wellingerxfreitag
-Przecież ja cię zamorduję. Siadasz i nie podnosisz z fotela swojego chudego tyłka. – Zagroziłem Andreasowi, gdy ten próbował się podnieść. Spojrzał na mnie zirytowany.
-Mam skręconą kostkę, nie przesadzaj, Richi. – Burknął zakładając ramiona na piersi.
-Z waszą dwójką to ja dostanę nerwicy i przy okazji zejdę na zawał, o ile wcześniej sobie nie strzelę w łeb. Selina, wychodzisz?- Zapukałem w drzwi łazienki, czekając na odpowiedz siostry.
-Możesz wejść. – Wszedłem do środka i zobaczyłem siedzącą na brzegu wanny siostrę. Podałem jej oparte o przeciwną ścianę kule. Wstała za ich pomocą, lekko się chwiejąc. Nie była do nich przyzwyczajona. Przedreptała wolnym krokiem do salonu i opadała na drugi fotel.
-I macie się nie ruszać, bo zadzwonię do waszych trenerów i powiem, że nie stosujecie się do zaleceń lekarza. – Zagroziłem im zirytowany ich zachowaniem. Do cholery, byli dorośli, a zachowywali się jak małe rozwydrzone dzieci, którymi byli. Wellinger zrobił swoją typową minę zbitego psa, a Selina pokazała mi środkowy palec. – Jak sami nie umiecie się sobą zająć, to ja to musze zrobić. A teraz idę ogarnąć obiad.
-Masz na myśli coś zamówić? – Zapytała złośliwie Seli.
-Uwierz mi, nie chcesz jeść czegoś co ugotował. W każdym razie innego niż jajecznica i tosty. Zamówienie czegokolwiek jest dużo bezpieczniejsze. – Wtrącił się Wellinger.
-Odezwał się szef kuchni, który nawet wodę potrafi przypalić. – Wywrócił tymi swoimi ślepiami. – Zawsze możecie głodować.
-Albo zadzwonić do kogoś, kto faktycznie umie gotować. Na przykład do Leyhe. – Dorzuciła Selina, a we mnie momentalnie się zagotowało. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z salonu. Usłyszałem zdziwiony głos siostry.- A jemu o co chodzi?
Oparłem się o zlew i zacząłem nerwowo obierać mandarynkę. Nie miałem zamiaru jej zjeść, nawet nie lubiłem mandarynek ale musiałem czymś zająć dłonie. Zagryzłem wnętrze policzka, gdy przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie Leyhe całującego Andreasa.
-Miałeś się nie podnosić.- Rzuciłem unosząc wzrok na stojącego przede mną blondyna.
-A ty miałeś o tym zapomnieć. – Powiedział opierając się o lodówkę, przekładając swój ciężar na zdrową nogę.
-Powiedziałem, że wybaczę. Nie, że zapomnę. Wiem, że to mnie kochasz, ale zdrada to zdrada. To, że wybaczyłem i dałem Ci drugą szansę nie znaczy, że to nie boli. –Spojrzałem na dłonie i odrzuciłem na bok obierki.
-Chcesz żebym sobie poszedł?- Pokręciłem głową. – Mogę cię przytulić?
Przytaknąłem, a on lekko kulejąc podszedł do mnie i zamknął mnie w swoim szczelnym uścisku. Oparłem głową o jego ramię i zaciągnąłem się jego cudownym zapachem. Złapałem go w pasie, pomagając mu utrzymać równowagę.
-Powinieneś leżeć, mówię serio. – Uniosłem podbródek patrząc w jego smutną twarz. Posłał mi wymuszony uśmiech. Przerzuciłem sobie przez ramiona jego rękę i zacząłem go prowadzić do sypialni.
-Zamówiłam pizzę!- Zawołała Selina słysząc nasze kroki. W sypialni pomogłem się chłopakowi ułożyć na materacu. Złapałem za stojącą na stoliczku maść i zdjąłem opaskę uciskową z jego uszkodzonej kostki. Podwinąłem nogawkę jego dresów i zacząłem rozsmarowywać maść lekko przy okazji masując bolące miejsca. Gdy skończyłem ułożyłem pod nią poduszkę i wytarłem dłonie. Ułożyłem się obok niego.
-Wiesz, że niczego bardziej nie żałuję w swoim życie jak tego, że cię skrzywdziłem? Odepchnąłem go, bo nie był tobą. A tylko ciebie chcę. To już się nie powtórzy. – Ułożyłem głowę na jego barku, bawiąc się sznureczkami jego dresów. – Kocham cię.
-Ja ciebie też. Ale nie zmienia to faktu, że sam z nim nigdzie nie pójdziesz. – Parsknął, całując mnie w skroń. Uniosłem podbródek.
-Niech ci będzie. – Pocałowałem go w usta, miałem nadzieję, że mówił prawdę. Bo kochałem go jak szaleniec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro