Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*OC/Vojtéch Štursa*

 Po wspólnej wycieczce po czeskiej stolicy bardzo się do siebie zbliżyliśmy. W czasie mojego pobytu u południowych sąsiadów spotkaliśmy się z Vojtkiem jeszcze kilka razy, na tyle często, jak tylko pozwalały mu treningi. Gorzej było, jak moja wycieczka się skończyła i musiałam wrócić do Wrocławia. Ile to nocy zarwałam, bo nasza rozmowa była zbyt ciekawa, by ją przerwać.

Jednak okazji do kolejnego osobistego spotkania nie było. Sezon letni rozpoczął się na całego, ja miałam zaplanowany praktycznie każdy dzień wakacji. Chwała twórcom Messengera i Skype'a, bo chyba się uzależniłam od rozmów skoczkiem i nie umiałabym bez nich przeżyć jednego dnia.

Tak minął lipiec, sierpień, a ja coraz bardziej przywiązywałam się do Vojtka. Gadaliśmy o wszystkim, nawet o takich pierdołach, jak to, co jedliśmy na obiad i co odjebali nasi znajomi. Cóż, musiałam przyznać się sama przed sobą, że zauroczyłam się młodym Czechem i, mimo że zdawałam sobie sprawę z posiadania przez niego dziewczyny, liczyłam na coś więcej. Oczywiście, próbowałam z swojego zakutego łba wygonić takie myśli, tłumacząc sobie, że jestem zwykłą fanką, jakich wiele, że pisze ze mną z grzeczności, ale to było silniejsze...po raz pierwszy w życiu można było powiedzieć, że się zakochałam.

W końcu nadszedł wrzesień. Początek kolejnego roku szkolnego, trzeba było spiąć piękną dupę, bo w końcu to klasa maturalna. Nauczyciele od pierwszego tygodnia nauki narzucili nam takie tempo, że harowaliśmy jak dzikie świnie. Jedyna rzecz, która przytrzymywała mnie przy życiu to fakt, że nadchodziły moje urodziny. Dziewiętnaste.

W tym roku ten jakże ważny dzień przypadał na poniedziałek, imprezę miałam zamiar urządzić w kolejny piątek, a rodzinka wpadała w niedzielę poprzedzającą moje święto. Całe spotkanie spędziłam na sztucznym uśmiechaniu się i grzecznym odpowiadaniu na sakramentalne pytanie, stawiane średnio co kwadrans pt.: „Masz chłopaka?".

Kiedy więc spotkanie się skończyło z nieukrywaną ulgą poszłam do pokoju, aby opowiedzieć o jego przebiegu Vojtkowi. Niestety, skoczek był nieaktywny. Widocznie odpoczywał po konkursach albo miał ciekawą imprezkę w pokoju Polaków.

Wykąpałam się szybko i położyłam do łóżka. W końcu następnego dnia miałam iść do szkoły, moje urodziny nie zwalniały mnie z użerania się ze „wspaniałymi" nauczycielami.

Jakie było moje zdziwienie, gdy nagle, kiedy cały dom spał – łącznie ze mną – zaczął dzwonić mój telefon. Widząc na wyświetlaczu numer Czecha, obmyślałam już sposób mordu ze szczególnym okrucieństwem.

- Vojtek, czy ciebie pojebało?! – krzyknęłam szeptem, hehe, taka zdolna jestem. – Jest pierwsza w nocy...

- Chciałem ci złożyć najlepsze życzenia z okazji urodzin – nic sobie nie zrobił z mojego wkurwionego tonu głosu (mogłam się założyć, że się idiotycznie uśmiechał) i bez ceregieli mi przerwał – i chciałem być pierwszy. Sto lat! – wydarł się tak, że musiałam odstawić słuchawkę od ucha, bo bym ogłuchła.

- Dziękuję bardzo. I tak, jak się spotkamy, to długo nie pożyjesz.

- Mam dla ciebie prezent.

- Musimy się umówić, wtedy ty mi go dasz, a ja cię zamorduję. – Uśmiechnęłam się jak pedofilo-gwałcielo-zabójca.

- Wystarczy, że otworzysz drzwi. I możesz się pospieszyć, bo zaraz ktoś wyskoczy z tych krzaków i mnie zgwałci.

- Chwila, to znaczy, że stoisz pod moim domem? – Dopiero teraz ogarnęłam sens jego słów.

- Tak, dokładnie to mam na myśli. – Usłyszałam jego śmiech. – Otworzysz czy mam jechać?

Zbiegłam po schodach i dorwałam klamkę od drzwi wejściowych. W dupie miałam to, że mam niesamowicie seksowną piżamę (czyt. pięć razy za dużą koszulkę taty), w której byłam jeszcze bardziej płaska niż w rzeczywistości czy to, że moje włosy przypominały mokre siano. Pchał się w długą drogę tutaj dla mnie. DLA MNIE, KURWA.

Otworzyłam drzwi i zanim pomyślałam, co robię, rzuciłam się stojącemu w progu Czechowi na szyję. Wypuścił trzymane w rękach torbę i ozdobną siatkę na prezent, podniósł mnie i zaczął obracać się wokół własnej osi.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. – Postawił mnie na ziemi i jeszcze raz przytulił. – Tu jest ten prezent dla ciebie. – Podał mi torebeczkę.

Spojrzałam do środka. Na pierwszy rzut oka był to zwykły przewodnik po Pradze. Dopiero po przyjrzeniu się zauważyłam, że książka była autorstwa Vojtka, a w środku były trasa, którą razem przeszliśmy, zaznaczone miejsce, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy i mnóstwo wspólnych zdjęć.

- Podoba się? – Podniosłam wzrok znad kartek i zobaczyłam czekającego na moją reakcję chłopaka.

- Jest cudowne, dziękuję! – Znów rzuciłam mu się na szyję.

- Uważaj, złamiesz mnie i będziesz miała trenera na karku. – Zaśmiał się.

- Pffff, aż taka ciężka nie jestem. – Udałam obrażone dziecko. – Wejdziesz?

- Jeżeli mogę.

Zaprosiłam go do środka, dałam coś do picia oraz jedzenia i poszłam przygotować wersalkę, żeby chłopak miał gdzie przenocować.

Po chwili oboje leżeliśmy w moim pokoju, ja w swoim łóżku, on na rozkładanej kanapie pieszczotliwie nazywanej „trumną", ze względu na małe wymiary, i gadaliśmy.

- Okey, chyba musisz iść spać, jutro idziesz do szkoły. – Wstał i usiadł na brzegu mojego łóżka. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. – I delikatnie cmoknął mnie w policzek, i miał zamiar wrócić na wersalkę – A, zapomniałem ci powiedzieć, masz cholernie ponętną piżamę.

To najlepsze urodziny w moim życiu.

Autorstwa zapasowa

-----------------------------------------

Kolejny shot autorstwa zapasowa. Jak zauważyliście, piszą głównie trzy osoby. Naprawdę nie gryzę i można mi wysłać pracę. Można dołączyć w każdym momencie. Serdecznie zapraszam do zabawy. 

Pozdrawiam.

PS. Kilka miłych słów dla autorki, by nie zaszkodziło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro