wellingerxleyhe
-Wstawaj, idź do niej. Ja już nie mam siły, płacze 3 noc z rzędu. A to nie ja się zgłosiłem jako niańkę. – Kopnąłem leżącego obok Wellingera. Blondyn uniósł się na łokciach patrząc na mnie zaspanym wzrokiem.
-Ja się nie zgłaszałem, Karl mnie poprosił. Przecież nie mogłem mu odmówić, a ty nie mądruj bo sam byś mu nie odmówił. – Przetarł twarz, podniósł się z jękiem. Odwróciłem się na bok patrząc jak wychodzi, kątem oka sprawdzając godzinę. Za wcześnie. Po chwili chłopak wrócił z maluszkiem na rękach. Luisa, na nasze nieszczęście była całkowicie rozbudzona. Blondyn spojrzał na mnie wyczekująco. – Połóż się na plecach.
Odwróciłem się tak, jak prosił a on ułożył mi dziewczynkę na piersi. Objąłem ją dłońmi, uniosła główkę patrząc na mnie szeroko otwartymi oczkami. Andy ułożył się obok mnie gładząc ją po pleckach.
-Powiedz wujkowi Stephanowi, że już się wyspałaś. I że chcesz żeby się z tobą pobawił. –Dziewczyna gdy tylko usłyszała jego głos spojrzała na niego jak zaczarowana. Zawsze tak na niego reagowała, nie żebym się jej dziwił sam miałem podobnie. Wyciągnęła w jego stronę rączkę, którą on pocałował ale po jej małej twarzy widać był że nie o to jej chodziło. Zacisnęła palce na jego włosach mocno je ciągnąc. – Ał, ał, ała. Luisa, puść. Stephan, ratuj.
-Luisa, myszko puść wujka.- Starałem się wyszarpać kosmyki z jej szczelnego uścisku. Gdy w końcu mi się udało, Andreas odsunął się lekko.
-Jesteśmy pewni, że ona nie jest w żaden sposób spokrewniona z tobą? – Spojrzałem na niego nie kryjąc oburzenia. – No co, tez lubisz ciągnąć mnie na włosy.
-A idź. – Parsknął śmiechem zdejmując z mojej piersi małego Geigera.
-Chodź, maleństwo. Wujek zrobi ci flasie. Niech wujek Stephan jeszcze sobie pośpi. – Blondyn podniósł się nucąc pod nosem baby shark. Uśmiechnąłem się zauroczony tym uroczym widokiem, wyglądał cudownie trzymając w ramionach małą istotkę. Przewróciłem się na drugi bok, zagryzając wargę chcąc w ten sposób opanować ogromny uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro