tandexforfang(wellinger) cz.III
Siedziałem na skraju łóżka na którym pod białą kołdrą leżał niemal tak samo blady chłopak. Z moich ust co jakiś czas wydzierał się szloch.
Dlaczego? Dlaczego to musiał być on? Dlaczego wszechświat mnie nienawidzi? Dlaczego byłem w tym samym miejscu co dwa lata temu, w dokładnie tej samej Sali, w dokładnie tym samym stanie. Jedyną różnicą była osoba, której życie wisiało na włosku.
Splotłem palce z jego niesamowicie zimnymi, po moich policzkach spłynęły łzy skapując na wierzch jego poranionej i posiniałej dłoni. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka, zatrzymała się i spojrzała na mnie. Rozpoznała mnie, podeszła bliżej i ułożyła dłoń na moim ramieniu.
-Kochanie moje. – Pozwoliłem jej się przytulić, wybuchnąłem płaczem. Przeczesała palcami moje splątane kosmyki, dokładnie tak samo jak wtedy. – Jechał sam?
-Tak, wracał od swojej mamy. – Przytaknęła sprawdzając coś na karcie pacjenta. Zagryzła wnętrze policzka i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. – Nie musisz mówić, wiem , że jest źle. Czytałem raport lekarza 7 razy.
-To są zazwyczaj śmiertelne obrażenia. – To samo usłyszałem 4 dni temu od ordynatora. Kobieta skupiłam na nim swój wzrok. – Ale on walczy, widzę to. Wróci do ciebie.
-Mówiłaś wtedy to samo. – Przypomniałem jej. Westchnęła.
-Wtedy, sytuacja była jeszcze gorsza. – Spojrzałem na nią pustym wzrokiem. Miała rację, wtedy to trwało zdecydowanie krócej. – Co nie znaczy, że nie walczył. Przyniosę kroplówkę na zmianę.
-Dzięki. – Wyszła, zostawiając mnie sam na sam ze swoimi myślami. Otarłem policzki i nachyliłem się nad nieprzytomnym blondynem. Poprawiłem mu wąsy tlenowe, które zsunęły się mu z lekko odstającego ucha. Bałem się go dotykać, nie chciałem sprawić mu bólu. Ucałowałem delikatnie jego skroń, nie odrywając ust od jego skóry wyszeptałem. – Proszę, proszę walcz. Jeśli nie dla mnie, to dla Colina i Nory. Nie poradzę sobie bez ciebie, aniołku.
-Spałeś w ogóle? – Do pomieszczenia wróciła Erica, podała mi kubek z kawą i zawiesiła pełną kroplówkę na hak. Pokręciłem głową, nie miałem siły, żeby ją okłamywać. –Jakby co to wołaj.
-Dzięki. – Machnęła ręką i wyszła, mijając się w drzwiach z Andersem. – Hej.
-Hej. – Podszedł do mnie i uściskał mnie na powitanie. – Coś się działo cały dzień?
-Nie, nadal bez zmian jest stabilny i nieprzytomny. Jak dzieci?- Anders opadł na stojące obok krzesło.
-W porządku. Nora nie chciała usnąć, ale ostatecznie Stjernen i Halvor połączyli siły i ją uśpili. Colin chciał się dowiedzieć gdzie jesteście, zaczyna podejrzewać że coś jest nie tak. Kenny i Tom go przekupili słodyczami i maratonem z Harrego Pottera. Usnął na Komnacie Tajemnic, więc długo nie powalczył. Obiecałem mu, że weźmiemy go jutro na rowery.- Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale zamarłem czując delikatny uścisk na dłoni. Spojrzałem na zmarszczone czoło Andreasa. Anders gwałtownie się podniósł. – Idę po lekarza.
-Andy, słońce? Słyszysz mnie? Andreas?- Rozchylił powieki, ale bardzo szybko je zamknął oślepiony ostrym światłem. Gdy kolejny raz je rozchylił, już ich nie zamknął. Nigdy w życiu nie cieszyłem się tak na widok jego cudownych tęczówek. Znowu popłynęły mi łzy. Złapałem w dłonie jego twarz. – O matko, kochanie. Dasz radę oddychać? Co cię boli?
-Jestem w szpitalu? – Zapytał zachrypniętym głosem, złapałem za stojącą na szafce butelkę i paczkę chusteczek. Namoczyłem jedną i otarłem nią jego wysuszone usta, oblizał wargi. Odgarnąłem delikatnie jego włosy.
-Tak, pamiętasz co się stało?- Mój głos drżał od emocji.
-Jechałem od mamy. Do domu. Czekałem aż mi odpiszesz na co masz ochotę na kolację. Dalej nie wiem. – Zmarszczył mocno brwi. – Długo tu jesteśmy?
-Cztery dni. –Pogładziłem go po rozciętej kości policzkowej. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł lekarz prowadzący.
-Dzień dobry, Panie Wellinger. Miło Pana w końcu poznać, może Panu się uda przekonać partnera do drzemki. Mi od trzech dni się nie udało. – Zaśmiał się dla rozładowania napięcia, posyłając mi szeroki uśmiech. Andrea spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi. – Jak się czujemy?
-Wspaniale. – Burknął splatając palce z moimi.
-O widzę, że humorek dopisuje. Jakieś problemy z oddychaniem? Mdłości? Intensywny ból w okolicy brzucha, klatki piersiowej? – Pokręcił głową. – Da radę pan poruszyć dolnymi kończynami?
Zagryzłem wargę, obawiając się najgorszego, jednak Andreas delikatnie poruszył stopami. Odetchnąłem z ulgą, całując knykcie jego lewej dłoni.
-Dobrze, jest Pan pod wpływem bardzo silnych środków przeciwbólowych, stąd tymczasowy brak bólu. Miał pan operację, która miała na celu wydostanie z Pana ciała fragmentów szkła i karoserii. Ma Pan przebite płuco i wątrobę, złamane 4 żebra i obojczyk oraz uszkodzony jeden z kręgów w kręgosłupie. Wstrząs mózgu i złamany nos. No i oczywiście otarcia, rozcięcia i siniaki. Ale to raczej oczywiste po takim wypadku. – Posłał mi kolejny uśmiech. – Jestem pewien, że Daniel bardzo dobrze się nimi zajmie. Do zobaczenia na wieczornym obchodzie. – Położył mi dłoń na ramieniu, palce Wellingera zacisnęły się jeszcze mocniej na moich. – Zjedź coś, wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć, a chyba nie chcesz też wylądować na szpitalnym łóżku.
-Zjem. – Przytaknął i wyszedł. Spojrzałem na Andiego, patrzył na mnie z uniesioną brwią.
-Po pierwsze, on z tobą flirtował. – Oburzyłem się, chcąc zaprzeczyć. – Nie przerywaj mi, a po drugie. Partner?
-Musiałem im to powiedzieć, inaczej by mnie tu nie wpuścili! – Podniosłem głos, mając problem z utrzymaniem emocji na wodzy.
-Aż tak się o mnie martwiłeś? – Miałem ochotę go uderzyć, jak on mógł się o to pytać?
-Kocham cię, oczywiście że aż tak się o ciebie martwię!- Burknąłem i zamarłem, przyswajając co właśnie powiedziałem. Raz kozie śmierć, nie chciałem już udawać. Świadom tego, że prawie go straciłem nie mówiąc mu co do niego czuję. Ścisnąłem mocniej jego dłoń. – Kocham cię, i nie mogłem znieść myśli, że w każdym momencie mogę cię stracić i nie mieć nawet szansy się z tobą pożegnać. Gdy tu przyjechałem, powiedzieli mi żebym przygotował się na najgorsze. Że możesz umrzeć, a ja pomyślałem że jeśli tak się stanie... to.. to ja, umrę z tobą. Byłem przerażony, to wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jakbym miał jakieś cholerne deja vu. Byłem przerażony, że ciebie też stracę.
-Hej, jestem tutaj. Nie straciłeś mnie. – Poczułem jego dłoń gładzącą mnie po policzku.
-Ale mogłem... mogłeś... a, a nawet nie zdążyłem Ci powiedzieć jak ważny dla mnie jesteś. – Oparłem swoje czoło o jego. – A kocham Cię, Andy. Nie sądziłem, że po Johannie kiedykolwiek coś jeszcze poczuję, nawet tego nie chciałem. Nie chciałem się w tobie zakochać, nie planowałem tego. Ale tak się stało i sama myśl o tym, że mogłoby Cię przy mnie nie być, cholernie mnie przeraża. Jesteś cudownym facetem, przyjacielem i ojcem. Wiem, że może to nieodpowiedni moment, że to może trochę za dużo. Byłeś jego najlepszym przyjacielem...
-Kocham Cię, Daniel. – Przerwał mi a ja spojrzałem na niego z rozchylonymi ustami. –Kocham cię, bardzo.
Nachyliłem się nad nim i złączyłem delikatnie nasze usta. Oddał pocałunek, ciągnąc mnie na siebie. Ułożyłem dłonie po obu stronach jego głowy, nie chcąc go przylec. Oderwałem się od niego po chwili, przypominając sobie , że ma uszkodzone płuco. Jęknął biorąc głęboki oddech.
-Powoli, masz dziurowe płuco. – Przypomniałem mu, muskając jego usta z każdym słowem. Nie miałem tyle silnej woli, żeby się od niego odsunąć. Nie teraz, gdy wiedziałem, że czuje to co ja. Jego dłoń na moim karku mówiła mi, że on także nie chce tego robić.
-Szczegół. – Zaśmiałem się, a And lekko się uśmiechnął, ale w jego oczach było coś jeszcze.
-Co jest?-Przejechałem nosem po jego.
-Nic ważnego. – Odpowiedział niepewnie.
-Widzę, że jednak coś ważnego. Znam cię 20 lat, nie umiesz kłamać. – Wywrócił oczami, po czym zagryzł wargę z której puściła się krew. Otarłem ją chusteczką.
-Chcesz, żebyśmy byli razem? – Jego głos bardzo mocno drżał, przytaknąłem całkowicie pewien swojej odpowiedzi. – O-Okey. Ja też. Wiem, że nigdy ci go nie zastąpię, zawsze będę tym drugim w twoim sercu, ale naprawdę jesteś dla mnie całym światem. Ty i dzieci.
-Ej, ani mi się waż tak myśleć. Tak, Johann był moim pierwszym, ale nie chcę żebyś tak o sobie myślał. Nie jesteś żadnym zastępstwem, Jesteś sobą, Andreasem Wellingerem, którego kocham takiego jaki jest, jak szaleniec. – Otarłem łzy z jego policzków. – Nie wierzę w to, że można mieć tylko jedną wielką miłość, jedną bratnią dusze czy jak to tam inaczej mówią. Ja jestem szczęściarzem, bo znalazłem takie dwie. Może i nie byłeś pierwszym w moim sercu, ale czuję, że będziesz tym ostatnim.
Andreas w odpowiedzi posłał mi zapłakany uśmiech, przyciągnął mnie do siebie zdrową ręką. Pocałowałem jego słone od łez usta i wtuliłem się w niego najdelikatniej jak potrafiłem.
-Tak bardzo cię kocham. Nikt nigdy nie sprawił, żebym płakał ze szczęścia. – Zaśmiał się przez łzy, scałowałem je i spojrzałem w te cudowne tęczówki.
-Przygotuje się na oświadczyny i ślub. Będziesz potrzebował dużo chusteczek. – W jego oczach pojawiło się szczęście. – Cudownie mi tu z tobą, ale musisz mnie wypuścić, słońce.
-Co, czemu? – Zmarszczył mocno brwi.
-Musze do łazienki. – To go uspokoiło.
-Pod jednym warunkiem. – Uniosłem pytając brwi. – Musisz mi dać całusa.
- Zaraz wracam, aniołku. – Cmoknąłem go w usta i wyszedłem na korytarz. Szybko skierowałem się na klatkę schodową, gdzie oparłem się o jedną ze ścian. Zagryzłem usta i spojrzałem na okno. Było już ciemno, niebo było bezchmurne, gwieździste. Skupiłem wzrok na jednej z nich, wiedziałem, że to tylko bajeczki które wciska się dzieciom, ale chciałem to zrobić. Powiedzieć kilka słow. – Najprawdopodobniej gadam właśnie do siebie, jak idiota ale jeśli gdzieś tam jesteś, chcę Ci podziękować, Johann. Czuję, że o nas dbasz, gwiazdko.
Otarłem łzy i wróciłem do sali Andiego. Posłał mi uroczy uśmiech, po czym przeciągle ziewnął.
-Zdrzemnij się, musisz zbierać siły, żebyśmy szybko wrócili do domu. – Przytaknął i zamknął oczy. Spojrzałem na swoje dłonie i na lekko wyblakłą już obrączkę spoczywającą na moim palcu. Zdjąłem ją i zawiesiłem na łańcuszku razem z małymi literkami „n" i „c". Uśmiechnąłem się pod nosem i złapałem za dłoń śpiącego chłopaka. Teraz musi być tylko lepiej.
Miało być wczoraj, ale miałam urodziny i trochę złapałam lenia :P
Więc wlatuje dzisiaj
Love ya <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro