Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ʟᴇʏʜᴇ x ᴡᴇʟʟɪɴɢᴇʀ x sᴛᴏᴄʜ

Stoję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Wpatruję się w nie już od kilku dobrych minut. Przyglądam się swoim włosom, później przenoszę wzrok na oczy. To właśnie wpatrując się w nie, spędzam najwięcej czasu. Zastanawiam się co się ze mną dzieje. Kiedyś nie potrafiłbym spędzić tak pięciu minut. A teraz stałem tak prawie każdego dnia. Przymykam powieki i wzdycham.

— Pora w końcu się ogarnąć — mówię do siebie, chociaż brzmi to bardziej niż szept.

Zdejmuję koszulkę i jeszcze raz spoglądam w lustro. Powoli podnoszę rękę i puszkami palców dotykam czerwony ślad na skórze tuż nad obojczykiem. Był świeży, zrobiony kilka godzin wcześniej. Uwielbiał to robić, a potem patrzeć jak odznacza się to na mojej skórze. Mnie jednak nigdy nie pozwala tak robić.

Po raz kolejny wzdycham i przecieram twarz dłońmi. Wchodzę pod prysznic i odkręcam wodę. Nie wiem, jak to działa, ale gorąca woda zawsze działa na mnie kojąco. Kończąc się myć, czuję się lepiej. Tym razem zajmuje mi to krócej niż zazwyczaj. Patrzę na ręce i widzę, że skóra na nich stała się różowa od wręcz wrzącej wody. Krople w równych odstępach spadają z moich włosów na ziemię. Pośpiesznie ubieram się w domowy dres i nie przejmując się założoną bluzką tył na przód, zaczynam suszyć włosy.

Spoglądam po raz kolejny w lustro, a z moich ust wydobywa się ciche przekleństwo. Jak zawsze każde pasmo moich włosów układa się w inną stronę niż pozostałe. Chyba pora poważnie rozważyć pomysł ogolenia się na łyso. Ciekawe jakby zareagował na tę zmianę... Każdego dnia, a zwłaszcza wtedy, kiedy musiałem opuścić mieszkanie, spędzałem ponad półgodziny na doprowadzeniu ich do porządku. On często powtarzał, że ładniej mi, gdy nie są ułożone, niszcząc przy tym całą moją pracę. Ja jednak nigdy go nie słuchałem w tej kwestii.

Wzdycham i sfrustrowany delikatnie pociągam za włosy, kiedy te nadal się nie układają. Powoli tracę do nich cierpliwość. Po piętnastu minutach odkładam wszystko. Patrzę w lustro, macham ręka na ten widok i wychodzę. Nie miałem czasu, żeby tym się zajmować, została jeszcze gorsza rzecz, przy której włosy to pikuś.

Wchodzę do pokoju, który można powiedzieć, był trzy w jednym. Tu spałem, jadłem i przyjmowałem gości, których nie było zbyt dużo. Teraz wygląda, jakby przeszedł tam huragan. Za każdym razem, kiedy tutaj wchodzę, obiecuję, że posprzątam tu za niedługo. Tym razem robię to samo, chociaż wiem, że i tak tego nie wykonam, na pewno nie w najbliższym czasie.

Szybko ubieram czarne spodnie oraz białą koszulę. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć jeszcze chwilę na ponowną walkę z włosami. Opuszcza mnie ona jednak w momencie, gdy do ręki biorę kawałek materiału, który muszę zawiązać pod szyją. Przeklęty krawat, nienawidziłem go. Kiedy mieszkałem z rodzicami, wiązała mi go mama. Zawsze wdychała przy tym i powtarzała, że muszę w końcu nauczyć się, bo ona wiecznie nie będzie tego robić. Później do jej standardowej przemowy doszło zdanie: „przecież to jest takie proste. Widzisz, nawet Chiara się tego nauczyła, a ty nie potrafisz, wstydziłbyś się". Moja kochana siostrzyczka specjalnie nauczyła się tego, by tylko mnie zdenerwować i dać mamie kolejny powód do narzekania.

To nie tak, że nie chciałem się tego nauczyć, wręcz przeciwnie. Starałem się, ale mimo najszczerszych chęci nigdy nie chciało mi to wyjść. Odkąd wyprowadziłem się, robiłem wszystko, aby uniknąć konieczności zakładania krawatu. Teraz nadarzyła się okazja, w której wypadałoby go założyć. Próbuję to zrobić, powtarzam każdy ruch, tak jak uczyła mama, ale to nic nie daje. W końcu zdenerwowany rzucam materiał w kąt pokoju. Jestem już zdenerwowany, nic nie idzie dzisiaj po mojej myśli.

Patrzę w telefon i od razu idę do korytarza, po drodze zgarniając marynarkę i torebkę. Wkładam w pośpiechu buty i niemal biegiem schodzę na dół. Jeśli zaraz nie wyjadę. to spóźnię się. Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam z parkingu, modląc się, żeby tylko nie było korków. Nie mogę się spóźnić, nie mogę tam nie przyjść, nie teraz. Z ulgą wypuszczam z siebie powietrze, kiedy udaje się dotrzeć na czas.

Wysiadam i spoglądam na budynek, a w mojej głowie pojawiają się myśli czy na pewno dobrze robię, wchodząc tam. Czy na pewno chcę zobaczyć jak osoba, którą kocham, prowadzi do ołtarza innego? Odwracam się i patrzę na samochód. Może jednak lepiej będzie wrócić do domu i zaszyć się w pościeli? Odganiam od siebie wszystkie wątpliwości. Muszę tam wejść. Muszę pokazać mu, że nie przeżywam tego, że nic dla mnie nigdy nie znaczył.

Wchodzę do budynku i kieruję się do odpowiedniej sali. Będąc w środku, rozglądam się. Zauważam, że nie ma dużo gości. Do głowy od razu przychodzi mi wspomnienie jednego wieczoru, kiedy to nasza rozmowa zeszła właśnie na temat ślubów. Wtedy to powiedział, że jeśli kiedykolwiek weźmie ślub, to nie chce żadnej hucznej uroczystości. W pewnym momencie stwierdził nawet, że najchętniej nie zapraszałby nikogo, nawet najbliższych. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że to niekulturalne, odparł, że nie obchodzi go to. Liczy się dla niego tylko osoba, z którą wiąże go przysięga, nic ani nikt inny.

Patrzę na twarze wszystkich, nikogo nie rozpoznaje. Co się dziwić, nigdy nie było mi dane poznać jego rodziny. Dopiero dzisiaj nadarza się ku temu okazja. Nie jestem jednak przekonany czy chce ich poznawać. Po kilku minutach dostrzegam Karla rozmawiającego z jakimś chłopakiem. Szybkim krokiem podchodzę do nich. Chcę przywitać się, lecz mężczyzna zauważa mnie wcześniej, mocno zaskoczony łapie mnie za ramię i odciąga na bok, gdzie nikogo nie ma.

— Oszalałeś? — szepcze, a ja wiem, że gdyby nie było tutaj ludzi, z pewnością nakrzyczałby na mnie.

— Bardzo możliwe — odpowiadam.

Karl chce jeszcze coś powiedzieć, ale w tym samym czasie do pomieszczenia wchodzi para młoda. Spoglądam w ich stronę, obiecując sobie, że nie będę okazywać żadnych emocji. Mój wzrok najpierw pada na Kamila. Jego uśmiech wygląda tak samo, jak ponad rok temu. Wtedy odbył się wygrany przez Andreasa konkurs, a po nim dowiedziałem się czegoś, co złamało mi serce.

Myślałem, że to będzie koniec ich związku. Dwa dni przed wyjazdem na kolejne zawody do mojego mieszkania zapukał Andreas. Nie byłem tym bardzo zdziwiony, w ostatnim czasie dość często mnie odwiedzał. Jak zawsze zaprosiłem go do środka. Podczas naszej rozmowy dowiedziałem się, że pokłócił się z Kamilem i obecnie jest bez dachu nad głową. Zobaczyłem w tym swoją szansę. Od razu zaproponowałem mu, że może zamieszkać u mnie, jeśli tylko chce. Mężczyzna bez wahania przyjął moją propozycję.

Spędziliśmy ze sobą całe dwa dni, nie opuszczając się nawet na chwilę. Później razem udaliśmy się na zawody. Nie było w tym nic dziwnego, często jeździliśmy razem na lotnisko, bo tak było wygodniej. Na miejscu nie odstępowaliśmy siebie na krok. Po każdym skoku wykonanym na treningu, serii próbnej czy kwalifikacji któryś z nas czekał na drugiego i razem opuszczaliśmy teren skoczni. Cały czas wolny przesiedzieliśmy w pokoju, nie wychodząc z niego nawet na chwilę, jeśli nie było to konieczne. Andreas odmówił nawet wyjścia z chłopakami na miasto, co jest do niego niepodobne, nigdy tego nie robił.
Przez ten cały czas miałem go tylko dla siebie. Nie musiałem przejmować się tym, że zaraz wyjdzie i pojedzie do niego. Było cudownie. Andreas zachowywał się, jakby Stoch nigdy nie istniał w jego życiu. Chciałem, aby było już tak na zawsze.

Prowadził po pierwszej serii. Stałem na dole, zaciskając mocno kciuki i czekając, aż odda swój drugi skok. Chciałem być pierwszym, który mu pogratuluje. Byłem tak bardzo przejęty, że nawet nie wiedziałem jakie miejsce sam zajmę. To było mało istotne, o wiele ważniejszy był Andreas. Przez część tego oczekiwania towarzyszył mi Karl, ale w końcu stwierdził, że mu jest bardzo zimno i odszedł. Stałem więc sam, dopóki koło mnie nie pojawił się Kamil. Nie spodziewałem się go tutaj. Myślałem, że po rozstaniu nie będzie miał ochoty widzieć swojego byłego, przynajmniej ja na jego miejscu bym tak zrobił. Spojrzałem na niego. Cały czas się uśmiechał, patrząc w górę skoczni. Za chwilę miał skakać Andreas. Nie rozumiałem, dlaczego mimo tej sytuacji, jemu dopisywał humor. No cóż, najwyraźniej potwierdziła się moja opinia, że jest dziwny.

Nigdy go nie lubiłem. Nawet gdy „nie spotykałem" się z Wellingerem, nie przepadałem za mężczyzną. Denerwowała mnie sama jego obecność w tym samym miejscu, w którym byłem ja, nie wspominając o tym, kiedy chciał ze mną rozmawiać. Próbowałem dawać mu znaki, że nie darzę go sympatią. On jednak zdawał się ich kompletnie nie zauważać. Nie dość, że dziwny to i głupi.

Od dawna zastanawiała mnie jedna kwestia czy Kamil wiedział o mnie i o Andreasie albo chociaż się domyśla. Na pierwsze z pewnością odpowiedź brzmiała nie, bo przecież kto normalny wiedząc o zdradzie swojego partnera, nic by z tym nie zrobił? Na drugie nie byłem już pewien, jak brzmi odpowiedź. Rozmawiając z nim, miałem wrażenie, że nie domyśla się niczego. Gdyby wiedział, raczej nie odzywałby się do mnie z taką sympatią. Z drugiej strony nigdy nie zastanawiał się, gdzie podziewa się jego chłopak. Andreas ewidentnie potrafił wymyślać bardzo dobre wymówki.

Cisza. Skok Andreasa. Krzyk niemieckich kibiców. Byłem bardzo dumny z chłopaka. Chciałem jak najszybciej znaleźć się obok Wellingera. Kiedy jednak miałem wejść na skocznię, zobaczyłem Polaka, który podbiega do Andreasa i zrobił to, co ja bardzo chciałem zrobić, przytulił go. Wellinger odwzajemnił uścisk, po czym złożył na ustach Kamila pocałunek. Nie ogłosili swojego zerwania publicznie, dlatego uznałem, że to wszystko po to, aby media nie robili wokół nich zbędnego szumu.

Zobaczyłem Karla, który szedł w stronę wyjścia z terenu skoczni. Również ruszyłem powolnym krokiem w tę stronę, zastanawiając się, czy nie lepiej zaczekać na Andreasa. Po chwili namysłu stwierdziłem, że chłopakowi jeszcze trochę zejdzie tutaj, a ja robiłem się głodny. Tak więc wróciłem sam do hotelu.

W pokoju hotelowym przebrany w wygodny dres usiadłem i zacząłem jeść, czekając na jego powrót. Minęły dwie godziny, a jego nadal nie było. Zacząłem się nawet martwić, może coś się stało. Sprawdzałem co chwila telefon, jednak nie dostałem żadnej wiadomości. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, od razu do nich pobiegłem i otworzyłem. Nie zobaczyłem jednak wyczekiwanej przeze mnie osoby. W drzwiach stał Karl. Mężczyzna bez słowa wszedł do środka. Zaprowadził mnie w głąb pokoju i kazał usiąść na łóżku. Wykonałem posłusznie jego polecenia, zastanawiając się, o co chodzi. Czy coś stało się z Andreasem? Geiger podał mi swój telefon. Spojrzałem na niego. Na wyświetlaczu było zdjęcie Kamila i Andreasa, a pod nim opis z informacją o ich zaręczynach.

To niemożliwe...

Tyle byłem w stanie powiedzieć. Moje marzenia, plany, nadzieje, wszystko w jednej chwili posypało się jak domek z kart. Z początku nie mogłem w to uwierzyć. Jak to mogło się stać, przecież rozstali się, a jeszcze kilka godzin temu Andreas był ze mną. Gdy w końcu uświadomiłem sobie, że to wszystko prawda, wybuchnąłem płaczem. Przez kilka godzin nic nie było w stanie mnie uspokoić.

Teraz wzrok przenoszę na niego. Po chwili w końcu mnie zauważa. Patrzy na mnie z ogromnym zdziwieniem na twarzy. Przystaje na chwilę, dalej wpatrując się we mnie. Patrzę mu cały czas w oczy.

— No co? Przecież sam mnie zaprosiłeś — mówię w myślach, choć bardzo chce powiedzieć mu to prosto w twarz. — Ach nie pamiętasz już?

Po informacji o ich zaręczynach przez trzy kolejne dni leżałem w łóżku, nie podnosząc się prawie wcale. Cały ten czas spędziłem na płaczu, Kiedy tylko udało mi się względnie uspokoić, zaraz znajdowałem rzecz, która mi przypominała mi go i wybuchałem ponownie.

Dopiero czwartego dnia Karlowi w końcu udało namówić się mnie na wyjście z domu. Podziwiam go, że miał tyle determinacji, żeby nie odpuścić. Uważał, że powinienem zapomnieć o nim, zająć się sobą, a ona sam obrał sobie za cel pomoc w tym.

Chociaż nie byłem do tego przekonany, poszliśmy do kawiarni. Znajdowała się bardzo blisko mojego domu, a ja nigdy o niej nie słyszałem. Siedziałem, wpatrując się w kawę, którą cały czas mieszałem łyżeczką. Wystygła już, ponieważ nie miałem ochoty na picie ani jedzenie. Karl co jakiś czas zadawał mi jakieś pytania lub mówił o rzeczach związanych z moimi zainteresowaniami. Wszystko, aby tylko zmusić mnie do rozmowy. Jednak każda próba kończyła się fiaskiem, ponieważ odpowiadałem mu jednym, może dwoma słowami. Na rozmowę również nie miałem ochoty. Najchętniej wróciłbym już do swojego mieszkania, żeby spędzić je tak jak poprzednie. Niestety musiałem wytrzymać tutaj jeszcze jakiś czas, nie chciałem, aby Geigerowi zrobiło się przez to smutno.

W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk wchodzenia do kawiarni. Zobaczyłem ich, trzymających się za ręce. Na ten widok odwróciłem głowę w bok, żeby tylko nie musieć na nich patrzeć. Na moje nieszczęście podeszli do naszego stolika. Przywitali się, ale nie dosiedli się do nas. Spojrzałem najpierw na przyjaciela, który patrzył z niepokojem na mnie. Ja natomiast uśmiechnął się sztucznie, przeniosłem wzrok na przybyłych panów i również się przywitałem. Andreas, w przeciwieństwie do promieniującego szczęściem Kamila, nie był zadowolony z tego spotkania.

Po chwili ciszy Stoch wyciągnął dwie białe koperty. Jedną z nich podał Andreasowi, a drugą wyciągnął w stronę Karla i powiedział:

Proszę, to jest zaproszenie na nasz ślub.

Geiger spojrzał na Polaka, uśmiechnął się lekko i przyjął kopertę, wypowiadając ciche dziękuję. Później przeniósł wzrok na mnie, a z jego ust zniknął uśmiech.

Do mnie jeszcze nie dotarły słowa Stocha. Niezbyt wiedziałem, co się dzieje. Dopiero kiedy Wellinger bez żadnego słowa położył przede mną identyczną kopertę, uświadomiłem sobie, o co chodziło. Patrzyłem pustym wzrokiem na kopertę. W tej chwili czułem na sobie wzrok całej trójki. Nie wiedziałem co zrobić. Z pomocą przyszedł Karl, która podniósł się ze swojego miejsca i powiedział:

My już pójdziemy. Stephan nie czuje się dzisiaj najlepiej.

Nie zareagowałem, siedziałem dalej na krześle, nie ruszając się. Dopiero kiedy szturchnął mnie lekko w ramię, podniosłem się z miejsca. Podał mi bluzę, a ja od razu ubrałem ją.

Zdążyłem jeszcze zgarnąć kopertę ze stołu, zanim przyjaciel niemal wypchnął mnie z tego budynku. W tamtym momencie poczułem się, jakbym dostał cios prosto w serce, drugi raz w tym tygodniu. Miałem już tego dość. Chciało mi się płakać. Staliśmy właśnie na środku chodnika przy dość ruchliwej drodze, a ja nie potrafiłem powstrzymać łez. Zaczęły one spływać po moich policzkach.
Karl zaprowadził mnie do domu. W mieszkaniu chciał mi zabrać z ręki kopertę i pewnie podrzeć jej zawartość, jednak nie pozwoliłem na to, kurczowo trzymając papier. Usiadłem na łóżku i otarłem policzki. Drżącymi rękami zacząłem otwierać ją, słuchając prób Geigera przekonania mnie, żeby mu to oddał. Nie posłuchałem. Nie oddałem. Przeczytałem. Siedziałem kilka minut, wpatrując się w zaproszenie, po czym ocierając ostatnie łzy, odparłem:

Pójdę tam. Pokaże mu, że nic dla mnie nie znaczy.

Niemiec nie był zadowolony z mojego planu, który oprócz pójścia na ich ślub zakładał również dalsze spotkania z Andreasem. Geiger kilkukrotnie próbował odwieść mnie od tego pomysłu. Byłem jednak tak zdeterminowany, że czego by nie zrobił i tak by mu się nie udało tego dokonać. Miałem nadzieję, że w ten sposób w jakimś stopniu go zranię. Na pewno nie tak mocno jak on mnie, ale może choć trochę będzie cierpiał.

Teraz mam ochotę zaśmiać się, patrząc na jego minę. Oczywiście, że nie spodziewał się mnie tutaj. Ciekawe czy myślał, że przepłaczę za nim cały dzisiejszy dzień. O nie, ten czas już dawno minął. Po przeczytaniu zaproszenia obiecałem sobie, żadnych łez z jego powodu i będę się tego kurczowo trzymał.

Ceremonia rozpoczęła się, a ja z każdą chwilą czuję się mniej pewny. Coraz bardziej chce mi się płakać. Jeszcze chwila a moje marzenie zostanie na zawsze skreślone. Zaczynam czuć się słabo. Mogłem tutaj nie przychodzić, mogłem posłuchać Karla. W pewnym momencie zaczyna mi się kręcić w głowie. Nie trzeba długo czekać, aż stracę równowagę i upadnę na ziemię, skupiając całą uwagę gości na sobie. Na szczęście nie tracę przytomności. Od razu pojawia się przy mnie Geiger, który pomaga mi wstać i wyprowadza mnie z sali. Wiem, że ma ochotę strzelić mnie teraz w łeb za wszystko.

— Odwiozę cię do domu, ty w tym stanie sam nie pojedziesz — oznajmia.

Nie protestuję. Stoję cicho, wpatrując się jak mężczyzna, wyjmuje z kieszeni marynarki kluczyki. Później trzymając mnie za rękę, schodzi po schodach. Jakby to miało zapobiec mojemu kolejnemu upadkowi. Wychodzimy na zewnątrz, a ja zaczynam się czuć odrobinę lepiej. O wracaniu do tamtej sali nie było mowy. Karl z pewnością by mi nie pozwolił na to, chociaż i ja też nie mam ochoty znowu patrzeć na nich.

Dość szybko znajdujemy się w moim mieszkaniu. Przebieram się z tego niewygodnego ubrania w mój ulubiony dres, po czym kładę się na łóżku. Próbuję zasnąć, jednak nie potrafię Mimo ogromnej chęci na płacz, ani jedna łza nie spływa po moim policzku.

Nie wiem, ile tak przeleżałem, jednak kiedy wchodzę do kuchni, dalej jest w niej Karl. Patrzy na mnie smutnym, pełnym współczucia wzrokiem, nic dziwnego, wyglądam pewnie jak siedem nieszczęść i tak też się czuje. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Mam dość dzisiejszego dnia. Chcę, żeby już się skończył, a najlepiej, żeby okazał się tylko złym snem, koszmarem. Ciszę w kuchni przerywa dźwięk dzwoniącego telefonu Karla.

♤  ♤  ♤

jak się podobało?

od razu zaznaczę, że nagięłam trochę rzeczywistość, robiąc Stephanowi siostrę. Miałam zacząć tę książkę od świątecznego shota, którego skończyłam pisać dzień po świętach, także będzie na przyszły rok. Shot ten początkowo był oedarkiem (pozdrawiam dwie osoby, które wiedzą co to)

może kiedyś doczekamy się drugiej części...

|30.12.2021|

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro