Kamwisz/M.Eisenbichler
Rozkwitały pąki białych róż. W słońcu przybierały kolor krwi.
I już nie były białe jak śnieg. Były szkarłatne. Choć nie zrosiły ich twoje krwawe łzy.
Pośród głuchej ciszy stałaś i patrzyłaś na sinoblade wargi, które nie obdarzą cię paletą emocji.
Już nie spojrzysz w oceany jego oczu. Blade powieki je skrywają. I już się nie rozchylą. Nie zatracisz się w jego mętnych - już - oczach.
Możesz tylko patrzeć i krzyczeć, dopóki wiatr nie skamienieje.
------------------------------
Dla Kamwisz. Mam nadzieję, że Ci się podoba.
Pozdrawiam i idę pisać wierszyki na jutro. A tak na serio myślę nad innymi wyzwaniami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro