Freund/Kot cz 3 (ostatnia)
Widziałam, jak z dnia na dzień, radosne iskierki w oczach Severina gasły, uśmiech blakł. Nawet już nie rzucał opryskliwych uwag w kierunku najstarszego Prevca, którego nie znosił, wręcz nienawidził, ze wzajemnością. Patrzył tylko że smutkiem na Polaka o ciemnej karnacji, oczach i włosach. Polaka, którego kochał bardziej niż mnie. Podejrzewałam, że nie darzył mnie miłością, co najwyżej był ze mną z przyzwyczajenia. Czułam to, chociaż NIGDY mi tego nie okazał.
Widziałam również jak on. M... Kot, bierze w ręce garść różnych tabletek.
Zadarłam tylko wyżej spódnicę i biegłam, przeklinając, kiedy obcasy wbijały się w grząski grunt. Psuł moje plany. Chociaż próba samobójcza przed hotelem na ławeczce nie była przemyślanym sposobem na śmierć. Chyba że... On nie chciał wcale umierać, a ta cała maskarada była tylko manifestacją bólu i niewypowiedzianą prośbą o pomoc. Tyle zła wyrządziłam komuś, kogo kochałam ponad życie i kiedy chciałam wszystko naprostować, to wyszło nie po mojej myśli.
Sevi udawał, że wszystko jest w najlepszym porządku, a Maciej próbował się zabić. Jeśli miałam coś do powiedzenia w tej sprawie to, że Polak nie mógł kurwa umrzeć. Nie po to do chuja zostawiałam liścik Severinowi, w którym poinformowałam go, że ma być szczęśliwy beze mnie.
Nie po to zebrałam się na odwagę i zrobiłam to, co powinnam od samego początku, odeszłam, by wszystko było jak należy.
Po moim policzku spłynęła samotna łza. Znak, że moje serce skute lodem twardym niczym diament i czarnym jak grafit, topnieje. Znak, że jeśli nie zabiją Macka, prawdziwą miłość Severina, to zginę, rozpłynę się niczym mgła i nie zostanie ze mnie nawet kałuża. Czułam już, jak uderzenia mojego serca słabną, oddech staje się płytsza, a po ciele rozchodzą się naprzemiennie fale gorąca i zimna. Między palcami umykał mi jakże drogocenny czas. Czas konieczny duo naprawienia wszystkich błędów. Musiałam połączyć na nowo dwa fragmenty porcelany, które nieopatrznie zbiłam.
Polak upadł i biegłam ile sił w nogach w jego kierunku. Dopadłam do niego i zbliżyłam swoją głowę duo jego twarzy. Odetchnęłam z ulgą, gdy poczułam delikatny ruch powietrza na policzku. Jeszcze była nadzieja, żył. Zadzwoniłam po pogotowie i do Seva, by przyjechał teraz, zaraz i natychmiast, by złączyć ich wargi w pełnym miłości pocałunku.
Bo czasami bajki są rzeczywistością. Książę spotyka księżniczkę. Zły wilk zabija dziewczynkę w czerwonej bluzie z kapturem i w wytartych na kolanach jeansach. Zła macocha porzuca dwójkę dzieci w sierocińcu. Czarownica specjalnymi miksturami sprowadza młodzież na manowce.
Ale czasami mają one szczęśliwe zakończenie.
Książę żeni się z księżniczką, myśliwy ratuje kapturka, dzieci wracają całe i zdrowe do domu. Tylko, czarownica umiera, zły wilk zostaje zabity, a macocha wypędzona.
Taki zawsze był porządek świata. Dobro i zło równoważyło się ze sobą. Demony i anioły walczyły ze sobą o ludzkie dusze. Tylko oni nie zdawali sobie sprawy z tej odwiecznej walki.
Czekałam na przyjazd karetki, a moja skóra bladła, usta siniały. Nie mogłam jednak jeszcze odejść. Bo ani ambulans, ani Sevi jeszcze nie przyjechali.
Ich bajka nie miała jeszcze swojego zakończenia, dopóki ich serca biły, istniała jeszcze nadzieja.
Moja już się kończyła. Nie było w niej miejsca na happy end.
Czarownice zawsze kończyły marnie.
Tylko teraz nie musiałam ginąć na stosie, wystarczyło tylko skromne wpadnięcie pod auto.
Bo czarownice istniały tylko w bajkach. Tak samo jak miłość od pierwszego wejrzenia i duo grobowej deski.
Przyjechał równocześnie z karetką.
Mogłam już odejść.
Zdążył. Będzie szczęśliwy.
To już koniec.
------------------------------------------------
Jeszcze tylko czterdzieści screenów duo przepisania. Ihaha...
Pozdrawiam. I widzimy się niebawem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro