wellingerx leyhe
-Steph, zjedz coś. - Posłałem uśmiech siedzącej obok mnie starszej kobiecie. Podała mi półmisek z sporym kawałkiem ciasta. - Zjedz, strasznie marnie wyglądasz.
-Dziękuję Pani.- Wziąłem go do ręki wraz z widelczykiem.
-Mówiłam Ci słońce, babcia a nie żadna pani. - Upomniała mnie z szerokim uśmiechem bardzo podobnym do tego, który prawie zawsze gościł na twarzy Andreasa.
-Dobrze, babciu. - Odpowiedziałem z uśmiechem.
-Szwagier, pijesz czy prowadzisz? - Zapytał Daniel z butelka wódki w ręce.
-Prowadzę, ale Andy pewnie będzie pił wino z mamą. - Jęknął załamany.
-Mi nalej - Dziadek podstawił mu swoją szklankę.
-Mi też. Ale nie mam szklanki. - Julia opadła na miejsce tuż obok mnie. Rozejrzała się po pokoju. - Gdzie dziecko?
-Masz na myśli Andreasa, Adele czy Matilde? - Zaśmiałem się upijając łyk soku pomarańczowego.
-Andiego. - Odpowiedziała bawiąc się łyżeczka do herbaty.
-Z dziewczynkami. - Parsknęła śmiechem odrzucając głowę do tyłu.
-No tak, ciągnie swój do swego. Dan, ty mi zrobisz dzisiaj tego drinka? Muszę być chwycona zanim stary przyjedzie i zabije atmosferę i przy okazji dobre samopoczucie Stephana. - Posłałem jej przerażone spojrzenie. Nie miałem zbyt wielu okazji do spotkań z ojcem Andreasa, ale wszystkie na których byłem zazwyczaj kończyły się awanturą.- Nie martw się, obronie cię szwagier. Bo z twojego chłopa to zbyt dużego pożytku by nie było. Jak on się dostał do policji, to ja nadal nie wiem.
-Dzięki, chyba. - Puściła mi oczko wyciągając dłoń w kierunku Daniela.
- Gdzie ty po tą szklankę byłeś, w chinach?
-Wujku! - Adele podbiegła do nas i dobiła z impetem do moich nóg, jednak wcale się tym nie przejęła.
-Co chcesz potworze? - Odezwała się Julka.
-Coś mi się wydaje, że wspaniała matka będziesz, Jules. - Parsknąłem śmiechem na samą myśl.
-Nie grozi, ja będę tylko rozpieszczać wasze dzieci z którymi wy będziecie mieć problemy. Mnie do tego nie mieszajcie. - Upiła duży łyk alkoholu. Spojrzałem na dziewczynkę.
-Wujek Andy cię woła. - Podniosłem się z dziewczynka na rękach.
-Gdzie jest? - Przecisnąłem się obok Julii i wyszedłem na korytarz.
-W moim pokoju. - Przedreptałem kilka kroków dzielących mnie od pokoju dziewczynki i zobaczyłem leżącego na podłoże Wellingera. W łóżeczku obok niego leżała śpiąca Matilda. Klęknąłem obok odstawiając Adele na podłogę. Dziewczynka odbiegła i schowała się w stojącym w rogu wigwamie.
-Hej, kocie. Co chciałeś? - Usiadłem obok niego gładząc go po odsłoniętym kawałku skóry, nad linią bokserek.
-Mama mówiła, że ojciec za chwilę będzie. Nie chciałem żebyś tam siedział sam. - Wytłumaczył podnosząc się do pozycji siedzącej. Przez co moja dłoń wylądowała na jego rozporku.
-Julia już mi obiecała ze mnie obrobi. - Zachichotałem przesuwając dłoń na guzik jego białej koszuli.
-Andy, chcesz wino czy drinka? - Daniel zapytał zatrzymując się w progu.
-Wino - Odpowiedział automatycznie blondyn.
-Boże, nie ma się jawnie z kim napić. - Jęknął odchodząc.
Poczułem palce na podbródku, a potem gorące usta na swoich. Wplotłem palce w jego włosy na karku całkowicie oddając się chwili.
-Słodziaki, bo aż mnie mdli. - oderwałem się od Andreasa słysząc głos Julii. Oparł usta o moją skroń. - A aż tyle nie wypiłam. Steph, mama zrobiła twoja ulubiona sałatkę i kazała cię zawołać.
-Czemu wasza rodzina ubrała sobie za cel dokarmianie mnie? - Andy parsknął w moje włosy.
-Bo jesteś chudy. - odpowiedziała Julia upijając drinka. Spojrzałem na nią spode łba. - Chodźcie do salonu, bo mam już dość słuchania o dzierganiu i golfie.
-Chodź, mama ci już pewnie nastroiła sałateczki. - Pociągnął mnie do salonu, westchnąłem ale bez słowa za nim podążyłem. Gdy tylko weszliśmy do środka Claudia posłała nam szeroki uśmiech.
-Stephan, słońce. Zrobiłam twoja ulubiona sałatkę. - Andy usiadł na jedynym wolnym miejscu, ciągnąć mnie na kolana. Opadłem na nie, opierając plecy o jego tors.
-Za chwilkę zjem, mamo. - Blondyn objął mnie w pasie jednym ramieniem, palce drugiej splot z moimi.
-Dobrze, babcia mówi że placka też nie zjadłeś. - Podała Andreasowi talerz.
-I co teraz, będziesz mnie karmił? - Zaśmiałem się przekręcając się bokiem.
-A mamy inna możliwość? Nie chcesz jeść a ja nie mogę pozwolić żeby mój narzeczony chodził głodny. - Wywróciłem oczami. - Mama i babcia by mi tego nie wybaczyły, jesteś ich ulubieńcem.
-Moim też - Zawołała Julia, wywołując tym nasz śmiech.
-Ej ej, bo coś do mnie teraz dotarło. - Tanja podniosła się opierając łokcie o kolana. - Ty na niego powiedziałeś narzeczony.
-Zaręczyliście się!? - Wrzasnęła mama, tak głośno, że Daniel aż się skrzywił.
-Tak. - Odpowiedział Andy z uśmieszkiem na ustach.
-Opowiadaj, a nie! - Ponaglił go dziadek, rzucając w niego serwetka.
-Oświadczyłem się Stephanowi w weekend. I się zgodził, na szczęście. - Przytulił mnie mocniej cmokając mój policzek.
-Wstawać, muszę was wyściskać. – Podnieśliśmy się, pozwalając wyściskać się wszystkim po kolei.
Kochałem ich, byli moja rodzina której nigdy tak naprawdę nie miałem. Wymarzoną rodzina.
-Co tu takie zamieszanie? - Poza tym jedynym wyjątkiem, pomyślałem gdy do salonu wszedł ojciec mojego przyszłego męża.
Naszła mnie dzisiaj jakaś taka ochota na Lellingera to aż go napisałam.
Pozdrowionka miśki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro