Wolna?
Zawsze, poprostu zawsze musi się coś spierdolić........
- Martyna skąd ty wziełaś te tabletki na głowę? - powiedziałam zataczając się na ławkę. - Bo chyba dostałam skutków ubocznych.
- Ja czuję to samo. - mówiła siadając koło mnie. - Tyle tylko, że mi się coś obraz rozmazuje.
- Hahahaha - zaczęłam śmiać się ironicznie.
- Co ci ?! - pół przytomnym głosem spytała się mnie.
- A skąd wziełaś ta wodę. - nie czekając nawet na jej odpowiedź. - A zresztą co się stało to się nie dostanie.
Na moje słowa wruszyła tylko ramionami. Siedziałyśmy tak jeszcze chwilę, po czym zdecydowałam, że zadzwonię po taksówkę, lecz nie było mi to dane.
- Wolna?!...... - usłyszałam męski głos.
- Co tu kurwa...... - po chwili dobiegł do mnie krzyk Martyny. Jezu jacyś goście do niej podeszli i wygrywali jej torebkę.
- Patiii ! - krzyczała przez łzy.
- Zamknij jape dziwko ! - wycedził przez zęby i zaczął się do niej dobierać. O nie, nie pozwolę na to.
Wstałam i dałam mu w mordę, tak że się oblizał. Od razu jego wzrok powędrował w moją stronę. Stałam i czekałam na jego ruch. Wyprostował się i na jego twarzy zawitał szyderczy uśmieszek.
- Zadziorna, lubię takie. Ej bierzemy też tą. Taki bonus do blondynki. - śmiał się i zmniejszał odległość pomiędzy mną a sobą. Nie wiedziałam co zrobić. Stałam i patrzyłam się, gdy nagle usłyszałam głosy za mną.
- Spieprzajcie stąd. - powiedziały znajome mi głosy, a mianowicie "band boys" z kawiarni.
- Hahahaha. Lepiej wracajcie na te wasze motory i się nie wpieprzajcie. Prawda kochanie? - zwrócił się do mnie. Nic nie powiedziałam tylko szukałam Martyny, której nie było. Usiadłam na środku i zaczęłam płakać. Wszyscy się na mnie patrzyli zdziwieni. Nagle dostałam szału złości. Wstałam podeszłam do tego drania, który stał za porwaniem mojej przyjaciółki.
- I czego szczerzysz zęby ty hieno cmentarna..... - podeszłam jeszcze bliżej, że czułam jego oddech na sobie. A on? On się dalej śmiał.
- Zaraz ci wyprostuje te twoje zęby jeśli mi nie oddasz przyjaciółki. - jego uśmiech zamienił się w grymas. Uppps....... zęby to chyba jego słaby punkt.
Złapał mnie za nadgarstek. Ściskał coraz bardziej. Żółć podchodziła mi do góry. A on patrzył się na mnie z taką zaciętością w oczach.
Otworzył usta. Chyba chciał coś do mnie powiedzieć, ale nie zdążył, gdyż runął na chodnik.
- Nic ci nie jest? - podszedł do mnie z troską w oczach ten sam brunet co wcześniej ukradł mi portfel.
Pokreciłam na wznak głową, że ze mną wszystko w porządku.
- Martyny nie ma - ledwo co wydusiłam przez gardło. Piotrek podszedł do mnie i schował w swoich wielkich ramionach.
- Nic jej nie jest. Przemek ja znalazł zamknięta w jakimś czarnym bmw i wyciągnął. Teraz są pewnie w drodze do mojego mieszkania, które jest najbliżej naszego położenia, czyli w Lesznie. Na wzmiankę o Lesznie lekko się uśmiechnęła, gdyż moja mama z tamtąd pochodzi i często byłam tam u rodziny.
- Dziękuję - wyszeptałam.
Lekko rozluźniające uścisk Piotrka spojrzałam się na niego wzrokiem pełnym skruchy i podziękowania.
Wiem, że on coś do mnie mówił, ale wszystko było zagłuszane ciągłym piskiem.
Po czym nastała ciemność......
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro