Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tandexgranerud cz.II

-W czym mo...O ,  hej. – Halvor posłał mi szeroki uśmiech, a jego policzki momentalnie się zaróżowiły. Poprawił wiszącą na nim o wiele za dużą koszulkę. Czy on nie miał nic pod nią?- Wiesz, że Joachima dzisiaj nie było?

-Wiem, jest przeziębiony. – Podrapałem się po karku, myśląc jak powiedzieć mu, że przyszedłem tu bo mi się podoba, bez mówienia tego.

-Przyjechałeś specjalnie po to, żeby mi to powiedzieć?- Zachichotał, a ja zauważyłem, że ściskał w dłoniach sporych rozmiarów pluszowego pingwinka. Dlaczego on mi to robił, dlaczego musiał być taki uroczy?

-Po części. – Uniósł do góry brwi, czekając na moje dalsze słowa. –Chciałbyś może pójść na jakąś kawę, albo coś?

-Poczekaj momencik. – Wszedł do klasy i zamknął okno po czym zabrał mały plecaczek i założył na plecy. –Możemy iść.

-Zabierasz pingwinka ze sobą?- Zapytałem wskazując na zabawkę.

-Dostałem go na urodziny- Odpowiedział przytulając go do piersi.

-Masz dzisiaj urodziny?- Przytaknął idąc skocznym krokiem . – Wszystkiego Najlepszego.

-Dziękuję. – Znów lekko się zarumienił, bardzo łatwo to robił. –Gdzie idziemy?

-W parku jest taka mała kawiarnia, mają pyszną kawę. Chyba, że masz jakiś inny pomysł?- Zaproponowałem.

-Może być. Nie byłem tam nigdy. Nie mam zbyt dużych wymagań. – Z naprzeciwka jechał rower, co zmusiło mnie do zsunięcia się na bok, przez chwilę byłem za nim. Przyjrzałem mu się od tej strony, ta wielka różowa koszulka zasłaniał praktycznie całą jego figurę, poza jego szczupłymi nogami. Oblizałem wargi, walcząc z nieodpowiednimi myślami. Zrównałem się z nim.

-Ile masz lat?- Zapytał zerkając na mnie z ukosa.

-27, a ty?- Miałem nadzieję, że jest w podobnym wieku bo naprawdę mi się podobał a nie chciałem w ten sposób myśleć o ledwie legalnym chłopaku.

-24. – Odetchnąłem z ulga słyszą to.

-Wyglądasz niewinniej, jak dziwnie by to nie brzmiało , myślałem, że powiesz mi że 18 albo coś koło tego. – Wyszczerzy się, gdy zrobił to tak mocno zauważyłem pojawiające się przy jego oczach kurze łapki. - Jesteś niesamowicie uroczy. Nie dziwię się, że jesteś przedszkolanką.

-Lubię dzieci, sam jestem jeszcze jak dziecko. – Wzruszył ramionami.

-Masz świetne podejście, Joachim nie może przestać o tobie mówić. Będziesz wspaniałym ojcem. – Uśmiechnął się w najcudowniejszy sposób jaki kiedykolwiek widziałem, chciałem, żeby już zawsze to robił.

-Mam nadzieję, marzy mi się gromadka. Oczywiście, jeśli znajdę faceta, który podzieli mój entuzjazm takim pomysłem. – Zagryzłem wargę, do tego momentu nie byłem pewien jego orientacji na 100%. – A ty? Chcesz dzieci?

-Mhm, ale najpierw chciałbym się nacieszyć ojcem moich dzieci zanim będę musiał się nim dzielić z gromadką małych potworków. – Jego policzki zrobiły się czerwone jak truskawki. Otworzyłem drzwi kawiarni, wpuszczając go przodem. – Na co masz ochotę? Ja stawiam, w końcu masz urodziny.

- Nie musisz. – Zasłoniłem mu usta dłonią.

-Wiem, ale chcę. Więc co byś chciał?- Odsłoniłem mu usta, nie mogąc się powstrzymać pogładziłem go po gorącym policzku. Zagryzł dolną wargę.

-Herbatę, nie przepadam za kawą. – Pociągnąłem go do kasy.

-A kogo moje oczy widzą. – Spojrzałem w rozbawioną twarz najlepszego przyjaciela.

-A ty nie miałeś czasem mieć wolnego?- Oparłem się biodrem o kasę.

-Kuźwa, ani mi nie mów. Ta głupia baba mi kazała przyjść. Już jej miałem powiedzieć co myślę, ale...- Oburzył się Kenneth.

-Ale to twoja teściowa, więc Ci nie wypada. Chyba, że już nie chcesz wziąć ślubu z jej synem? I dodatkowo nie mieć gdzie mieszkać i pracować, wtedy droga wolna. – Gangnes pokazał mi środkowy palce. – Halvor, to mój najlepszy przyjaciel i najgorszy zięć na świecie, Kenneth.

-Hej, Danny nie mógł się ostatnio o tobie nagadać. Jadaczka się mu nie zamykała.- Strzeliłem go w potylicę, za co oddał mi z podwójną siłą. – Co chcecie do picia? Ciebie nie pytam, bo jesteś uzależniony od kofeiny.

-Jaką chcesz herbatę?- Zauważyłem, że w ciągu trwania mojej rozmowy z Kennym, przysunął się do mnie znacząco. Złapałem za rąbek jego ogromnej koszulki, wzruszył ramionami łapiąc mnie za palce. – Malinowa jest bardzo dobra.

-Może być. – Przytaknął, wyprostowałem się ciągnąc go w stronę gabloty z ciastami. Ułożyłem dłoń na jego plecach.

-Które byś chciał?- Wskazał palcem na babeczkę z owocami. Kenny przytaknął i zabrał się do roboty.

-Idziemy na zewnątrz?- Zapytał odwracając się do mnie przodem. Przytaknąłem.

-Pewnie. – Usiedliśmy przy jednym ze stojących w kącie stolików.

-Gdzie pracujesz?- Zaśmiałem się na to pytanie.

-Tutaj. Dzisiaj po prostu mam wolne. – Zdziwiłem go. – No i dorabiam sobie zdalnie jako tłumacz .

-Chyba zostanę stałym klientem. – Posłałem mu ciepły uśmiech, miałem nadzieję, że tak się właśnie stanie. Kenneth postawił na stole nasze zamówienie.

-Odliczę ci od wypłaty. Smacznego. – Pokazałem mu środkowy palec, a on posłał mi całusa.

-Długo się przyjaźnicie? –Halvor złapał za babeczkę o ugryzł spory kawałek, brudząc sobie twarz bitą śmietaną.

-20 lat, od dziecka. Ubrudziłeś się, słodziaku. – Otarłem kciukiem na około jego rozchylonych ust, oblizałem krem. Blondyn głośno przełknął i nabrał na palec krem. Usmarował nim mój nos, czego całkowicie się nie spodziewałem. – Ej, ja ci tu pomagam, a ty mi się tak odpłacasz? Nie ładnie.

Otarłem nos i zauważyłem jak chłopak intensywnie mi się przygląda. Zlizałem z palców krem i złapałem w dłoń szklankę.

-Co lubisz robić? – Przysunąłem się bliżej niego, wciąż jednak dając mu przestrzeń osobistą.

-Podróżować, oglądać filmy, chodzić na spacery. – Przytaknąłem dopijając kawę do dna. Idiota zrobił mi bezkofeinową. Halvor upił herbatę i przysunął w moją stronę babeczkę. – Spróbuj jest pycha, a sam całej nie zjem.

-Nie przepadam za słodyczami, ale niech ci będzie. – Pozwoliłem mu się nakarmić . Była dobra, ale cholernie słodka.

-Przejdziemy się po parku?- Zapytał nagle, odrywając wzrok od moich ust. Wstałem i ruszyliśmy w stronę ścieżki. Machnąłem na Kennetha który przyglądał mi się przez szybę. Halvor zdążył już zbiec po schodkach i czekał na mnie u ich podstawy. Zmierzyłem go wzrokiem.

-Ty masz na sobie sukienkę? – Zaśmiał się zatrzymując się przede mną.

-Nie, to męska koszulka. Tylko ma rozmiar L, a ja normalnie noszę XS. Moja siostra ma taką samą. I mam pod nią spodenki, popatrz. – Podwinął koszulkę do góry ukazując króciutkie czarne getry. Zagryzłem wnętrze policzka. Spod jednej z nogawek wystawał czarny wzór, cos roślinnego.

-Masz tatuaż.- Pogładziłem palcem krawędź spodenek. – Dużo jeszcze takich niespodzianek skrywasz?

-Będziesz musiał sam się o tym dowiedzieć. – Zadarł podbródek do góry, by spojrzeć mi w oczy.

-Bardzo chętnie. – Chciałem się nachylić, ale uciekł mi ruszając do przodu skocznym krokiem. Dogoniłem go i złapałem jego drobną dłoń, splatając nasze palce.

-Odprowadzisz mnie do domu? Bo muszę już wracać, siostra ma do mnie przyjść. - Nie wyrwał mi się, odczułem to jak małe zwycięstwo.

-A gdzie mieszkasz?- Blondyn wskazał palcem na jeden ze stojących obok bloków. – Mam stąd blisko do pracy, i jak się okazuje do twojej też.

-I że ja cię tu nigdy nie spotkałem?- Zatrzymaliśmy się pod wskazanym przez niego budynkiem.

-Raczej piję herbatę w domu. – Przytaknąłem podnosząc jego dłoń do ust i całując jej wierzch. – Dziękuję za herbatę i miło spędzony czas.

-Nie ma za co, mam nadzieję, że to powtórzymy. – Powiedziałem naprawdę na to licząc, przytaknął. Miałem ochotę skakać ze szczęścia. Nie zdążyłem jednak, bo zrobił coś czego całkowicie się nie spodziewałem. Objął moją szyje i stając na palcach delikatnie pocałował moje usta. Złapałem go w pasie i oddałem pocałunek, smakował tak cholernie słodko. Halvor pocałował mnie w policzek i odsunął się z tym cholernie pięknym rumieńcem na twarzy. Jego usta były lekko rozchylone a oczy błyszczały.

-Do zobaczenia, Danny. – Ściskając pluszowego pingwinka szybkim krokiem odszedł w stronę klatki. Na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, dotknąłem ust. Czy ja się zakochałem?


Dwa rozdziały w jeden dzień? Szaleństwo! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro