tandexgranerud cz.III
-Hej, słodziaku.- Halvor odwrócił się gwałtownie słysząc mój głos, posłał mi zdziwione spojrzenie i zatrzymał się wpół kroku. – Udało mi się przeszmuglować informację, że w piątki kończysz o 14.
-Mam w pracy szpiega?- Stanął na palcach i delikatnie mnie przytulił.
-Mhm, ale nie zdradź jego tożsamości. Masz jakieś plany, czy dasz się wyrwać na spacer?- Wyjąłem zza pleców słonecznik i wręczyłem mu. – Obiecuję, że wrócisz w jednym kawałku.
-Dziękuję. – Powiedział patrząc jak zaczarowany w kwiatka. – Zależy gdzie.
-Nad rzekę? Jest ładna pogoda, aż żal nie skorzystać. Podoba Ci się, skojarzył mi się z tobą.- Wskazałem na kwiatek w jego drobnej dłoni. – Ciągnie mnie do ciebie, prawię tak jak je do słońca.
-Oślepiam cię?- Zapytał marszcząc brwi, zaśmiałem się i złapałem go za dłoń, ciągnąc w stronę celu naszego spaceru.
-Lubię słońce, a teraz powiedz mi, słoneczko. – Spojrzał na mnie krzywo, ale nie odezwał się. – Nie lubisz nosić spodni?
-Mam na sobie spodnie, o zobacz.- Uniósł koszulę do góry, tym razem pod nią także znajdowały się te malutkie getry.
-O nie, mój drogi. To nie są spodnie, to.- Wskazałem na swoje czarne rurki.- Są spodnie. Ty masz na sobie przedłużane bokserki.
- Przeszkadza Ci to?- Zapytał niepewnym głosem. Zatrzymałem się, ciągnąc go bliżej siebie.
-Wręcz przeciwnie, uważam, że masz zabójcze nogi. – Zasłonił twarz dłońmi, ewidentnie speszony moimi słowami. Mimowolnie uśmiechnąłem się na jego cudowną reakcję.
-Daniel. – Wydukał moje imię, pierwszy raz powiedział do mnie pełnym imieniem. Wolałem, gdy je zdrabniał.
-No co, mówię samą prawdę. Jestem pewien, że wiele osób tak sądzi. Od razu rzuciły mi się w oczy. Nie ma się czego wstydzić. – Złapałem go za dłonie, chcąc odsłonić mu twarz.- Oczywiście zaraz po twoich ślicznych oczkach, pozwolisz mi je zobaczyć?
-Jestem czerwony. – Uparcie nie pozwalał mi odsłonić mu buzi. Zniżyłem się do jego wzrostu i objąłem go w pasie. – Wyglądam okropnie.
-Wątpię, ty chyba nie jesteś w stanie tak wyglądać. Może pozwolisz mi zadecydować?- Opuścił dłonie, ukazując mi niesamowicie zaróżowione policzki i nos. Pogładziłem go po nich. – Miałem rację, wyglądasz ślicznie. Rumieńce dodają Ci uroku.
-Danny. – Powiedział cicho, patrząc na mnie spod swoich długich rzęs. Splotłem nasze palce i pociągnąłem go w stronę rzeczki.
-Ile masz wzrostu?- Zmieniłem temat, machając lekko naszymi splecionymi dłońmi.
-170 cm. – Przytaknąłem, tak myślałem. Był sporo niższy.
Zatrzymałem się pod jednym z drzew i usiadłem opierając plecy o jego konar. Halvor kucnął przede mną, myśląc nad czymś. – Rozłóż nogi.
-Słucham?- Wykrztusiłem zdziwiony, chłopak jednak był nie świadomyswoich słów. On był taki niewinny. Zrobiłem o co mnie prosił a on usadowił się między moimi nogami, opierając plecy o mój tors. Ułożyłem dłonie na jego brzuchu, bawiąc się guziczkami jego obszernej koszuli.
-Nie rozbieraj mnie, jesteśmy w miejscu publicznym. Jeszcze ktoś zobaczy. – Oparł głowę o moje ramię.
-Nic takiego nie robię, dbam o twoją reputację. – Zsunąłem dłoń na jego zgięte kolano wodząc opuszkami po gładkiej skórze. – Golisz nogi?
-Tylko łydki, nie ma włosów od kolan w górę. – Zamknąłem oczy, głośno przełykając. Czy on naprawdę nie wiedział, że to co mówi jest ... dwuznaczne? Czy robił to specjalnie?
-Masz jeszcze jakiś tatuaż?- Zmieniłem temat, nie chcąc się skupiać nad częściami jego ciała powyżej kolan.
-Dwa, podobają Ci się tatuaże?- Przekręcił się, zagryzłem wargę hamując się przed westchnięciem. Jeśli będzie się tak po mnie tarzał, to zaraz będziemy mieć problem. Wyczuwalny problem.
- Mhm, a na tobie pewnie spodobaj mi się jeszcze bardziej. Pokażesz mi kiedyś?- Przerzucił nogi przez moje udo, układając się na moim obojczyku.
-Może, ale musiałbym się rozebrać do naga. – Wzruszył ramionami, a ja zamrugałem nie mogąc uwierzyć.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać. – Posłał mi uroczy uśmiech, a ja nie mogłem się już oprzeć i pocałowałem te usta o których nie mogłem przestać myśleć. Ten pocałunek był inny niż poprzedni, pewniejszy. Halvor był troszkę nieporadny, ale to jeszcze bardziej dodawało tego czegoś zwykłemu pocałunkowi.
-Danny..- Wyszeptał w moje wargi. – Chyba zaczyna padać.
-Chodź, mieszkam zaraz obok. – Złapałem go i ruszyłem biegiem w stronę bloku. Deszcz lunął w momencie przemaczając nas do suchej nitki. Gdy wpadliśmy do mieszkania, ociekaliśmy wodą. Pociągnąłem chłopaka do łazienki, gdzie wręczyłem mu ręcznik, a sam szybko pozbyłem się mokrych ubrań. Wrzuciłem je do pralki, a gdy się wyprostowałem zauważyłem, że Halvor wpatruje się w mój nagi tors. Podszedłem bliżej i nałożyłem mu na głowę ręcznik.
-Ej.- Oburzył się, wywołując tym mój śmiech. Odrzucił go na bok i spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Musisz się rozebrać, nie wpuszczę cię do sypialni całego ociekającego wodą. – Nie przerywając kontaktu wzrokowego zacząłem rozpinać guziki jego kraciastej koszuli. – Mam wyjść?
-Nie musisz. – Przytaknąłem, kontynuując rozpinanie guziczków. Zsunąłem materiał z jego ramion i wrzuciłem ją wraz z moimi ubraniami do pralki. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, w której umieścił spodenki, nie chciałem przytłoczyć go swoim spojrzeniem. Bez patrzenia okryłem go dużym ręcznikiem. – Dziękuję.
-Nie ma za co, słonko. – Nie byłem do końca pewien, czy dziękuje mi za ręcznik czy za to, że uszanowałem jego prywatność. No, przynajmniej do pewnego stopnia. – Chodź, dam ci coś ciepłego do ubrania.
Za ręce przeszliśmy do sypialni gdzie wyjąłem z szafy dużą białą bluzę, która jak się okazało była na niego o wiele za duża- sięgała mu do połowy ud. Ale wyglądał w niej tak cholernie uroczo.
-Zostajesz w samej sukience, wyglądasz słodko. Chyba, że ci zimno?- Pokręcił głową, naciągając na głowę kaptur. –Wskakuj pod kołdrę, zrobić coś ciepłego do picia?
-Nie, możemy się poprzytulać?- Zapytał układając się pod kołdrą. Przytaknąłem, jak niby miałem mu odmówić.
-Pewnie. – Usiadłem opierając się o wezgłowie, a on przylgnął do mojego boku. Poprawiłem na nim kołdrę i przyjrzałem się jego wesołej twarzy. – Wiesz, może to dziwne ale czuję się jakbym cię znał od zawsze.
-Ja też, normalnie nie leżałbym w łóżku z chłopakiem którego znam dwa tygodnie. – Zaśmiałem się, a chłopak ułożył podbródek na moich obojczyku.
-Czuję się w takim razie zaszczycony, chcemy coś zjeść?- Podniósł podbródek.
-Możemy zamówić pizzę?- Przytaknąłem, a on obdarował mnie swoim słodkim uśmiechem.
-Dobrze, jak sobie życzysz. Tylko musisz mnie na moment wypuścić, bo zostawiłem telefon w łazience. – Przeturlał się na bok, zawijając się przy okazji w kołdrę. Pokręciłem głową i podniosłem się z łóżka.
Szybko zamówiłem pizze, a gdy wróciłem blondyn nucił sobie coś pod nosem machając wesoło stopami. Zrzucił z siebie kołdrę, przez co byłem w stanie zobaczyć go w prawie całej okazałości. Położyłem się obok niego, spierając się na łokciu.
-Nie wiedziałem jaką lubisz, to zamówiłem pepperoni, może być? – Przytaknął.
-Lubię taką. – Przejechałem dłonią po widocznej części jego tatuażu. Wił się w górę i znikał pod materiałem bokserek.
-Całe biodro? – Pokiwał głową i uniósł krawędź bluzy, gdzie nad gumką bokserek kończył się tatuaż. Przesunąłem wzrok na jego płaski brzuch, był bardzo szczupły ale nie w niezdrowy sposób. Był po prostu drobnej postury. – Robisz coś w przyszły weekend?
-Chyba nie, a co?- Przekręcił się na bok, tuląc do siebie moją poduszkę.
-Kenneth ma kawalerski w domku w górach, może pojechałbyś ze mną? – Zaproponowałem. – Możesz powiedzieć nie, zrozumiem i nie mam zamiaru cię do niczego namawiać.
-O, nie będę przeszkadzał?- Zapytał cichym głosem.
-Nie, skąd ten pomysł. – Zapewniłem go, pogładziłem go po plecach.
-Okej, to mogę jechać. – Uśmiechnąłem się pod nosem, zapowiadał się bardziej udany wyjazd niż sądziłem.
Jakoś się do tej dwójki przywiązałam haha
Chyba powstanie jakaś mini seria z nimi... zobaczymy
<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro