Różowe pigułki
Coś czuję, że na jednym kieliszku się nie skończy........
I miałam racje. Obudziła się o 16 rano, a raczej popołudniu z ogromny bólem głowy i amnezją z wczorajszego wieczoru. Widząc koło mnie pustą whisky i śpiącą Martynę stwierdziłam, że napewno na jedenej nalewce się nie skończyło. No nic. Podniosłam się z podłogi i ruszyłam przed siebie chwiejnym krokiem do kuchni. Nim, ogarnęłam gdzie, co i jak się w niej znajduje doszłam do wniosku że już tydzień temu zużyłam wszystkie leki na kaca i na ból głowy. Usiadłam na krześle i zaczęłam rozmyślać, gdy nagle usłyszałam huk dochodzący z góry.
- Martyna!?
- Kto tu kurwa zostawił ta butelkę! - krzyknęła oburzona schodząc, a raczej zjezdżając ze schodów. Obolała do mnie podeszła i usiadła mi na kolana użalając się jak to ją boli głowa od alkoholu i dupa od tych schodów.
- Dobra, nie ma co świeże powietrze nieźle na nas podziała a jak znajdziemy w drodze do sklepu jakąś brzozę to się do niej przytulimy i może nam przejdzie. - Nie czekając na odpowiedź mojej przyjaciółki poszłam do łazienki się ogarnąć.
Wzięłam szybki prysznic rozczesałam włosy i ubrałam zwykłe czarne rurki do tego duża granatowa bluzę z napisem no rule (pozdrawiam Werke).
- Co ty tam robisz tak długo. - wrzeszczała pod moimi drzwiami "rozhisteryzowana gazela".
- Wchodź! - krzyknęłam i wzięłam pidżame.
Po 20 minutach byłyśmy gotowe do drogi. Wsiadłyśmy do auta. Zapalam raz, drugi, trzeci i nic:
- Kurwa!!!- krzyknęłam
- Co ci? - odpowiedziała na mój pełen agonii odglos
- Brak paliwa - oznajmiłam - Idziemy pieszo
- Coooo! Chyba cię Bóg opuścił.
- Nie. - powiedziałam na odchodne i wyszłam z auta trzaskając drzwiami - W końcu mi odpadną - odparłam pod nosem i ruszyłam przed siebie pospieszając Martynke.
******
- Daleko jeszcze? - wyrwał mnie z rozmyślań głos osoby po mojej prawej.
- Nie. Chyba..... - powiedziałam ściszając głos.
- Że co, proszę!? - stanęła na środku przejścia dla pieszych wlepiając swoje błyszczące ślepia we mnie.
- Chodź już, bo nigdy nie dojdziemy - złapałam ją za rękę i ruszyłam.
- Nigdzie się nie ruszę dopóki mi nie opiszesz dalszej trasy.
- I chcesz tak stać na środku pasów jak ostatnia idiotka! - wydarlam się na nią.
- Wiesz to nie ja zgubiłam drogę do APTEKI.
I tak dalej się kłóciłyśmy na środku pasów dopóki, któryś z kierowców nie zaczął na nas trąbić. Pokazałyśmy mu jednocześnie środkowy paluszek. Gdy to zauważyłyśmy zaczęłyśmy się śmiać. Złapałyśmy się pod boki i ruszyłyśmy dalej.
- Przepraszam to ja pierwsza wydarlam się na ciebie jak jakaś histeryczka, ale nic na to nie poradzę. Zawsze tak mam po kacu.
- Przecież wiesz, że nie umiałabym się na ciebie gniewać.
- Awwww -powiedzialam i nagle poczułam, że Martyna przystaje i patrzy się gdzieś w przestrzeń.
- Co się stało? - pytam i próbuje znaleźć rzecz, która przykuła jej uwagę.
- Widzisz może tą 11 letnią dziewczynkę w szpilkach? Nie sądzisz, że nie jest za młoda?
- Tak, również tak uważam. - wypowoedzialam te słowa dalej jej się przyglądając. - Ale to chyba nie jest to o czym teraz myślisz. Prawda?
A Martyna wydała z siebie tylko ciche westchnienie.
- Wiesz może, który dzisiaj ? - powiedziała niepewnym głosem.
- No..... 18 grudnia, a co? - spojrzałam na nią pełna lęku.
- Jesteś pewna, że dzisiaj jest 18? - powiedziała patrząc na mnie wzrokiem przybitego psiaka.
-Tak, gdyż wczoraj dzwonilam do Julci jej złożyć życzenia. Nawet mi proponowała wyjazd na zlot fanek 5SOS i miała być też Kamiska(prawdziwe imię to Martyna) i Róża, ale mi nie pasowało, więc musiałam odmówić.
- Tak mi tez proponowały.
- No to o co chodzi, bo z tego co mówisz nie zapomniałaś o najważniejszej rzeczy w grudniu.
( Tak najważniejsza rzeczą w grudniu są Julci urodzinki, którą pozdrawiam i życzę jej wszystkiego naj naj😘😍🎂🍬.)
odpowiedziałam juz totalnie zbita z tropu.
- No bo zapomniałam o czymś innym - powiedziała.
- Dobra, ale chodźmy już bo zaraz jest centrum handlowe, a ja widzę, że zmarzłaś, bo na czole wyskoczyło ci twoje poterowskie znamię( a mianowicie odwrócony do góry nogami, czerwony trójkąt)
- Przecież wiesz, że mam tak od urodzenia, a to gówno wyskakuje kiedy jest mi zimno lub ciepło. - oznajmiła mi wydymając swoje usta w dziubek jak to robią czteroletnie dzieci.
- Jak bym mogła zapomnieć o czymś takim. - zaczęłam się z niej śmiać. Po czym złapałam ją za ramię i ruszyłyśmy w stronę galerii.
**********
- To co sobie najjaśniejsza pani życzy. - zapytałam podchodząc od tyłu do mojej przyjaciółki, która wygodnie rozsiadła się na swoim miejscu.
- Hmmmm??? - westchnęła patrząc na mnie nie wyraźnym wzrokiem.
- Ty chyba masz gorączkę. - stwierdziłam przykładając rękę do jej czoła. Martwilam się o nią.
- Kurde no odpowiedz. - wypowiedzialam moje słowa szeptem i usiadłam koło niej zdejmując kurtkę.
- Napewno chcesz wiedzieć? - zapytała patrząc się na mnie.
- To ja lepiej kupię sobie kawę, a ty ułóż sobie cały scenariusz rozmowy ze mną w głowie, bo widzę, że albo zrobiłaś coś nielegalnego i policja cię ściga albo jesteś w ciąży. Tak szczerze, to wolałabym sie zadawać z kryminalistką niż bawić dzieci, ale jeśli to drugie to wiedz, że za przebieranie brudnych pieluch będziesz odpowiadała TY. - odpowiedziałam i czekałam na jej reakcje.
Martyna wpadła w rechot, a ja byłam pewna, że choć na chwilę zajelam jej myśli czymś innym. Tak oto rozmyślając poszłam zamówić sobie kawę z bitą śmietaną. Wiem będę gruba, ale tylko jeden rodzaj kawy działa na mnie uspokajająco i jest nim właśnie ta z bitą śmietaną.
Nagle zorientowałam się, że z kieszeni musiał mi wypaść portfel, bo nie mogłam go znaleźć.
- Cholera tylko tego brakowało. - przeklnęłam pod nosem, gdy wtem ktoś od tyłu łapie mnie za ramię.
- Tak ładna dziewczyna, a tak się wyraża - powiedział do mnie brunet o czekoladowych oczach z figlarnym uśmieszkiem.
Tak szczerze to stałam jak wryta, gdyż pierwszy raz byłam w takiej sytuacji, gdy nie było przy mnie mojej mamusi. Nieraz raz ktoś mnie zaczepiał, ale osoba mi bliska zawsze stawała w mojej obronie. Tak, bardzo za nią tęsknię, a moja mamusia ma cięty języczek. Nieraz widziałam ją w akcji, więc czemu by tu nie wykorzystać jej zdolności. Może mam to po niej w genach.
- Oryginalny jesteś, bo takiego tekstu na podryw jeszcze nie słyszałam - palnęłam. Patrzyła się na niego, a on obczajał mnie od góry do dołu. Nie powiem dziwnie się czułam, ale ja kurwa sobie nie pozwole.
- Halo? Wiesz kochany ja przyzwyczaiłam się, że jeśli ktoś ze mną rozmawia to albo patrzy mi w oczy albo w ziemię. No chyba, że nie masz mi już nic ciekawego do powiedzenia i pozwolisz, że oddale się w celu znalezienia mojego portfela. - Chłopak wreszcie zwrócił swój wzrok w moje źrenice, co mnie z początku trochę speszyło, ale zaraz stlumilam w sobie to uczucie i równie posłałam mu przeszywające spojrzenie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- No nie powiem teksty na poziomie gimnazjum, ale może da się ciebie podszkolić? - zaczął poruszać brwiami. - A tak wogole to jestem Piotrek i myślę, że mam rzecz, która należy do ciebie. - powiedział i znowu na jego twarzy zawitał ten dwuznaczny uśmiech. Jednak po chwili wyciągnął ze swojej kieszeni mój ukochany portfel (wiem, że się powtarzam) w kaczki.
- Muszę przyznać, że masz niepowtarzalny styl - zaczął śmiać się na cały głos i podrzucać moim ukochanym portfelikiem. Wszyscy ludzie się na nas spojrzeli, a ja myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Wyciągnęłam rękę, aby odebrać temu idiocie moją własność. Ten jednak spodziewał się mojego ruchu i szybko schował go z powrotem do kieszeni. Przecież nie będę mu grzebać w kieszeni!!!
- Widzę, że świetnie się bawisz, ale ja mam wielką chęć na kawę, którą mam zamiar spełnić w trybie natychmiastowym, więc, gdybyś mógł zwrócić mi moją zgubę.
- Tak masz rację świetnie się bawię w twoim towarzystwie i z niechęcią bym ja zakończył - powiedział - i wiesz ja ci się przedstawiłem, więc wypadałoby nie pozostawać dłużną
- Mnie uczono, aby nie podawać swoich danych nie znajomym - syknęłam przez zęby, gdyż miałam go dość.
Nagle podeszło do nas dwóch brunetów o niebieskich oczach. Tyle tylko, że jeden był wyższy i bardziej zbudowany, a drugi niższy noi mniej napakowany(😊). Od razu rozpoznała w tym niższym Mateusza.
- No Piotruś, widzę, że tylko weszliśmy, a ty już wyrywasz. - powiedział ten wyższy również rozbierając mnie wzrokiem. Na co Mateusz i nie jaki Piotr wybuchli śmiechem, co można było porównać bardziej do ryku zdychajacego lwa.
Ja zdecydowałam się na dość śmiały ruch, jak na moją osobę. Wykorzystałam chwilę nie uwagi trójki mężczyzn i wyciągnęłam szybko mój portfel z kieszeni Piotra.
- A teraz przepraszam. - przepchnęłam się środkiem pomiędzy nimi i z satysfakcją na twarzy ruszyłam w stronę mojego stolika. Niestety duma na mojej facjacie musiała ustąpić pełnemu zdumieniu, gdyż nie bylo tam mojej bff tylko jakiś niebieskooki blondyn, który zaczął się do mnie głupio uśmiechać. Na co ja prychnelam, wzięłam swoje rzeczy i już miałam ruszyć z miejsca, gdy trzej wcześniejszy osobnicy wyrośli przede mną nawet nie wiem kiedy.
Próbowałam ich wyminąć, ale to nie dawało skutków. Piotrek złapał mnie pod boki, uniósł i usadowił na krzesełku. Reszta się tylko na mnie gapiła, a ja biedna nie miałam pojęcia co zrobić.
- To jaką kawę chciałaś - zapytał pewny siebie ten, który przed chwilą miał czelność mnie wgl dotknąć.
- Słucham !? - spytałam poddanym głosem, który jednak nadal był oburzony.
Wtem zauważyłam moja Martynke, naprzeciwko kawiarnie, która wychodzi z apteki trzymając worek z lekami i uśmiechając się do mnie oraz pokazując gestem ręki, aby spieprzała od tych palantów.
- No pytam się jaka kawę mam ci kupić. - zapytał się ponownie przybliżając się do mnie na bardzo krótka odległość.
- Przykro mi, ale mam inne plany niż picie z wami kawy.
Jak ruszyłam przed siebie to myślałam, że się po drodze wyjebie, ale na szczęście ich czworo było tak zszokowanych moim postępowaniem, że nie zdążyli zareagować. Chyba jeszcze żadna laska im nie odmówiła. -w końcu musi być ta pierwsza - pomyślałam uśmiechając się do siebie pod nosem.
- Masz. Wiesz jak one szybko działają? Ja chyba 15 minut temu wzięłam jedną i już czuję się dobrze. - uśmiechnęła się Martyna podając mi opakowanie.
- Dobra, wierzę ci. - i bez zawahania otworzyłam pudełko. - Różowe pigułki ? - spojrzałam na nią z przekąsem.
- Nie wiem, że wyglądają jak te co brałyśmy w liceum i co nie mogli nas dobudzic przez kolejne dwa dni, ale naprawdę działają. - pewna siebie wycisneła jedną pigułkę i podała mi ją.
Wzięłam, połknęłam i popiłam wodą, którą mi dała. Usiadłyśmy na ławce. Rzeczywiście, po kilku minutach przestała mnie boleć głowa. Chciałam już wracać do domu bo dochodziła 18 i byłam wykończona.
- To co, idziemy? - zapytałam
- No pewnie - odpowiedziała mi
******
Byłyśmy już w połowie drogi,ale coś zawsze musi, poprostu musi się spierdolić.......
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro