Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

schlierenzauerxmorgenstern

-Chcesz się zdrzemnąć?- Zapytał mnie blondyn, gładząc spokojną dłonią moje zmierzwione włosy. Wtuliłem się mocniej w jego umięśniony bok i przejechałem zimnymi opuszkami po jego łopatce.

-Możemy się poprzytulać? – Wymruczałem w jego klatkę piersiową, muskając ustami jego tors.

-Możemy, ale pamiętaj, że musimy jechać po Lily do przedszkola.- Przypomniał mi, jego oddech był gorący na moim czole.

Zerwałem się do pozycji siedzącej i zamrugałem zaspanymi powiekami. Schowałem twarz w dłoniach, opierając się na łokciach. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Niechętnie spojrzałem na drugą połowę łóżka, która od lat pozostawała tak samo pusta i zimna. Zrzuciłem z siebie kołdrę i przedreptałem do kuchni, gdzie wyjąłem z lodówki otwartą wcześniej butelkę szkockiej. Usadowiłem się na blacie i upiłem duży, palący w gardło łyk. Skrzywiłem się lekko, opierając głowę o zimną powłokę lodówki poczułem ulgę. Skupiłem zmęczony wzrok na wiszący po drugiej stronie zdjęciach. Pociągnąłem nosem, patrząc na zdjęcie zrobione kilka lat temu na urodzinach Hayboecka.

-Kupić ci tabletki nasenne?- Zerknąłem na stojącego w progu Manuela, nawet nie usłyszałem jego kroków. Westchnął i usiadł na blacie obok. – I jeszcze pijesz na pusty żołądek. Jestem dumny z twojego odpowiedzialnego zachowania, Greggi. Wzorowy dorosły mężczyzna.

-Mieszkasz u mnie w domu, więc licz się ze słowami.- Zagroziłem mu palcem, trzymając w tej dłoni butelkę.

-Wiesz, że mam jego numer telefonu? Zawsze mogę ci go użyczyć, albo cię wyręczyć i sam do niego zadzwonić. – Spojrzałem na niego spode łba.

-Może ja ci użyczę kilku szarych komórek, bo twoje z wiekiem wyparowują. – Przerwałem, żeby upić spory łyk z butelki. – Plus, jak ty to sobie wyobrażasz? Co? Co takiego miałbym mu powiedzieć?

-Cześć, Thomas. Byłem idiotą, że cię zostawiłem. Od tego czasu jestem wrakiem człowieka i cieniem samego siebie, nie radzę sobie z życiem bo ciebie w nim nie ma. To na początek, potem możesz dorzucić coś w stylu, że jesteś głupi, że nadal go kochasz o czym chyba wszyscy wiemy i takie tam inne bzdety. Jak to, że usychasz z tęsknoty do niego albo, że powoli zmieniasz się w alkoholika.

-Ty chcesz mnie wyprowadzić z równowagi, czy udajesz swoją głupotę. – Strzeliłem go z otwartej dłoni w tył głowy.

-No co, chyba sam muszę interweniować, bo ty się prędzej zapijesz i zabeczysz niż coś zrobisz. A nie mam w planach grzebać najlepszego przyjaciela. Jeszcze kiedy nic mi nie przepisałeś.- Powiedział oburzony i zeskoczył na podłogę po czym wyrwał mi z ręki butelkę i wylał jej zawartość do zlewu.

-Cwelu jeden! Masz mi ją odkupić. – Zawołałem oburzony jego idiotycznym zachowaniem.

-Nie będę cię wspierał w nałogu. – Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

-A ten alkohol wczoraj to się znikąd pojawił?- Pociągnął mnie za rękę, zrzucając mnie w ten sposób z blatu.

-Idziemy spać, i tak łamie twoją głupią zasadę, że nie dzielisz z nikim łóżka. Wole cię mieć na oku. – Powiedział ciągnąc mnie do mojej sypialni.

Xxx

-Manu, idź otwórz. – Jęknąłem w poduszkę słysząc głośny dźwięk dzwonka. Szturchnąłem leżącego obok mnie Manuela po żebra.

-Twój dom.- Burknął niskim głosem w poduszkę. Kopnąłem go z kolana w udo. – DOBRA! Idę, ale ty gotujesz obiad i kolację. Ze śniadaniem ci nie ufam. Nie będę jadł tych twoich zielonych koktajli, cwelu.

Machnąłem ręką i poczułem jak wygramola się z łóżka, a potem wychodzi z sypialni. Owinąłem się kołdrą, miałem nadzieję, że to tylko jakiś kurier albo sąsiadka prosząca o cukier.

-Mam przyjść później, czy przestaniesz udawać, że spisz? – Poderwałem się gwałtownie, słysząc głos ukochanego faceta. Spojrzałem przerażony na stojącego przed moim łóżkiem Morgensterna.

-Cześć.- Wydukałem okrywając swoje chude ciało kołdrą. – C-co ty tu robisz?

-Chciałem sprawdzić jak sobie radzisz. Jeśli nie chcesz mnie widzieć, to mogę sobie pójść, ale naprawdę chciałem cię zobaczyć. – Powiedział drapiąc się w kark.

-To miło z twojej strony, ale wszystko jest okej. – Powiedziałem siląc się na uśmiech, wiedziałem jednak, że istniało małe prawdopodobieństwo że mi uwierzy.

-Gówno prawda. – Powiedział Manuel wchodzący do pokoju. Czasami naprawdę miałem ochotę go zabić. – Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po spodnie. Musze iść do sklepu, bo Schlieri nie ma w lodówce nic poza serem i wódką.

-Zdrajca. – Powiedziałem przez zęby, w odpowiedzi posłał mi całusa i wyszedł. Spojrzałem na zbitego z tropu Thomasa.

-Czy wy..?- Zapytał unosząc brew.

-NIE! – Zawołałem unosząc ramiona do góry. – Nie, nie, po prostu sporo wczoraj wypiłem i Manuel się martwił, że się uduszę własnymi wymiocinami. Plus, może i jest przystojny ale nie zmienia to faktu, że nie dotknął bym go kijem. No i kręci z Huberem, ale jakby co to nic o tym nie wiesz. Huber nie wie, że ja wiem, ale Manu nie umie trzymać języka za zębami, wychodzi na to że ja też nie umiem.

-A teraz weź głęboki oddech, bo zrobiłeś się cały czerwony.- Powiedział z łagodnym uśmiechem siadając w nogach mojego łóżka.- Już okej?

- Tak.- Objąłem kolana ramionami.

-A teraz proszę prawdziwą wersję wydarzeń. – Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach.

-Naprawdę jest okej, jeśli chodzi o mój koniec kariery. To coś o czym myślałem już od dawna. – Przytaknął porozumiewawczo, przechodził przez to. Wiedział jak to jest. – Nie jestem alkoholikiem, wiem jak to co Manu powiedział brzmi.

-No nie powiem, mocno mnie to zaniepokoiło. Jeszcze sam stwierdziłeś, że sporo wczoraj wypiłeś. – Jęknąłem zirytowany.

-Ja go kiedyś ubiję, a potem siebie. – Thomas spojrzał na mnie niepewnie. – Nie mam myśli samobójczych.

-Ale samodestrukcyjne już masz, co jest równie niepokojące. Zwłaszcza w twoim przypadku, bo już w takiej sytuacji byliśmy. – Ułożył swoją duża dłoń na moim kolanie i lekko je ścisnął. Skupiłem wzrok na jego ręce.

-Gdzie Lily?- Zmieniłem temat, doskonale zdając sobie sprawę, że nie uda mi się nic wskórać bo blondyn był niesamowicie uparty.

-W szkole, kazała mi do siebie zadzwonić jak skończy lekcje, bo cytuję „ Stęskniła się za jej ukochanym wujkiem Gregorem". A doskonale wiemy, że nie umiem odmówić tej małej czarownicy. Ale pocieszam się faktem, że ty jesteś równie bezbronny. – Zmarszczyłem nos, też za nią tęskniłem. – Okej, to możemy w końcu porozmawiać o twoim ewidentnym problemie?

-Ale co ja ci mam powiedzie?- Zapytałem złamanym tonem.

-Sugerowałbym prawdę. – Powiedział z lekkim uśmiechem.

-Nie lubię cię, naprawdę czasami cię nie znoszę. – Uśmiechnał się w ten swój typowy Thomasowy sposób, w tym uśmiechu zakochałem się 15 lat temu. Ogarnij się, Gregor.

-Oboje wiemy, że to nie prawda. – Przeszedł na kolanach na drugi koniec mojego łóżka i ułożył się na poduszkach.

-Co mi da to, że ci powiem? Moje problemy magicznie znikną? – Nie miałem już siły kryć faktu, że to wszystko działało mi na nerwy.

-Nie zachowuj się jak gówniarz, nie masz już 16 lat. – Powiedział momentalnie poważniejąc. – Znam cię lepiej niż sam siebie znasz. Wiem kiedy pierdolisz farmazony, wiem kiedy kłamiesz i wiem kiedy odpychasz od siebie ludzi bo boisz się, że będzie bolało. Domyślam się, co się dzieje, ale wolałbym to usłyszeć z twoich ust.

-Chcesz usłyszeć prawdę? Dobrze. Niech ci będzie. Mam depresję, mam ją w sumie od dwóch lat. Bez przerwy. Byłem w szpitalu chyba z 5 razy w przeciągu półtora roku. Biorę leki, dwa razy w tygodniu chodzę na terapię. Nie umiem sobie radzić z porażką, a ostatnie lata tym właśnie były. Moje życie prywatne ogranicza się do spotkań z Manu i Wernerem. Jestem beznadziejny we wszystkim co robię. Jedyną rzeczą która mi wychodziła, były skoki, ale dobrze wiemy że już tak nie jest. Dlatego odwiesiłem narty na kołek i to jest chyba jedyna rozsądna decyzją ją ostatnio podjąłem. Jestem zmęczony, nie mam siły na nic. Na dodatek chyba nie umiem okazywać uczuć. Nie wiem jak Manu ze mną wytrzymuje. Sam nie mogę ze sobą wytrzymać. Ty też nie mogłeś. – Wziąłem głęboki oddech, czując piekące mnie w oczy łzy. Thomas zagryzł wnętrze policzka. – Więc tak, mam dość. Ale nie mam myśli samobójczych.

-To ty mnie zostawiłeś. Więc nie obarczaj mnie teraz winą, za coś co sam sobie dopowiedziałeś. – Jego ton był napięty.

-Bo wiedziałem, że masz już dość. Przez te ostatnie tygodnie prawie wcale nie spędzaliśmy razem czasu. –Wykrztusiłem.

-Naprawdę tak uważasz? Że tego chciałem?- Przytaknąłem. – Wiesz czemu się tak dziwnie zachowywałem? Chciałem ci się oświadczyć, wszystko planowałem. A ty ze mną zerwałeś, zabrałeś swoje rzeczy i przez dwa miesiące nie miałem z tobą kontaktu. Złamałeś mi serce i złamałeś serce Lily.

Po moich policzkach spłynęły łzy, nie mogłem w to uwierzyć.

-Możesz mnie zostawić samego?- Zapytałem płaczliwym tonem, ale Thomas pokręcił głową. – Naprawdę wszystko psuję, może to dobrze. Nie marnuję ci życia.

-Ale ty jesteś głupi, Schlierenzauer. – Westchnął blondyn i pociągnął mnie za ramię. Oparłem głowę o jego bark i wybuchnąłem płaczem. Objął moje drżące ciało i wyszeptał. – Chcesz się zdrzemnąć?

- Nie. – Wydukałem. Bałem się, że jak zamknę oczy to wszystko okaże się snem. Poczułem jego palce delikatnie przeczesujące moje włosy.

Zamknąłem powieki, na chwilkę. Ale wiedziałem że to zły pomysł, bo gdy je otwarłem było już zdecydowanie później i na moim łóżku leżał Manuel jedzący chipsy z opakowania. Przetarłem oczy i poczułem pod sobą solidne ciało Thomasa.

-O księżniczka wstała. Chcesz chipsika? – Brunet wyciągnął w moim kierunku prawie pustą już paczkę. Pokręciłem głową.

-Która godzina?- Wyprostowałem się lekko, poczułem jak ręką Thomasa zsuwa się na moje biodro. Starałem się to zignorować.

-Jedenasta. – Odpowiedział Manu przełykając. – Więc długo nie spałeś. Śniadanie ci wystygło.

-I tak nie jestem głodny. – Palce Thomasa zacisnęły się na mojej mocno wystającej kości biodrowej.

-Gregor.- Powiedział stanowczo. Spojrzałem na niego zirytowany.

-Nie Gregoruj mi tu. Wiem, że chcesz dobrze, ale nie myśl sobie że po 5 minutach zdziałasz cuda. – Przerwałem słysząc jak dzwoni mój telefon. Sięgnąłem po niego i odebrałem. – Hej, Werner.

-Cześć, młody. Będę u ciebie dopiero jutro, bo Alex postanowił bez zapowiedzi przyjechać w odwiedziny. – Przytaknąłem, w momencie zdając sobie sprawę, że mężczyzna tego nie widzi. Podniosłem się z łóżka i szybkim krokiem wszedłem do łazienki.

-Okej, u mnie też trochę plany się sypły. – Stanąłem przed lustrem i oparłem się o umywalkę.

-Co się stało? Fettner nie dojechał?- Zapytał, a w tle usłyszałem wesoły głos Stoeckla.

-Przyjechał, uroczy jak zawsze po dłuższym pobycie poza domem. Z zapasem alkoholu na miesiąc. – Zaśmiałem się, przypominając sobie obładowanego Manuela wychodzącego z samochodu. – Thomas przyjechał.

- O szlag. – Wyrwało mu się.- Sory, nie spodziewałem się. Tak po prostu przyjechał?

-Tak po prostu. Siedzą teraz z Fettnerem w moim pokoju i jedzą chipsy. Znaczy Manuel je. Napisze do ciebie wieczorem i dogadamy się co z jutrem. – Przeczesałem grzywkę. – Pozdrów Alexa.

-Powodzenia. Powiedz Manuelowi, że jak przytyje to już tak dobrze skakał nie będzie. – Na moment się nie odzywał. – I postaraj się nie zamordować Morgiego. Nie chce tej kawy pić w więzieniu.

-Postaram się.- Rozłączyłem się i wróciłem do pokoju, gdzie Manuel i Thomas cicho ze sobą rozmawiali. Spojrzałem na bruneta.- Werner powiedział, żebyś tyle nie żarł bo ci się dupa do kombinezonu nie zmieści.

-Na pewno tak nie powiedział, Werni mnie kocha. – Pokazał mi środkowy palec po czym wrzucił do ust chipsa. Pokręciłem głową. – A ty byś się ubrał. Miałem powiedzieć, żebyś chronił cnotę, ale to Thomas ci ją odebrał, więc nie ma po co.

-MANUEL!- Krzyknąłem na niego.- DO SALONU!

-Dobra, mamo. Idę zadzwonić do Dana. Jakbyście się mordowali to róbcie to w miarę cicho. – Zabrał za sobą chipsy i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem na Thomasa, który wzrok miał wbity w mój nagi brzuch.

-Oczy mam wyżej. – Zaśmiałem się nerwowo.

-Jesteś strasznie drobny, widzę wszystkie twoje żebra. Tak, jak.... Wtedy. – Westchnąłem i opadłem na łóżko obok niego, nasze kolana się zderzyły. Złapał za moją dłoń i schował ją miedzy dwie swoje.

-Nie robię tego umyślnie. Doskonale wiesz, jaki jestem gdy coś mnie trapi. Nie pilnuję tego czy jem. – Blondyn złapał mnie za podbródek i cmoknął w czoło. Odebrało mi tchu.

-Pozwolisz mi sobie pomóc?- Zapytał cicho, opierając czoło o moje. Przełknąłem głośno ślinę. – Wiem, że ja też się przyczyniłem do twojego stanu. Naprawdę mi na tobie zależy. Zawsze zależało.

Objąłem go mocno ramionami i nie do końca myśląc racjonalnie złączyłem nasze usta. Thomas przyciągnął mnie bliżej i pogłębił pocałunek, a ja momentalnie się rozpłynąłem. Tak mi go brakowało. Gdy oderwaliśmy się od siebie wyszeptałem z lekkim uśmiechem.

-Tęskniłem.- Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi, wiedziałem że nie sprawi że wszystkie problemy automatycznie znikną, ale wiedziałem że jest w stanie mi pomóc i przy mnie być. I to było wszystko, czego potrzebowałem. 



Hejka Miśki!

 Tym razem coś z dwójką skoczków których kocham od małego. I to do tego stopnia, że upadek Morgiego jest jednym z niewielu wspomnień jakie mam z okresu życia jako mały berbeć. Moje ukochane legendy <3 Chciałam coś napisać, po tym jak Gregor zdecydował się na skończenie kariery, więc powstało takie coś. Mam nadzieję, że się podoba! 

Do następnego, 

Love ya! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro