*OC/Severin Freund*
Mój przyjaciel, jak zawsze wprosił się do mojego mieszkania nieproszony, kiedy paradowałam po pokoju półnaga z maseczką na ryju i włosami ukrytymi pod ręcznikiem.
— Pan Freund to chyba nigdy nie nauczy się pukać — mruknęłam pod nosem, ale Severin musiał to usłyszeć. Cholernik miał nietoperzy słuch.
— Ej maleńka, słyszałem. Poza tym nie masz nic, czego bym nie widział.
— Pff.
Zaśmiał się.
— Uczysz się od najlepszych. A teraz bądź grzeczną dziewczynką i zmyj tą zieloną maź z buzi, wysusz włosy i wróć.
— Pan i władca.
— Pff.
Poszłam się ogarnąć. Wiedziałam, że domowe SPA nie było dobrym pomysłem — Sev jako sąsiad temu nie sprzyjał. Dobrze, że nie podglądał mnie przez lornetkę, choć nie miał, czego podziwiać.
Po dziesięciu minutach wyszłam z łazienki.
— Zamknij oczy i podnieś ręce do góry. — Zaczął mi zakładać jakąś koszulkę. — Możesz już opuścić ręce, ale nie podglądaj. — Poczułam coś zimnego na policzkach. — Gut. Możesz już patrzeć.
Rozchyliłam powieki, a Sev podprowadził mnie do lustra znajdującego się w przedpokoju. Ubrał mnie w koszulkę Bayernu, która została podpisana przez Roberta Lewandowskiego i Manuela Neuera. Pisnęłam, jakbym zobaczyła mysz i rzuciłam się na niego. Prawie go stratowałam, ale mu to nie przeszkadzało. Objął mnie i okręcał wokół własnej osi. Wariat. Nosić wieloryba.
— Dziękuję — szepnęłam mu na uszko, przygryzając płatek ucha.
— Mhm. Ubieraj się, słońce. Jedziemy na mecz...
— ... a potem na kebsa.
— Na kebsa — przytaknął. — Też mam chcicę.
— Uważaj, bo przytyjesz...
— Spalimy to. — Poruszył sugestywnie brwiami.
Zarumieniłam się i pacnęłam go w ramię.
— Stary zbereźnik.
Autorstwa osamljenost
------------------------------
Znów sędziowie okradają Kamila z medalu. Biorę ekipę z Łodzi i razem z einsamekirsche jadę im spuścić manto. Kto dołącza?
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro