Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tandexwellinger


Usłyszałem głośne walenie w drzwi. Ze zmarszczonymi brwiami pobiegłem je otworzyć. Pociągnąłem za klamkę i moim oczom ukazał się roztrzęsiony Wellinger. Zdziwiła mnie jego obecność w Oslo. Wyglądał okropnie, jakby przez ostatnie kilka godzin non stop płakał. I obawiałem się, że tak właśnie było.

-Hej, Andy. Wejdź, nie stój na mrozie. - Przytaknął i zdjął buty. Zamknąłem drzwi i oparłem się o ścianę. -Co cię do mnie sprowadza, tak bez zapowiedzi. Nie mam na myśli, że nie cieszę się na Twój widok, zawsze miło cię widzieć. Po prostu, zazwyczaj dzwonisz wcześniej.

-Przepraszam, że nie dałem znać ale to wyszło raczej... Nie planowałem tego, nie... Jeśli przeszkadzam to pójdę..-Zaczął się plątać pocierając mocno lewe oko. Złapałem go za przedramię.

-Hej, nie przeszkadzasz, głuptasie. Właśnie ci powiedziałem, że cieszę się na Twój widok. Wiem, że masz problemy ze skupieniem się, ale chyba słyszysz co mówię. - Zaśmiałem się, chłopak jednak mi nie zawtórował. Wyjąłem z jego ręki plecak i rozpiąłem zamek jego zimowej kurtki. - Odwieś ja na wieszak, zrobię nam gorącej czekolady.

Zostawiłem go w przed pokoju i odstawiłem jego plecak w salonie. Przeczesałem włosy zakładając je za uszy. Zebrałem brudne talerze ze stolika i wrzuciłem pospiesznie do zmywarki, wczoraj byłem zbyt zmęczony i pijany by je posprzątać, Halvor też nie był zbyt skory do sprzątania. A rano wybiegł jak oparzony przypominając sobie o dyżurze w przedszkolu. Wyjąłem mleko i wlałem do garnuszka. Gdy nasypałem czekoladę do kubków do pomieszczenia wszedł Niemiec. Usadowił się na krześle przy stojącym w rogu stoliczku. Odwróciłem się do niego z uśmiechem. Wyglądał jak śmierć. Był tak do siebie nie podobny, że zaczynało mnie to przerażać. Zastanawiałem się, czy sam powie mi co się stało, czy będę to musiał z niego wyciągnąć.

Nie odezwał się ani słowem do momentu aż postawiłem przed nim kubek w małe pingwinki z czekolada i piankami na wierzchu.

-Dziękuję. - Wyszeptał nie patrząc mi w oczy. Usiadłem na krześle po jego prawej stronie mierząc go uważnym wzrokiem.

-Proszę bardzo, powiesz co się stało, widzę że coś cię gryzie. - Jego twarz przybrała ten wyraz, który świadczył o nieuniknionym wybuchu płaczu. Nienawidziłem gdy ktoś płakał, a gdy robił to on, moje serce się łamało. Schował twarz w dłoniach a ja usłyszałem ten rozdzierający moje serce szloch. Odstawiłem kubek na blat i objąłem mocno jego drżące ciało. Zagryzłem wnętrze policzka starając się zapanować nad swoimi emocjami. Wplotłem palce w jego włosy, przypominając sobie słowa Kamila, że w ten sposób najszybciej się uspokaja. Polak jak zwykle miał rację, szlochy chłopaka cichły. Pocałowałem czubek jego głowy. - Już dobrze, słoneczko. Cii, oddychaj.

-Nie jest dobrze, nie będzie. – Wyszlochał w mój obojczyk a ja dokładnie go w tym momencie rozumiałem, sam też tak kiedyś myślałem. Zastanawiałem się jednak dlaczego mój pozytywny Niemiec mówi takie rzeczy.

-Co się stało, widzę jak bardzo cię to boli Andy, ale musisz mi pomóc i powiedzieć co się stało, żeby w jakikolwiek sposób mógł Ci pomóc. - Pogładziłem go po jego widocznie zaznaczonej kości policzkowej. Jego oczy były straszliwie zaczerwienione, mocno kontrastując z błękitnymi tęczówkami.

-Ona... Ona... - Znów zdławiły go łzy. Zaczynałem obstawiać jakąś sytuację z jego dziewczyna. - Znalazłem test... Ale... Ona, ona powiedziała, że już się tym zajęła...

-O kurwa. - wyrwało mi się, nie spodziewałem się tego. Przytuliłem chłopaka mocniej czując napływ emocji, chciałem zrozumieć jej motyw działania, jednak nie mogłem jej wybaczyć tego do jakiego stanu go doprowadziła. Andy zwinął się w kulkę układając się na moich kolanach mocno przytulając się do mojego przedramienia.

-Mówiła dlaczego? - Zapytałem przeczesując jego zmierzwione włosy.

-Bo psuje jej plany. - Wyszeptał. Zamknąłem oczy. - Gdyby mi o tym powiedziała, byłoby inaczej. Ona... Nie miała zamiaru tego robić. Powiedzieć mi.

Przytaknąłem starając się być tym opanowanym. Przekręcił się na moim kolanach i spojrzał mi w twarz.

-Mogę zostać? - Zapytał cichym głosem.

-Oczywiście. - Na zawsze, dodałem w myślach przecierając jego wciąż wilgotny policzek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro