Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

granerudxhuber

-Halvor! Poczekaj!- Odwróciłem się, słysząc za sobą znajomy głos. W moim kierunku biegł szeroko uśmiechnięty i lekko zdyszany Huber. Wyciągnąłem przed siebie ręce widząc, że nie zwalnia. Tak jak się spodziewałem, podjechał na oblodzonej ziemi i praktycznie wpadł w moje ramiona. Złapałem go w pasie, w ostatniej chwili ratując przed spotkaniem z betonem. – Jezu, dziękuję.

-Nie ma za co, ale proszę uważaj trochę bardziej. – Powiedziałem, gdy stał już stabilnie. – Nie zawsze będę obok, żeby cię złapać.

- Kurczę, a ja głupi myślałem, że będziesz za mną chodził 24/7. – Wywróciłem oczami na jego wesoły ton głosu. – Ale możesz powiedzieć, że na ciebie poleciałem.

-Oho, czyli tak mam to interpretować? Dzięki oblodzonej ziemi wpadłeś w moje ramiona a ja, jako książę ratujący cię z opresji ochroniłem cię przed upadkiem?- Daniel szeroko się uśmiechnął, a ja zdałem sobie sprawę, że moje ręce nadal spoczywają na jego talii. Cofnąłem je szybko, czując jak pieką mnie policzki.

- Mhm, mniej więcej. Robisz coś dzisiaj? - Zapytał, a ja pokręciłem głową.

-Z tego co wiem, to nic. Dzisiaj wszyscy postawili na odpoczynek. Turniej wszystkich wymęczył. – Blondyn przytaknął kiwając się na stopach w przód i w tył. – Znowu się poślizgniesz.

-Ale jesteś obok, żeby mnie złapać. – Puścił mi oczko. Zagryzłem wnętrze policzka, nie wiedziałem z bardzo jak interpretować jego zachowanie. Czy powinienem interpretować je w ten sposób, w który chciałem? Czy może źle odbierałem jego przyjazne zachowanie? – Nie myśl tak bo ci się mózg przepali.

-Sorry. A ty? Nie świętujesz?- Zapytałem poprawiając spadającą mi z ramienia torbę.

-Trener zabronił nam pić alkoholu w hotelu, więc jutro mamy gdzieś wyjść kadrowo. – Parsknąłem śmiechem, a chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony. – No i co cię tak rozśmieszyło?

-Zakaz alkoholu. Nie możecie pić w hotelu ale na mieście już tak?- Zapytałem szeroko się uśmiechając.- Nie boi się, że zrobicie bydło na mieście?

-Trener uważa, że w miejscu publicznym mniej się opijemy. Ewidentnie za mało czasu z nami spędził. – Chłopak wyjął z kieszeni telefon po czym wystukał coś i schował go z powrotem do kieszeni kurtki. – Mój współlokator właśnie mnie poinformował, że nie ma zamiaru wracać na noc do pokoju. Nie, żeby to było jakieś ogromne zdziwienie.

- Z kim masz pokój?- Zapytałem lekko zdziwiony jego słowami.

-Z Kraftem. – Powiedział, jakby to była oczywista sprawa.

-To gdzie on będzie spał, jak nie wróci do waszego pokoju?- Huber spojrzał na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

- Ty się mnie naprawdę pytasz?- Przytaknąłem, nie rozumiejąc dlaczego to takie dziwne. – U Hayboecka. A co za tym idzie, ja będę sam więc może chciałbyś umilić mi ten, jakże samotny wieczór?

-Yyy, chcesz żebym do ciebie przyszedł? – Chłopak przytaknął energicznie. – Okej, dasz mi chwilę? Ogarnąłbym się i przyszedł do ciebie, tak za 20 minut?

-Okej, jestem za. Pokój 143. Do zobaczenia. – Chłopak posłał mi słodki uśmiech i pewnym krokiem ruszył w kierunku windy. Schowałem twarz w dłonie i głęboko westchnąłem. Mnie chyba pogięło.

-Granerud, co ty tu jeszcze robisz? Jak się przeziębisz to dostaniesz w łeb. – Odwróciłem się gwałtownie słysząc głos trenera. – Chodźże do środka, a nie stoisz na śniegu.

Xxx

- Powiesz mi dlaczego układasz włosy? Ty nigdy nie układasz włosów. – Tande stał oparty o framugę, przyglądając się uważnie moim poczynaniom. –Czekaj, pomogę ci bo robisz jeszcze większy bajzel.

-Dzięki. – Daniel złapał za gumę i zaczął układać delikatnie moje rozwichrzone włosy. – Idę do Daniela.

-Do Hubera?- Na jego ustach pojawił się ogromny uśmiech. Wywróciłem oczami, dlaczego musiał być takim dobrym przyjacielem i kojarzyć fakt mojego małego zauroczenia starszym chłopakiem. – Twój Boski Danny zaprosił cię do siebie podczas gdy Stefi jest u Michaela?

-Skąd wiesz, że Kraft jest u Hayboecka?- Zapytałem marszcząc brwi.

-Znam ich, po drugie Krafti był już zmęczony tą ich rozłąką. To było do przewidzenia, że jak Michi wróci to Stefan nie będzie chciał być z dala od niego nawet na 10 minut. – Powiedział wzruszając ramionami. – Plus, gadałem ze Stefanem przed chwilą.

- Ty masz zdecydowanie za dużo znajomych. – Jęknąłem, na co blondyn się zaśmiał.

-Dobra, gotowe. I tak nie wiemy jak długo będą w nienaruszonym stanie. – Poruszył sugestywnie brwiami.

-Daniel!- Szturchnąłem go w ramię, na co parsknął śmiechem.

-Nie było to zbyt przekonujące uderzenie. – Opadł na swoje łózko i ułożył poduszkę pod głową. – Mam czekać aż wrócisz, czy nie masz zamiaru wracać? Ja bym nie wrócił.

-Wiem. – Założyłem buty i złapałem za telefon. – Będziesz siedział sam? Jak chcesz to mogę zostać?

-I zmarnować szansę z Boskim Dannym? Nie ma nawet takiej mowy. Plus, Johann i Rober za chwile przychodzą, mamy coś oglądać. – Przytaknąłem, czując ulgę. – Idź już, bo jeszcze pomyśli, że się rozmyśliłeś.

-Dobra idę, jakby co będę dzwonił. – Zasalutował mi a ja wyszedłem, praktycznie zderzając się ze stojącym przed drzwiami Wellingerem. – O hej, Andi.

-Cześć, Halvor. Zastałem Daniela? – Zapytał z nadzieją w głosie. Przytaknąłem i otwarłem drzwi wkładając głowę do środka.

-Zapomniałeś czegoś? Prezerwatyw? Majtek? Ładowarki? – Spojrzałem na niego spode łba, co jednak nie sprawiło żeby z jego twarzy zszedł szeroki uśmiech.

-Nie, głupku. Masz gościa i sprawdzam czy masz ochotę się z nim widzieć. – Chłopak zmarszczył brwi. – Welli.

-CO?- Poderwał się tak gwałtownie, że spadł z łóżka. Zasłoniłem usta dłonią, hamując śmiech. Tande podniósł się i poprawił włosy. – No na co czekasz, wpuść go.

-No dobra, dobra. Miłego wieczoru, Panie Wellinger. – Posłałem mu całusa na co w odpowiedzi dostałem środkowy palec. Spojrzałem na Andreasa. – Możesz wejść.

-Dzięki. – Wydukał i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z uśmiechem ruszyłem w stronę pokoju Daniela. Jak się okazało, był dość blisko mojego. Zapukałem w drzwi, a po chwili otworzył mi ubrany w bluzę i spodenki Daniel. – Hej.

-Hej, już się bałem że jednak nie przyjdziesz. – Wszedłem do środka i skopałem buty. Huber opadł na łóżko, ciągnąc mnie za ramię przez co opadłem tuz obok niego.

-Mieliśmy gościa, w sumie Daniel ma gościa. Ale musiałem go wpuścić. – Przytaknął i usiadł skrzyżnie. Poprawiłem podwijające mi się nogawki, nie do końca pewien jak zacząć rozmowę.

-Rozluźnij się, bo wyglądasz jakbyś siedział na szpilkach. – Zaśmiał się, układając dłonie na moich ramionach na co lekko mruknąłem, czując jak spięte i obolałe były moje plecy. – Nie masz się czym stresować, to tylko ja.

-Sorry.- Wydukałem patrząc na niego z ukosa.

-Zdejmij bluzę. – Wytrzeszczyłem oczy na jego słowa.

-Po co?- Wydukałem ale ułożyłem dłonie na krawędzi bluzy.

-Zobaczysz, nie bój się. – Posłał mi pokrzepiający uśmiech. Wziąłem głęboki oddech i zdjąłem bluzę, odkładając ją na stojące nieopodal krzesło. – Okej, a teraz odwróć się do mnie bardziej plecami.

-No dobra. – Zrobiłem jak chciał, po czym poczułem jego zimne dłonie zaciskające się na moich ramionach. Przeszedł mnie dreszcz.- Masz zimne ręce.

-Nie wziąłem rękawiczek na skocznię. – Powiedział zsuwając dłonie niżej. Poczułem jak przysuwa się bliżej, kolanami dotknął moich bioder. Zagryzłem wnętrze policzka, starając się opanować emocje. Na moment panowała cisza. Daniel ułożył dłonie tuż nad gumką moich spodni dresowych rozmasowując z wyczuciem mięśnie. Z moich ust wydostał się cichy pomruk zadowolenia. Zasłoniłem usta dłonią, mając cichą nadzieję, że Huber tego nie usłyszał. Jednak jak zwykle, życie postanowiło sobie ze mnie zadrwić. Oczywiście, że słyszał. A utwierdziło mnie w tym stwierdzeniu to, że ponowił kilkukrotnie swoją wcześniejszą czynność a ja zamknąłem oczy i odchyliłem głowę minimalnie w tył. – Nie takie złe te moje zimne ręce, co?

-Mhm, nie jest źle. – Powiedziałem wzdychając. Po chwili, jego dłonie objęły mnie w talii i poczułem jak jego ciało dociska się do moich pleców. – Ale zawsze mógłbyś się poprawić.

-Oh, dobrze. Zdecydowanie musze się poprawić. – Po jego tonie, byłem w stanie wywnioskować, że się uśmiecha. Sam mimowolnie to zrobiłem. Poczułem jego wilgotne usta na szyi. Mruknąłem, tym razem głośniej. – Jest progres?

-Aha, znaczący. Ale wiem, że stać cię na więcej. – Powiedziałem, czując nieznany przypływ pewności siebie. Odwróciłem się, patrząc w rozszerzone źrenice blondwłosego Austriaka. Ramionami objął moją szyję, przyciągając mnie do pocałunku. Opadłem na niego, i poczułem jak obejmuje nogami moje biodra.

-Ten dzień jest zdecydowanie lepszy niż zakładałem rano. – Zaśmiał się w moje usta.

-O tak. – Przytaknąłem wracając do całowania go. 

Hejjjjj, Misie! 

Zaczynamy od tych dwóch słodziaków, którzy chyba skradli wszystkie serca które mogli w Bischofshofen <3 

Love, ya! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro