S.Freund/A.Wellinger
Jakoś nic bez niego mi nie wychodzi. Był dla mnie jak ojciec. Dawał wskazówki na treningach. Oferował wsparcie. Motywował. Był liderem. Najlepszym liderem na świecie. Zawsze uważałem go za swój autorytet. I idola.
Był wielki. Severin Freund. Przyjaciel. Najlepszy. Prawdziwy.
A gdy go zabrakło, wszystko się posypało. Nic nie było, takie jak powinno. Drużyna nie była tak zgrana. Zabrakło spoiwa, kleju, przywódcy.
Jego.
Jego dramat, był moim dramatem.
Starał się udawać, że w jego sercu nie tkwi zadra. Ale ja widziałem prawdę.
Jego oczy nie mogły kłamać.
Był zawsze przy mnie. Przy nas.
Matkował nam. Śmiałem się, że powinien nas adoptować.
Severin Freund — najprawdziwsza matka-Niemka. Brzmi, fajnie? Prawda? Prawda.
A teraz?
A teraz walczy, by wrócić do sportu. Sztucznie się uśmiecha i wzrusza ramionami, gdy ktoś pyta go o plany.
Bo co ma odpowiedzieć?
Że jest Reusem skoków?
Że nie spełni marzeń?
Woli milczeć i zapewniać, że wróci silniejszy.
Wróci. Wiem to. Musi.
Skoki bez niego to nie skoki.
To namiastka, tego czym powinny być skoki.
Więc wróci.
Wierzę w to. I nie tylko ja.
----------------
Wyszłam z wprawy. Ale to miłe uczucie, że niektórzy z was jeszcze to czytają, choć... Nieważne. Pewnie następne shoty będą o Sevim.
Bo jeśli nie wiecie, to teraz wiecie, ale Seweryn to mój ulubiony skoczek z tych najulubieńszych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro