z : Dzień dobry, kontrola.  Bileciki proszę...

- Dobrze to wszystko. Życzę miłej drogi - oznajmił funkcjonariusz i dał nam znak, że możemy ruszać.

Chwilę jechaliśmy w ciszy. Niestety niedługo nacieszyłam się tym spokojem, gdyż po samochodzie rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia.

- Mój telefon weź odbierz - powiedział Przemek nawet nie zerkając na ekran komórki.
- Hmmm, ale Przemek to twoja mama - podsunęłam mu urządzenie pod nos.
- Ja teraz nie mogę, a moja mama strasznie się denerwuje jeśli nie odbiorę, więc proszę. - mówił cały czas skupiony na drodze.
- Ale w tym przypadku też nie odbierzesz. - oznajmiłam - Dobrze, dobrze. Nie denerwuj się - widząc jego "lekką" irytację, szybko odebrałam nadchodzące połączenie.

Dzień dobry kochanie -

Rozbrzmiał dźwięczny głos.

- Dzień dobry yyy, z tej strony Patrycja Mileńczuk. Koleżanka
- Przyjaciółka - wydarł się do słuchawki chłopak i porozumiewawczo poruszył brwiami.
- Tak przyjaciółka Przemka. Aktualnie Przemek prowadzi auto i nie może rozmawiać. - spojrzałam na blondyna, który podniósł kciuk w górę i głupkowato się uśmiechnął.

Ahaa...To ja was serdecznie zapraszam na jutrzejszy obiad, będą też Piotrek i Maciek. -

- No...

Kochanie nie przyjmuje odmowy -

- Napewno przyjedziemy mamuś. - odpowiedział Przemek. ZA MNIE! Przecież jestem dorosła, żyje w wolnym kraju, w którym mamy równouprawnienie, więc potrafię sama za siebie zadecydować. Ale, że i tak pewnie bym się zgodziła, to mu wybaczę to przewinienie.

Jak ja się cieszę! -

Krzyknęła do słuchawki.

Wioletta! Z kim tak rozmawiasz! -

Dało się słyszeć męski głos.

Z dziewczyną Przemka! Przepraszam cie kochaniutka, ale wiesz zostawić tych chłopców samych.

Zachichotała i rozłączyła się. Aha.... Ludzie co tu się dzieje. Spojrzałam swoim najbardziej oburzony wzrokiem na chłopaka. Blondyn nie zwracał na mnie uwagi.
- Przemeeeeek - podniosłam prawą brew ku górze.
- Taaaak - w ten sam sposób co ja przedłużył samogłoske.
- Słyszałeś może ostatnie zdanie swojej mamy? - brne w to dalej.
- Tak, że nie można nas zostawić samych czy coś takiego - jak gdyby nic prowadził sobie dalej auto, a ja cała buzowałam od emocji.
- Tak to poprawna odpowiedź, ale mi raczej chodziło o to, jak twoja mama określiła nasze relacje. - odwróciłam  całą swą postawe w stronę Przemka.
- A! O to ci chodzi. - poderwałam ręce do góry w geście frustracji.
- Nie no powiem ci, że jeszcze nigdy w życiu tak długo nie dochodziłeś. - na swój żart zaczęłam się śmiać, ale jakże wspaniałą chwilę musiał przerwać mój "narzeczony".
- A byś się zdziwiła - przybliżył się na niebezpieczną odległość. Podobno tak uważa na drogach. Jednym ruchem odsunęłam go od siebie.
- A więc - ciagnęłam temat.
- Więc za dziesięć minut będziemy na miejscu. - oznajmił. Widząc moje oburzenie podniósł ręce w geście obronnym, a ja momentalnie rzuciłam się w kierunku kierownicy, w obawie przed kolizją drogową.
- Hahaha, ale spokojnie. Rozumiem, że jesteśmy zaręczeni, ale ja preferuję współżycie po ślubie - powiedział i położył ręce na moich plecach.

W snach kochasiu, w snach.

- Weź te łapy człowieku - powiedziałam i wróciłam na swoje miejsce.

*************

Zajechalismy. Oczywiście Przemek śmiał się do końca podróży, a ja musiałam go uciszać, albo uważać, żeby się "biedak" nie zaksztusił. Tymczasem chłopak przekręcił kluczyk, więc chciałam już wysiąść, ale drzwi były zamknięte.
- Przemek otwieraj! - rozkazałam. Wiem, że to nie ładnie się rządzić, ale z nim tak trzeba, bo inaczej wejdzie ci na głowę.
- Ale ja to nie ja!

Naprawdę?

- No to posiedzimy tu sobie trochę dłużej - skrzyżowałam ręce na piersi i rozsiadłam się wygodniej. Wyciągnęłam rękę, aby włączyć muzykę, ale nie było mi to dane.

- Dobra, dobra tylko nie włączaj tych swoich hitów. - oznajmił Przemek.
Po samochodzie rozniósł się dźwięk przysyłanej wiadomości. Chłopak spojrzał w ekran telefonu i uśmiechnął się pod nosem.

Ciekawe co jest tak śmieszne, przez co nie otwierasz mi drzwi, KOLEGO!?

- Chodźmy juz, bo Maciek się niecierpliwi. - otworzył drzwi i wysiadł z auta. Po drodze stwierdziliśmy, że później wniesiemy mój bagaż, więc od razu podążyłam za chłopakiem.
- Pewnie czeka z ciepłym obiadkiem - powiedziałam ironicznie.
- To jest o wiele bardziej prawdopodobne niż ci się wydaję. - powiedział to z pełną powagą. W tejże chwili moja jakże nie oceniona wyobraźnia ukazała mi postać Janowskiego w fartuszku w groszki  z wielkim półmiskiem pełnego jedzenia. Jednak mój "stan" przerwało lekkie szarpnięcie przez Pawlickiego.
- Dobra, dobra już idę - powiedziałam i ruszyłam schodami w górę.
Oczywiście nie obeszło się bez pytań z mojej strony typu: Już? Czy to są twoje drzwi?

Nareszcie dostałam twierdzącą odpowiedz na moje pytania i bez większych skrupułów chciałam wtargnąć do mieszkania, ale......No właśnie zawsze jest to ale.
- Taak?
- No chciałem ci odpowiedzieć na pytanie zanim wejdziemy.
- Jakie? W sumie to zadaje dużo pytań, więc może się określisz?
- Chodzi o moją mamę i oto jak cię określiła - chłopak podrapał się po głowie. Ja ruchem rąk wskazałam, aby dokończył. - Nooo, tak jakby..... A zresztą. Witaj w rodzinie! - tu otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Chwilę stałam w osłupieniu, bo czy tylko ja mam takie wrażenie, że sprawy zaszły za daleko? Jednak widząc Przemka, który pomknął w głąb mieszkania zostawiając mnie samą....

Tsaaaa dżentelmen

....zdjęłam buty i ruszyłam za chłopakiem, ale nie zaszłam nawet połowy drogi, gdyż zostałam zaatakowana przez pana Macieja, który mnie objął w pasie i obrócił się wokół własnej osi, po czym odstawił mnie na ziemię i zmierzwił mi włosy.
- Coś długo wam to zeszło - powiedział i wymownie poruszył brwiami. Uderzyłam go w ramię i pogroziłam palcem. Brunet tylko się zaśmiał i ruszył prawdopodobnie do salonu, ja nie zostając w tyle ruszyłam zanim. Ale to co tam zobaczyłam......Nie powiem, nie byłam na coś takiego przygotowana.

***********

Witam, witam ludziska, czy tylko ja się cieszę z wygranej Byków😂💪❤💥🎉? Mam nadzieję, że nie. Już dawno nie widziałam Unii w takiej akcji❤❤! Mogłabym gadać o tym godzinami, bo mam z tego powodu straszny zaciesz i z tego też powodu dodałam rozdział. Taki mały dodatek do wygranej Leszna🏆!!! Mam nadzieję że, rozdział źle nie wyszedł, zachęcam do komentowania i gwiazdkowania🌟⭐.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro