Rozdział 5- Status: Seryjny morderca
Miną tydzień. Julka i Ja zrezygnowaliśmy z szkoły. Julia pracuje ja jeszcze nie. Rozmyślam nad kolejnym zabójstwem. Za cel obrałem Bohdana. Rozkminaiam od tygodnia. Mam każdy scenariusz w głowie. Ruszam do ataku.
-Julka ja wychodzę.
-Ok.
Przemyłem nóż by nie było odcisków palców. Wziąłem pod bluzę sznur.
Bohdan jest w parku. Zaraz wraca do domu. Jest godzina 18:56.
Czekałem na okazję. Bohdan już się żegnał.
Idzie. W stronę lasu. Tam gdzie nikogo nie ma. Śledzę go.
Szedłem za nim przez kilka dobrych minut. Wszedł do lasu. Zbliżyłem się do niego.
-Ej!
-Co?
Uderzyłem go sierpowym w twarz.
Wpadł na drzewo.
-Chcesz się bić. Ty?
Kopnąłem go w brzuch. Skulił się.
Dostał strzała w nos.
Upadł na ziemię.
Skopałem go do nieprzytomności. Zaciągnąłem w głąb lasu. Zawiązałem jego szyję sznurem i przewiesiłem przez gałąź. Czekałem aż się obudzi.
[20 minut później]
-Co się stało? *Pyta plując krwią.
-Hej... Bohdan... Rodzice cię muszą naprawdę nie lubić dając ci takie imię.
-Co ty chcesz zrobić?
Zacząłem ciągnąć za sznur. Pomału się unosił. Gdy był tak że ledwo palcami u stóp dotykał ziemi zatrzymałem. Przywiązałem do pnia i podszedłem do niego.
-Wiesz co to jest? *Spytałem.
-Nie... wiem. *Mówi łapiąc się za obowiązany sznurek.
-To jest nóż który wbiłem twojemu koledze. Dawid kojarzysz?
-Chrzań się.
Uśmiechnąłem się.
Wbiłem mu nóż w lewą część klatki piersiowej.
Uniosłem go na wysokość około 30 centymetrów nad ziemię.
Zdarłem mu koszule na plecach.
Wyjołem nóż i wyciołem mu na plecach napis: "od przyjaciela".
Mając rękawiczki mogłem mu wsadzić kciuki w oczy bez obaw o wykrycie. Krew z oczu pociekła mu po policzkach.
Stwierdziłem że starczy zabawy. Zrobiłem mu zdjęcie i poszedłem sobie.
Po 15 minutach byłem w domu poszedłem szybko obmyć twarz by nie było widać krwi.
Julka weszła.
-Gdzie byłeś?
-Byłem się przejść.
-Pokaż twarz.
-Julka...
-Pokaż twarz.
Wyprostowałem się i Julka zobaczyła prawie nie zakrwawioną już twarz.
-Ok. Umyj się i choć na kolację.
-Zaraz będę.
Było blisko. Zbyt blisko.
Po umyciu twarzy zszedłem na kolację.
-Smacznego Ethan.
-Smacznego.
Nie miałem ochoty na jedzenie.
-Czemu nie jesz?
-Nie mam ochoty.
Odłożyła jedzenie i złapała mnie za rękę.
-Co się dzieje? Mi możesz powiedzieć.
-Nic się nie dzieje.
-Napewno?
-Tak.
-Przeżywasz śmierć Dawida.
-Trochę.
-Choć z mną.
Poszła z mną do sypialni. Popchnęła mnie na łóżko. Usiadła mi na brzuchu i zaczęliśmy się całować. Zacząłem jej zdejmować koszulkę i rozpinać rozporek.
Rozpięła mi rozporek i zdjęła mi bokserki. Wyjęła mi członka.
Ciąg dalszy nastąpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro